Czarownica z Wybrzeża. Benefis Krystyny Łubieńskiej
Gdańskie Czarownice z Salem rozpoczyna muzyczne show Tituby, które przemienia się stopniowo w pijacką orgię z udziałem Abigail Williams i zafascynowanych nią, jej rozbudzoną kobiecością, dziewcząt. Reżyserska interpretacja Adama Nalepy nie pozostawia wątpliwości, że źródłem „opętania” młodych kobiet z Salem jest ich wyzwalająca się seksualność hamowana dotąd przez surowe reguły purytańskiego życia. Jak zatem rozumieć deklarowaną „niewinność” najmłodszej z nich, czternastoletniej Ruth Putnam, granej przez nestorkę gdańskiej sceny – aktorkę „z przeszłością”, również teatralną? Jej staro-młodość, starość „zamaskowana” blond peruką z warkoczykami i „upupiona” wpychanym do ręki lizakiem, czyni ją kimś dwuznacznym, pękniętym, obcym. Kimś nie-z-tego-świata. Kimś nie-z-tego-teatru. Krystyna Łubieńska właśnie tą rolą obchodziła 55-lecie pracy artystycznej na scenie Teatru Wybrzeże.
Zadebiutowała w 1951 roku we wrocławskim Teatrze Młodego Widza rolą Heli w Wodewilu warszawskim Gozdawy i Stępnia w reżyserii Wacława Zdanowicza. Przez pierwsze lata występowała na scenach Dolnego Śląska, grając różne podlotki (Zuzię, Zosię, Hankę), młode heroiny (Szimenę, Antygonę, Ifigenię), ale i czarującą Szewcową w sztuce Lope de Vegi czy Alinę w Ciotuni Fredry… To jednak Teatr Wybrzeże stał się jej aktorskim domem na ponad pół wieku. Choć kilka razy go porzucała, szukając zawodowych spełnień w Lublinie, Katowicach, Warszawie.
W ekipie Teatru Wybrzeże pojawiła się w 1958 roku na zaproszenie Zygmunta Hübnera, który objął wówczas kierownictwo artystyczne największej trójmiejskiej sceny, dokonując od razu transformacji zespołu (obok Łubieńskiej dołączyło do niego na starcie jeszcze siedmioro aktorów, w tym Zofia Czerwińska i Zdzisław Maklakiewicz; wrócili również do grania, „oddelegowani” wcześniej do studenckiego Bim-Bomu, Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela). Hübner, wówczas dwudziestoośmioletni aktor, reżyser i publicysta, w roli dyrektora dopiero debiutował, ale – jak pisała Malwina Szczepkowska w tomie 20 lat teatru na Wybrzeżu – posiadał rzadki dar, dzięki któremu potrafił doprowadzić aktorów do czegoś więcej niż zagrania jednej dobrej roli: do zrobienia dobrego teatru. Pomagał im po prostu odkryć, że ich zawód jest czymś pasjonującym, dlatego warto mu poświęcić wiele…
Łubieńska od razu zagrała główną rolę Heleny w Nie będzie wojny trojańskiej Jeana Giraudoux w przekładzie, inscenizacji i reżyserii Bohdana Korzeniewskiego na scenie Teatru Wielkiego we Wrzeszczu (obecnie siedziba Opery Bałtyckiej). U swojego boku miała Edmunda Fettinga (Parys), Mirosławę Dubrawską (Andromacha), Kirę Pepłowską (Hekuba), Tadeusza Rosińskiego (Hektor), Tadeusza Gwiazdowskiego (Ulisses), Stanisława Dąbrowskiego (Demoks) i innych. Korzeniewski, miłośnik kultury francuskiej ufundowanej na oświeceniowym racjonalizmie, dał przedstawienie „jasne, celowe, czyste w swoim teatralnym kształcie (…) dyskretnie skrywające uczucia bohaterów, by z precyzją odsłonić tok ich myślenia”, z umiarem traktując zarówno momenty tragiczne, jak i komediowe (Szczepkowska). Nie każdy z aktorów trafił precyzyjnie w ten styl sztuki i jej reżyserskiej interpretacji. Helena w wykonaniu Łubieńskiej, „bardzo upozowana na natarczywego kociaka”, nie spodobała się Róży Ostrowskiej. Zupełnie inaczej oceniał jednak pracę aktorki Wojciech Natanson, w opinii którego Łubieńska przydała Helenie akcentów wyraźnie poetyckich, nicując zawartą w sztuce charakterystykę tej postaci jako kobiety pozostającej we władzy zmysłów. Na łamach „Teatru” krytyk chwalił piękne operowanie frazą, czym aktorka uwydatniła „wszystko, co w replikach Heleny jest dowcipem, urokiem oryginalnej myśli poetyckiej”.
Do radykalnie innego świata zaprosił Łubieńską tandem Cybulski-Kobiela, którzy jako reżyserzy zaproponowali unowocześniony teatr buffo, gdzie błazeństwo i absurd doprowadzone zostały do eksplozji. Aktorka wstąpiła do tego Królestwa Nonsensu, wyprowadzonego z tradycji commedia dell’arte i zmaterializowanego na scenie przez wybitnego scenografa Janusza Adama Krassowskiego, dwukrotnie – jako Hrabianka Barbara w Jonaszu i błaźnie Broszkiewicza oraz Zuzanna w Królu Flersa, Caillaveta i Aréne. Takie role, oparte na improwizacyjnym szaleństwie i cyrkowo-kabaretowej giętkości, będą jednak w jej dorobku rzadkością.
Krystyna Łubieńska niespodziewanie wróciła na scenę Teatru Wybrzeże w wielkim stylu sześć lat temu. Za jej aktorską re-aktywację (re-kreację?) odpowiedzialny jest Adam Nalepa.Pod ręką Hübnera, w czasie jego krótkiej dyrekcji, stworzyła tylko dwie role. Najpierw w zrealizowanym jako monumentalne widowisko Kajusie Cezarze Kaliguli Rostworowskiego (1959) była Milonią Caesonią, żoną tytułowego bohatera – jedną z „posągowo pięknych kobiet”, wpisaną w sztafażowe, rapsodyczne tło przeciwstawione drobnemu, nerwowemu, przygarbionemu i chwilami prawie szepczącemu Bogumiłowi Kobieli. W 1960 roku zagrała u boku Hübnera w arcydzielnym Nosorożcu Ionesco, wcielając się w postać Daisy – uroczej, seksownej dziewczyny (ponoć w stylu Brigitte Bardot), która była najdłużej wierna ukochanemu Bérengerowi i ludzkiej skórze, dopóki nie uległa naciskowi prądu lansującego „nosorożcyzm” (określenie Sławomira Siereckiego). Zagrała również, w dublurze z Elżbietą Kępińską, w kończącym dyrekcję Hübnera Hamlecie w inscenizacji Andrzeja Wajdy (1960), partnerując po raz kolejny Edmundowi Fettingowi. Jak pisała Szczepkowska, „dojrzały warsztat aktorski, w połączeniu z dziewczęcą, poetycką aparycją, pozwoliły Łubieńskiej pokazać Ofelię, posłuszną córkę Poloniusza, damę na dworze królewskim, subtelną i kruchą, której dziewczęcy umysł nie udźwignął ciężaru nieszczęścia”. Do tej roli wróciła niedawno w performansie Zorki Wollny Ofelie. Ikonografia szaleństwa, jako najstarsza w gronie jedenastu aktorek, które odgrywając scenę obłąkania, poddały się „procesowi przypominania roli, odtwarzania pamięci ciała i świadomości”.
Nie najlepiej wiodło się jej jako aktorce za dyrekcji Jerzego Golińskiego, który przejął Teatr Wybrzeże po odejściu Hübnera do Warszawy. W Weselu Wyspiańskiego (1961), łączącym naturalistyczne obrazowanie wiejskiego życia (na tle szopkowej scenografii Alego Bunscha) z groteskowym prowadzeniem postaci, była tylko „piękną i wytworną” Maryną. Na szczęście właśnie wtedy pojawiła się propozycja filmowa – zagrała u boku Adolfa Dymszy jedną z głównych ról, matkę młodocianego bohatera Pawełka Grzeli, w obrazie Janusza Nasfetera Mój stary (w ramach promocji zjeździła z Dymszą „pół Ameryki”). W teatrze zagrała jeszcze Tytanię w wyreżyserowanym przez dyrektora Szekspirowskim Śnie nocy letniej (1962) i zebrała od recenzentów wiele pochwał za konsekwencję i czystość stylistyczną w poprowadzeniu roli. Warto przytoczyć jedną z opinii, bo wydaje się nad wyraz trafnie charakteryzować jej aktorstwo z tamtego okresu: „Łubieńska, przy dobrej dykcji i ładnie brzmiącym głosie, mówi wiersz, zachowując wszystkie jego kanony i nie gubiąc przy tym wartości znaczeniowych – pisała na łamach „Teatru” Bożena Winnicka. – Jej Tytania jest rozpoetyzowaną, a jednocześnie bardzo realną, zmysłową boginią, goniącą za jednoznacznymi urokami życia”. Niewykluczone, że to właśnie owo rozpoetyzowanie i piękna deklamacja w wykonaniu subtelnej i kruchej aktorki nie do końca współgrały ze stylem reżyserskim Golińskiego, stawiającym na żywiołowość, brutalność, potrzebę mocnej ekspresji, grę – jak to się mówi w branżowym żargonie – z „naciśniętym pedałem”. To wtedy zresztą po raz pierwszy Łubieńska uciekła na krótko do Teatru Ziemi Mazowieckiej, gdzie zagrała między innymi Nataszę w Skrzywdzonych i poniżonych Dostojewskiego.
Od połowy lat sześćdziesiątych ważną postacią w jej biografii teatralnej stał się z pewnością reżyser Piotr Paradowski. To u niego zaczęła na powrót grać główne role – Helenę w Troilusie i Kresydzie Szekspira (1965), Jelizawietę w Jegorze Bułyczowie i innych (1967), Ninę Zarieczną w Mewie Czechowa (1968), Elwirę w Don Juanie Moliera (1969), Kasandrę w Orestei Ajschylosa (1969), Krasawicę w Bolesławie Śmiałym Wyspiańskiego (1969). I to on namówił ją do ponownego opuszczenia Trójmiasta, powierzając aż dwukrotnie, w Teatrze im. Osterwy w Lublinie (1970) i Teatrze Śląskim w Katowicach (1971), rolę Katarzyny w Szekspirowskim Poskromieniu złośnicy. Na Wybrzeże Łubieńska powróci dopiero w 1975 roku, do całkiem innego już teatru, zdominowanego przez styl myślenia Stanisława Hebanowskiego, w którego spektaklach główne role zarezerwowane będą dla Haliny Winiarskiej i Haliny Słojewskiej. Jej gwiazda przygasła, nie licząc kilka „rozbłysków” jak choćby rola Aliny Rabskiej w Stąd do Ameryki Zawistowskiego w reżyserii Mikołaja Grabowskiego.
Krystyna Łubieńska niespodziewanie wróciła na scenę Teatru Wybrzeże w wielkim stylu sześć lat temu. Za jej aktorską re-aktywację (re-kreację?) odpowiedzialny jest Adam Nalepa, reżyser wychowany i wykształcony w Niemczech, który w swoim pierwszym spektaklu realizowanym w Polsce, Blaszanym bębenku według Grassa, obsadził ją w roli Roswity. Zobaczył w niej esencję Artystki władającej krainą teatralnej ułudy – podszytej oszustwem boskiej bufonady w oparach tandety. Kolejne spektakle umocniły ją na pozycji medium teatru Nalepy. Rola małoletniej Ruth Putnam w Czarownicach z Salem, wykraczająca poza ramy fabularnej fikcji, wpisuje się w – konsekwentnie przez niego kreowany – „teatr deziluzji”, typując ją na potencjalną „sprawczynię” świata na scenie. Zarazem jednak wprowadza do spektaklu, pozbawionego z woli reżysera „metafizycznego odoru”, aurę niepokoju i tajemnicy, kiedy z niewinnej dziewczynki z lizakiem w ręce przeobraża się w jednej z późniejszych scen w bezwzględną sadystkę, która paląc jointa rozpruwa nożyczkami brzuchy obnażonych lalek. Czarownica podszywająca się pod niewinność dziecka… „Jest Łubieńska w spektaklach Nalepy kimś spoza, kimś obcym, a równocześnie kimś jedynie pasującym do jego spektakli, bez kogo pokazywany przez niego świat byłby dużo prostszy.” – napisał na swoim blogu dramaturg Remigiusz Grzela. Trudno uchwycić ten aktorski fenomen bardziej przenikliwie.
8-11-2013
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.