Pluszaki na gigancie
1.
Im bardziej ubywa kartek w moim osobistym kalendarzu, tym bardziej zastanawiają mnie dziecięce fikcje, które w istocie rzeczy są bujdą na resorach. Świat za oknem nie bywa baśniowy, lecz atlasowy.
Ptaki, które dokarmiam, walczą o pożywienie aż niemiło. Drapieżniki odzierają je z pierza i życia sprawnie i skutecznie. Hołubione na Facebooku koty są wytrawnymi mordercami bez skrupułów. Krogulce zaciskają szpony szybciej od mrugnięcia okiem. Pinia i Franciszek z Zostań moim przyjacielem za moim oknem zapewne przeżyliby tu ostatnią w życiu przygodę.
2.
Wraz z aktorami Wrocławskiego Teatru Lalek Tomasz Man zaproponował dzieciom historię pingwiniątka, które ucieka z zoo, by z porzuconym przez właścicielkę w parku żółwiem przeżyć wielką podróż nad morze. Oboje żyją w fikcji – pingwiniątko wierzy, że Antarktyda to kraina rodzinnego szczęścia, żółw – że pani tylko o nim zapomniała. Dla Pini szum fal byłby symbolem odzyskanej wolności, dla Franciszka znakiem powrotu do różowej przeszłości.
Tak czy owak rzecz moralnie wydaje się niejednoznaczna, gdyż każda z postaci ma coś za uszami. Pinia jest krnąbrna, uciekając zza krat, dewastuje hierarchię zoologu, który w intencji opiekunów zwierząt nie jest przecież obozem koncentracyjnym, a bywa sposobem na ocalenie gatunków. Winni jej desperacji są młodzi zwiedzacze zoo – gum do żucia na wybiegi rzucacze i fotosptrykacze oślepiający zwierzęta fleszem. Ale i personel nie jest bez winy – ryby z puszki wydają się Pini mało przekonującym przysmakiem. W piosence zamykającej scenę ucieczki z zoologu Pinia śpiewa: „wolność kocham / wolność wzięłam / wolność lubię / wolności nie zgubię”. Bezwarunkowa ta wolność.
Z kolei Franciszek przedstawia się jako żółw salonowy. Prędko orientujemy się, że o lekko zwichrowanej psychice. Fan różowych dekorów i kolorów, rozsmakowany w hamburgerach, obsesjonat czystości – to nie są oczywiste obyczaje domowych gadzich pupilów. Ale jest kulturowy potencjał! Franciszek zda się żywą maskotką pańci z klasy średniej, apologetą liberalnego statusu społecznego, ale i swego rodzaju zakładnikiem mody. Przyjął swoją rolę świadomie, rezygnując nawet ze spodziewanej przez nas instynktownej zwierzęcości. Szuka zatem wygody, uznając totalny konformizm za postawę godną gada i oczekując, że relacje z ludźmi nie zawierają traumy porzucenia – swoisty rachunek inwestycyjny, czyli zysk w postaci życia w salonie, ma być argumentem. Różowe gadżety przecież kosztują.
A zatem teatr drogi Tomasza Mana wzbudza w widzu dylemat – czy nieograniczona wolność osobista musi oznaczać uszczerbek dla wspólnoty? I pytanie drugie – czy uleganie modzie oznacza przymus emocjonalnego recyklingu? Czy świat pluginów i plugoutów, w którym żyjemy, dotyczy także uczuć?
3.
Pomagający Pini w ucieczce Pingwin nie ma złudzeń: „w zoo / nie ma przyjaciół / kto pierwszy, ten lepszy”. Pinia – w gruncie rzeczy – też chyba nie. Na początku eskapady spotyka w lesie sarenkę w potrzasku. Prośba o uwolnienie spotyka się z radykalną odmową Pini – wszak w zoo „było coś za coś”. Wolność jako skłonność do altruizmu nie wydaje się Pini szczególnie kusząca. „Możesz zmienić zasady / i zacząć pomagać” – przekonuje sarna. „Kto ma serce / nie ma ryb / tak jest w zoo” – słyszymy kryptooskarżenie systemu.
Delikatna kazuistyka obejmuje kolejne postacie wielkiej wędrówki. Oto sponiewierany przez Franciszka Jeżyk-śmierdziuch głosi tyradę przeciw ekobrudasom: „wbijają się w moje szpilki / papierki po kanapkach / papierki po cukierkach / papierki po czekoladkach / papierki po lizakach / stare gumy do żucia / wstrętne papierosy”. Hipster Franciszek okazuje się równie nieprzysiadalny, jak Pinia-egoistka. „Mam dyplom eleganckiego żółwia” – kontestuje prośbę Jeżyka o pomoc przy toalecie.
Jeżykowy argument o ekogłupocie ludzi wydaje się jednak zbyt powierzchowny. Worki porzucane w lasach i rowach przydrożnych to symbole występku, może nawet grzechów – kłamstwa i zaniechania. I dowód na nieszczelność systemów edukacji oraz podatkowego. W sumie kryzys myślenia gminnego. Bez miłosierdzia dla natury. O tym Jeżyk najzwyczajniej nie wie.
4.
Zastanawia mnie również skłonność futrzasto-pierzasto-skorupiastych bohaterów do słabo motywowanej superwolicjonalności. Oto hipsterski Franciszek akcentuje konsumenckie pożądanie – „kupuje mi, co chcę”, to opinia o właścicielce żółwia; Pinia z kolei totalnie anarchizuje – „ja jestem wolna / mogę robić, co chcę”. W scenie kradzieży słoika miodu, urodzinowego prezentu dla mamy od Misia, który poszedł nazbierać kwiatów, oba stwory są zadziwiająco zgodne w budowaniu strategii wypierania winy. Bajdurzą o znalezionym nie kradzionym, targują się o wartość słoja. Nawet wobec siebie nie są solidarni. Aż tłuką słój i fant przepada.
Konkluzja wydaje się dość smutna – nikt nie jest bez winy i każdy (każde) inaczej rozumie wolność, dobra tu ani na lekarstwo. Brak jakiegoś etycznego horyzontu zdarzeń. Gdyby nie Ciotka Borowa i Purtek, którzy weszli w role leśnych duchów, strasząc niesfornych i kłótliwych wędrowców, nie byłoby miary i kary, zwłaszcza że wygłodniałe wilki okazały się niezgułami, więc bohaterowie wysmyknęli się z opresji wprost do rzeki. Kary zresztą nie ma aż do końca, bohaterowie grają o przeistoczenie. Co godne aprobaty.
5.
Dydaktyzm spektaklu i poczucie humoru bohaterów tej pingwiniady nie należą do zbyt wyszukanych. Oto Bóbr-właściciel tamy zadaje zagadki. Pierwsza jest o kozach w nosie, druga o puszczaniu bąków. Potem następuje Armagedon przechodzenia szosy. Ciężarówki, motory, samochody „zdmuchują”, „warrrrczą”, „śśśśśmigają przed nosem”, „wrzrzrzrzeszczą” na osierocone stwory. Pinia, Franciszek, Lis i Królik utkwiły po tej stronie szosy, marzenia zaś o szczęściu, miłość rodzinna i sympatie – po drugiej stronie asfaltu. Cywilizacja zda się koszmarem w takim samym, śmiertelnym dla zwierząt wymiarze, jak głód wilczych pobratymców.
Teza zdesperowanej gromady, iż „wilki są lepsze od ludzi” (kierowców, kłusowników, znudzonych prosumentów, kuśnierzy i modniś) wydaje się jednak naciągana. W zwierzakach-pluszakach jest sporo agresji. Oto w scenie pisania listu do ludzi w ważnym zdaniu: „chcemy żyć tak jak wy”, sens wydaje się przewrotny. Kiedy Franciszek zachęca współofiary przemocy do konkluzji „bo jak nie, to spalimy wam sklepy”, emocje łagodzi dopiero Lisek. Gdy Królik pisze: „dajcie nam żyć / w naszych ciepłych futerkach”, Pinia na to: „bo wam wyrwiemy nogi”. I znów koncyliacja Liska ratuje sytuację.
Podobnie gryziemy z frasunku paznokcie, gdy Orlica porywa Franciszka na zupę żółwiową dla piskląt, a jego pancerz przypadkowo ratuje ptaka przed strzałem z dubeltówki kłusownika. Przypadek nie wydaje się dobrym powodem do zmiany postaw moralnych, choć – przyznajmy – wartko przesuwa akcję ku finałowi. A w finale – jak w Panu Tadeuszu Mickiewicza – wielkie kochajmy się i wznoszenie domu dla Pini i Franciszka. Prawdopodobieństwa w tym żadnego, lecz dużo dobrej woli i zapału, piosenek i dużej sprawności aktorskiej – Anna Kramarczyk i Krzysztof Grębski animowali kilkanaście lalek, bywało, że jednocześnie.
6.
Przyznajmy, świat przedstawiony w tekście Tomasza Mana pełen jest ambiwalencji, lecz w foyer po spektaklu dzieciaki wołały, że było fajnie. I na tej konkluzji poprzestańmy. Mnie oprócz sprawnej animacji i miniaturowej, funkcjonalnej scenografii nie większej niż krąg betonowej cembrowiny, ucieszył widok Jacka Sieradzkiego kontemplującego swawole Pini i Franciszka. I entuzjazm małych widzów, pragnących choć dotknąć bohaterów zdarzeń. To przecież najwyższy komplement dla artystów. I dla ich lalek.
24-01-2018
Wrocławski Teatr Lalek
Tomasz Man
Zostań moim przyjacielem
reżyseria: Krzysztof Grębski
scenografia: Aneta Piekarska-Man
lalki: Iwona Makowska
animacja komputerowe: Aneta Talarczyk
muzyka: Grzegorz Mazoń
obsada: Anna Kramarczyk i Krzysztof Grębski
premiera: 02.12.2017
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.