AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Dobre dotykanie teatru

Fot. Pola Amber  

Nie będzie to całkiem obiektywna i bezstronna relacja, z następujących powodów: jestem z Łodzi (chociaż z Warszawy), byłem jednym z tych, którzy ten projekt wymyślali, brałem też czynny udział w każdej z sześciu jego edycji. Mało tego, najnowszy spektakl Chorei Szczelina powstał dzięki akcji Dotknij Teatru. Ale o swoim spektaklu ani o udziale naszego teatru w tym projekcie nie będę pisał, więc ta niezręczność i groźba autopromocji staną się nieco mniejsze.

Interesuje mnie samo zjawisko i wyjątkowość tego wydarzenia w Łodzi. Mam nadzieję, że uda się zarazić inne miasta nie samym pomysłem – bo to się dzieje już od trzech lat (pod patronatem Instytutu Teatralnego akcja Dotknij Teatru rozlała się po całej Polsce) – ale sposobem realizacji tego projektu. Nieformalna grupa ludzi teatru pod wodzą Anny Ciszowskiej postanowiła zamienić akademię ku czci i składanie kwiatów pod pomnikiem Schillera na kilkudniowe święto teatru w całym mieście. W 2010 roku ogłosiliśmy w Łodzi, że każdy, kto ma pomysł na spektakl, performans, koncert, akcję teatralną, warsztaty czy wystawę związaną z teatrem, może zgłaszać swój projekt do rady programowej, którą powołaliśmy. Nie miało znaczenia, czy jest to grupa profesjonalna, amatorska, dom kultury czy indywidualny artysta. Liczył się pomysł, jego świeżość, potencjał oddziaływania, wpisywanie się w temat, który co roku był inny. Część tych projektów mogła liczyć na minimalne dofinansowanie. Pula, którą miasto co roku przeznaczało na ten cel, wynosiła około 200 tys. zł. W tym roku dostaliśmy też wsparcie z MKiDN. Każda z edycji Dotknij Teatru to około stu, stu kilkudziesięciu wydarzeń. Część z nich instytucje kultury realizują ze środków własnych. Wszystkie wydarzenia są niebiletowane. Trzeba robić wcześniejsze rezerwacje miejsc, bo na ogół wszystkie sale są pełne.

Tego roku na naszym małym wielkim festiwalu odbyło się aż dziewiętnaście premier! Wszystkich prezentowanych spektakli – trzydzieści dziewięć. Dwadzieścia dziewięć warsztatów i pokazów pracy. Czy znacie jakiś festiwal w Polsce, który w ramach kilkudniowej edycji prezentowałby dziewiętnaście premier?

W Fabryce Sztuki, gdzie ma siedzibę Teatr Chorea, działało w ostatnim miesiącu sześć grup. W Teatrze Szwalnia pięć. Sale były okupowane od rana do późnej nocy! AOIA(Akademicki Ośrodek Inicjatyw Artystycznych) robił w ramach Dotknij Teatru dwie premiery. Czy to nie jest prawdziwe święto? Zawodowcy i amatorzy działali ramię w ramię, bez taryfy ulgowej. Teatr Powszechny robił niezwykły projekt z ludźmi z Monaru (oprócz tego własną premierę). Teatr Nowy( który za wszystko formalnie i organizacyjnie odpowiadał) też przygotował premierę, podobno świetną. Grupa Kijo zrealizowała wstrząsający trzydziestoosobowy projekt angażujący tancerzy i osoby niepełnosprawne na wózkach. Teatr Zamiast (założony przez absolwentów Szkoły Filmowej) zrobił spektakl o uchodźcach. Chorea też. Teatr Szwalnia z piątką ukraińskich aktorów z lalkarskiej szkoły z Kijowa zrobił mocny, dotkliwy spektakl o postmajdanowej świadomości młodych Ukraińców.

Celowo nie podaję nazwisk i tytułów, chociaż to może być dla teatrofila bardzo irytujące, ale nie mogę recenzować i definiować poziomu artystycznego tych wydarzeń, bo wielu z nich nie widziałem, w kilku brałem czynny udział i tak naprawdę nie o tym chciałem pisać. Tylko o tym, że możliwe jest współdziałanie wielu środowisk bez poczucia zagrożenia i konkurencji. Że można w tak dużym mieście wspierać się, pożyczać sobie sprzęt, sale do prób, rekwizyty i pieniądze. Że wielu aktorów i tancerzy brało udział w kilku projektach naraz – ku rozpaczy niektórych reżyserów. Ale bójek, donosów i wykluczeń nie było. Były dyskusje po spektaklach, pytania i niedosyt.

Wybitni aktorzy, jak Bogusław Linda czy ostatnio Jacek Poniedziałek, przyjeżdżając do Łodzi, widzą tu nędzę, pijanych ludzi, wojnę kibiców na murach i smutek. Nie da się ominąć trudnych miejsc Łodzi, kręcąc tu filmy Wajdy czy grając spektakle Warlikowskiego, co wynika z popękanej społecznie struktury tego miasta. Nie mówię tu o centrach handlowych i nowych, wspaniałych inwestycjach. Mówię o miejscach, gdzie tętni życie lub tętno jego zamiera. Nie ma dobrych i złych dzielnic. Każda jest i dobra, i zła. Jest to część naszego życia tutaj, którego nie sposób dostrzec ze strzeżonych osiedli czy zza kierownicy superszybkich samochodów. To część naszego życia, które włazi nam do spektakli i łazi po plecach. To tutaj w Łodzi miał miejsce ten paradoks zderzenia geniuszu Strzemińskiego (którego to artystę na ul. Włókienniczej niedawno odgrywał u Wajdy Linda) z jego fizycznym okrucieństwem wobec najbliższej mu osoby. Ta niewygoda, te lęki, wykolejenia i choroby tego miasta uczą pokory, budzą niepokój i w dziwny sposób uwiarygadniają uprawianie sztuki. Jakby chciało się dowiedzieć, czy coś jest po drugiej stronie, jakby chciało się znaleźć szczelinę i przez nią szukać światła w spękanych murach opuszczanych kamienic.

P. S. W mieście Ł. trwa właśnie kolejna edycja Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych Teatru Powszechnego, w ostatni weekend kwietnia rusza festiwal teatru tańca, robiony przez grupę KIJO po raz dziewiąty, bez żadnych pieniędzy, a na początku maja czekamy na Festiwal Szkół Teatralnych, robiony przez Filmówkę mimo braku dotacji z MKiDN…

13-04-2016

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: