AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wendzikowska gate, czyli multimedialna aferka parateatralna

Fot. Pola Amber  

1.
Nikt lepiej, poza Grotowskim, by tego nie wymyślił. Aferka medialna z udziałem Anny Wendzikowskiej z TVN jest najlepszym dowodem na życie pozagrobowe. Na to, że śmierć nie jest końcem wszystkiego.

Świat zajmuje się sprawami błahymi. Zwiększający się lawinowo nawał zbędnych informacji i przyspieszający  coraz bardziej czas uniemożliwia oglądanie się wstecz. Pamięć o bohaterach i mitach zaciera się, niekultywowana. Ostatnimi jej strażnikami są uczeni: humaniści i historycy, ale nikt nie ma już czasu ich czytać. Co więc zrobić, żeby ludzie nagle przypomnieli sobie o kimś ważnym? Żeby zawrzała dyskusja? Czterdzieści tysięcy wejść w Google na hasło „Grotowski” – a to tylko przez pierwsze trzy dni!

Wpadka – to słowo budzi dziś każdego. Jest niezawodnym narzędziem do przykuwania uwagi w Internecie. Wojny już nudzą, dwieście tysięcy trupów w Syrii nie robi wrażenia. Ale gwiazda, która pokazała majtki lub biust, prezydent, który się przejęzyczył? No, to jest dopiero prawdziwa wpadka, na którą z niecierpliwością czekamy! Jednak wpadka, o której tu mowa, przebija wszystkie.

Jakaś Amerykanka, w dodatku wybitna aktorka, naszej polskiej młodej i pięknej dziennikarce wytyka (na wizji), że jest już drugą młodą osobą z Polski, która nie wie nic o największym reżyserze świata, Polaku. Tego nikt dziennikarce nie wybaczy. Taka ładna i nie wie? Obca (ale znana!) wytyka Naszej Polce innego Polaka! Ale wpada. Więc nura do Wikipedii, żeby nas nikt nie przyłapał. Słyszę chichot Grotowskiego. Na pewno dzień przed wywiadem przyśnił się Sigourney Weaver. Na pewno, bo pomysł z jego pomnikami na każdym rogu ulicy nie mógł być jej.

2.
Naprawdę interesujące jest to ciągłe powoływanie się na Grotowskiego przez tak wielu twórców, którzy w większości nie mogli go znać. Interesujące, w jakiej sprawie się na niego powołują. Kantor krzyczał, żeby nie wymawiać tego nazwiska w jego obecności, bo Grotowski to złodziej, który ukradł mu ideę teatru ubogiego. Bez wątpienia największy żyjący nasz reżyser, Krystian Lupa, uważa Grotowskiego za hochsztaplera i fałszywego guru, być może odreagowując to, że nie został wpuszczony na któryś z jego spektakli. (Grotowski lubił czasem nie wpuścić jakiejś znanej osoby – tak m.in. wykreował niewiarygodny sukces swojego teatru w Nowym Jorku. Krytycy wdrapywali się przez okna na Apocalypsis cum figuris). Ale już uczniowie Lupy: Warlikowski i Jarzyna, nieraz mówili, że szukają w teatrze tego, czego szukał Grotowski.

3.
Długo nie mogłem zrozumieć, w jakiej sprawie na Grotowskiego powołują się artyści z Zachodu, którzy nie mogli widzieć jego spektakli ani spotkać się z nim.

Rosanna Gamson, wybitna choreografka z Los Angeles, w 2009 roku zaproponowała Chorei współpracę. Zainteresowała mnie m.in. dlatego, że powoływała się na Grotowskiego. Poza tym była świetną choreografką i wytrzymała cały nasz morderczy warsztat w Łodzi. No i była Żydówką, która chciała ze swoimi tancerzami i z Choreą opowiedzieć współczesnym językiem ruchu o tym dziwnym żydostwie, zrobić to z dużym dystansem i bez Holocaustu. Stworzyliśmy razem spektakl w Stanach, a potem w Polsce. Po drugim pokazie w Los Angeles (premiera była dużym sukcesem) Rosanna zrobiła straszną awanturę – głównie swoim tancerzom, ale też pośrednio nam. Powiedziała, że tego wieczoru zagraliśmy najgorszy spektakl, jaki ostatnio widziała, że to było jak prostytucja: samozadowolenie aktorów, mizdrzenie się do publiczności, kokietowanie. Powtarzała, że spektakl nie polega na robieniu przyjemności widzom, że działanie aktorów ma stawiać widza w sytuacji niewygodnej, zostawiać go ze zdziwieniem, pytaniami, niepokojem. To jest możliwe tylko, gdy aktor w stu procentach angażuje się w to, co robi. Wtedy zrozumiałem, co znaczy dla niej Grotowski. Ten, który nie patrzy na publiczność, ale pokazuje, gdzie publiczność ma patrzeć, a raczej w czym uczestniczyć. Nawet jeżeli to boli i jest nieprzyjemne. To jest naprawdę ciekawe: w Stanach wielokrotnie spotykałem się z tym, że kto tylko wykraczał poza normę i kanony Broadwayu, od razu przywoływał Grotowskiego – jako tego, który ryzykował i nie bał się odsłaniać tego, co ciemne w aktorze, i tego, co ciemne w widzu. Czyli potrzebujemy go, gdy przebijamy głową mur i szukamy wzoru bezkompromisowości. Wydaje mi się, że na podobnej zasadzie Grotowskiego przywołują młodzi twórcy teatru w Polsce.

4.
W Indiach było zupełnie inaczej. Pokazywaliśmy tam z Choreą spektakl Grotowski – próba odwrotu, po którym prowadziliśmy bardzo dziwne rozmowy. W indyjskich środowiskach teatralnych (przynajmniej w New Delhi i Kalkucie) Grotowski jest znaną i ważną postacią, dla wielu największym guru teatru współczesnego. Nie wiem do końca dlaczego. Może dlatego, że doświadczenia, które tam nabył, odmieniły go do tego stopnia, że po powrocie do Polski przestało go interesować uprawianie teatru? Paradoks polegał na tym, że po dwudziestu latach od tej decyzji rozmawiałem w Indiach o Grotowskim wyłącznie z aktorami i reżyserami teatralnymi. Pytania, które zadawali, i wnioski, jakie prezentowali, były zaskakujące. Jeden z bardzo szanowanych reżyserów i profesorów szkoły teatralnej w Delhi zauważył, że w naszym spektaklu powtarzamy za Grotowskim o dotarciu do zwierzęcia w sobie, ale dla niego najciekawsze jest to, że Grotowski nie wspomniał, jak to zwierzę ujarzmiać. Mówił tylko, żeby je obudzić, dotrzeć do niego. „A przecież – zauważył indyjski profesor – to może być bardzo niebezpieczne!” Drugi zwrócił uwagę, że pojęcie organiczności używane przez Grotowskiego powinno być bardziej doprecyzowane. Bez tego w praktyce może być nadużywane i wykorzystywane do kłamania na scenie. Co za rozmowy! I to akurat na przyjęciu w ambasadzie RP w New Delhi. Innym razem po spektaklu zaczepił mnie młody człowiek, przyszedł do naszej garderoby i powiedział, że ciało, które dla Grotowskiego i dla nas jest najbardziej wiarygodnym i czystym środkiem do komunikowania się z widzem, dla niego jest wrogiem i źródłem depresji. Nie może się powstrzymać od masturbacji i czuje, że ciało panuje nad nim, a nie on nad ciałem. Jest dla niego przyczyną destrukcji i słabości, a nie siły.

Inny widz, elegancko ubrany młody człowiek, w dwa dni później w stolicy sikhów w Amritsarze zapytał, co ma robić – my mówimy tekstami Grotowskiego, że najważniejsze jest nie kłamać, nie okłamywać siebie i nie kłamać innym. A jego zawód polega na permanentnym okłamywaniu swoich klientów. Grotowski powiedziałby mu, żeby zmienił zawód, a ja powiedziałem, żeby szukał takich miejsc, gdzie mógłby nie kłamać. No cóż, widocznie nie nadaję się na reformatora teatru XXI wieku.

5.
Na koniec, dziękując Annie Wendzikowskiej za sposobność, powiem dlaczego i po co cztery lata temu zrobiłem spektakl o Grotowskim (uprzedzam: w przyszłym roku biorę się za sequel, Grotowski2).

Rocznice i obchody nie były nigdy moją mocną stroną, Grotowskiego chyba też. Gdy mu wpinano order – wyglądał bardzo śmiesznie. Więc gdy w dziesiątą rocznicę jego śmierci rozhulały się po Polsce sympozja, konferencje i seminaria na jego temat, wkurzyłem się trochę, że coraz więcej pomników, tablic i przemówień. Postanowiłem, że zrobię monodram, a właściwie opowieść o tym, jakim on był człowiekiem. Chciałem postawić armaniak na stole (ulubiony trunek Gurdżijewa i Grota), pić i przez godzinę opowiadać, jak pomagał ludziom, jakim był cynicznym i wyrachowanym politykiem, jak czysty był w pracy, jak przeraźliwie sentymentalnie związany z Polską, jak nie umiał nikomu wybaczyć chwili zwątpienia czy zdrady. Ale potem zdałem sobie sprawę, że poza garstką staruchów i dwóch teatrologów na krzyż nikogo to nie zainteresuje, a na pewno nic w tych obchodach nie zmieni. Może należałoby więc zadać pytanie, czy on i jego myślenie w ogóle są jeszcze gdzieś w teatrze? W praktyce, działaniu, ideach, tęsknotach? No bo w książkach (niektórych naprawdę świetnych) to było go już pełno.

Postanowiłem więc coś sprawdzić. Zrobić eksperyment. Rozdałem teksty programowe, wywiady i manifesty Grotowskiego swoim aktorom. Niestety, było to jeszcze przed wydaniem Tekstów zebranych, więc korzystaliśmy z mojego nieautoryzowanego wyboru, miałem na to ustną zgodę spadkobierców Grotowskiego.

Zadałem aktorom proste pytania: co wy na to? Czy to działa? Co ważnego mówią wam te zapisane słowa? Czy pasują wam do czegoś z waszego życia? Czy są dla was całkowicie anachroniczne i mają wartość wyłącznie archiwalną? Każdy miał wybrać z dowolnego zbioru pism kilka, kilkanaście zdań, ustępów, które odnosiłyby się do jego własnego życia w teatrze czy poza teatrem. Większość z aktorów wcześniej nie wiedziała o mojej współpracy z Grotowskim. Nie dlatego, że to była tajemnica, raczej dlatego, że byliśmy gdzie indziej i skupialiśmy się na tym, co przed nami. Poza tym wszelkie kombatanctwo było zawsze ostro wyśmiewane w Chorei. Dla mnie też to był rozdział zamknięty. Jak się okazało – do czasu.

Wiedziałem o swoich aktorach tylko jedno: że nie będą ściemniali. W punkcie wyjścia więc sytuacja była w miarę czysta. Nie miałem scenariusza ani ukrytych założeń, tylko kilka luźnych pomysłów. Do składu dołączyłem studenta szkoły filmowej z Łodzi, żeby zrobić sytuację mniej wygodną dla moich aktorów i mniej oczywistą w procesie pracy. Czekałem. Przynieśli teksty, zaczęły się rozmowy. Coraz bardziej zażarte. Byłem totalnie zaskoczony. Spodziewałem się zdystansowania, typowej dla naszej grupy ironii czy sarkazmu, krytycznej analizy i odrzucenia, a przynieśli teksty, które były konkretnymi tematami i dotykały poważnej problematyki związanej z ich własną drogą zawodową i życiową. Niektórzy z nich potraktowali to jako zmierzenie się z najważniejszymi swoimi problemami i pytaniami. Zaczęliśmy pracę…

6.
Tutaj jako stały felietonista przerywam. Po pierwsze nie wiem, co to znaczy być stałym felietonistą. Po drugie doszedłem do momentu, kiedy zaczęło się poważnie, a miało być śmiesznie. Po trzecie kończy się miejsce wyznaczone na ten felieton przez redakcję. Po czwarte – tak naprawdę nie wiem, kogo to obchodzi. Jeżeli się pisze o czymś na zewnątrz, co nie dotyczy własnej pracy lub samego siebie, to można pisać, póki jest o czym. Gdy natomiast pisze się o sobie, pytanie, kogo to obchodzi, pojawia się już po drugim zdaniu.

Możemy się więc umówić: żeby podaż była dyktowana przez popyt i jeżeli Redaktor Naczelna poinformuje mnie, że było ponad sto wejść (łącznie z hejtami), to piszę dalej…

25-06-2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (13)
  • Użytkownik niezalogowany Michał
    Michał 2015-04-12   09:19:16
    Cytuj

    Ja myślę, że pomysł z armaniakiem lepszy i zabawniejszy. I jeszcze nie widziałem spektaklu, w którym aktor by na wizji pił, nie ukrywał tego faktu, i dalej próbował grać. Bym taki performans polskiego artysty (jakiego?) w bostonie, że pił wódkę i krzyczał, dlaczego nienawidzi polski. Ale nawalać się i wspominać kolegę jako spektakl... Brzmi ekstra.

  • Użytkownik niezalogowany Jola
    Jola 2015-04-07   13:42:10
    Cytuj

    Tomku, więcej, więcej! A armaniak również na widownię! :-)

  • Użytkownik niezalogowany Jola
    Jola 2015-04-07   13:41:19
    Cytuj

    Sylwia napisał(a):

    Panie Tomaszu, do staruchów to się jeszcze nie zaliczam... (raczej). Do teatrologów tak... ale na pewno nie dwóch, jestem pewna, że jest nas więcej, ale na taki spektakl z armaniakiem i opowieściami o Grotowskim... to ja bym się chętnie pisała. Ta wielobarwność Grotowskiego jest na prawdę fascynująca. Nie żeby każdy z nas nie był wielobarwny i pełen sprzeczności ale mam wrażenie, że u niego to było do granic przesunięte... Jeśli nie spektakl to może przynajmniej Redaktor Naczelna więcej miejsca na takie opowieści udostępni :) jeśli nie ona to znam miejsce (również w sieci), które na takie opowieści miejsce znajdzie na pewno :)

  • Użytkownik niezalogowany jacek
    jacek 2015-03-30   18:09:56
    Cytuj

    Wiecej prosze :)

  • Użytkownik niezalogowany
    2015-03-28   09:31:41
    Cytuj

  • Użytkownik niezalogowany Dominika
    Dominika 2015-03-27   15:35:43
    Cytuj

    Tomku, napisz książkę o Grotowskim. Serio. Dziękuję za ten tekst, obudził moje wewnętrzne uśpione od dawna teatralne zwierzę.

  • Użytkownik niezalogowany latte
    latte 2015-03-27   01:58:45
    Cytuj

    chcemy więcej !!!!

  • Użytkownik niezalogowany waga
    waga 2015-03-26   19:43:14
    Cytuj

    TAK)

  • Użytkownik niezalogowany wojciechnaja
    wojciechnaja 2015-03-26   19:28:25
    Cytuj

    Pisz.

  • Użytkownik niezalogowany Sylwia
    Sylwia 2015-03-26   15:26:09
    Cytuj

    Panie Tomaszu, do staruchów to się jeszcze nie zaliczam... (raczej). Do teatrologów tak... ale na pewno nie dwóch, jestem pewna, że jest nas więcej, ale na taki spektakl z armaniakiem i opowieściami o Grotowskim... to ja bym się chętnie pisała. Ta wielobarwność Grotowskiego jest na prawdę fascynująca. Nie żeby każdy z nas nie był wielobarwny i pełen sprzeczności ale mam wrażenie, że u niego to było do granic przesunięte... Jeśli nie spektakl to może przynajmniej Redaktor Naczelna więcej miejsca na takie opowieści udostępni :) jeśli nie ona to znam miejsce (również w sieci), które na takie opowieści miejsce znajdzie na pewno :)

  • Użytkownik niezalogowany PijanyMistrz
    PijanyMistrz 2015-03-26   11:38:12
    Cytuj

    Trzeba więcej.

  • Użytkownik niezalogowany Adrian Jezierski
    Adrian Jezierski 2015-03-26   11:31:16
    Cytuj

    Ja również chcę więcej!

  • Użytkownik niezalogowany Magda Stelmarska
    Magda Stelmarska 2015-03-26   08:01:31
    Cytuj

    Będzie więcej niż 100, chcę więcej.