AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Włóczęga

Tomasz Stachowski, fot. Leszek Sczaniecki  

Jego ostatnie lata to było powolne (na szczęście), ale nieubłagane osuwanie się w wódę, a raczej w piwo, bo taniej… Próby odwyku nie powiodły się… Dla wielu przyjaciół – bo miał wielu przyjaciół, nawet fanów, których przyciągała trudna do zdefiniowania zdolność uwodzenia opowieściami – stawało się jasne, że albo sięgnie dna i się odbije, albo się pogrąży, skończy nagle i źle. I tak się stało: w styczniu spadł ze schodów, sprzed drzwi własnego mieszkania, rozbijając głowę i mocno uszkadzając pień mózgu. W szpitalu, gdzie dowiozło go pogotowie, mimo 3,8 promila opowiedział jeszcze składnie kilka anegdot, zanim stracił przytomność… Nie odzyskał jej już. Zmarł nad ranem 15 kwietnia.

*

W Teatrze Ósmego Dnia na warsztatach aktorskich pojawił się chyba w 1973 roku, jako osiemnastolatek; szczeniak, przynajmniej wobec mnie, który miałem dobrze ponad 20. Zadebiutował jako aktor w przedstawieniu Musimy poprzestać na tym, co tu nazwano rajem na ziemi? (1975). Dziś mało kto pamiętać może tamto przedstawienie w mrocznej, ciasnej i niskiej jak krypta piwnicy: rozchwiane lampy, łomot blaszanych beczek, skrzypienie butów w ciszy i ekstatyczny śpiew: „Przeklinaj śmierć, niesprawiedliwie jest nam wyznaczona”*… Później grał między innymi w legendarnych dziś: Przecenie dla wszystkich (1977) i Więcej niż jednym życiu (1981), uczestniczył w części artystycznej uroczystości odsłaniania Pomnika Czerwca 1956 i w plenerowych przedstawieniach Raport z oblężonego miasta (1983) i Cuda i mięso (1984) oraz w emigranckim Jeśli pewnego dnia w mieście szczęśliwym… (1986).

Żadna prawdziwa opowieść o życiu nie ma szczęśliwego zakończenia – na końcu  czyha ta przeklinana „niesprawiedliwie nam wyznaczona, która trwa…Bywał aktorem i bywał technikiem. Miał świadomość, że obie te funkcje są w teatrze powiązane ściśle; wszak może się zdarzyć w przedstawieniu, że z ramion aktorów wyrastają skrzydła, jeśli w odpowiednim momencie ukryty za kulisą techniczny ciągnie za odpowiednie sznurki. Pewnie też z tego powodu pozwalał sobie na chodzenie własnymi drogami, czasem demonstrował brak namaszczenia w momentach solennych, luz w przedpremierowej nerwowości, „jakoś się zrobi” – zamiast przyrzeczeń. Ale miał też rodzaj uwodzicielskich zdolności, która pozwalały mu nie tylko spokojnie przetrwać wewnętrzne burze w zespole, ale przyciągały najpiękniejsze dziewczyny; z niepojętych dla mężczyzn powodów więcej dziewczyn lgnęło do niego niż do wszystkich pozostałych – natchnionych i porywających – członków grupy aktorskiej razem wziętych…

Jak innym członkom zespołu Ósmego Dnia, zdarzało mu się popadać w otwarte konflikty z systemem prawno-represyjnym PRL-u: w 1977 roku rozpoczęło się spreparowane postępowanie w tzw. „sprawie spółek wodnych” , które zaprowadziło go (z trzema kolegami) na sto dni na ławę oskarżonych, w 1978 został oskarżony o napaść na milicjanta i skazany na półtora roku więzienia (zawieszone w drugiej instancji)… W 1980 roku brał udział (jako „osoba wspomagająca”) w historycznym strajku w Stoczni Gdańskiej – nauczył się tam podstawowych technik powielania i druku, co przydało się potem w konspiracji w stanie wojennym.

W osiemdziesiątym trzecim połamał się mocno w zbiorowym wypadku  samochodowym Teatru: siedemnaście kawałków pogruchotanej kości udowej połączono drutem i śrubami – tak przeczłapał końcówkę legalnej działalności Ósmego Dnia, grywanie w drugim obiegu, aż do wyjazdu na Zachód z Auto-da-fé w roku 1984.

Jak innym członkom zespołu Ósmego Dnia, zdarzało mu się popadać w otwarte konflikty z systemem prawno-represyjnym PRL-u. I tak przekuśtykał (czasem po kilka razy) przez takie miejsca, jak: Blois, Grenoble – Polignano, Conversano, Popoli, Aradeo, Cagliari, Ferrara – Edynburg – Londyn, Newcastle, Norwich, Birmingham, Cardiff, Aberystwyth, Oxford, Llanrhaeadr-ym-Mochnant – Göteborg, Ljungskile, Skövde, Sztokholm – Münster, Bielefeld, Hanower, Brema – Werona, Moguncja, Stuttgart, Freiburg, Berno – Malmö – Asti, Forlì, Brescia – Tybinga, Aarhus, Osnabrück – Gaibana, Casola, Ponteserchio, Mazzarino, Caltanisetta, Sassari – Berlin, Haga, Bonn, Kolonia, Coesfeld, Zurich – Lamezia Terme, Rovigo, Pescara, Viagrande, Sommatino, Trecastagni, Licodia Eubea – Sitges, Albacete – Marburg, Weil, Heidelberg – Bolonia, Gela, Serradifalco, Butera… i wreszcie – Moskwa, Leningrad, Kopenhaga, Bazylea, Liestal, Lozanna, Paryż…

…tak mogłaby brzmieć litania za pielgrzyma (jak mawiano patetycznie niegdyś), wędrowca, lub – jeszcze prościej – za włóczęgę, łajzę (jak mówimy w Poznaniu), który z grupą współtowarzyszy niesie, dźwiga, taszczy przez świat swoją kulawą historię, opowieść o swojej kalekiej zbiorowości, jej złą legendę i dobrą bajkę…

Z Teatrem Ósmego Dnia rozstał się w roku 1989 w Paryżu. I stąd, z jednego z centrów świata, rozpoczął z Footsbarnem nowy dziesięcioletni cykl wędrówek przez miasta i miasteczka wszystkich kontynentów. Potem przystanek w Ton und Kirschen Theater pod Poczdamem i Poznań. Tu – choć z entuzjazmem zajął się rękodzielniczą produkcją „kultowych” sandałów i toreb, które niektórzy noszą do dzisiaj, choć wziął jeszcze udział w przygotowaniu scen ogniowych do moich plenerowych przedstawień dla festiwalu Malta i zagrał w Łatwym umieraniu (2002) – Wielka Podróż nieuchronnie przemieniła się w łażenie ze znanego kąta w znany kąt, po poznańsku – z fyrtla do fyrtla…

W większości opowieści, legend, bajek o życiu jako wędrówce, powrót do portu, do domu – jeśli nie staje się przygotowaniem do nowej wyprawy – nie jest bynajmniej szczęśliwym zakończeniem. Wędrowiec wprawdzie uniknął kłów wilka, wyrwał się z łap niedźwiedzia, potrafił odrzucić pokusy kota i lisicy, by zdradzić siebie za pieniądze i udział we władzy, ale w rodzinnej przystani nieuchronnie wpaść musi w cienkie sieci sympatycznych domowych zwierzątek – żabki, małpki, jeżyka i krecika. Bo żadna prawdziwa opowieść o życiu nie ma szczęśliwego zakończenia – na końcu  czyha ta przeklinana „niesprawiedliwie nam wyznaczona, która trwa…”1

LR
(18.04.2014)
1 cytaty z wiersza Twój głos Czesława Miłosza

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (2)
  • 2015-04-19   21:18:23
    Cytuj

    Po co ten kubeł pomyj w nagłówku? Pańskie in memoriam jak niedźwiedzia przysługa dla artysty/aktora

  • Użytkownik niezalogowany Maciej Kaszkowiak
    Maciej Kaszkowiak 2014-07-15   19:22:04
    Cytuj

    3,8 promila! No, taka informacja daje pełniejszy obraz... Ten Pański tekst wzbudza we mnie wstręt ponieważ wyczuwam,w nim, pewną nutę pogardy dla Tomka - stojąc nad grobem przyjaciela nigdy nie wypowiedziałbym takich słów. "Chrześcijanie uważają, że owi nieszczęśni ludzie jedynie w bardziej dramatyczny sposób ilustrują sytuację, w jakiej wszyscy się znajdujemy. Naprawdę, wszyscy musimy porzucić nasze dawne „ja", ponieważ Bóg chce, abyśmy stali się nowym rodzajem ludzi. Istnieje nawet godna szacunku tradycja chrześcijańska, zgodnie z którą owi wyrzuceni poza nawias oraz odmieńcy są, w pewnym sensie, większymi szczęśliwcami niż cała reszta. Wiedzą oni w jak złej sytuacji się znajdują, jak bardzo potrzebują nowego narodzenia. Dlatego nawet zasługującym na szacunek ludziom należy przypominać, że celnicy i grzesznicy wejdą do królestwa niebieskiego przed nimi. Jeśli chronią nas nasze codzienne obowiązki lub przyzwyczajenie do umiaru, albo dobre zdrowie psychiczne, łatwo możemy sobie wmówić, że wszystko nam idzie świetnie, i że jeśli czegokolwiek potrzebujemy, to co najwyżej nieco więcej samoświadomości lub odrobinę więcej integracji. " William K. Kilpatrick