Zygmunt Hübner – in memoriam (12.01.2014)
Kiedy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy biła kolejne rekordy, pokazując nam, jacy jesteśmy szczodrzy, a na Placu Defilad Jurek Owsiak wysyłał Światełko do Nieba, po drugiej stronie rzeki, w Teatrze Powszechnym odbył się wieczór poświęcony jego założycielowi i patronowi – Zygmuntowi Hübnerowi.
Wieczór Zygmunt Hübner: in memoriam upamiętniał 25. rocznicę jego śmierci, kończył trwające przez kilka styczniowych dni przeglądy Jego dzieł i nosił tytuł Lista obecności. Ktoś złośliwy szepnął mi: akademia. Doświadczenie jednak podpowiada, że są akademie, na których można pobierać niezgorsze nauki.
Całe foyer oblepione było powiększonymi listami obecności z nagłówkiem „Dyrektor” i serią podpisów poniżej. Stanowiły one główną dominantę scenograficzną. Na dużym ekranie nad sceną wyświetlono fragmenty spektakli i filmów z udziałem Dyrektora: od Kartoteki po Westerplatte; od Heloizy i Abelarda po Czterech pancernych i psa. Najciekawszy był wywiad, w którym Zygmunt Hübner zwierzał się z planów repertuarowych świeżo otwieranego teatru. Mówił, że zacznie (i dlaczego zacznie) Sprawą Dantona w reżyserii Wajdy, a za jego plecami przechodzili zaaferowani robotnicy. Pokazywało to, że nawet tak ważna sprawa jak nagranie wywiadu (a w owych czasach nie było spraw ważniejszych dla publicity) nie wstrzymuje rutynowych prac w teatrze.
Robert Gliński, kolejny następca Hübnera na stanowisku dyrektora Teatru Powszechnego, powiedział, że jego poprzednik podpisywał listę codziennie (co nie jest normalnym obyczajem dyrektorów) aż do 18 listopada 1988 roku. Tu lista się urywa. Ale przecież obecnym się jest nie tylko wtedy, kiedy zaświadczy się to własnoręcznym podpisem. Można być obecnym nawet 25 lat po odejściu. Ta część programu służyła właśnie przywołaniu obecności. Otworzył ją chór Akademii Teatralnej, wykonując Przesłanie Pana Cogito do muzyki Stanisława Radwana. Utwór ten pochodzi ze spektaklu Muzyka Radwan z 1984 roku. Wiersz Herberta był w tamtych czasach drogowskazem etycznym: „ocalałeś nie po to aby żyć / masz mało czasu trzeba dać świadectwo / bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny / w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy”.
Hübner uprawia moralistykę ukrytą pod dowcipem. Następnie na scenie zajęli miejsca aktorzy, którzy mieli szczęście pracować pod kierunkiem Dyrektora. Od lewej: Joanna Żółkowska, Mariusz Benoit, Elżbieta Kępińska, Kazimierz Kaczor, Franciszek Pieczka. Z prawej zaś siedziało dwoje najmłodszych w teatrze – Joanna Osyda i Michał Napiątek, tworząc iunctim między dawnymi a nowymi laty. Odczytywali kolejno felietony ze zbiorów Loki na łysinie i Przepraszam, nic nowego. Felietony te należą – według mnie – do najtrafniejszych i najgłębszych w polskiej refleksji o teatrze. I najdowcipniejszych, z dużą dozą mądrej aforystyki. A że nikt ich dzisiaj nie czyta, postanowiłam nie żałować cytatów z tego skromnego, wydanego w 1989 roku tomiku, wyboru tekstów z „Dialogu”, którego edycji sam Zygmunt Hübner nie doczekał.
Niektóre z tych tekstów mają charakter prześmiewczy. Jak np. ten o realizacji Kordiana. Okazuje się bowiem, że tekst Słowackiego nie przystaje do wizji reżysera. Ale jemu to w niczym nie przeszkadza. Realizuje swoją wizję na przekór i wbrew intencjom Wieszcza. Ma szereg ciekawych, nowatorskich pomysłów (które trzydzieści lat temu zostały potraktowane przez autora z głęboką ironią, a dziś stały się codziennością). W podobnym tonie utrzymany jest List gratulacyjny skierowany do siebie w dniu premiery. Głównym przesłaniem tej epistoły jest, aby się niczym nie przejmować. Premiera stanowi bowiem cezurę, która oddziela możliwość wpływania na spektakl od jego samoistnego, późniejszego życia. „Celowo nie piszę «twoje dzieło», bo właśnie uleganie złudzeniu, że gotowe przedstawienie możesz nazwać swoim dziełem, jest powodem niepotrzebnych frustracji. Zastanów się, co w końcu jest w nim twoje, co dałoby się wymierzyć lub wziąć do ręki? Obejrzysz je za kilka dni i sam się przekonasz, jak niewiele w nim z ciebie. Przez ten czas przedstawienie zdąży się rozwinąć, to znaczy łagodnym łukiem zboczy z wytyczonej przez ciebie drogi, podążając w kierunku będącym wypadkową aktorskich ciągot i wymagań publiczności. Niekoniecznie tej najbardziej wymagającej publiczności”. I w autoironicznym podpisie: „Bezgranicznie ci oddany Ja sam”.
O wiele poważniej zabrzmiały uwagi o roli – nie tylko w teatrze, ale i w życiu. „Gra rolę Otella». Kiedy mówimy to o koledze obsadzonym w tytułowej roli Szekspirowskiej tragedii, jest w tym, obok zazdrości i niechęci, szczypta podziwu. Kiedy mówimy to o znajomym, mając na myśli, że jest zazdrosnym mężem, brzmi w tym już tylko pogarda i lekceważenie. Nie dlatego wcale, aby zazdrość u męża była cecha naganną. «Gra rolę bohatera» brzmi jeszcze gorzej. W mowie potocznej «gra rolę», znaczy «udaje», robi coś nieszczerze, usiłuje być kimś innym, niż jest w istocie. (…) Można się przyjaźnić z onanistą, złodziejem, księdzem, Żydem, ba! – nawet milicjantem, pod warunkiem, że złodziej nie udaje Gapcia, a milicjant Królewny Śnieżki. Jeśli wiemy, z kim mamy przyjemność i czego możemy się spodziewać. Jest to sprawa wiarygodności. Prawda może sobie pozwolić na błąd, kłamstwo nigdy”.
Hübner uprawia moralistykę ukrytą pod dowcipem. Obserwacje natury psychologicznej czy socjologicznej z racji krótkiej formy felietonu wyostrza, dążąc do maksymalnej lapidarności. To majstersztyki wyrafinowania. W Pochwale miernoty zauważa: „Z jednostką wybitną, osobowością niezależną, zawsze są kłopoty. Trudno nią sterować, trudno podporządkować cudzej woli. W każdej chwili może wyskoczyć z czymś takim, że doprawdy nie wiadomo, co z tym począć – śmiać się czy płakać”. Faktycznie, może być problem. Miernota natomiast (a jest ich wiele i autor przedstawia nam przekonującą typologię), otóż „miernota – pisze na koniec – zapewnia ciągłość i trwanie. Bez niej życie byłoby nieporównanie trudniejsze. Jakże tu stąpać stale po wierzchołkach i uniknąć przepaści? Miernota ścina wierzchołki, a jeśli ściąć ich nie zdoła, drąży pod nimi tunele, aby zapewnić sobie – ale także i innym – wygodny trakt. Trakt jest dla ludzi, szczyty dla alpinistów. Płaski krajobraz też może być piękny, trzeba się tylko z nim pogodzić”.
Niezwykle wzruszającą, choć nie patetyczną Modlitwę artyści przeczytali na głosy. Składa się ona z życzeń do Pana, rozmaitych, ale w istocie zmierza do pogodzenia się z własnym przemijaniem. Usłyszeliśmy m.in. takie – jakże niepopularne dzisiaj na terenie czy to sztuki, czy polityki – słowa: „Daj, abym znalazł w sobie wyrozumiałość i tolerancję i dzięki nim pogodził się z tym, że racje następnych pokoleń nie muszą być fałszywe z tej jedynie przyczyny, że ja ich nie podzielam. Abym uznał prawo innych”. Modlitwę kończy zdanie: „Niechaj świadomość przemijania pozwala mi czerpać radość z tego, czego dokonałem, i satysfakcję, że zachowałem zdolność rozróżniania sensu słów, nie tylko ich brzmienia”.
Można pokusić się o stwierdzenie, że dzisiaj felietonami podpisuje Zygmunt Hübner swoją listę obecności. Poniższe słowa nie padły ze sceny, ale sam Hübner zakończył nimi wstęp do Loków na łysinie: „Cóż więc pozostało przy życiu po latach? Zapewne to właśnie, co zdaniem autora, a podejrzewam, że i czytelników również, powinno w pierwszym rzędzie przejść do historii. Jeśli felietonistyka może w ogóle liczyć na długowieczność, to zawdzięcza to raczej nieruchawości świata niż profetycznym talentom autorów. Choć wszystko płynie, mało zmienia się na korzyść”. Wydaje się jednak, że te felietony są długowieczne, tak, jak długowieczne, wieczne i odwieczne wręcz są problemy, których dotykają. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że dzisiaj właśnie felietonami podpisuje Zygmunt Hübner swoją listę obecności. Miejmy nadzieję, że zadba o to powołana w 2013 roku Fundacja Teatru Myśli Obywatelskiej im. Zygmunta Hübnera pod przewodnictwem Jana Buchwalda (ciało będące współorganizatorem całych, kilkudniowych obchodów Hübnerowskich, podczas których przypomniano dorobek filmowy i telewizyjny reżysera oraz sens jego teatru powszechnego, obywatelskiego, na każdym planie pragnącego nawiązywać przymierze ze swoją widownią).
Chór Akademii Teatralnej zamknął tę część wieczoru, wykonując jeszcze jeden wiersz Herberta – Sprawozdanie z raju. „W raju tydzień pracy trwa trzydzieści godzin (…) naprawdę w raju jest lepiej niż w jakimkolwiek kraju.” Jeszcze tylko na ekranie puszczono – nie wiadomo w jakim celu – montaż urywków ról Hübnera, właściwie pojedynczych kwestii. Miał być zabawny, ale nie był. Niekoniecznie.
Na scenę, zgodnie z teatralną tradycją, wniesiono kosz kwiatów. Nie otrzymał ich jednak żaden z artystów. Przeniesione zostały do foyer, przed tablicę poświęconą patronowi Teatru Powszechnego Zygmuntowi Hübnerowi, gdzie obok mosiężnej płaskorzeźby znajdują się wyważone, mądre słowa – jego motto: „Teatru nie robi się dla własnej przyjemności, jest to zawsze gra we dwoje. Partnerem jest widz”.
A wychodząc z teatru każdy z nas – na planszy z sygnaturami Hübnera – podpisywał własną listę obecności. Może to tylko pobożne życzenia, może zawracanie kijem Wisły, ale bardzo bym pragnęła, by spuścizna jego żyła, nie tylko w formie pomnikowej, bo naprawdę – od kogo jak kogo – ale od niego warto się uczyć.
15-1-2014
galeria zdjęć Lista obecności - wieczór poświęcony pamięci Zygmunta Hübnera ZOBACZ WIĘCEJ