AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

K/379: Henryku! Henryku! Odpowiedź Waldemarowi Raźniakowi

fot. materiał teatru  

1.
Nie odpowiadam za wybór fotografii Waldemara Raźniaka ilustrującej tekst. Ale rozumiem jego obawy. Twarzy nie widać zbyt dobrze. Na pierwszy rzut oka człowiek w maseczce i z kwiatami może być nawet bardziej Szymonem Kaczmarkiem niż Waldemarem Raźniakiem.

2.
Tytuł tekstu Waldemar Raźniak: Moje zasługi, moje zasługi… opiera się na cytacie ostatniej kwestii ze sztuki Moliera Don Juan. Wypowiada ją Sganarel już po zabraniu jego pana Don Juana do piekła przez posąg Komandora. Sens tej wypowiedzi jest taki, że Don Juan obiecywał swemu słudze wielkie nagrody za wierne uczestnictwo w jego przygodach. Sganarel służył pięknie i uczciwie, był lojalny wobec pana i akuratny w wykonywaniu zleconych mu czynności. Jednak skoro wielki uwodziciel zniknął w otchłani, Sganarel nie ma u kogo dochodzić swoich słusznych praw do wynagrodzenia. Nikt już nie doceni jego pracy, wierności i trudu. To zawołanie: „moje zasługi, moje zasługi” stało się synonimem niesprawiedliwie niewynagrodzonych wysiłków. Każdy teatrolog i reżyser zna ten dramat i sens jego finału. O co się więc tu obrażać? Moim zdaniem Waldemar Raźniak nie został sprawiedliwie oceniony za swoją pracę w Starym. Zniknął mocodawca, zespół Starego wybrał sobie sam nową dyrekcję, doświadczenia Waldemara Raźniaka nie wzięto pod uwagę w konkursie w Teatrze Dramatycznym. Tylko ja napisałem i mówiłem wcześniej, że to była przyzwoita dyrekcja, substancja teatru została ocalona, Raźniak ma dobre papiery na ratowanie innych scen, wyliczyłem jego artystyczne sukcesy. Czy ktoś w ogóle go tak pochwalił przez ostatnie lata albo teraz, kiedy przychodzą Ignatjew ze Skrzywankiem? Tylko ja. Zaczynam wątpić, czy dyrektorzy polskich scen przepracowani, zawaleni tonami papierów i dokumentów potrafią jeszcze czytać ze zrozumieniem. Na wszelki wypadek wyjaśnię już teraz, że tytuł dzisiejszego odcinka jest z kolei zakończeniem pierwszej części Fausta Goethego, a pan Waldemar Raźniak wcale nie ma na imię Henryk.

3.
Pisze Waldemar Raźniak: „Sformułowania o tym, jakoby zespół zgodził się na moją kandydaturę «chyba trochę w myśl zasady: Każdy lepszy od Mikosa» – jest zbyt daleko idącą swobodą wypowiedzi. Zanim zdecydowałem się przyjąć propozycję, przyjechałem do Krakowa i rozpocząłem rozmowy z zespołem, przekonując go do swojej osoby, co zaowocowało demokratycznym głosowaniem, w którym otrzymałem 90% poparcie”.

Juliusz Chrząstowski, aktor NST w wywiadzie zamieszczonym w specjalnym numerze „Dialogu Puzyny” pod tytułem Przejęte mówi Zuzannie Berendt (s. 90): „To była propozycja z gatunku tych nie do odrzucenia. Minister zaproponował młodego artystę, który większość zespołu znał, skończył aktorstwo na krakowskiej PWST i reżyserię na AT. Po tych kilku latach klinczu każda kandydatura jest ożywcza jak wiosenny deszcz”.

I fragment mojego tekstu dla porównania: „Ministerstwo zaproponowało zespołowi Starego zmianę dyrektora. Raźniak nie kojarzył się z PiS-em, nie widywano go na miesięcznicach, nie klaskał nowej polityce kulturalnej, uczył w Akademii Teatralnej, współpracował z offem, był na rynku reżyserskim, nieźle przemawiał. Zespół zgodził się na tę kandydaturę chyba trochę w myśl zasady: Każdy lepszy od Mikosa. Raźniak dostał swoją szansę”.

Zastanawiam się, dlaczego dyrektor NST obraził się za hasło: „Każdy lepszy od Mikosa”, mojego autorstwa, a nie obraził się na Juliusza Chrząstowskiego za zdanie: „Po tych kilku latach klinczu każda kandydatura jest ożywcza jak wiosenny deszcz”. Przecież oba znaczą to samo – udręczony dyrekcją Mikosa, pustynią repertuarową i brakiem perspektyw zespół Starego zgadza się na powiew nieznanego: „Wszyscy kandydaci zostaną powitani z otwartymi ramionami, bo gorzej już być nie może”. I co? Juliusz Chrząstowski, choć powiedział to, co powiedział, gra dalej w spektaklach za dyrekcji Raźniaka, a ja muszę odpowiadać na jego polemiki. Coś tu jest nie tak.

4.
Przepraszam za pominięcie nazwiska Jerzego Treli wśród zasług Waldemara Raźniaka. Tak, jego także dyrektor zaprosił do Starego. Tak, Trela odszedł w proteście przeciwko Klacie.

5.
Wbrew temu, co sugeruje mój polemista, nie napisałem, że Waldemar Raźniak zlikwidował Radę Artystyczną, po prostu po przejęciu stanowiska wrócił do normalnego trybu zarządzania teatrem i za jego kadencji nowa Rada, powołana w miejsce starej Rady, była Radą, a nie zbiorowym dyrektorem.

6.
Jakkolwiek by się Waldemar Raźniak nie tłumaczył i nie protestował, naprawdę BYŁ nominatem PiS. Waldemara Raźniaka nie nominowały krasnoludki. Organizatorem Narodowego Starego Teatru jest Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Waldemar Raźniak nie startował w żadnym transparentnym konkursie na to stanowisko, nie pełnił nigdy wcześniej funkcji dyrektora, był – jak zaświadcza Juliusz Chrząstowski i inni aktorzy – ręką wyciągniętą na zgodę do zespołu przez PiS, który nie mógł po dezintegracji zespołu Teatru Polskiego we Wrocławiu pozwolić sobie na kolejne zgliszcza teatralne, do jakich ewidentnie prowadziła dyrekcja Marka Mikosa przy oporze zespołu.  

Przypomnę więc Waldemarowi Raźniakowi, że na stanowisko dyrektora NST nominował go minister z PiS, wicepremier Piotr Gliński, osoba o wielkich zasługach w prześladowaniu kultury polskiej. Nominacja Raźniaka dokonała się w czasie, kiedy PiS przejmował instytucje, wkładał wszędzie swoich ludzi.

Trudno teraz udawać, że nominacja Raźniaka była inną nominacją od szeregu innych dokonanych przez tę władzę. Waldemara Raźniaka zachęcam do lektury cytowanego już wyżej numeru „Dialogu Puzyny”, są tam wyliczone wszystkie przejęte instytucje i nowi dyrektorzy z ramienia PiS. I o nim się tam też wspomina.

Podtrzymuję przedstawioną w swoim artykule tezę, że każda nominacja PiS-u miała charakter polityczny i ideologiczny, ale nie każdy nominowany w ten sposób dyrektor był złym dyrektorem. Nie każdy prowadził pisowską politykę historyczną i obyczajową. Ale wystarczyło nie prowadzić polityki antypisowskiej, by PiS chwaliło takiego dyrektora i było zadowolone. W teatrze był spokój.

Waldemar Raźniak nie robił w NST partyjnej propagandy, ocalił stary repertuar, przyciągnął pierwszą ligę reżyserką, ochronił zespół. Okazał się dobrym dyrektorem. Na Boga, przecież za wiele rzeczy go w tym artykule chwalę, ale wybaczy mi Waldemar Raźniak, nie potrafię milczeć o faktach. A fakty są takie: byliście, dyrektorze, nominatem PiS-u i nie robiliście w Starym teatru politycznego. To nie są zarzuty (w tekście tłumaczyłem hipotetyczne źródła wielu decyzji dyrektora, broniłem go przed potencjalnymi zarzutami o konformizm). Dlaczego tych fragmentów Waldemar Raźniak nie dostrzegł?

Żaden z wyliczonych przez dyrektora Raźniaka, zatrudnionych przez niego antysystemowych twórców krytykujących PiS przy innych okazjach, nie zrobił w NST spektaklu, w którym wprost krytykowałby PiS. Prosiłbym o wymienienie tytułu z repertuaru Starego, w którym taka krytyka się odbyła. Chętnie się dowiem, co przegapiłem. Na antypisowskie spektakle w Krakowie chodziliśmy do innych teatrów. Nie mam o to do Waldemara Raźniaka pretensji. Nie użyłem nigdzie słowa „konformizm”. Nie wiem nawet, jakie poglądy polityczne ma jeszcze urzędujący dyrektor NST. Faktem jest jednak, że politycznych w starym rozumieniu tego słowa, czyli antyrządowych, przedstawień przy Jagiellońskiej nie było. Z czym tu polemizować? Ani Waldemar Raźniak, ani Beniamin Bukowski nie byli Konradami Wallenrodami. Ich teatr zajął się demonstracyjnie innymi sprawami. Moim zdaniem to wystarczyło, żeby być teatrem „pisowskim”. Przecież Teatr Osterwy w Lublinie, Teatr Klasyki Polskiej czy Teatr Jaracza w Łodzi, obsadzone przez innych pisowskich nominatów, jak Redbad Klynstra, Jarosław Gajewski, Michał Chorosiński, również nie zaliczają się do kręgu teatru partyjnego czy propagandowego. Po prostu nie produkują spektakli na określone tematy. I to PiS-owi wystarczało, żeby nie walczyć z tym lub innym teatrem. W jednym ze swoich artykułów próbowałem pokazać, jak wizytówką pisowskiego myślenia o teatrze staje się poznański Teatr Muzyczny – przez dobór repertuaru, bohaterów widowisk, nazwisk reżyserów. Potrzebował pieniędzy na budowę siedziby, to z PiS-em nie zadzierał, fetował na premierach, do honorowych komitetów zapraszał. Tezę tę podkreślił w swoim tekście analizującym libretto musicalu o Sendlerowej tak ceniony przez Waldemara Raźniaka krytyk Witold Mrozek.

Na pisowskich spektaklach pisowskich teatrów nikt w Polsce nie krzyczał: „Jarosław! Jarosław!”. Po prostu wiedziano w dyrekcji, co się władzy podoba, o czym lepiej nie mówić, kogo nie zatrudniać. Czy Maja Kleczewska nie miała przypadkiem robić spektaklu w NST, ale po jej Dziadach w Słowackim sprawa stała się nieaktualna? Tak tylko pytam.

7.
Podtrzymuję tezę, że NST jest w tej chwili czwartym teatrem w Krakowie. Teatr Słowackiego ma lepszy zespół, Teatr Łaźnia miał więcej politycznych spektakli, a Teatr Ludowy dostał więcej niż NST głównych nagród na festiwalu Boska Komedia. Dziś czwarte miejsce w Krakowie oznacza po prostu 8 miejsce w skali krajowej. Za czasów Mikosa NST był pewnie na 37. A więc awans! Poziom teatrów w Krakowie się podniósł, zwłaszcza poprzedni sezon był niesamowity. Miał w tym swój udział także Stary Teatr, ale przyzna dyrektor, że o 1989, Dziadach, Weselu ze Słowaka, Śniegu, Jak nie zabiłem swojego ojca, Śmierci Komiwojażera, Sekretnym życiu Friedmanów, Wujaszku Wanii pisano o wiele więcej niż o Halce, Trzech siostrach, Genialnej przyjaciółce, Pewnego długiego dnia i Dziejach grzechu łącznie. W Starym nie powstały gorsze przedstawienia od tych wyliczonych, tylko mniej medialne, aktualne, gorące, nagradzane… Stąd ta pozycja Starego w moim krakowskim rankingu. Ale może Waldemar Raźniak ma rację – rankingi nie mają sensu. Mój błąd. Oświadczenie, że Waldemar Raźniak jest szóstym moim ulubionym dyrektorem teatru w Krakowie, mogłoby zabrzmieć obraźliwie.

8.
W kwestii klęsk wizerunkowych dyrekcji Waldemara Raźniaka – nie oskarżałem go o nic. Wyliczyłem tylko sprawy, które rzuciły się cieniem na jego administrowanie. Które zafunkcjonowały w debacie publicznej, social mediach, prasie lokalnej. Każda dyrekcja ma po paru latach takie „wtopy” na koncie. Chyba nie da się ich uniknąć w pracy z ludźmi. Klata miał już po dwóch sezonach aferę ze zwolnieniem piątki aktorów z zespołu, ocenzurowanie spektaklu Frljicia, protest prawicowych aktywistów na widowni, odejście Sebastiana Majewskiego, konflikt ze starymi aktorami, zarzuty o szarganie pamięci Swinarskiego. Trzy problemy Raźniaka to przy tym betka. Ale w rzeczywistości medialnej, w której funkcjonujemy, krzyk: plagiat!, zabrali mi inscenizację! pokłócili się z Klatą! jest zawsze wyraźniejszy i dłużej przylega do instytucji niż wyrok sądowy czy wyjaśnienia pomówionych. Niezależnie od tego, kto ma rację w każdym z tych poszczególnych sporów. Nie napisałem, że Raźniak chciał oszukać Klatę, realizatorzy Magnetyzmu serc okradli biedniejszego kolegę, Borczuch został pozbawiony pomysłu na spektakl. Dyrektor Raźniak nie zaprzecza w swojej polemice, istnieniu tych spraw, wyjaśnia tylko, z czego wynikły, jak on je widzi. To jaką krzywdę mu uczyniłem poza ćwiczeniem pamięci i argumentacji?

9.
Waldemar Raźniak jest jako dyrektor NST osobą publiczną i tym samym podlega ocenie jak każdy urzędnik państwowy, jak każda osoba działająca na niwie artystycznej. Dziełem reżysera jest spektakl, dziełem dyrektora – repertuar. Wbrew temu, co sugeruje odchodzący szef krakowskiej sceny, oceniam jego dyrekcję dobrze. 

Dzisiejsze czasy nie sprzyjają niezależnemu oglądowi spraw teatralnych. Czytelnicy, zwłaszcza ci na stanowiskach, nie rozumieją ironii, nie wiedzą, czemu autor staje się na chwilę adwokatem diabła, czemu prowokuje, stosuje hiperbolę, nakłada różne maski. Rozumiem, że Waldemar Raźniak nie chce być oceniany w żaden sposób. Szczególnie przez krytykę. Niezależnie od tego, jak ja podsumowuję jego dorobek, dyrekcja Raźniaka została oceniona przez zespół Narodowego Starego Teatru i stanęło na jednej kadencji. Nie ma potrzeby, by obie strony tłumaczyły się, dlaczego nastąpił rozwód, można wydedukować powody.

10.
Rozstrzygnięty w maju konkurs na nową dyrekcję przyniósł ważną zmianę nie tylko w Starym, ale i w całym polskim systemie teatralnym. Chodzi o model, sposób wyboru dyrektora.

Podczas gdy poprzednia władza przynosiła dyrektorów w teczce, narzucała zespołom swoją wolę, ich liberalni następcy zaczynają słuchać zespołów. Nie przypadkiem w konkursie w Starym było tak mało ofert. Po prostu środowisko zrozumiało, że zespół chce tandemu Ignatjew-Skrzywanek i nikt poza Bartoszem Szydłowskim nie podjął rękawicy. Charakterystyczne, że nawet w oświadczeniu nowej dyrekcji nie został podany wynik głosowania na sądzie konkursowym (Ignatjew otrzymała tam 5 głosów), tylko dziękowano zespołowi za rezultat wewnętrznego głosowania (46 głosów za!) i okazane zaufanie.

Jak widać, punkt ciężkości dzięki decyzji ministerstwa przesunął się z konkursu na referendum w zespole. Konkurs był formalnością, bo żaden członek komisji nie będzie przeciwko woli zespołu. Nie w tych czasach. Nie po 15 października 2023 roku. Skoro przez 8 lat polskie środowisko zajmowało się głównie obroną zespołów teatralnych, zagrożonych rozproszeniem po zwolnieniu niechcianego przez władzę dyrektora, bo to był ten nasz moment zjednoczenia i wspólnoty celów i poglądów, dziś wygrywa tendencja do zawierzenia zespołowi, który sam może zdecydować, kto będzie ich liderem przez najbliższą kadencję. To dlatego minister Hanna Wróblewska oddała swoje miejsce w komisji konkursowej przedstawicielce Starego Teatru czyli głównej księgowej. Razem z przedstawicielami związków i Dorotą Segdą zespół miał w komisji 4 głosy. Zobaczymy, jakie skutki przyniesie model „cała władza ręce rad”. Zobaczymy, jakie skutki to przyniesie. Czy dyrektorzy będą zakładnikami zespołów, czy prawdziwymi partnerami programowymi?

Dzięki wyborowi Ignatjew i Skrzywanka Stary jeszcze bardziej skręca w stronę progresji. Jeśli warszawski Narodowy nawet za nowej dyrekcji pozostanie raczej teatrem środka i teatrem klasyki, teatrem gwiazd i rzemiosła, nic nie stoi na przeszkodzie, by krakowski Narodowy był laboratorium eksperymentu, awangardy, progresji. Skoro zespół chce przyśpieszenia i nowego otwarcia, niech Stary będzie tak Nowy, Młody i Nowoczesny, jak tylko się da. Wizja spokoju w Warszawie i poszukiwań w Krakowie układa się w kontekście narodowych scen w bardzo logiczną koncepcję. Przecież z obowiązków wobec Polski i klasyki zwalnia NST obecny kształt repertuaru Teatru Słowackiego, za chwilę pewnie też współprowadzonej przez ministerstwo placówki. 

Nadejście nowej dyrekcji Ignatjew i Skrzywanka to dowód na demokratyzację teatru.

A ta daje zespołom:
Prawo do samodzielnego, nieprzymuszonego wyboru dyrektora.
Szansę na zadbanie o dobrostan pracowników.
Zabezpieczenie przed niechcianym rebrandingiem i gwałtowną rewolucją.
Ochronę przed restrukturyzacją i zachowanie miejsc pracy.
Pilnowanie tradycji i dorobku teatru.

Dyrekcja Waldemara Raźniaka, w mojej opinii, spełniała cztery z pięciu powyższych warunków.

Niewybranie go przez zespół na kolejną kadencję, brak medialnych próśb typu: Waldek, zostań! jest także oceną pracy odchodzącego dyrektora. Na miejscu Waldemara Raźniaka to nią przejmowałabym się bardziej niż analizami jego dyrekcji w Kołonotatniku

12-06-2024

 

Oświadczenie Waldemara Raźniaka 

Komentarze w tym artykule są wyłączone