AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kołonotatnik 74: Historia kolarstwa górskiego na Kefalonii

Wesołe kumoszki z Windsoru, reż. Paweł Aigner,
Teatr Wybrzeże w Gdańsku, fot. Jakub Wittchen  

1.
Bez paniki. W tym odcinku naprawdę nie będzie nic o grubych cyklistach, antyrowerowi naziści mogą swobodnie odetchnąć. Tytuł ma się nijak do zawartości niniejszego Kołonotatnika, po prostu dobrze brzmi. Długi, efektowny, ale oderwany od całości tytuł przy odpowiednim zapisie może nawet uchodzić za haiku albo samodzielną, choć z konieczności bardzo lakoniczną opowieść. Brak tematu i obrazu zapowiedzianego w tytule wprowadza w tekst jakąś drażniącą nutę, każe myśleć nad tym, co nieopowiedziane, nierozwinięte, celowo skurczone do nagłówka. Pamiętacie czarną walizkę Stana Tymińskiego, której nigdy nie otworzył? Miały być w niej jakieś kluczowe, demaskujące Wałęsę i wszystkich byłych opozycjonistów dokumenty. Były? Nie – była tylko teczka, jak tytuł: Mam was!

Są takie tytuły, które niczego w tekście nie otwierają. Są dla samych siebie. I wtedy nic nie trzeba tłumaczyć.

Ale czasem też daje się artykułom jakiś szczególnie ładny tytuł także i po to, by co bardziej niecierpliwi czytelnicy, ci, co czytają co trzecie zdanie „na szybkim ekranowym przesuwie”, już na nim zakończyli lekturę tekstu, i to z głębokim przekonaniem, że wiedzą, co będzie w środku. A tu guzik z pętelką! Bo tekst otwiera się później, innymi drzwiami, poza tytułem, z semantycznym wyłączeniem tytułu. Dla ciekawskich, zdesperowanych i wytrwałych. Tytuł-zmyłka w tej samej chwili ubogaca i odstrasza przypadkowego lekturobiorcę. Wpuszczony w pułapkę tytułu internetowy komentator pisze od razu pod tekstem: „Znowu głupi tekst o kolarstwie! Dobrze, że choć tytuł ładny”. Tak estetyka zmienia się w profilaktykę. „Jak nie odsiejesz, to nie zasiejesz” – mawiają członkowie klubu parlamentarnego PSL. A doświadczeni redaktorzy mają takie chwyty w małym palcu.

Za tydzień 75. odcinek Kołonotatnika będzie nosił tytuł Moje życie z Jolantą Janiczak.

2.
W żadnym zestawieniu czy rankingu minionego sezonu nie pojawia się ku mojemu ubolewaniu kategoria Najśmieszniejsza scena. Gdyby jednak taka była, pierwsza trójka moich ulubionych scenicznych gagów wyglądałaby następująco:

Miejsce trzecie: Fantazy, reż. Michał Zadara.

Jak wiemy – przebrany za Czerkiesa Jan ustrzelił psa hrabiego, no i teraz Fanio Michała Sitarskiego wychodzi z dworku Respektów z zawiniętym w koc martwym ulubieńcem. U Zadary piesek jest wypchany albo plastikowy, w każdym razie wygląda bardzo realistycznie. Sitarski układa go na pokrywającej scenę zielonej trawie, wyciąga skądś szpadel i na środku trawnika, tuż przed wejściem do domu, jak gdyby nigdy nic kopie grób dla psa. Jego rówieśnik, zubożały hrabia Respekt Grzegorza Falkowskiego, stoi na ganku i nie śmie zaprotestować. Fantazy zrywa ze scenicznej podłogi warstwę trawy, wgryza się w czarnoziem, usypuje prawie kurhan lub jakąś pokopalnianą hałdę, nieustannie monologując i dialogując z gospodarzem. Wydaje się, że za chwilę z furią przekopie się aż do scenicznych katakumb. Wreszcie dół jest na tyle głęboki, by pomieścić psa. I wtedy Fantazy bezceremonialnie wrzuca do niego trupka czworonoga. Już się znudził tą ceremonią, już mu się nastrój zmienił. Ale wcześniej Sitarski jest w tej scenie równocześnie śmieszny i wzruszający (zazdrość zazdrością, dzikość dzikością, różnice kulturowe z Czerkiesami i owszem, istnieją, ale po co zaraz zabijać psa?). Jednocześnie panosząc się bezceremonialnie po podwórku posiadłości Respektów, rujnując ogrodową kompozycję, Fanio pokazuje, że ta posiadłość jest już właściwie jego, że ją za Diankę i z Dianką w pakiecie otrzymał. Jak to mówią: boki i darń zrywać!

Miejsce drugie: Wesołe kumoszki z Windsoru, reż. Paweł Aigner.

Falstaff Grzegorza Gzyla wybiera się na kolejną randkę z dwiema windsorskimi mężatkami. Na elżbietańską scenę wjeżdża wtedy wieszak z kilkunastoma krojami czy raczej modelami piwnych brzuchów. Szczupły prywatnie aktor jako Falstaff pęka z dumy (widzieliście taką kolekcję, hę?) i z niejakim namaszczeniem wybiera sobie brzuch najbardziej odpowiedni na tę okazję: majestatyczny, cesarski i rzymski zarazem, przypominający bardziej zbroję torsową z zaznaczoną muskulaturą i piersiami niż standardową brzucho-poduszkę. Kwiczymy ze śmiechu nie tylko dlatego, że wyobrażenie Falstaffa o prawdziwej męskości i rycerskiej postawie pozostaje w niejakiej sprzeczności z opinią frywolnych pań każdej epoki. Podoba się nam zabawa reżysera, scenografa i aktora z tradycyjnymi funkcjami kostiumu: zwykle aktor zakłada gorset, żeby ukryć brzuch. W szekspirowskiej komedii specjalny gorset jest brzuchem.

Miejsce pierwsze: Dziady, część III, reż. Michał Zadara.

O tym, że Michała Zadarę śmieszą sceniczne tautologie – wiadomo nie od dziś. Kiedyś złośliwie tłumaczył Everymana ze staroangielskiego, rozpisując każdy związek frazeologiczny oryginału na bezsensowne polskie dosłowne odpowiedniki. Zapamiętałem zdanie: „Weź swoją pielgrzymkę w twoje ręce i tam idź sobie”. Reżyser udawał wyjątkowo toporną wersję Google Translatora, by zbadać, co jest za łatwymi parenezami, szukał kontry dla skupienia i wiary postaci z moralitetu. Teraz w rozpisanym na kilka sezonów projekcie Polscy romantycy bez skrótów albo prawie bez testuje relacje między sceniczną dosłownością a metaforą. Jak coś jest w tekście poety opisane, to powinno pojawić się na scenie – zakłada Zadara. Jak ktoś w arcyutworze mówi, że coś robi, to powinien to zaraz zrobić, bo inaczej po co by o tym mówił? Jest to zasada prosta i dająca czasami zamierzone, fenomenalne efekty komiczne. Skoro w Widzeniu Ewy postać wspomina o mistycznej róży, Zadara daje aktorce do ręki sztuczną różę. Wtedy to, co niedopowiedziane, mgliste, wizyjne staje się nagle konkretem. Aktorka patrzy na nią i opisuje. Róża jest brzydka, wizja piękna. Zamiast religijnej ekstazy reżyser punktuje religijny kicz. Dosłowność kompromituje wiersz, ale daje równocześnie sposobność zajrzenia za parawan słów, klucz do motywacji bohaterki, ustala obrazowe i pojęciowe granice jej świata. Oczywiście Zadara ustawia tę scenę parodystycznie, bo serio są w jego Dziadach jedynie te monologi, które dotyczą autentycznego cierpienia: którego bohaterowie doznali lub któremu naprawdę świadkowali. I teraz mówią, bo próbują zrozumieć, przez co przeszli, chcą zwerbalizować emocje, jakie nimi targały wtedy podczas przeżywania i teraz jeszcze targają podczas mówienia o tym przeżytym. I tu jest prawda, tu jest sedno, myślenie i „wewnątrzdebatowanie”. Reszta monologów zostaje zaklasyfikowana przez Zadarę jako kłamstwo, gra lub uzurpacja. Publiczne występy, występy przed samym sobą. Można je więc obłożyć dosłownościami, szukać w poezji gestów i obrazów bardzo trywialnych.

Podejrzewam, że zrobiony wedle tej metody ostatni moduł cyklu Dziadów w całości zacznie się od następującej sceny. Kurtyna się podnosi. Anna Ilczuk siedzi na sedesie w gustownie urządzonej łazience i czyta książkę. Patrzy na nas i mówi mocnym, dobitnym, nieznoszącym sprzeciwu głosem: „Adam Mickiewicz. Dziady, część trzecia: Ustęp”.
 
Przejdźmy jednak do najśmieszniejszej etiudy sezonu. To Widzenie księdza Piotra (Mariusz Kiljan). Kiljan każde swoje pojawienie się na scenie (kilka razy jako Ksiądz, raz jako Guślarz) gra w innej konwencji. Jest jak wahadło – od patosu po groteskę i z powrotem. Od trzeźwego osądu i skupienia po absurdalną szarżę i pijany wid. Podczas monologu ksiądz Piotr siedzi zamknięty w swoim pokoju, ale za kołnierz nie wylewa, alkohol go napędza, ośmiela, popycha w idiotyzm i porażającą naiwność. Takie stany też rodzą się z rozpaczy i jej towarzyszą. Kiljan bierze krucyfiks do ręki i pokazuje rozpiętej na krzyżu małej figurce Chrystusa zły świat dookoła. „No popatrz sobie, Jezu!” – zdaje się mówić i przejeżdża w powietrzu krzyżem z lewej do prawej. „Tu patrz i tam! Jakże zły i niegodziwy jest świat pod carskim butem!” Ale to widać wyraźnie bez wódki i bez krzyża. Ksiądz Piotr Kiljana pada w pewnym momencie monologu na swoje łóżko, wyraźnie osłabiony tym obrazem, ale krzyż trzyma prosto, żeby Jezus sobie dalej patrzył. Jest trochę jak lalkarz, jak animator kukiełki, która ma do odegrania wielką rolę w tej scenie. Tylko że naraz przestaje wierzyć, że Bóg z krzyża to naprawdę wszystko widzi, bo jakby widział, toby chyba zareagował, no nie? Więc obraca krzyż w swoją stronę i spogląda uważnie na Ukrzyżowanego: ty Boże patrzysz; czy nie widzisz? I orientuje się, że trzyma w ręku coś niewiele lepszego od zabawki, lalki, gadżetu, teatralnego rekwizytu.

Od takiego Piotrowego Widzenia można stracić wiarę. Albo umrzeć ze śmiechu.

3.
Nie bardzo umiem robić zdjęcia komórką. Jakoś tak zawsze palcem przysłaniam sobie migawkę i potem palec jest w każdym kadrze. Moja ostatnia plenerowa sesja niechcący stała się fotograficzną opowieścią o przygodach palca na Węgrzech: palec nad modrym Dunajem, palec pod budapeszteńskim parlamentem, palec ogląda restauracje na stołecznej uliczce Váci, palec i uchodźcy pod Györ, palec i winnice nad Balatonem. Niestety, jeszcze gorzej radzę sobie z Photoshopem. Wszystkie próby usunięcia palca z wakacyjnych zdjęć skończyły się wklejeniem w węgierskie krajobrazy fotki Emmy Stone w bikini, nie wiadomo jak zapamiętanej przez program. Strach brać się za bardziej skomplikowane operacje. Nie mogę jednak przegapić postępującej mody na memy. Obciachowy mem środowiskowy jest w końcu ostatnim etapem ewolucji publicystyki teatralnej. Skoro nie umiem ich sobie posklejać, trudno, trzeba o nich opowiedzieć.

V jak Vendetta
Plakat teatralny. Raczej gruby facet w spoconym podkoszulku. Papierowa torba na głowie z wyciętymi otworami na oczy. Poza szahida. Skrzyżowane na piersi ramiona. W obu dłoniach trzyma włączone jarzące się na niebiesko paralizatory. Z fotografii aż bucha grozą, prądem i nienawiścią. Podpis pod zdjęciem: „Szanowni państwo, drodzy widzowie! W naszym teatrze grasuje wyświetlaczowy mściciel. Nie wiemy, jak wygląda i gdzie siedzi. Uwaga! Może zajmować miejsce akurat obok Was. Prosimy o nieesemesowanie i nielajkowanie aktorów podczas trwania spektaklu. W przypadku pilnej potrzeby zorientowania się, która jest godzina, należy spojrzeć wyłącznie na zegarek na ręce bądź kieszonkowy. Za skutki uboczne porażenia prądem dyrekcja nie ponosi odpowiedzialności”.

Emploi
Kilka zestawionych ze sobą fotografii, przedstawiających bezkompromisowo, aczkolwiek z wyraźną sympatią profile bądź pełne sylwetki reprezentantów polskiej krytyki teatralnej: Jacek Sieradzki, Jacek Wakar, Jacek Cieślak, Jan Bończa-Szabłowski, Witek Mrozek, Piotr Wyszomirski, Łukasz Drewniak.
Podpis: „I pomyśleć, że kiedyś chcieliśmy zostać aktorami”.

Skrzyżowanie
Nad zdjęciem wielkimi literami: „To nieprawda, że wielcy polscy współcześnie żyjący aktorzy nie mają jeszcze swoich ulic”. A dalej fotomontaż pokazujący dwie tabliczki z nazwami sąsiednich alejek z Woli Justowskiej w Krakowie: na jednej tabliczce nazwa „Poniedziałkowy Dół”, na drugiej „Skibowo”.
(Powyższy obciachowy mem wymyślił kolega reżyser, ale też nie chciało mu się zrobić zdjęcia i puścić w fejsowy świat. No więc mu ukradłem).

4.
Zawsze chciałem wręczać nagrody na Paszportach Polityki albo przynajmniej nagrodę Aleksandra Zelwerowicza na imprezie pisma „Teatr”. Marzę o tym, odkąd tylko pamiętam, i nic – żadnej propozycji. Aneta Kyzioł z Jackiem Kopcińskim spijają całą śmietankę. Ale jakby kiedyś do tego doszło, gdyby o mnie nie zapomnieli i gdyby jeszcze jakimś cudem mógłbym wręczyć stosowny dyplom lub statuetkę pani Magdalenie Boć z Teatru Wybrzeże – w tym roku była szansa za brawurową rolę w Wesołych kumoszkach z Windsoru – to otworzyłbym kopertę z nazwiskiem laureatki, chwilę pomilczał znacząco, a potem wypowiedział do mikrofonu tę wiekopomną lakoniczną frazę, którą mam już przygotowaną od wielu lat: „Boć – chodź!”.

23-09-2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany ŻmijaZygzakowata
    ŻmijaZygzakowata 2015-09-28   00:40:01
    Cytuj

    Proszę szepnąć "Pilne" by wykorzystali viralowe zdjęcie Lupy podduszającego Deląga na próbie. Fantastyczne, ktoś to wreszcie zrobił!

  • Użytkownik niezalogowany oj, oj..
    oj, oj.. 2015-09-24   19:48:48
    Cytuj

    błeeee....