Benefis Haliny Machulskiej
W ostatnim tygodniu maja 2014 odbywał się w Warszawie bogaty w wydarzenia teatralne, warsztaty i sesje 18. Międzynarodowy Kongres ASSITEJ (Association Internationale du Théâtre Pour l’Enfance et la Jeunesse) połączony ze specjalną, niekonkursową edycją Korczak Festival.
Jedną z imprez towarzyszących był benefis Haliny Machulskiej – zorganizowany z wielu powodów – ukończenia 85 lat życia, 44. rocznicy założenia Ogniska Teatralnego przy Teatrze Ochoty i 40-lecia wprowadzenia na grunt polski metody dramy, 30-letniego prezesowania Polskiemu Ośrodkowi ASSITEJ, 15-lecia Szkoły Aktorskiej Machulskich przy PO ASSITEJ, 18-lecia wymyślonego przez nią Międzynarodowego Festiwalu Korczak oraz wydania książki spisanej przez Małgorzatę Zawadkę Halina Machulska: Byłam wierna sobie. Powody można by dalej mnożyć, ale nie ma po co. Halina Machulska to kobieta-instytucja, aktorka i reżyserka, ale przede wszystkim urodzona społeczniczka i pedagog, którą Maciej Wojtyszko nazwał, jakże trafnie, „mleczną siostrą Żeromskiego”.
Organizacją zajęły się siły amatorskie z Ogniska, a w spotkaniu w Teatrze 6. Piętro w Pałacu Kultury wzięły udział całe rzesze mniej lub bardziej sławnych absolwentów, którzy wyszli spod jej ręki i do dziś stanowią nieformalne Towarzystwo Halinistyczne z zawołaniem: „Wszyscy jesteśmy dziećmi Haliny”. Spotkanie miało charakter wybitnie klanowy i właściwie dla ludzi obcoplemiennych stanowiło nie do końca zrozumiały rytuał odprawiany przez – i dla – „samych swoich”. Machulska i jej mąż Jan, zmarły w 2008 aktor i reżyser, wychowali całe pokolenia teatralne, w tym wielu aktorów i instruktorów, a także ludzi, którzy wybrali życie poza branżą edukacyjno-artystyczną, ale np. w Ognisku spotkali swego czasu swoje „drugie połowy” (a ich dzieci już mają własne dzieci). Wszyscy zgodnie twierdzą, że spotkanie na swej drodze, w dzieciństwie lub bardzo wczesnej młodości takiej osobowości jak Machulska, udział w organizowanych przez nią zajęciach i obozach, odmieniło ich życie. Ukształtowało nie tylko wrażliwość artystyczną, ale – co może najważniejsze i co sprawdza się w dorosłym życiu – postawę etyczną, opartą na najprostszych, niemniej fundamentalnych zasadach.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że spotkanie na swej drodze, w dzieciństwie lub bardzo wczesnej młodości takiej osobowości jak Machulska, odmieniło ich życie. Hasłem przewodnim było pytanie: „Kim jest Halina Machulska?” i próby odpowiedzi za pomocą inscenizowanego przez młodych słuchaczy Ogniska życiorysu, występu instruktorów dramy (groteskowego i horrendalnego dla osób spoza, ale przyjętego ze łzami wzruszenia przez beneficjantkę) oraz kilku mniej lub bardziej udanych filmików, w tym montażu arcydzieł portretowych i rodzajowych światowej sztuki z kolażowo wlepionymi główkami Pani Haliny, trochę przypominających zasadę internetowych „fiołków”, w których dolepia się osobom na obrazach dymki z dialogami. Do bardziej udanych należał wizerunek Wenus z Milo-Machulskiej ( z komentarzem: „Za teatr dałaby sobie ręce uciąć”) czy Lekcja anatomii doktora Tulpa („Uczulała nas na wewnętrzne piękno”). Podobał mi się jeszcze duet Piła i harfa, wprowadzający salę w trans za sprawą nieziemskich dźwięków, i stare zdjęcia Machulskiej w rolach z Opola, Lublina, Łodzi…
W jednym z filmów sama Machulska odpowiadała na pytania dzieci. Pytania były proste i odpowiedzi także. Wyłożyła w tym kwestionariuszu swoje zasady: że trzeba być uczciwym, prawdomównym, otwartym, odważnym (bo odwaga się opłaca), pomocnym (bo praca dla innych daje radość i sprawia przyjemność temu, kto pomaga). Że warto dawać szczęście innym. Robić coś dobrego jest dobrze, bo to nam sprawia przyjemność – a czynienie zła przecież nie sprawia – Pani Halinie na pewno – przyjemności. Proste? Jak drut. Dowiedzieliśmy się także, kim chciała kiedyś być: chłopcem. Jaki instrument najbardziej lubi: trąbkę. Co jej szczególnie smakuje: czekolada mleczna z orzechami. Jaki lubi kolor: błękitny. A jaki był dla niej najważniejszy dzień – Ostatni dzień lata ( chodzi oczywiście o film Tadeusza Konwickiego z 1958, w którym główną rolę zagrał Jan Machulski, a partnerowała mu Irena Laskowska, notabene, co weryfikują zdjęcia, kobieta bardzo „w typie” jubilatki).
Na koniec sala utworzyła – na ile się dało – krąg splecionych rąk i odśpiewała wiersz Szymborskiej, stanowiący nieformalny hymn Ogniska i Teatru Haliny i Jana Machulskich. Przytaczam go w całości; dobrych wierszy nigdy dość, a ten jak ulał pasował do okoliczności.
Bez tej miłości można żyć,/ mieć serce suche jak orzeszek,
malutki los naparstkiem pić/ z dala od zgryzot i pocieszeń,
na własną miarę znać nadzieję,/ w mroku kryjówkę sobie uwić,
o blasku próchna mówić „dnieje”,/ o blasku słońca nic nie mówić.
Jakiej miłości brakło im,/ że są jak okno wypalone,
rozbite szkło, rozwiany dym,/ jak drzewo z nagła powalone,
które za płytko wrosło w ziemię,/ któremu wyrwał wiatr korzenie
i jeszcze żyje cząstkę czasu,/ ale już traci swe zielenie
i już nie szumi w chórze lasu?/ Ziemio ojczysta, ziemio jasna,
nie będę powalonym drzewem./ Codziennie mocniej w ciebie wrastam
radością, smutkiem, dumą, gniewem./Nie będę jak zerwana nić.
Odrzucam pusto brzmiące słowa./Można nie kochać cię – i żyć, /ale nie można owocować.
11-06-2014