Biorę prysznic
vvSchodzimy do Sceny Ciśnień, czyli w katakumby pod Teatrem Muzycznym Capitol. Trzeba stąpać ostrożnie, bo schody tam są bardzo strome, a światło marne. Młodzi ludzie w czarnych strojach dyskretnie dbają, by nikt się nie potknął. Moją uwagę przyciąga delikatny głos dziewczyny z obsługi widowni. Zerkam w stronę głosu. Dziewczyna kłania się grzecznie przed chłopakiem z burzą włosów na głowie i mówi cichym głosem: „Czy pan reżyser życzy sobie…” Treść życzenia mi umknęła, bo się potknąłem. Z wrażenia. Przez krótką chwilę musiałem walczyć o życie na tych stromych schodach.
Bez dalszych przygód docieram do pierwszego rzędu. Przyznano mi fotel z numerem 3, czyli po lewej stronie. Siadam. Przede mną pejzaż dystopijny. Scena tonie w brudnym piachu. Z piachu wystają ładnie porozrzucane fragmenty zużytych produktów spożywczych. Szarobrązowe, połamane fotele kinowe stanowią główną scenografię. Po bokach w tyle sceny stoją ogromne, plastikowe kontenery na śmieci. Z nich snują się dymy, bezwonne, bo pan reżyser nie nazywa się Castellucci.
Aktorzy trwają nieruchomo i osobno w starych fotelach. Mają na sobie kostiumy stylizowane na ubrania z second handu. Ich twarze są malowniczo pobrudzone. W tyle sceny wznosi się wielki ekran. Na nim wyświetlane są właśnie poszarpane obrazy. Siadam zatem. Patrzę i czekam. Dziwne. Aktorzy spoglądają prosto na widownię. Niby są w starym kinie, ale siedzą tyłem do ekranu.
Tytuł spektaklu pan reżyser, pewnie we współpracy z panem dramaturgiem, zaczerpnął z poezji amerykańskiego rapera Tupaca. Sens cytowanego w programie przekazu jest mniej więcej taki: kiedy biedni wreszcie się zbuntują, „otworzy się ziemia i połknie całe to zło”. Pomimo wzniosłych tekstów bajońsko zamożny raper skończył dość marnie, choć w Las Vegas. Zastrzelili go na ulicy członkowie wrogiego gangu.
Teza Tupaca w przedstawieniu ilustrowana jest songami Brechta. Biednymi, którzy mają się zbuntować, są prawdziwi pensjonariusze schroniska św. Brata Alberta we Wrocławiu. Przemawiają do nas pojedynczo z ekranu na tle czystych pomieszczeń w schronisku. Są elegancko ubrani i unikają wulgaryzmów.
Po krótkich monologach autentycznych osób bezdomnych, nieprzypominających wcale ludzi biednych i wykluczonych, następują występy artystów Capitolu, którzy ilustrują wyobrażenia pana reżysera na temat osób biednych i wykluczonych. Te wyobrażenia niewiele jednak mają wspólnego z prawdziwymi ludźmi bezdomnymi, których możemy oglądać na ekranie. Dochodzi tu, moim zdaniem, do nadużycia.
Państwo bezdomni ze schroniska św. Brata Alberta ładnie się ubrali, żeby pan reżyser mógł zarejestrować na filmie ich opowieści. Artyści swoim zachowaniem i ubiorem pokazują nam jednak, że prawda o ludziach bezdomnych jest zupełnie inna. To wyłącznie brudasy, narkomanki i alkoholicy. Na filmie udają tylko porządnych ludzi. Zażenowanie czuję do teraz.
Swoją drogą Brechtowi taki spektakl się należy. W ramach dziejowej sprawiedliwości. Manipulacja rzeczywistością to pokusa, której żaden marksista nie potrafi się oprzeć. Nawet pan reżyser dał się skusić.
Bertolt Brecht należy do największych poetów niemieckojęzycznych. Uwielbiał brylować w nocnych klubach weimarskiego Berlina. Śpiewał tam z gitarą własne pieśni. Liczni świadkowie twierdzili, że miał charyzmatyczną osobowość. Elektryzował zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Pochodził z zamożnego domu, ale był wystylizowany na ubogiego robotnika, bo naczytał się Marksa i Engelsa. No i śpiewał głównie o niesprawiedliwości społecznej. Krytykował też bez pardonu takich kapitalistów, jak jego własny tato. Ale kasą nie gardził. Podobno najlepsi krawcy szyli dla niego z najdroższych materiałów ubrania stylizowane na ubogą klasę robotniczą. Na nosie miał zwykle druciane okulary z… platyny.
Początkowo muzykę do songów komponował Kurt Weil, ale panowie się pokłócili, bo Brecht nie chciał dzielić się z kompozytorem tantiemami. Kiedy Weil domagał się uczciwego podziału zarobków, Brecht poinformował go, że nie widzi powodu. To on przecież układał wszystkie słowa pieśni i wymyślał muzykę. Nucił Weilowi melodie, a kompozytor tylko je zapisywał, bo znał nuty.
We Wrocławiu Kuba Suchar, legendarny bębniarz kultowego Robota Obiboka, zredukował songi Brechta do transowych kompozycji z dominacją dźwięków perkusji. Takie rozwiązanie wykastrowało teatralną moc pieśni. Aktorzy najczęściej śpiewali w bezruchu, jak na festiwalu piosenki żołnierskiej. A kiedy już próbowali się ruszyć, to – jak rapowy magister – popadali w kompletny chaos.
Do czarnej legendy przeszły też opowieści o związkach Brechta z kobietami. Amerykański teatrolog John Fuegi w opasłym tomie Brecht & Co. dowodził nawet przed laty, że sławne dramaty pisały Brechtowi genialne kochanki w zamian za seks…a zatem spektakl pana reżysera Brechtowi się należy.
Pan reżyser, zaczytany w Brechcie, rewolucjonizuje sztukę reżyserii. Stawia wybitnym artystom Capitolu ambitne wyzwania marksistowskie. Trzeba świat zmieniać, a nie tylko interpretować! W rezultacie na początku spektaklu pan Błażej Wójcik śpiewa bardzo pięknie, ale nie wiadomo o czym. Z kolei pani Magdalena Szczerbowska, obdarzona niebiańskim wokalem, musi wykonywać jeden z songów przez charczący megafon. Rapowy magister, czyli pan Aleksander Talkowski, plącze się w rytmach, kiedy w amoku wali kijami po plastikowych beczkach. Do tego chwilami coś śpiewa. „Coś”, bo nie wiadomo co. Drugi song interpretuje świetnie tylko dlatego, że nie odrywa się nawet na chwilę od ściany z boku widowni.
Pani studentka, specjalnie wynajęta do wykonania pieśni finałowej, przypomina sarnę przyłapaną na drodze w nocy. Próbuje przeżyć, ale paraliżują ją światła aut. Spektakl wyreżyserowany przez pana reżysera rozjeżdża studentkę jak walec. Miała pecha, zabłądziła na drogę pana reżysera. Pewnie zwabiły ją światła.
Pan reżyser miażdży swoim talentem artystów Capitolu. Kilku osób jednak nie ogarnął. Pani Helena Sujecka to aktorka z konstelacji gwiezdnej, do której pan reżyser chyba nie ma dostępu. Pani Sujecka przypomina arcymistrza szachowego. On nigdy nie rozważa złych ruchów, ona nie gra złych ról. W spektaklu kreuje wstrząsający portret narkomanki. Wspaniałe songi Brechta w interpretacji tej artystki ożywają i nabierają nowych, niepokojących znaczeń. Pan reżyser usunął niestety panią Sujecką do samego rogu sceny. Pewnie mu zakłócała koncepcję. Szkoda, bo akurat siedziałem po przeciwnej stronie. Na szczęście wszyscy używali mikroportów.
Pan Bartosz Picher zwyczajnie zignorował pana reżysera. Miał wszystko „w dupie”, jak klasyk Himilsbach. Długo siedział bez ruchu na brudnym fotelu. W końcu wstał. Wykonał rewelacyjnie swój song. I ponownie zapadł się w niebyt. Jak to bezdomny.
Pan Adrian Kąca wyglądał najbardziej widowiskowo. Jego wizerunek reklamuje przedstawienie. Podczas spektaklu wędrował po widowni i próbował rozmawiać z publicznością. Przypominał chwilami Fisher Kinga z filmu ze wstrząsającą kreacją Robina Williamsa.
Panowie Adrian Kąca i Błażej Wójcik wspólnie mistrzowsko wyśpiewali i odegrali jedyny song w całym spektaklu w duchu Brechta. Pan reżyser widocznie tę scenę przegapił, bo Kuba Suchar nie wzbogacił muzyki o swoje bębny. Przedstawienie na krótką chwilę zaiskrzyło inteligencją, wspaniałym poczuciem humoru i mądrą pieśnią, która zapada w pamięć. Po berlińskiej prapremierze Opery za trzy grosze zachwycona publiczność całą noc biegała po mieście, śpiewając songi Brechta i Weila.
Piszę tę recenzję wcześnie rano, przed kąpielą, żeby się poczuć jak bezdomny. Miałem nadzieję, że to mi pomoże zrozumieć koncepcje pana reżysera. Nie pomogło. Biorę prysznic.
07-06-2023
Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
Otworzy się ziemia
reżyseria: Radek Stępień
scenariusz: Radek Stępień, Konrad Hetel
teksty: Bertolt Brecht, Konrad Hetel
tłumaczenie: Piotr Strębski, Edmund Misiołek, Stanisław Jerzy Lec, Włodzimierz Lewik, Witold Wirpsza, Jacek St. Buras, Władysław Broniewski, Roman Kołakowski
współpraca dramaturgiczna: Konrad Hetel
muzyka: Kurt Weill, Hanns Eisler, Kuba Suchar
kierownictwo muzyczne i aranżacje: Kuba Suchar
scenografia: Konrad Hetel
projekcje: Natan Berkowicz, Marcin Kosakowski
nagrania wideo: Kuba Suchar, Zbigniew Kozera
kostiumy: Łukasz Mleczak
reżyseria świateł: Jakub Jan Frączek
reżyseria dźwięku: Bartłomiej Góra
przygotowanie wokalne: Magdalena Śniadecka, Ewa Głowacka-Fierek
charakteryzacja: Magdalena Chabrowska-Oleksiak, Agnieszka Jasiniecka, Zuzanna Sak
inspicjenci: Wojciech Kupczyński, Małgorzata Szeptycka, Hubert Michalak
obsada: Helena Sujecka, Magdalena Szczerbowska, Błażej Wójcik, Adrian Kąca, Bartosz Picher, Adrianna Hanslik, Aleksander Talkowski
premiera: 13.05.2023
galeria zdjęć Otworzy się ziemia, reż. Radek Stępień, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노 검증업체.COM
It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노사이트.com
I appreciate your article. It is very detailed and gives a lot of valuable information. Besides, I also want to share with you elastic man, an extremely surprising entertainment tool. Anyway, hope to continue to see the sharing from you in the future.