Calineczka rozbija bank
Przez ten cały lockdown straciłem rachubę, czy właśnie mamy koniec, czy też początek sezonu teatralnego. Niezależnie od wszystkiego nie mam jednak wątpliwości, że Calineczka w Arlekinie jest jedną z najlepszych łódzkich propozycji sezonu. I to w teatrze w ogóle, nie tylko w kategorii „teatr dla dzieci”.
A to dlatego, że – jak myślimy, że mówią młodzi – nikt tu sobie nie odpuścił. Patrzyłem dzień po premierze na przedstawienie pod każdym względem dopieszczone, zrobione przez twórców, którzy niczego nie pozostawili przypadkowi albo niechlujstwu. Od lat powtarza się, że teatr nie może być więźniem rzemiosła, że stoi za nim inny rodzaj zdarzenia. Zgoda, ale kiedy zobaczy się takie przedstawienie jak Calineczka Bartosza Kurowskiego, to natychmiast się rozumie, że wbrew pochopności sądów to niedoceniane dziś rzemiosło wyjątkowości teatralnego zdarzenia raczej służy, niż przeszkadza.
Andersenowska fabuła zbudowana wokół inicjacyjnej podróży ku dorosłości ma w tym wydaniu niepokojący urok Alicji w krainie czarów. Nieduża niczym calowy kciuk Calineczka podróżuje na liściu lilii wodnej przez barwnie dziwaczny świat, by zostawić za sobą Aneczkę i stać się dojrzałą Anną. Znosi zaloty ropuchowatego absztyfikanta z wielkim bickiem i mikroskopijnym móżdżkiem, staje się wykpioną outsiderką na nocnej imprezie Chrabąszczy, cudem i sprytem ratuje się przed aranżowanym wbrew jej woli małżeństwem z gburowatym Kretem. Nie zawsze jest sama: dotrzeć do bezpiecznego brzegu spróbuje jej pomóc zagubiony motyl, obietnicę odnalezienia suchego lądu złoży ciesząca się uskrzydloną wolnością Jaskółka – ale nie zmienia to faktu, że z najważniejszymi wyzwaniami Calineczka będzie musiała mierzyć się sama. Życie w baśni nie jest przecież mniej surowe niż życie, jakie znamy z codzienności. Okrutna szczerość Andersenowskich opowieści od dawna fascynuje badaczy literackich tropów i w tym spektaklu usłyszymy echo takich poszukiwań. Niemniej, co i rusz twórcy wirusują tę wywołującą dreszczyk na plecach lekturę jakimś słownym żartem lub parodystycznym gagiem. No, i jest też dużej klasy polityczny kabaret. Kabaret na obskurantyzm i przywiązanie do zgniłego status quo („Dobra nora to skarb, jak czasy niedobre” – mówi Mysz), na totalitarne zapędy ślepców („Należy ustanowić krecią demokrację” – mówi zwierzak, który całe życie spędza z pyskiem i brzuchem w błocie), na brak tolerancji („w sumie to nie lubię, kiedy ktoś wyróżnia się w tłumie” – mówi jeden z czarnych typków) i – wreszcie – na dzisiejszość: „Ptak to ideologia” – rzuca tu przecież ktoś ze sceny. „Czy podobają się pani dzisiejsze czasy?” – pytają też Calineczkę. A państwu? Podobają się?
Że cała ta polityczna ustawka jest ukłonem w stronę rodziców – nie mam wątpliwości. Do rodziców także przemówią tańce i grypsy Chrząszczy, jakby przeniesionych na Stare Polesie z któregoś z modnych berlińskich klubów. „Siedzę sobie na drzewie, rzeka płynie, nuda straszna, patrzę, laska płynie” – powie taki tam jeden samozwańczy chrząszczowaty Heraklit w przydużych okularach i odblaskowo-lateksowym wdzianku. Inny zaś, po tym, jak „zjedzie na dno rozpaczy ruchomymi schodami”, bo miał „twórczą blokadę”, rzuci do Calineczki: „A teraz zostań ze mną, pójdziemy na frytki”.
Tak, Bartosz Kurowski ingeruje w historyczny przekład Stefanii Beylin, nie biorąc jeńców: gilotynuje całe zdania, a z drzemiących od dekad metafor zdziera bezpieczne pierzyny kurzu. Robi to jednak z literackim wyczuciem, nie pozwalając sobie na dezynwolturę śmiechu z własnych dowcipów. „Napisz mi wiersza” – krzyczą tu ze sceny, jakby chodziło o „mejla” i „esemesa”, choć przecież logika (i gramatyka) kazałaby zastosować biernik: „wiersz”, „esemes”, „mejl”… Choć generalnie to – znów cytat z Calineczki – najlepiej nawiązuje się „relacje tête à tête”.
Nic tu się nie dzieje na siłę. Spektakl ma młodzieńczą lekkość, a przy tym dziergany jest z precyzją najcieńszej z igieł. Choć przedstawienie grane jest (i to jak!) w żywym planie, to szybko okazuje się prawdziwym popisem zabawy z przedmiotem. Zespół Arlekina wie, jak to zrobić. Adrianna Maliszewska nie musi pokazać twarzy zza stożkowatego pyszczka Myszy, by dać do zrozumienia, kiedy jej postać bardzo się boi, a kiedy tylko trochę. Wojciech Schabowski może być cały opatulony w sztywne jak ortopedyczny kostium futro Kreta, a i tak poczujemy jego tętno. Michał Szostak musi tylko lekko wstrząsnąć skrzydłami, byśmy stracili jakąkolwiek wątpliwość, że on naprawdę umie latać. Teatr cieni Klaudii Kalinowskiej, Adrianny Maliszewskiej i Karoliny Zajdel urzeka precyzją i pomysłowością. Taniec Ryb, Kwiatów, Ptaszków – to zespołowe sceny, w których najprostsze techniki lalkarskiej animacji dają widzom nieprzeciętną radość. Występująca gościnnie Klaudia Kręcisz umie jednocześnie tworzyć pierwszoplanową postać i nie kraść sceny tylko dla siebie. Potrafi śpiewać, tańczyć, mówić i rozpalać emocje. Powiedziałby ktoś, że tego właśnie oczekuje się od aktorów. Zapytam więc: jak często te oczekiwania zostają spełnione?
Nie mam wątpliwości, że aktorów niosą kostiumy (nie pamiętam, kiedy widziałem lepsze) i łącząca prostotę z poetycką pomysłowością scenografia (Klaudia Laszczyk). Nierzadko potrzebny będzie jeden rekwizyt, by ustalić relacje między bohaterami i stworzyć przestrzeń do zawiązywania fabuły: wielkie krzesło podkreśli, jak nieduża jest Calineczka, przeciągnięta przez scenę powiewająca szarfa przeniesie nas wysoko w chmury, hen, hen nad fale morza. Dzieciaki dostają magię teatru, którą tak kochają (i to już od pierwszych scen – z grą cieniami i zabawą z dymem), aktorzy zaś pomysłowy kostium, którego tak potrzebują: Ropuch ma kark szerokości szafy i wzrok zawieszony na sztandze, Chrząszcze mają postindustrialny outfit, by żyć życiem techno, a Motyl ma tylko jeden czułek – bo może ktoś kiedyś okrutnie zakpił sobie z jego uczuć. Ten kostiumowy rebus jest na scenie, by go inteligentnie czytać i by się w nim rozsmakowywać, zdobywając – wraz z Calineczką – nowe umiejętności i moce.
A o nich jest mowa także w programie do przedstawienia (Ewa Kwiecińska-Kotwasińska i Klaudia Laszczyk) – pomysłowej karcianej grze dla dzieci, dzięki której można przypomnieć najmłodszym, że mają prawo wierzyć w siebie, marzyć, być sobą, zmieniać świat. Że mają moc własnego zdania, moc uśmiechu i moc wyjątkowości. Jak to przedstawienie.
02-06-2021
Teatr Arlekin im. Henryka Ryla w Łodzi
Hans Christian Andersen
Calineczka
przekład: Stefania Beylin
reżyseria, adaptacja i teksty piosenek: Bartosz Kurowski
scenografia: Klaudia Laszczyk
muzyka: Łukasz Damrych
choreografia: Alexandr Azarkevitch
projekcje: Anna Szalwa
reżyseria światła: Małgorzata Sendke
obsada: Klaudia Kalinowska, Klaudia Kręcisz, Adrianna Maliszewska, Katarzyna Stanisz, Karolina Zajdel, Maciej Piotrowski, Wojciech Schabowski, Michał Szostak, Kamil Witaszak
premiera: 29.05.2021
galeria zdjęć Calineczka, reż. Bartosz Kurowski, Teatr Arlekin im. Henryka Ryla w Łodzi ZOBACZ WIĘCEJ