AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Chcąc nie chcąc Sztuka polityczna

Sztuka, reż. Krzysztof Prus, Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi
Pracownik Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, redaktor miesięcznika „Dialog”.
A A A
fot. Maciej Mikulski  

„Matejko to to nie jest” – powiedział kiedyś ówczesny minister dyplomacji Witold Waszczykowski o jednym z geometryzujących logotypów, ujmując w kilku prostych słowach cały stosunek swojej formacji ideowo-politycznej do sztuki. Co tam Malewicz, Mondrian czy inny Strzemiński. Artystyczny horyzont architektów dobrej zmiany to horyzont Bitwy pod Grunwaldem, a awangarda i abstrakcja to dla nich domena zdegenerowanych wegetarian na rowerach. W takiej rzeczywistości spór o biały obraz z najsłynniejszej komedii Yasminy Rezy nabiera znaczeń, o jakich nie śniło się nikomu na Nowogrodzkiej. Mianowany przez PiS na stanowisko dyrektora Teatru Jaracza Michał Chorosiński najpewniej nie zrozumiał, o czym gra się na jego scenie.

Dla przypomnienia. Napisana bez mała trzydzieści lat temu Sztuka jest – na poziomie fabuły – opowieścią o trójce przyjaciół, których poróżnił obraz. Serge kupił go trochę przez snobizm, trochę w nadziei, że dobrze lokuje dwieście patyków, narażając się jednak na kpiny Marca, używającego sobie na płótnie jak Waszczykowski na nazbyt abstrakcyjnym logotypie. Yvan niby stara się obu pogodzić, ale kłamie przy tym, aż mu się uszy trzęsą. W jednym z pierwszych tekstów dla sceny bodaj najpopularniejszej dziś dramatopisarki świata rysuje się ta konstatacja, która połączy wspólnym mianownikiem większość jej utworów: w każdym tkwi bestia. Niezależnie, jak dużo będziemy dywagowali o cywilizowaniu świata i wzniosłości ludzkiego ducha, koniec końców zawsze przebudzi się w nas coś dzikiego. To, co w innej ze sztuk – znanej w Polsce głównie za sprawą ekranizacji Polańskiego (Rzeź, 2011) – jeden z bohaterów nazwie „bogiem mordu”.

Ta zgoła przykra diagnoza rodzi się w utworach Yasminy Rezy jakby mimochodem. Zwykle bez darcia szat i gróźb karalnych. I nawet nie z tego powodu, że rzezie i mordy są – dla autorki – codziennością, więc można by się przyzwyczaić. Raczej dlatego, że pisarka opanowała umiejętność opowiadania o świecie w ramach daleko posuniętej umowności. Niejeden uzna, że mamy u niej do czynienia z psychologicznym realizmem. Faktem jest jednak, że jej fabuły zdarzyć się mogą tylko w teatrze, w dodatku zamieszkanym przez bohaterów wyjętych z komedii typów, a nie charakterów. Prawie że z dell’arte. Serge jest mądralińskim. Marc – cynikiem. Yvan – tchórzem. Każdego zaś – mimo to – nie sposób nie lubić. Brzmi prosto? Bo teatralny mechanizm jest prosty. Ale to, jak i dlaczego stajemy się Serge’em, Markiem i Ivanem, jest już bardziej skomplikowane. To właśnie najbardziej interesuje Rezę.

W inscenizacji Krzysztofa Prusa jest na odwrót. W uwiarygodnienie sporu trójki bohaterów kłócących się o idiotyczny obraz wpompowuje się tyle energii, że niewiele jej zostaje na jakąkolwiek ogólniejszą refleksję. Na niedużej obrotówce wznosi się tu trzy pokoiki, których wnętrza (mizerne za sprawą niskiego budżetu spektaklu) udają komnaty-klucze do psychiki tych, którzy tam mieszkają. Aktorzy całą kawalkadą środków scenicznych (raczej licznych niż niespodziewanych) starają się grać tak, jakby ich postać była naraz tajemnicza i wyrazista, zaś rozciągane tempo widowiska sugeruje, że oto mamy do czynienia z czymś na tyle serio, że może już drugi raz w życiu nic równie serio nie zobaczymy. Ktoś inny, żeby pokazać psa – że odwołam się do popularnych opowieści o różnych pomysłach na robienie roli w teatrze – po prostu na dzień dobry zrobiłby „hau – hau”, a później grałby już normalnie. Tu nie tylko nieustannie powtarza się to powitanie, ale do tego jeszcze chodzi się z odpowiednim zamachem, stroi charakterystyczne miny i chowa się do odpowiedniej budy. Serge robi gesty, jak z koszmarów o gościu na wernisażu, szuka artystowskich słów w wypowiedziach swojego bohatera jakby chodziło o polowanie na białego jelenia, a do tego siada na kanapce à la Thonet, bo tak sobie scenograf wyobraża umeblowanie snobistycznej garsoniery w Paryżu. Śmiechu, jak na inscenizację jednej z najśmieszniejszych sztuk ostatnich dekad, jest tu zadziwiająco niewiele, bo twórcy chyba się tego śmiechu po prostu wstydzą. Tak jak wstydzą się, że w teatrze można by dziś grać którąś z tradycyjnych komediowych ról: Dottore, Poliszynela i Arlekina. Ciąży więc to – wbrew logice i oczekiwaniu dobrego humoru – w stronę jakiejś niewypowiedzianej powagi, na czym cierpi zarówno widz, który rozumie, że teatr nie „dzieje się naprawdę”, a jedynie „opowiada”, jak i sam tekst Yasminy Rezy. To bardzo ciężka Sztuka. O podskok z radości i zaskoczenia jest tu naprawdę trudno. Choć oczywiście od czasu do czasu się zaśmiejemy. Rezę nie tak łatwo jest wymazać.

I to zarówno Rezę-komediopisarkę, jak i Rezę-komentatorkę rzeczywistości. Sztuka to dziś klasyka teatru. Nie dlatego, że wszyscy ją widzieli, ale dlatego, że schematy, jakie wydobywa, są powszechnie rozpoznawalne. Są częścią czegoś, co moglibyśmy nazwać uniwersalnym doświadczeniem.

A to sprawia, że nie sposób interpretować tego utworu w oderwaniu od szukania kontekstu. Kontekstem, który w tym przypadku sam pcha się do głowy, jest kontekst egzotycznych wypowiedzi nowego dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi, Andrzeja Biernackiego, o tym, co zasługuje, a co nie zasługuje na miano artystycznej twórczości. Kim u Rezy jest pisowski szef legendarnej dla polskiej awangardy instytucji? Jest Dottore, Poliszynelem i Arlekinem. Jest Serge’m, którego wyobrażenie o sztuce ma z nią niewiele wspólnego (biały obraz Rezy, popłuczyny po Malewiczu, jest w chwili pisania komedii wszystkim, tylko nie współczesną sztuką – a to jego odpowiedniki, czyli sztukę-nie-dzisiejszą, chciałby nowy dyrektor wieszać na ścianach). Jest Markiem kpiącym z tego, czego nie rozumie (powstały tony anegdot o wypowiedziach Biernackiego na temat prac zakupionych wcześniej do MS – od Ścierek Wizytek Teresy Murak po Not For You Moniki Bonvicini). Jest Yvanem mamiącym oczy, że chodzi mu o porozumienie, podczas gdy robi to, co robi. I wszystko to dzieje się na scenie kierowanej przez środowiskowego kumpla Biernackiego – Michała Chorosińskiego. Serge’a, Marca czy Yvana?

Chłodno opisałem sam spektakl, a przecież zrodził zupełnie gorące pytania. Nie mam wątpliwości: nie one były intencją twórców tego przedstawienia. Czy jednak nie mam do tych pytań prawa? Najpewniej każdy w Jaraczu miał nadzieję, na eskapistyczne widowisko. Aktorzy grający w Sztuce chcieli uciec przed niewesołą codziennością ich teatru w świat dramaturgicznego arcydzieła. Dyrektor teatru, wystawiając komedię, chciał uciec przed tym natrętnym teatrem, któremu nie jest wszystko jedno i który domaga się jednak przyzwoitości.

Szczęśliwie nie przed wszystkim da się uciec.

14-06-2023

Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi
Yasmina Reza
Sztuka
przekład: Barbara Grzegorzewska
reżyseria: Krzysztof Prus
scenografia i kostiumy: Marek Mikulski
inspicjentka, suflerka: Anna Królikowska
obsada: Mariusz Słupiński, Michał Staszczak, Mariusz Witkowski
premiera: 6.05.2023

galeria zdjęć Sztuka, reż. Krzysztof Prus, Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi Sztuka, reż. Krzysztof Prus, Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi Sztuka, reż. Krzysztof Prus, Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi Sztuka, reż. Krzysztof Prus, Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (3)