AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Dama papierosowa

Dama kameliowa 1984, reż. Jędrzej Piaskowski, Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie
fot. Malwina Majer  

Można o Damie kameliowej powiedzieć i tak, że jest historią umierania Małgorzaty Gautier przerywaną nawrotami życia, to jest miłości. Ale i ta miłość w gruncie rzeczy sprowadza się do śmierci.

Aleksander Dumas (syn) zostawił w swojej powieści pewien trop, który pozwala na takie odczytanie. Ciało tytułowej damy, w której kocha się pół Paryża, a przede wszystkim młody Armand Duval, opisywane jest dokładniej tylko w dwóch przypadkach: szczegółów choroby, która je trawi (suchoty) oraz wykopanych z grobu zwłok. Zasłonę milczenia spuszcza autor na seksualność. Małgorzata jest więc rozwiązłą kurtyzaną, ale na czym owa rozwiązłość polega – to już zależy od wyobraźni czytelnika. Można to oczywiście wytłumaczyć historyczno-literacką konwencją. Jednakże przypisanie ciała nie Erosowi, a Tanatosowi wydaje się gestem o większej wadze. Namysł nad jego naturą umożliwia ostatnia scena lubelskiej inscenizacji w Teatrze Osterwy.   

Małgorzata (Marta Ledwoń) leży w łóżku. Nie jest już pięknością, wręcz przeciwnie. To groteskowa czarownica, Małgosia zamieniona w Babę Jagę – wszystko przez gumową maskę. Dookoła niej zebrali się służący, kochankowie i fałszywe przyjaciółki. Czytają jej finał powieści, w której Armand powraca do umierającej kobiety, by raz jeszcze dowieść swego uczucia, ulżyć cierpiącej i przypomnieć jej to, co z tragicznego i bogatego życia warte jest wspomnienia w ostatniej godzinie. Prawdziwą miłość. Na scenie nic takiego się nie dzieje. Dama kameliowa umiera, Armand (Michał Czyż) się nie pojawia. Całość nabiera charakteru bajki na dobranoc, na dobrą śmierć. I rzeczywiście koniec przynosi niekłamaną i niemetaforyczną ulgę.

Spektakl Jędrzeja Piaskowskiego i Huberta Sulimy to trzecia realizacja duetu na deskach lubelskiego teatru. Dwie poprzednie przyniosły młodym twórcom rozgłos. Zasłużony zresztą, czego najlepszym dowodem Nad Niemnem. Tym razem coś nie wyszło. Powolne tempo, które w inscenizacji powieści Elizy Orzeszkowej nabierało hipnotycznego wymiaru, w Damie kameliowej jest niby senna i blada smoła. Oblepia i unieruchamia, dławi widza, który mógłby przecież siedzieć jak na rozżarzonych węglach. Ogląda wszak płomienny i tragiczny romans napędzany pikantnym mezaliansem. Nie jest to wina aktorów. Nie sposób niczego zarzucić ani Ledwoń w roli Małgorzaty, ani Czyżowi w roli Duvala, a Edyta Ostojak w roli Olimpii radzi sobie wręcz znakomicie. Oś dramatyczna jest tu jednak jak stół, przy którym często siadają bohaterowie, to znaczy: długa, szeroka, ciężka, płaska i kręcą się wokół niej jacyś ludzie, którzy podnoszeniem i opuszczaniem kieliszków usiłują przekonać nas, że oglądamy tak zwane życie. Kipiące zabawą i uczuciami, spływające alkoholem, niepozbawione pikanterii i przemocy. Życie ludzi jeśli nie bogatych lub możnych, to barwnych i interesujących.

Czasami coś się zarumieni. Przykładem rozmowa pani Gautier z ojcem jej ukochanego (Marek Szkoda), w której to Małgorzata zdobywa się na poświęcenie i porzuca Armanda. W imię miłości oczywiście. Z gatunkowej kliszy wydestylowano dramatyzm. Tym trudniej zrozumieć, dlaczego w innych momentach się nie udało. Zwłaszcza że skorzystano z tej samej recepty co w Nad Niemnem (ale i w Wujaszku Wani z Teatru Zagłębia). Piaskowski i Sulima w swoich inscenizacjach klasyki dają aktorom miejsce na budowanie pełnokrwistych postaci, ubezpieczanych kontrolowaną, podszytą ciepłym humorem ekspresją. Humor objawia się niekiedy także w kostiumach (choćby pluszowy traktor) czy brechtowskich mrugnięciach. Widz nie powinien zapominać, że nie ma tu żadnej czwartej ściany i wszyscy wiemy, w co się bawimy. Patenty te działały wcześniej, a teraz działać nie chcą. Być może sami twórcy też to wyczuli, ponieważ reżyser w tzw. sieci zapowiedział zmianę kursu i przypomnienie, że i inny teatr też potrafią z Sulimą zrobić. Czy to obietnica, czy groźba, nie jestem pewien (#Puppenhaus_pamiętamy).  

Nie bez znaczenia jest zapewne ostrość inscenizacyjnej soczewki. Dzisiejsze spotkanie z historią paryskiej kurtyzany prowokuje – a przynajmniej tak myślałem przed spektaklem – rewizję modelu idealnej i nieszczęśliwej zarazem miłości, w której kobieta bez/ze względu na swą niezależność jest przede wszystkim obiektem westchnień mężczyzn. Jedyny wybór, jakiego może dokonać, to wybór mężczyzny, a i z tym są kłopoty. Inscenizatorzy mają w tej sprawie coś do powiedzenia, ale czynią to niejako mimochodem, w ramach wątku pobocznego. Dowodem scena, w której Anna (Magdalena Sztelman) i Prudencja (Jolanta Rychłowska-Żarnecka) ofensywnie, ale skutecznie uświadamiają młodemu i naiwnemu kochankowi, jak wygląda świat, w którym żyje Małgorzata. Rządzą nim twarde prawa ekonomii, wobec których zagadnienia etyczne lub moralne to śmieszne fanaberie. Uniwersalna diagnoza, dobra zarówno dla XIX-wiecznych paryżan, jak i XXI-wiecznych lublinian.

No właśnie, byłbym zapomniał. Lubelska wersja słynnej opowieści ma w tytule datę – 1948. Wszystko dzieje się nie nad Sekwaną lecz nad Wisłą. Nie jest to jednak kostium historyczny, raczej fantastyczny. Piaskowski, Sulima i Anna Met (scenografia i kostiumy) nie przejmują się realiami, powołują PRL zbudowany z klisz, którymi domyślnie operują urodzeni po jego upadku (wnoszę po sobie). Deficyt towarów z lat osiemdziesiątych miesza się więc z przepychem socrealistycznych marmurów – ocieplonych światłem i brokatem. Balowe suknie poplątano z historycznie niespójnymi mundurami. Bohaterowie co jakiś czas śpiewają komunistyczne pieśni, a za ich plecami pojawiają się wizualizacje z nagraniami państwowych świąt (z udziałem Bieruta). Czasami, gdy ucztują, daje się słyszeć, dobiegający z oddali szum ulicznych manifestacji – to chyba ta „prześniona rewolucja” Andrzeja Ledera. Zanurzeni w miłosnej opowieści nie mamy kontaktu ze Zmianą, nie mamy więc również ze Zmiany pożytku. Dlatego w historii Małgorzaty zmiana jest pozorna i ogranicza się do kostiumów. Paryską burżuazję z łatwością i bez żadnych nieomal konsekwencji zastępują o sto lat późniejsi decydenci komunistycznej republiki. Sęk w tym, że taka konstatacja o trwałości podziałów klasowych i niezmiennych upodobaniach ludzi do pieniędzy, przemocy i zabawy jest dość banalna. Niespecjalnie też tłumaczy wysiłek, który włożono w ożenek PRL-u i Dumasa.

W materii tekstu realia czasów słusznie minionych poświadcza bodaj jeden tylko dowcip, cała reszta to burżuazyjne gadanie takie, jakie je Dumas napisał, a Tadeusz Boy-Żeleński i Stanisław Brucz przetłumaczyli. Efekt jest nie tyle groteskowy, co konfundujący. Ma on jednak ten nieoczekiwany plus, że zostawia widza z nierozwiązywalną zagadką (co ma piernik do wiatraka?) – intensywne nad tym rozmyślanie zmniejsza nudę. Kto wie, czy to nie przemyślna na widza zasadzka, wspomagana przez przemysłowe nieomal ilości papierosów wypalanych na scenie. Jak rozumiem, swąd ów także miał nam przybliżyć dawne dzieje. Czułem go wyraźnie w ósmym rzędzie. Z pewną obawą myślę, jak te historyczne realia wpłynęły na widzów siedzących bliżej sceny.

18-02-2022

Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie
Aleksander Dumas (syn)
Dama kameliowa 1984
przekład: Tadeusz Boy-Żeleński, Stanisław Brucz
adaptacja, dramaturgia: Hubert Sulima
reżyseria: Jędrzej Piaskowski
scenografia, kostiumy: Anna Met
muzyka: Jacek Sotomski
reżyseria świateł: Monika Stolarska
obsada: Justyna Janowska, Marta Ledwoń, Edyta Ostojak, Jolanta Rychłowska, Magdalena Sztejman, Michał Czyż, Maciej Grubich, Krzysztof Olchawa, Daniel Salman, Marek Szkoda, Dymitr Harelau (muzyka na żywo)
premiera: 05.11.2021

galeria zdjęć Dama kameliowa 1984, reż. Jędrzej Piaskowski, Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie Dama kameliowa 1984, reż. Jędrzej Piaskowski, Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie Dama kameliowa 1984, reż. Jędrzej Piaskowski, Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie Dama kameliowa 1984, reż. Jędrzej Piaskowski, Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (1)