AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Dinozaur rządzi

Kolacja na cztery ręce, reż. Krzysztof Jasiński, Raj, reż. Krzysztof Pluskota, Krakowski Teatr Scena Stu
Teatrolożka i filmoznawczyni.
A A A
Raj, reż. Krzysztof Pluskota, fot. Paweł Nowosławski  

Dwie premiery w Teatrze Stu, Kolacja na cztery ręce i Raj, są dla recenzenta pułapką. Nie dlatego, że trudno pisać o nieudanych przedstawieniach – trudniej pisać o takich, w których zamysł reżyserski jest dość kruchy, a jego realizacja opiera się na kilku pomysłach, jakie nie tworzą spójnej koncepcji inscenizacyjnej albo przeciwnie: założenia są tak przejrzyste, że oglądanie spektaklu nie sprawia żadnej przyjemności lub nawet irytuje.

Kolacja na cztery ręce, o której pisała już Malwina Głowacka, ma przede wszystkim bawić. I to na całego. Nie będę tu powtarzała opisu przedstawienia – to świetnie zrobiła już Głowacka, przywołując również polską historię wystawień sztuki Paula Barza. Sztuki dobrze skrojonej, czyli takiej, która, choć pozornie łatwa, przyjemna, a przy tym zapewniająca widzowi satysfakcję (wszak bohaterami są dwaj geniusze, Bach i Haendel, zatem odbiorca może poczuć się dopuszczony do tajemnic Sztuki i zarazem podejrzeć prywatność Wielkich Artystów), jest równocześnie dla realizatorów sporym wyzwaniem. Wiadomo przecież, że najtrudniej wystawiać ze smakiem tego typu utwory.

Malwina Głowacka opisała już niektóre efektowne sceny z przedstawienia Krzysztofa Jasińskiego, wspomniała również o tym, jak spod klapy fortepianu (sic!), na którym z pasją gra Bach (Olaf Lubaszenko), wydobywa się dym, co wzbudza szczery aplauz widowni. Dodam jeszcze, że grający Schmidta Maciej Miecznikowski tuż przed przerwą wychodzi na scenę z gitarą i zaczyna grać przebój Zacznij od Bacha, zachęcając publiczność do śpiewania. No i publiczność śpiewa…

Dodam od razu, że nie formułuję zarzutów pod adresem aktorów występujących w Kolacji na cztery ręce i Raju, bo jestem przekonana, że po prostu wypełniali postawione przez reżyserów zadanie. I owo zadanie czy też kształt spektakli, jakie realizowali Jasiński i Pluskota, wydaje mi się największym problemem.

Kokieteria Kolacji na cztery ręce, o której pisała Malwina Głowacka, pojawia się – i to w stopniu większym – w Raju. Dramat Franzobla służy reżyserowi do prowadzenia nieustannej gry z publicznością. Tyle że nie bardzo wiemy, kto i z kim gra, bo tropów jest wiele. Franzobel buduje nieoczywisty świat, w którym aktorzy/postaci usiłują dociec nie tylko tego, kim są i gdzie się znajdują, ale też czy w ogóle jeszcze żyją. W spektaklu Pluskoty zaś owszem, sugeruje się nam owe zawiłości, ale wszystko od początku wydaje się jasne, skoro jeden z aktorów paraduje w koszulce teatralnego festiwalu. Podobną koszulkę wygrywa zresztą jeden z widzów, kiedy skąpo ubrana hostessa losuje numer miejsca z ogromnego kosza zawieszonego na kształtnej piersi.

Nie znam dramatu Franzobla, po obejrzeniu spektaklu w Stu mogę jedynie domyślać się jego struktury i zamysłu. Właściwie oglądamy serię dowcipów sytuacyjnych, jednym z głównych tematów wydaje się prywatność aktorów. To dziwne, że reżyser uznał, że właśnie to najbardziej zainteresuje widzów. Że żarty z Mirosława Zbrojewicza, aktora z ciekawym dorobkiem teatralnym i filmowym, mają być jedną z atrakcji przedstawienia. Jasne, jest w tym autoironia i dystans: aktor Krzysztof Pluskota i aktor Krzysztof Kwiatkowski zazdroszczą koledze sławy i powodzenia, tylko co z tego wynika? Nie wiem również, co wynika z długiej sceny gry w kalambury, w której dwaj koledzy usiłują odgadnąć, co przytrafiło się trzeciemu.

Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, o czym jest to przedstawienie. Czuję się nieco bezradna wobec tego montażu zabawnych w zamyśle scen, które coraz bardziej męczą i irytują. Piszę to z żalem: miałam przed sobą dobrych aktorów, tekst Franzobla również mógł budzić pewne nadzieje.

Dwa przedstawienia w Teatrze Stu prowokują jednocześnie do postawienia pytania istotniejszego od formułowania ocen poszczególnych spektakli. Pytania o uczciwość wobec widza i rodzaj relacji, jaką chce się z nim nawiązać. Wiem, bilety na przedstawienia Stu sprzedają się świetnie; na tej scenie grane są również naprawdę dobre przedstawienia, które obejrzałam z satysfakcją – między innymi Body art Artura Barona Więcka czy Firma dziękuje Marka Gierszała. Ale oglądając Kolację na cztery ręce i Raj, czułam się wystrychnięta na dudka. Byłam przekonana, że idę na spektakle dobrze zrobione: przemyślane, porządnie zrealizowane, rzetelnie zagrane. Zobaczyłam jednak przedstawienia, które nie dość, że nie wykorzystują potencjału tekstu, to jeszcze czynią z aktora wykonawcę kabaretowego. Widz może poczuć się oszukany: dobrzy aktorzy wykonują zadania poniżej swoich możliwości, wieloznaczność kwestii zostaje sprowadzona do scenariusza serii gagów, a on sam ma się śmiać z mało wybrednych dowcipów.

Formułuję tak ostre opinie, bo trudno mi się pogodzić z faktem, że jestem w teatrze traktowana w ten sposób. Jedynym momentem, który wywołał mój uśmiech podczas oglądania tych przedstawień, była scena w Raju, w jakiej pojawia się dinozaur. Dinozaur wchodzi na dwóch nogach jednego z aktorów, ale wygląda imponująco: ma sympatyczny, choć nieco groźny pysk, łapy, zębiska. A jeśli ów stwór wywołał we mnie jedyne pozytywne emocje w ciągu dwóch teatralnych wieczorów, to naprawdę robi się niewesoło.

29-01-2016

galeria zdjęć Kolacja na cztery ręce, reż. Krzysztof Jasiński, Raj, reż. Krzysztof Pluskota, Krakowski Teatr Scena Stu Kolacja na cztery ręce, reż. Krzysztof Jasiński, Raj, reż. Krzysztof Pluskota, Krakowski Teatr Scena Stu Kolacja na cztery ręce, reż. Krzysztof Jasiński, Raj, reż. Krzysztof Pluskota, Krakowski Teatr Scena Stu Kolacja na cztery ręce, reż. Krzysztof Jasiński, Raj, reż. Krzysztof Pluskota, Krakowski Teatr Scena Stu ZOBACZ WIĘCEJ
 

Krakowski Teatr Scena Stu i Teatr Kamienica w Warszawie
Paul Barz
Kolacja na cztery ręce
przekład: Jacek St. Buras
reżyseria: Krzysztof Jasiński
scenografia i kostiumy: Andrzej Lewczuk
dźwięk: Łukasz Faliński
światło: Szymon Szczęsny
obsada: Emilian Kamiński, Olaf Lubaszenko, Maciej Miecznikowski
premiera: 6.11.2015

Krakowski Teatr Scena Stu
Franzobel
Raj
przekład: Marek Szalsza
reżyseria: Krzysztof Pluskota
scenografia: Hanna Sibilski
muzyka: Jacek „Budyń” Szymkiewicz
obsada: Mirosław Zbrojewicz, Szymon Kuśmider/Krzysztof Pluskota, Krzysztof Kwiatkowski/Otar Salaridze oraz Joanna Sajdur i Tomasz Nowak
premiera: 10.01.2016

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (3)
  • Użytkownik niezalogowany krakowianka
    krakowianka 2016-06-13   08:59:36
    Cytuj

    Szkoda, że recenzent czuje się bezradny wobec ...

  • 2016-02-08   00:53:58
    Cytuj

    Do napisania tego komentarza sprowokowała mnie powyższa recenzja pani Olgi Katafiasz.Otóż pozwolę sobie całkowicie nie zgodzić się z tą recenzją zwłaszcza w odniesieniu do spektaklu "Raj" reżyserowanego przez Krzysztofa Pluskotę. Powołam się w tym miejscu na słowa znanego,nie żyjącego już krytyka literackiego i teatralnego profesora Jana Błońskiego,który zawsze powtarzał:"teatr jest dla widza a nie dla krytyka teatralnego". W "Raju" reżyser prowadzi nieustanną grę z publicznością i to się mu doskonale udaje, a o to chodzi w teatrze "Stu" gdzie łączność widza z aktorami jest wyjątkowo bliska.Pani Olga Katafiasz ma problem i nie wie kto i z kim gra,nie za bardzo też wie o czym jest przedstawienie, bo jak sama się przyznała,nie zna dramatu Franzobla. Ja też nie znam i nie jestem w dodatku teatrologiem,ale wydaje mi się,że zrozumiałem o co w tej sztuce chodzi.Jeżeli chodzi o uczciwość wobec widza i relacje z nim,to jak wytłumaczyć fakt,że na spektaklu "Raj" był komplet publiczności do samego końca,a na wychwalanym spektaklu "Firma dziękuję" wiele osób ( w ostatnim tygodniu) opuściło teatr w przerwie po pierwszym akcie?? Jeżeli zaś dinozaur w spektaklu "Raj" wywarł na pani Oldze Katafiasz jedyne pozytywne emocje,to serdecznie radzę odpocząć sobie od recenzowania i najlepiej wybrać się do teatru "Groteska" w Krakowie,bo tam oprócz dinozaurów można też zobaczyć inne ciekawe zwierzęta..... Na koniec uwaga: nie wiem czy pani Olga Katafiasz wie dokładnie co oznacza słowo "hostessa"? Otóż na premierze "Raju" owszem były w kuluarach hostessy z "TAURON" (sponsora teatru STU), natomiast Joanna Sajduk współpracując z aktorami spektaklu (chodziła na próby przedpremierowe )grała rolę "króliczka",wypowiadając kilka zdań i będąc ubrana w strój odpowiedni do tej roli. Co prawda nie jest zawodową aktorką, ale wystąpiła w kilku serialowych odcinkach telewizji TVN,ma też obycie sceniczne nie związane ściśle z teatrem.Nie wiem skąd z kolei mniemanie,że dinozaur w "Raju" chodził na nogach aktora?? Myślę,że z normalnej uczciwości wypadałoby przeprosić wspomnianą panią Joannę Sajduk za określenie jej "hostessą" w spektaklu "Raj" bo nie grała ona tam takiej roli...

  • Użytkownik niezalogowany Joanna Korus
    Joanna Korus 2016-02-07   21:34:08
    Cytuj

    Z przykrością muszę się zgodzić z autorką recenzji. Miałam nieprzyjemność być wśród publiczności spektaklu Raj i .... Po prostu wciąż nie mogę uwierzyć, że ten spektakl został w taki właśnie sposób zrealizowany. Poza postawionymi przez autorkę zarzutami, chciałam jeszcze dodać jeden, który niestety dla mnie dyskwalifikuje to przedstawienie w przedbiegach - kompletny brak wizji całości i tego co tak naprawdę chce się przekazać. Wielokrotnie bywałam w teatrze, jestem wielką fanką opowieści wszelkich, natomiast powyższa okazała się być kompletnie niespójna. Spektakl, który raz pokazuje nam dinozaura, za chwilę króliczka playboya, piosenkę o zbroi rycerza i jego fizjologii w niej (nie chcę być nadmiernie graficzna), a zaraz potem dodaje nam parafrazę słów Szekspira i do tego głos Boga... W porównaniu do np. spektaklu "Paw Królowej" w teatrze Starym, który ma ciekawą, choć kontrowersyjną konwencję, może się podobać lub nie, przedstawienie Raj chce się przypodobać wszystkim- w efekcie zatraca jakikolwiek sens. Najdziwniejsze jednak dla mnie jest to, że ludzie chyba myśleli, że tak ma być. To, że wszystko jest zmieszane w jednej pseudo(!)egzystencjalnej sztuce i zaserwowane w jednym z poważanych krakowskich teatrów... Radzę autorom przedstawienia zastanowić się na przyszłość nad tym, co tak naprawdę chcą pokazać, a zarazem przekazać.