Gdy rodzice chcą mieć wnuka
Gdy rodzice chcą mieć wnuka, życie każdego singla zamienia się w piekło. Kończy się wtedy era bezinteresownych niedzielnych obiadów u mamusi, zaczyna czas inwigilacji i zmasowanych ataków na delikwenta opornego na uroki życia rodzinnego. Wiadomo przecież, że rodzic pragnący, aby dziecko „wreszcie ułożyło sobie życie”, jest gorszy od stonki. Ta właśnie – znana nie od dziś – koincydencja zachodząca między stanem cywilnym dorosłego dziecka a stanem psychicznym jego rodziców staje się tematem Rodzinnego interesu Katarzyny Wojtaszek.
Problem niby znany nie od dziś, ale jednak w ostatnich latach spadający przyrost naturalny to już sprawa najwyższej wagi państwowej. Rząd i kler (chętnie robiący użytek z chrzcielnicy) największego sojusznika w walce z niechęcią młodych ludzi do zawierania związków małżeńskich i odwlekaniem decyzji o prokreacji ma przede wszystkim w zdesperowanych rodzicach. Jeśli są oni choćby w połowie tak zdeterminowani jak bohaterowie farsy Wojtaszek, jakiekolwiek programy pomocowe (wyprawki i dotacje) powinny być jedynie zbędnym wydatkiem.
To właśnie determinacji nie można odmówić Irenie (Małgorzata Flegel) i Erykowi (Mariusz Pilawski), których marzeniem jest ożenienie syna (Rafał Dąbrowski) z jakąś odpowiednią panną. Sprawa nie jest jednak prosta. Piotr – trzydziestoletni, niezależny, inteligentny mężczyzna – to z pewnością dobra partia, ale tak się składa, że młodzieniec woli korzystać z uroków życia i nie śpieszy mu się przed ołtarz. Bez wątpienia jednym z powodów opóźniania decyzji o zawarciu poważnej znajomości są wymagania Ireny – nadopiekuńczej matki, która świata nie widzi poza swoim ukochanym synem. Nietrudno się domyślić, że Piotr to chodzący ideał (przynajmniej w oczach matki). Świadomość, że syn może związać się z nieodpowiednią kobietą, jest więc największą zmorą matki. Wojtaszek nie pozostawia zresztą złudzeń, że Piotr to rozpieszczony jedynak, który nie może wyrwać się z matczynego uścisku, co – jak się okazuje – wyjdzie chłopakowi na zdrowie. Wiadomo przecież – matka wie lepiej, czego Piotruś potrzebuje, jak i z kim powinien żyć. Jeszcze lepiej Irena wie, z kim Piotruś żyć nie powinien. Żadna więc z przedstawianych rodzicom przyjaciółek Piotra nie spełnia oczekiwań Ireny – żadna nie jest wystarczająco ładna, bystra, inteligentna itd. Krótko mówiąc, skoro żadna panna nie może sprostać oczekiwaniom Ireny, jej syn przestaje przedstawiać rodzicom kolejne przyjaciółki i biedni rodzice muszą wziąć sprawy w swoje ręce.
Sytuacja Piotra zmienia się, gdy do prowadzonego przez jego rodziców hoteliku w tym samym czasie przyjeżdża Martusia (nowa dziewczyna Piotra) i Wiktoria (menadżerka, która ma postawić na nogi kulejący biznes Ireny i Eryka). Rozwiązaniem wszystkich problemów Piotra i jego rodziców okazuje się nieoczekiwana omyłka. Eryk, poproszony przez syna o zaopiekowanie się nierozgarniętą Martusią (Ewelina Kudeń) i opóźnienie jej spotkania z Ireną, omyłkowo za dziewczynę swojego syna bierze sympatyczną i rezolutną Wiktorię. Prawdziwa dziewczyna Piotra – głupiutka Martusia (Marta Górecka) – trafia za to pod opiekę Ireny, przekonanej, że skąpo ubrane dziewczę to zatrudniona przez jej syna menadżerka. Rodzice Piotra nieświadomie przecierają więc szlaki dla nowej miłości ich syna. Irena zręcznie rozbija związek Piotra z Martą, gdy mówi głupiutkiej dziewczynie, że Piotr nie może się z nią teraz widzieć, bo „jest w objęciach Morfeusza” – dziewczę traktuje słowa niedoszłej teściowej jako dowód homoseksualnych skłonności ukochanego i nie śmie zbliżyć się do niego nawet na krok. W tym czasie Wiktoria zyskuje coraz większą sympatię Eryka i zainteresowanie Piotra zaintrygowanego sympatyczną nieznajomą. Resztę robi już alkohol – domowa nalewka Eryka, która zwaliłaby z nóg nawet konia, kruszy najtwardsze lody. Martusia zyskuje nowy obiekt westchnień – pojawiającego się ni stąd, ni zowąd chorwackiego kuriera (Luka Kuzmanovic), Piotr zaś zakochuje się w Wiktorii.
Farsa Wojtaszek to wdzięczna historyjka utkana ze stereotypowych obrazków i powiedzonek, ale też klisz z naiwnych komedii romantycznych. Jej największą zaletą jest swego rodzaju „swojskość”, która sprawia, że wielu widzów odnajdzie w perypetiach bohaterów doświadczenia własne lub swoich bliskich, największą zaś jej wadą jest komediowa nieporadność. Trudno nie zauważyć, że Rodzinny interes rozkręca się dopiero wtedy, gdy na scenę wjeżdżają spirytusowe trunki pana domu. Widz, jeśli już się śmieje, to przede wszystkim z pijackich omyłek i lapsusów oraz głupkowatości Martusi. To właśnie Martusia – dziewczę niezbyt lotne, choć z pewnością nie naiwne – wnosi trochę życia w tę farsę. Szkoda, że Wojtaszek eksploruje przede wszystkim wątek pijacki i zamiast pogrywać sobie ze stereotypami, ciągle je powiela – trudno jednak zrozumieć, po co. Szkoda również, że zarówno autorka, jak i reżyser, którzy dwoją się i troją, aby ograć bolączkę spadającej dzietności Polaków, jak ognia unikają politycznych aluzji. Może warto byłoby wyjść z kokonu zachowawczej poprawności i zamiast bawić publiczność spirytusową libacją, skomentować bliską jej rzeczywistość.
18-03-2016
galeria zdjęć Rodzinny interes, reż. Mariusz Pilawski, Teatr Mały w Manufakturze w Łodzi ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Mały w Manufakturze w Łodzi
Katarzyna Wojtaszek
Rodzinny interes
reżyseria: Mariusz Pilawski
scenografia: Katarzyna Mazurkiewicz
muzyka: Witold Łuczyński
obsada: Małgorzata Flegel, Marta Górecka, Ewelina Kudeń, Rafał Dąbrowski, Luka Kuzmanovic, Mariusz Pilawski
prapremiera: 2.01.2016
"Szkoda również, że ani autorka, ani reżyser [...] jak ognia unikają politycznych aluzji". Chyba i autorka i reżyser. Ale z 2 str., dlaczego to źle, że unikają? Dlaczego dorabiać do czegokolwiek od razu politykę? Co to za pęd do bycia kronikarzem czasu teraźniejszego? Brrr. Z nimi czas obchodzi się najgorzej.