AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Gdzie jest zło?

Lovecraft, reż. Łukasz Kos, Teatr Studyjny, PWSFTiT im. Leona Schillera w Łodzi
Fot. Joanna Miklaszewska-Sierakowska, Alicja Bloch  

Najnowszy spektakl Łukasza Kosa przypomniał mi książkę Michela Houellebecqa, w której filozof, dość swobodnie szafując wycinkami biografii Howarda Phillipsa Lovecrafta, tworzy momentami kontrowersyjny, ale jednak pasjonujący wywód na temat życia i twórczości autora fantasy i powieści grozy. Łódzki spektakl jest wyrazem podobnej fascynacji postacią pisarza i podobnej techniki konstruowania kolejnych wątków opowieści o nim, choć bez wątpienia o wiele mniej błyskotliwej.

Otóż nieco udający biografię esej francuskiego autora trafia chyba w sedno twórczości jego bohatera. To, co zdaniem Houellebecqa decyduje o sile wizji Lovecrafta, to napędzająca go nienawiść, uprzedzenia, poczucie własnej klęski i strachu. Mitologia Cthulhu jest sama w sobie wytworem tego, co ciemne i złe; powstaje z nienawiści jej autora i paraliżującego go lęku, które powoli obracają się w szaleństwo. Nie wiem, czy aby uwierzyć w świat Lovecrafta, trzeba uwierzyć w szaleństwo. Może wystarczy tylko uświadomić sobie, że nie ma ludzi wolnych od strachu i że niekiedy najbardziej przerażające są rzeczy zwyczajne, które dopiero w mroku nocy stają się koszmarami. Biografia twórcy Necronomiconu – z jej fragmentów Kos kompiluje swoje przedstawienie – mogłaby być tego dowodem. Mogłaby, ale nie jest.

W łódzkiej interpretacji tej biografii powracają wątki patologicznej miłości i uzależnienia od niej, rozczarowań życiem osobistym i zawodowym, poczucie niezrozumienia i odrzucenia przez środowisko. Lęki i powody do frustracji Lovecrafta można by wymieniać jeszcze długo. Najważniejsze jest jednak, że na to, co zwyczajne (przynajmniej z pozoru), nakładają się fantastyczne wizje przejmujące kontrolę nad życiem bohatera. Zwyczajność zmienia się w koszmar, a koszmar staje się codziennością. Czy taka perspektywa przeraża widza? Raczej nie, ponieważ łódzki spektakl z każdą sceną oddala się coraz bardziej od swojej publiczności.

Problem nie tkwi w niemożności pojęcia wizji Lovecrafta czy odtworzenia logicznie historii – nie sądzę zresztą, aby twórcy mieli zamiar analizowania świadomości Lovecrafta ani tym bardziej snucia linearnej opowieści o niej. Problemem jest natomiast kreowanie świata, wobec którego pozostajemy obojętni. Hermetyczność tego świata nie jest tutaj konsekwencją fantastycznych wizji, ale raczej nużącej konstrukcji spektaklu. Kos nie ma nam do zaproponowania nic poza piętrzeniem kolejnych wątków i chaotycznym sklejaniem ze sobą scen okraszonych multimedialnymi fajerwerkami. Owszem, wiele z tych scen może się podobać, a nawet urzekać swoim pięknem. Kos umie komponować obraz – udowadnia to wielokrotnie, choćby wtedy, gdy sadza Lovecrafta pomiędzy kamerą a dwiema ciotkami lub zostawia go osamotnionego na tle ogromnej projekcji kobiecej twarzy. Nie brakuje mu też rozmachu i poczucia humoru – pod koniec zrzuca na scenę wielki kieł morskiego potwora (jednocześnie ząb Lovecrafta pożarty wcześniej przez jedną z jego ciotek). Ciekawe wydaje się i to, że Kos uruchamia kilka przestrzeni. Równie ważne jak obraz przed nami jest to, czego nie widzimy. Dość szybko widz uświadamia sobie, że jest jeszcze jakiś świat poza „dekoracją”. Ciągle słychać tu jakieś odgłosy i szmery zza ścian (te nawet pod koniec zaczynają się przemieszczać). Ten drugi świat jest z każdej strony – nawet „pod” (to świat zjawy Królowej Jadwigi) i „nad” nami (ten, z którego zrzucony zostaje wielorybi fiszbin). Tego rodzaju gry z przestrzenią są chyba ciekawszym zabiegiem niż multimedia, bo te akurat częściej, zamiast tworzyć wrażenie psychozy, stają się jedynie barwnym ornamentem.

Wydaje się, że twórcy, czyniąc z przestrzeni pole walki z demonami, chcą budować koszmar Lovecrafta naokoło. U Houellebecqa demony Lovecrafta drzemią w nim samym, bohater Kosa jest natomiast ofiarą świata, ale nie do końca wiadomo dlaczego. Może dzieje się tak, ponieważ postać Lovecrafta jest zbyt jednowymiarowa. W Lovecraftcie nie ma zła, co czyniłoby tę postać po prostu ciekawszą, jest tylko bierność i nieporadność. Można odnieść wrażenie, że sami aktorzy nie są przekonani do takiej wizji, zwłaszcza że niekiedy nikną w przestrzeni, a niekiedy tłumi ich też tekst. To właśnie tekst Roberta Bolesto wydaje się najsłabszym ogniwem tej inscenizacji. Jego Lovecraft jest dość miałki, jakby Bolesto liczył, że pustkę słów wypełni obraz. Tym samym Kos i Bolesto nie dają możliwości zademonstrowania w pełni umiejętności dyplomantów, co jest największym grzechem tej spółki. Temperament aktorów ratuje tu niejedną źle skrojoną scenę, ale nie znajduje dla siebie przestrzeni, która pozwoliłaby w pełni pokazać ich warsztat. Wielka szkoda, ponieważ niektórzy z nich świetnie czują się na scenie, co udowodnili już w Diabeł, który… w reżyserii Mariusza Grzegorzka. Tym razem aktorzy nie mają szansy rozwinąć skrzydeł – nawet Karolina Sawka i Michał Styczeń (to zdecydowanie najciekawsze osobowości aktorskie w tym przedstawieniu) nie do końca odnajdują się w tym świecie.

28-04-2017

galeria zdjęć Lovecraft, reż. Łukasz Kos, Teatr Studyjny, PWSFTiT im. Leona Schillera w Łodzi <i>Lovecraft</i>, reż. Łukasz Kos, Teatr Studyjny, PWSFTiT im. Leona Schillera w Łodzi <i>Lovecraft</i>, reż. Łukasz Kos, Teatr Studyjny, PWSFTiT im. Leona Schillera w Łodzi <i>Lovecraft</i>, reż. Łukasz Kos, Teatr Studyjny, PWSFTiT im. Leona Schillera w Łodzi ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Studyjny, Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera w Łodzi
Robert Bolesto
Lovecraft
reżyseria: Łukasz Kos
współpraca reżyserska, scenograficzna i kostiumy: Joanna Niemirska
charakteryzacja: Agnieszka Hodowana
muzyka: Dominik Strycharski
wideo, wizualizacje, plakat: Kamil Walesiak
obsada: Dominik Sochociński, Sergiusz Olejnik, Aleksandra Przesław, Karolina Sawka, Michał Styczeń, Agata Turkot
premiera: 18.03.2017

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: