I Bóg mu odpowiedział?
Stolarski często przywracał moją wystawianą na liczne próby wiarę w teatr. Jego Hiob też przywraca wiarę. Tym razem przede wszystkim w człowieka. Który myśli. Który czuje. Który jest.
Ponad dwie dekady temu trafiłam do poznańskiego Osiedlowego Domu Kultury „Pod Lipami” na Ecce homo Janusza Stolarskiego – jego pierwszy monodram. Nigdy tego nie zapomnę. Marny był wtedy teatralny czas. Właśnie kończyliśmy studia i narzekaliśmy zbiorowo w ówczesnej redakcji „Poznańskiego Przeglądu Teatralnego”, że źle wybraliśmy pasję, że teatr wciąż nas zawodzi i rozczarowuje. Mieliśmy dość repertuarowych gniotów i pseudoalternatywnych odgrzewanych kotletów. Nie chcieliśmy czytać o Prawdziwym Teatrze, tylko go doświadczać.
I właśnie wtedy objawił się Stolarski. Mała salka, do której trafiliśmy, w kilka sekund zmieniła się nie do poznania. Była wykładową aulą, domem wariatów, grobem, czyśćcem, bezkresem. Wszystko za sprawą jednego aktora i jednego drewnianego kufra zdolnego pomieścić zarówno świat, jak i zaświaty. „Fryderyk”, bo tak mówi o tym spektaklu sam Stolarski, grany jest do dziś. I do dziś ten spektakl, choć znam go prawie na pamięć, budzi we mnie dreszcz. To przypowieść o potędze ludzkiego umysłu oraz jego bezradności i bezbronności. O filozofii i szaleństwie. O naszej fizyczności i metafizyczności. Zachwycająca i przerażająca.
Od ponad dwóch dekad idę za Stolarskim krok w krok, od sceny do sceny. Oglądam wszystko, a szczególnie to, co robi między pracą w jednym, drugim, trzecim zespole, między praktykowaniem teatru dramatycznego, teatru tańca i teatru plenerowego; między byciem kierowcą i cieślą, bo i tych profesji się ima. W tym „pomiędzy” przystaje, żeby pobyć ze sobą: ze swoim zawodowym i ludzkim doświadczeniem. Wtedy powstają monodramy. Nigdy mnie nie rozczarował. Często przywracał za to moją wystawianą na liczne próby wiarę w teatr. Jego Hiob też przywraca wiarę. Tym razem przede wszystkim w człowieka. Który myśli. Który czuje. Który jest.
Pielgrzymka do baraku
Zbieramy się pod barakiem Sceny Roboczej na poznańskim Grunwaldzie. Całkiem spora grupka wtajemniczonych, którzy dotarli tu z różnych części miasta. Gadamy, palimy, czekamy. Z głośników umieszczonych przed drewnianym budynkiem rozlega się głos Stolarskiego, który opowiada o Hiobie.
Idziemy za tym głosem do małej, ciemnej salki. Siadamy na drewnianych ławkach. Wpatrujemy się w wyświetlane na podłodze amatorskie filmy z rodzinnego archiwum: lata 80. czy 90. zeszłego wieku, malutkie dziecko w otoczeniu rozradowanych rodziców i dziadków, wakacje nad morzem, jakaś uroczystość celebrowana zbiorowo w gościnnym pokoju. Zdjęcia są tak niewyraźne, że niemal jesteśmy w stanie rozpoznać na nich sami siebie.
Teatralne czytanie pierwsze
Głos, który nas tu przywiódł, opowiada o prawości i sprawiedliwości Hioba, o łaskach, którymi się cieszył, i dobrach, w które opływał, o zawiści szatana, o jego zakładzie z Bogiem, o nieszczęściach, które spadły na Hioba. O tym, jak Hiob pozostał wierny Bogu, mimo wszelkich przeciwności. O tym, jak Bóg do Hioba przemówił, a potem go nagrodził. Znamy tę biblijną historię.
Ale głos dopowiada: „Kiedy żył Hiob? Co do tego zdania są podzielone i każdy mędrzec podaje inny czas. (…) Wielu jednak uważa go za poganina i że Bóg o nim powiedział: «Miałem jednego pobożnego poganina na świecie, który wziął swoją zapłatę i odszedł». Niektórzy zaś twierdzą, że Hioba nigdy nie było”.
Którykolwiek z mędrców miałby rację, Hiob staje przed nami na teatralnej scenie. Jako człowiek, który przyjmuje swój los bez skargi. Poganin? Żyd? Chrześcijanin? Katolik? Heretyk? Ateista? Nie wiem. Ale jest mi bliski, kimkolwiek by nie był.
Sceniczne rekolekcje
Spotykamy go u kresu próby. Na granicy Hiobowego Getsemani. Chwilę przed tym, kiedy Bóg ma do niego przemówić. Ale teraz mówi Hiob. To lament, w którym wiara i zwątpienie stają się jednym, poddanie jest buntem, dochodzenie prawdy odbija się w lustrze złudy, a pokora splata z pychą.
Aktor daje Hiobowi swój głos i kilka zaledwie scenicznych sytuacji narysowanych subtelną, choć charakterystyczną dla Stolarskiego kreską. Można sobie wyobrazić Hioba, od którego odwrócili się wszyscy, a jego ciało toczą robaki na polu pełnym gnoju. Taki obraz zakodowała w nas Biblia. Ale można też wyobrazić sobie Hioba w kosmicznej pustce, w bezkresie wszechświata. Nieskończenie samotnego. Zamieniającego się w pył. Rozpływającego się w otchłani. Taki obraz zostaje po spektaklu Stolarskiego. Oto Hiob opuszczony przez Boga nie na ziemi, ale w zaświatach. Oto Hiob wystawiony nie na próbę doczesną, ale na próbę wieczną. Oto człowiek. Czy Bóg go usłyszy? Czy mu odpowie? Czy uwierzy w jego istnienie? Czy da sobie ostatnią szansę?
Obrzęd światła i dźwięku
Aktor daje Hiobowi swój głos i kilka zaledwie scenicznych sytuacji narysowanych subtelną, choć charakterystyczną dla Stolarskiego kreską. Drobne źródła światła budują jednak w tej kameralnej przestrzeni rzeczywistość znacznie bardziej spektakularną niż na niejednej operowej scenie. Twarz podświetlona czerwonawo od dołu. Krążek światła wędrujący po prawie nagim ciele aktora. Maleńka żaróweczka umieszczona w zagłębieniu wyplatanego krzesła, które rzuca cień. A wreszcie świetlna kurtyna wypełniona mikroskopijnymi ziarenkami piasku. W tej „nierzeczywistości” dematerializuje się też i ciało aktora, który jest przecież na scenie bardzo fizyczny. Z tego słynie.
Monolog Hioba przetykany jest, jak refrenami, głosami uczonych w piśmie, którzy mówią do niego „w imieniu Boga”, którzy „wiedzą lepiej”, którzy „znają prawdę”. Jeden prosty teatralny zabieg sprawił, że ta dysputa nabiera zaskakującego, doraźnego znaczenia. Uczeni mówią bowiem głosem Stolarskiego. Tyle tylko, że dodano mu nieco „kościelnego” pogłosu. Szczyptę, która o krok zatrzymała się przed tanią kpiną czy szyderstwem. I trafia dokładnie w punkt. W sam środek mózgu? Serca? Duszy? W sam środek nas: fizycznych i metafizycznych równocześnie.
Klamrą spektaklu jest śpiew, który zatrzymał się gdzieś pomiędzy zawodzeniem wiejskich bab a transowym songiem rockowego wokalisty. To pieśń o poszukiwaniu mądrości, która niedostępna jest żywym.
Rytuał życia
Zastygamy w ciemności tuż po tym, kiedy słyszymy: „Wtedy, spośród orkanu, Wiekuisty odpowiedział Hiobowi”. Nie poznamy jednak odpowiedzi. Wciąż bowiem żyjemy. Nie wiemy. I wierzymy albo nie wierzymy. W Boga? W siebie?
1-11-2013
galeria zdjęć Hiob, mój przyjaciel, reż. J. Stolarski, fot. Maciej Zakrzewski ZOBACZ WIĘCEJ
Janusz Stolarski – Stowarzyszenie Teatralne Antrakt
Hiob, mój przyjaciel
scenariusz: Renata Stolarska, Janusz Stolarski
reżyseria: Janusz Stolarski
wideo: Tomasz Jarosz
muzyka: Patryk Lichota
premiera: 4.10.2013