AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Janusze na gór szczytach

Halka, reż. Grażyna Szapołowska, Opera Wrocławska
Reżyser teatralny, historyk i teoretyk teatru. Profesor na Uniwersytecie Wrocławskim i w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, absolwent Politechniki Wrocławskiej (1979) oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST (1986). Publikuje m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”.
A A A
fot. K. Bieliński  

Opera Wrocławska świętuje stulecie odzyskania przez nasz kraj niepodległości Rokiem Polskim. Uroczysty program, zainicjowany w listopadzie 2017 roku Krakowiakami i góralami, pierwszą polską operą, wieńczy Halka, najpiękniejsza opera narodowa. W chwilach osobliwych warto sięgać do źródeł oczywistych.

Debiutująca w roli reżyserki, słynna aktorka Grażyna Szapołowska, przeniosła akcję całej opery Moniuszki w skaliste szczyty Tatr, gdzie nic żywego nie rośnie, jodły bynajmniej nie szumią, ale widoki bywają piękne. Sceniczne obrazy monumentalnej i zwykle mało przyjaznej przyrody przemieniają się wraz z muzyką i potęgują tragedię prostych chłopek i chłopów, błąkających się po skałach. W drugiej, bardziej udanej części przedstawienia wiele obrazów zapiera wręcz dech. Rewelacyjna jest nie tylko scenografia, ale też gra świateł i multimedialne projekcje. Transowe wizje znakomicie współgrają z wyrazistą dynamiką orkiestry, energicznie prowadzonej przez maestro Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego. Halka w Operze Wrocławskiej to niezwykły seans wizualny. Świetnie słucha się tej muzyki w tak dramatycznych okolicznościach widokowych.

Brage Martin Jonassen, autor scenografii i góralskich kostiumów, bardzo pomysłowo wzniósł na scenie mroczne wierzchołki skał, które na naszych oczach zmieniają kształty. Ponad nimi rozgrywa się osobny dramat chmur na niebie. Piotr Maruszak, odpowiedzialny za multimedialne projekcje, wyświetla w tle dramatyczne obrazy, zabarwiając je coraz bardziej krwistym kolorem. Z kolei Tomasz Filipiak, wybitny reżyser świateł, mistrzowsko wydobywa trójwymiarowe figurki góralek i górali w tych mrocznych niekiedy i pulsujących życiem obrazach. Efekt bywa piorunujący. Samotni ludzie na gór szczytach projektują swoje traumy w zdarzenia kosmiczne. W finale Halka topi się jak Ofelia, a nad sceną płynie płonąca rzeka.

Szapołowska nie próbowała nawet inscenizować akcji opery. Zupełnie zignorowała konflikt społeczny, tak ważny w czasach powstania Halki. Moniuszko komponował muzykę w połowie XIX wieku, w czasach krwawych rebelii chłopskich. Halka to prosta góralka, sierota, uwiedziona i porzucona przez szlachcica, który chce się żenić z bogatą córką Stolnika. U Szapołowskiej wszyscy są chłopami. Reżyserka zrezygnowała także z inscenizowania realistycznych sytuacji. Muzyka i wspaniałe wizje sceniczne rozwijają się często niezależnie od tekstu. Można się przedstawieniem zachwycać, ale chwilami trudno je zrozumieć.

Moje problemy zaczęły się już podczas uwertury. Nagle na mroczną scenę z zarysami wierzchołków gór wbiegły dzieci w czarnych kostiumach z długimi ogonami. Diabełki? Potem wyczytałem w programie, że to szczury. W sumie nie ważne czy to diabełki, czy szczury przeszkadzały w słuchaniu pięknej muzyki. O co chodziło? W trakcie uwertury rozświetlały się mroczne szczyty gór. Baletowe kuriozum tylko zakłócało upajanie się tym monumentalnym widokiem.

U Moniuszki akt pierwszy rozgrywa się w mieście, w domu Stolnika. U Szapołowskiej nie ma żadnego miasta. Od początku pierwszego aktu wszyscy tańczą i śpiewają na „gór szczytach”. W tych skalistych okolicznościach Halka wyznaje: „Jakoś tak dziwno w tym wielkim mieście / Jakoś tak straszno wiejskiej niewieście”, a Janusz i potem Jontek nawołują ją do opuszczenia „miejskich murów”.

Postać Halki to kolejna zagadka. Na głowę sopranistki Joanny Zawartko, pięknej brunetki z cudownym głosem, reżyserka i scenograf nałożyli brzydką, jakby siwiejącą perukę. Postarzyli ją i ubrali w szarą spódnicę z białą bluzką, zupełnie ignorując naturalną budowę ciała artystki. Kazali też śpiewaczce owijać się czerwoną chustą. Halka bywała więc biało-czerwona, jak flaga Polski. Aluzja do udręczonej i brzydkiej ojczyzny? Figura Matki Polki?

Przeciwieństwem Halki jest Zofia, dziewczyna, którą Janusz zamierza poślubić. Karolina Filus emanuje w tej roli urodą i młodością. Tylko co z tą Halką? Janusz jej nie chciał, bo przypominała mu matkę? Halkę kocha jednak Jontek. Ale u Szapołowskiej Jontek jest metroseksualny, wciąż zerka w lusterko. Nie kocha jej jak mężczyzna kobietę. Biało-czerwona Halka to taka Polska, z którą nikt nie chce mieć stosunków?

Szapołowska, choć wybitna aktorka, nie pomogła śpiewakom zamieszkać w niezwykłym, multimedialnym świecie przedstawienia. Aktorsko uzdolniona Joanna Zawartko musiała wykonywać wiele arii, klęcząc lub półleżąc w malowniczym, biało-czerwonym bezruchu. Aktorka wyglądała podobnie przez całe przedstawienie, choć pomiędzy drugą częścią opery i pierwszą mijał kluczowy w życiu Halki miesiąc. U Moniuszki, kiedy Halka wraca z miasta do wsi na początku trzeciego aktu, nikt jej nie poznaje, bo bardzo się zmieniła. Jest wychudzona i oszalała. U Szapołowskiej też jej nie poznają, choć wygląda dokładnie tak samo, jak w aktach wcześniejszych. Jest wciąż biało-czerwona.

W finale tylko ze słów Halki można się domyśleć, że oszalała i chce podpalić kościół, w którym Janusz i Zofia biorą ślub. Z akcji na scenie to nie wynika. Potem Halka rodzi dziecko, choć wcześniej nie była w ciąży. Na koniec topi się, o czym też można dowiedzieć się w zasadzie tylko ze słów pieśni. Scenę zalewa tymczasem niepokojąca wizja płonącej rzeki. Tak radykalne oddzielanie tekstu od zdarzeń scenicznych mogłoby może wzbogacać interpretację opery, gdyby tylko dało się rozumieć słowa. Chóry w zasadzie nie dochodzą. Inni różnie. Jedynym artystą, którego zawsze dało się rozumieć, był śpiewak z… Białorusi, Jury Horodecki w roli Jontka.

Horodecki stworzył intrygującą kreację w Halce Szapołowskiej. Wzruszał i zachwycał. Sławną i piękną arię Szumią jodły na gór szczycie wyśpiewał brawurowo pod kłębiącymi się czerwienią niebiosami. Premierowa publiczność nagrodziła artystę owacjami. Kim jednak był ów piękny Jontek Horodeckiego z wielkim lusterkiem w kieszeni? Trudno dociec.

Szapołowska skutecznie pogmatwała relacje pomiędzy postaciami. Chłop Jontek miał urodę szlachetną, a szlachcic Janusz wyglądał i zachowywał się jak wieśniak. Jontek i Halka zwracali się jednak do Janusza, zgodnie z librettem, „panie nasz”. Zabawnie się tego słuchało.

Szymon Mechliński, obdarzony wspaniałym barytonem, bardzo wyraziście i chwilami porywająco śpiewał partię Janusza, ale też nie próbował budować pogłębionego portretu mężczyzny targanego miłosnymi rozterkami. Dystansował się raczej do swej postaci, jak w teatrze Brechta. Czy był to świadomy zabieg reżyserki? Dlaczego Szapołowska nie pomogła temu utalentowanemu artyście rozwinąć bardziej dynamicznych środków aktorskich? U Moniuszki Janusz jednak skakał do wody za Halką.

Osobnym problemem były tańce, z których Halka jest tak sławna. U Moniuszki w pierwszym akcie poloneza i mazura tańczą szlachcice w kontuszach. U Szapołowskiej, że przypomnę, wszyscy byli stylizowanymi góralami. Przyjemnie się oglądało ładnie ubranych ludzi tańczących mazura z wdziękiem jak na dworskim balu, choć pod czarnymi chmurami. Kim jednak byli ci piękni tancerze? Skąd się wzięli na gór szczytach?

Międzynarodowy balet Opery Wrocławskiej bardzo ofiarnie starał się wszystkie nasze narodowe tańce wytańczyć. Zatrudniono nawet dwoje choreografów, Klaudię Carlos i Krzysztofa Trebunię-Tutkę. W drugiej części przedstawienia świetni tancerze, przebrani za górali, bardzo wysoko skakali nad pieńkiem udającym ognisko. Żaru jednak i ognia w tych popisach, chwilami pięknych, zabrakło.

Smutna historia z tą Halką. Uważajcie dziewczyny! Janusze są wszędzie. Nawet na gór szczytach.

04-01-2019

Opera Wrocławska
Stanisław Moniuszko
Halka
libretto: Włodzimierz Wolski
dyrygent: Marcin Nałęcz-Niesiołowski
reżyseria: Grażyna Szapołowska
scenografia i kostiumy: Brage Martin Jonassen
reżyseria świateł: Tomasz Filipiak
choreografia: Krzysztof Trebunia-Tutka, Klaudia Carlos Machej
ruch sceniczny: Anna Szopa-Kimso
projekcje multimedialne i mapping: Piotr Maruszak
obsada: Anna Lichorowicz / Joanna Zawartko (gościnnie), Jury Horodecki (gościnnie) / Zdzisław Madej, Bartosz Urbanowicz (gościnnie) / Tomasz Rudnicki, Karolina Filus (gościnnie) / Hanna Sosnowska, Szymon Mechliński (gościnnie) / Marcin Hutek (gościnnie), Jakub Michalski, Szymon Gąsiorowski / Sergii Borzoj, Aleksander Zuchowicz, Piotr Bunzler, Szymon Gąsiorowski, Paweł Walankiewicz, Jacek Lech
premiera: 14.12.2018

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Wrocek
    Wrocek 2022-07-14   19:01:23
    Cytuj

    Całkowicie zgadzam się z autorem recenzji! Widziałem dziesiątki realizacji opery Moniuszki ale takiego "potworka" zobaczyłem po raz pierwszy. Po raz pierwszy w życiu miałem ochotę wyjść z teatru. Szapołowska zniszczyła wszystko co piękne w operze Moniuszki. Ba, zniszczyła znakomitych solistów, którzy za sprawą beznadziejnej reżyserki są.... żadni! Nie istnieją. Nigdy więcej Szapołowskiej w operze!