Konserwowanie Europy
Na demokratycznej, egalitarnej scenie Nowego Teatru świat spektaklu Erazm zamknięty jest okrągłą rampą – tym samym na nowo oddzielona zostaje scena od widowni i przywrócona „czwarta ściana”. Ten podział wciąż obowiązuje w operze, jednym z najbardziej konwencjonalnych scenicznych gatunków.
Cała reszta będzie zdecydowanym zaprzeczeniem operowego perfekcjonizmu. Najlepiej streszcza ją słowo prowizorka. Przez środek sceny płynie zrobiona z niebieskiej folii Sekwana. W głębi ustawione są tekturowe skały, przed nimi biały prostokąt z dziurą w środku przypominający tunel. Ta dziwna konstrukcja spełnia głównie rolę ekranu, ale nie tylko, jest wielofunkcyjna jak rekwizyty w amatorskim teatrze. Po prawej stronie sceny flipchart, na którym aktorka pisze: Notre Dame will sign in in 10 min. To aluzja do pandemicznego świata onlajnu, a zarazem informacja, że za chwilę Katedra (Magdalena Popławska) pojawi się na scenie jako postać działająca, renesansowa dama, ubrana w kunsztowną, ażurową, gotycką, gołębioszarą suknię. Katedra pielęgnowana jest przez młodą dziewczynę, która potem ujawni się jako Muzyczka (Jaśmina Polak). Z błogością poddaje się także zabiegom Quentina (Maciej Pesta), słynnego niderlandzkiego malarza, autora między innymi portretu Erazma z Rotterdamu. Pod jej rozkloszowaną spódnicą ciepłą kryjówkę robi sobie Erazm (Jan Sobolewski), a Błazen (Małgorzata Gorol) jako jedyny obdarza ją prawdziwą empatią i zrozumieniem. Obrzędy pielęgnacyjne czy też zabiegi konserwatorskie są niemym wyrazem uwielbienia. Mimo to Katedrę wciąż coś ciągle boli, uwiera – jak każdą kobietę w bardzo podeszłym wieku.
W świecie spektaklu porządki renesansowe mieszają się ze współczesnymi. Najsłynniejszy myśliciel złotego wieku kojarzy się współcześnie głównie z programem Erasmus, umożliwiającym studentom z całej Europy wymiany edukacyjne, podróże, możliwość kształcenia na różnych europejskich uniwersytetach. Przedstawienie, a konkretnie jego pierwsza wersja, która powstała w ramach projektu Europe Ensemble, też jest skutkiem takiej międzynarodowej wymiany. Ubrani w renesansowe stroje Erazm, Muzyczka, More, Błazen i Quentin są postaciami znanymi z historii, ale też po prostu współczesnymi studentami. Każdy z nich jest na swój sposób charakterystyczny: Erazm jest typem nieatrakcyjnego nerda, Muzyczka to sfrustrowana, ale też twardo stąpająca po ziemi kobieta pracująca, Quentina wypełnia artystowska maniera i zachwyt, depresyjny Błazen jest własnym zaprzeczeniem, a More to piękny uwodziciel. Bohaterowie flirtują ze sobą w różnych, także nieheteronormatywnych konfiguracjach, piją wino, prowadzą intelektualne dysputy, trochę sobie żartują, a trochę dogryzają. Ale generalnie nie robią NIC ważnego.
Morus na początku przekornie informuje, że widowisko będzie próbą postawienia pomnika Erazmowi z Rotterdamu – rzecz jasna, chodzi o coś całkowicie przeciwnego. Erazm tutaj to ginący humanista, idealista, myśliciel zjednoczonej Europy, człowiek piętnujący zacofanie, którego świat wartości wali się, płonie. Symbolem tej katastrofy jest pożar katedry Notre Dame. Zjednoczona Europa to nic innego jak pisana przez Morusa utopia. Gdy mówi on o „wielkiej wspaniałej wspólnocie, której jesteśmy tu wszyscy godnymi reprezentantami i której nigdy przenigdy nie porzucimy”, czujemy pod skórą, że za chwilę spełni się ten ponury, niewyobrażalny scenariusz, a świat stanie się dziełem tych, którym Pochwała głupoty weszła za mocno i zbyt serio.
Szczątkowa akcja, zarysowana w libretcie Michała Buszewicza, koncentruje się wokół kilku epizodów z życia renesansowych legend. Katedra w poszukiwaniu Erazma postanawia się przespacerować na drugi brzeg rzeki i ledwo uchodzi z życiem. W międzyczasie studenci-humaniści włóczą się bez celu, Muzyczka improwizuje pieśni-manifesty, More z Erazmem prowadzą śpiewne dysputy, Quentin maluje portret humanisty. Kierująca się żelazną logiką Muzyczka, która w ostatniej scenie szykuje stryczek na Erazma, ironizuje z Morusa i jego utopii. Podjęta między nimi gra ze znajomości lewicowego słownika szybko zaczyna przypominać bełkotliwe szumy. Inną zabawą, która zabija czas bohaterom, jest ta w nazwiska wielkich ludzi. To mężczyźni, którzy stworzyli fundamenty współczesnej Europy. O anonimowe dla świata kobiety upomina się Błazen, wymieniając jednym tchem ich nazwiska.
Renesansowy sztafaż niemal eksploduje na koniec. Z dziury w ekranie, przez którą przechodzi Erazm, unosi się dym. Intelektualne dysputy zamieniają się w pseudointelektualny bełkot. Stara Katedra zamienia się w fontannę młodości, a grupa renesansowych przyjaciół wreszcie zdejmuje uwierające ich peruki i kostiumy, zamieniając je na przeciwsłoneczne okulary i puszkę coli. Błazen i Erazm rozmawiają w pijanym, a może narkotycznym widzie, paląc papierosy. Katedra zaczyna płonąć od rzuconego niedopałka. Morus swoje finałowe solo dedykuje śmierci Erazma, pytając na koniec: „Dlaczego przegrałeś?”. W kakofonicznym epilogu wtóruje mu Muzyczka.
Erazm odszedł, a z nim Europa. Może był pierwszym i ostatnim, który zasiał ferment? To nieistotne, bo jego projekt równościowej Europy i tak poniósł porażkę. Nie ma nic „zamiast” i w tym aspekcie wesoły i ironiczny spektakl przynosi wizję katastroficzną i smutną. Może pozytywny projekt zawarty jest w postaci Muzyczki, która gasi wszystkich swoją „żelazną logiką” i działaniem zamiast nic niewnoszących dysput i utopijnych teorii?
W spektaklu będącym z założenia „postoperą” – czyli po prostu pastiszem opery – zachowany jest operowy porządek scen mówionych i śpiewanych. Ten sceniczny eksperyment sytuuje się gdzieś pomiędzy klasycznym spektaklem, operą i musicalem, utrzymując przez cały czas – świadomie – roboczy charakter. Na pierwszy plan wysuwa się muzyka. Aktorzy śpiewają pieśni i piosenki po angielsku, są duety, występy solowe, madrygały, chóry. Imponujące solo, w konwencji renesansowych pieśni religijnych, wykonuje kilka razy Katedra. Muzyka w spektaklu jest aleatoryczna, na wskroś współczesna, żywcem wzięta z repertuaru Warszawskiej Jesieni. Chaos pokutuje jednak na poziomie tekstu, który jest zlepkiem improwizacji, przypadkowych scen z życia Erazma i jego ziomków. Katarktyczny finał również znajdzie ujście w improwizacji będącej szaleństwem. Aktorzy są autentyczni, w improwizacjach dają z siebie wszystko, mówią w swoim imieniu. Przykuwa zwłaszcza Bielenia i Gorol, temperamentna Polak też nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Sobolewski gaśnie przy charyzmatycznych partnerach.
Erazm rozbija konwencje, jest dowcipny i szarga świętości. Nawet nieumiejący śpiewać aktorzy przechodzą niezauważeni w tym parodystycznym świecie. Bo nie idzie tu o czystość formy, a o coś zupełnie przeciwnego – grę, eksperyment, work in progres. Jeśli ktoś lubi sceniczne zabawy formą, zapewne odnajdzie przyjemność w tym spektaklu.
26-11-2021
Teatr Nowy w Warszawie
Erazm
reżyseria: Anna Smolar
libretto: Michał Buszewicz
scenariusz: Michał Buszewicz, Anna Smolar & Ensemble
muzyka: Jan Duszyński
scenografia, kostiumy: Anna Met
wideo: Liubov Gorobiuk, Anna Smolar & Ensemble
montaż wideo: Liubov Gorobiuk
reżyseria świateł: Jacqueline Sobiszewski
przygotowanie wokalne: Weronika Krówka
obsada: Jaśmina Polak, Jan Sobolewski, Bartosz Bielenia, Magdalena Popławska, Małgorzata Gorol (gościnnie), Maciej Pesta (gościnnie)
premiera: 8.10.2021
W pierwotnej wersji spektaklu przygotowanego w ramach Europe Ensemble wystąpili:
Tenzin Kolsch, Claudia Korneev, Tina Orlandini, Adrian Pezdirc, Jaśmina Polak, Jan Sobolewski
premiera w ramach Europe Ensemble: 11.07.2019
galeria zdjęć Erazm, reż. Anna Smolar, Teatr Nowy w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ