AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kopciuszek znów jest baśnią

Kopciuszek, reż. Robert Drobniuch, Teatr Lalek Arlekin im. Henryka Ryla w Łodzi
Pracownik Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, redaktor miesięcznika „Dialog”.
A A A
fot. HaWa  

Tym razem w Arlekinie spotkanie z twórczością jednego z najciekawszych europejskich dramatopisarzy, Joëla Pommerata, do tego przełożoną przez wyjątkową tłumaczkę – Marynę Ochab. Wielu autorów robi swoje przepisania baśni Perraulta czy Grimmów, i nawet jeśli nierzadko powstają zmyślne aktualizacje fabuły, to nie każdemu udaje się zrobienie dobrej literatury. Pommeratowi się udało.

A artyści z Arlekina to wykorzystali, tworząc spektakl wykraczający nie tylko poza kategorie „dla dzieci”, „dla dorosłych”, „familijny”, ale i odświeżający nasze doświadczenie teatru interpretującego rzeczywistość. Oznacza to między innymi, że ten Kopciuszek w reżyserii Roberta Drobniucha nie rywalizuje ani z monopolem na tkliwy banał ze złotej ery Disneya, ani z „dla każdego coś miłego” ze studia Pixar. Teatr jest tu teatrem, literatura – literaturą, scenografia – scenografią, a aktorzy teatralni – aktorami teatralnymi. We wszystkim jest ryzyko, które nie przez przypadek utożsamiamy z teatrem artystycznym. Wspaniale, że taki spektakl znalazł się w repertuarze Arlekina.

Baśnie są okrutne. Może wstyd raz jeszcze przywoływać konstatację Brunona Bettelheima, bo przecież każdy zainteresowany baśniami tę opinię zna, i każdy ma na podorędziu worek pełen przykładów z wilczą twarzą babci albo z powyginanymi pazurami wiedźmy o kaprawym spojrzeniu. Tylko czy u kogokolwiek te przykłady wzbudzają jeszcze jakikolwiek dreszcz niepewności? Albo inaczej: czym byłoby to bettelheimowskie okrucieństwo, decydujące o sile baśni, dziś – w świecie utowarowionej przemocy (Netflixie, to nie tylko twoja wina!) i uzasadnionej troski o psychikę dzieci? Okrucieństwo, którego siła nie polega na tym, że jest przerażające, ale na tym, że ma w sobie coś niejasnego, coś niekompatybilnego z doświadczeniami podręczników? Co może być takim okrucieństwem w Kopciuszku, dzięki czemu baśń nie byłaby ani dydaktycznym elaboratem, ani sadystycznym thrillerem?

Dla Pommerata – inaczej niż w większości dzisiejszych adaptacji fabuły – okrutna może być rzeczywistość. A zatem nie oddzielanie maku od sadzy i szorowanie solą rondli, w tym Kopciuszku zastąpione szczotkowaniem sedesów i przepychaniem zlewów (bo to przecież już tylko symbole, nawet jeśli wzięte z doświadczenia przeciętności), lecz ludzkie przywary, o których nie wypada, lub nie umiemy mówić. Okrutny jest więc ból młodej dziewczyny po śmierci matki i okrutny jest jej strach, że może być odpowiedzialna za jej definitywne odejście (tożsame tu z chwilowym zapomnieniem). Okrutna może być ironia i stanie się przedmiotem ironicznych uwag – a to właśnie musi spotkać Macochę, ubraną tu bez taryfy ulgowej w postać starzejącej się kobiety, która rozpaczliwie nie umie zatrzymać czasu, i która jako jedyna nie dostrzega swojego komizmu (a inni, nawet jej córki, po prostu się śmieją). Okrutny może być dzieciak, gdy daje wypracowanie z uporu – a to przecież robi tu Kopciuszek, już nie tylko w imię pamięci po matce, ale również dla realizacji własnej reguły, która zaczęła rządzić jej rozumem. Joël Pommerat pokazuje więc, że okrucieństwo baśni nie „przeraża” jak wychodzący zza krzaka zombie czy wystające spod babcinego czepka uszy wilka, ale uwiera, jak coś z szarej strefy, niedostępnej rozumowi czy doświadczeniu. Okrucieństwo baśni jest to coś, co się dzieje i na co nie mamy wpływu, choć może mieć to wpływ na nas.

Niech więc nie sprowadzą nas na manowce błyskotki, które tu i ówdzie rozwiesza francuski pisarz, by nadać fabule modnego wdzięku: inna podróż na inny bal, inne poszukiwanie ukochanej, inne zakończenie (wreszcie nie „pokochali się i żyli długo i szczęśliwie”, tylko po prostu: „zaprzyjaźnili się”): to przynęta na naszą ciekawość i odpowiedź na tęsknotę za odmianą. Joël Pommerat opowiada oczywiście o potrzebie empatii, o tęsknocie za uczciwością i o pragnieniu miłości; ale w pierwszej kolejności pokazuje, że mimo pozoru rozumności świat nie jest do końca zracjonalizowany. Nie wszystko da się objąć rozumem. Co więcej, rozum nie zawsze zwycięża – jak w mrzonkach Macochy czy stuporze Kopciuszka, ale i w postawie Ojca, który strach przed samotnością gotów jest uśmierzać, zamykając oczy na sytuację swoją i córki.

Czy dzieci to wszystko zrozumieją? Na szczęście nie. Jakby zrozumiały, to nie mielibyśmy baśni. Baśń bowiem wychowuje czytelnika – raz jeszcze Bettelheim – budząc inne rewiry jego mózgu niż te odpowiedzialne za racjonalizowanie. Młodzi widzowie Arlekina będą umieli to docenić. Doświadczenie dużej części „sztuk dla dzieci” jest przede wszystkim zakuciem na pamięć, że świat ze swojej natury jest ułożony i trzeba go tylko oswoić myślą. A Pommerat przypomina, że niekoniecznie i że baśń musi oddziaływać na inne rewiry głowy niż te, w których dodajemy i odejmujemy, sprowadzając świat do zer i jedynek.

W Arlekinowskiej inscenizacji to doświadczenie wyobcowania widza ze świata spektaklu budowane jest w znacznej mierze dzięki daleko posuniętemu usztucznieniu gry. Prowokuje do tego oczywiście tekst, bo frazy Pommerata nierzadko wykorzystują powtórzenia czy też przeradzają się w minimonologi, ale Robert Drobniuch nie ulega wyłącznie podszeptom autora. Wraz ze scenografką i twórczynią kostiumów Katarzyną Proniewską-Mazurek stworzył świat estetycznie samowystarczalny. Krzyk kolorów wchodzi w miejsce niewykrzyczanych emocji, a podporządkowane urodzie form kostiumy zdają się krępować nie tylko ciała, ale i uczucia oraz myśli bohaterów. Wielkie jak chmury peruki nie pozwalają tańczyć, a abstrakcyjne kształty neonów i draperii nie dają spokoju tak samo, jak wielki, przewieszony przez ramię zegar nie pozwala Kopciuszkowi poczuć czegokolwiek poza ciężarem upływającego czasu.

Groteskowo przerysowana Macocha (Adrianna Maliszewska) walczy o uwagę ze swoimi córkami (Agata Butwiłowska, Katarzyna Stanisz), okrutnie zabawnymi, okrutnie egoistycznymi. Kopciuszek (Joanna Nygard) – w zbuntowanych dredach i z ruchami niepokornego chłopaka – odbija się od tego silikonowo-różowego świata podobnie, jak zbite z tropu ptaki odbijają się od wielkich na całe ściany szyb nowoczesnego domu Macochy: tak modnego i tak zaplanowanego, że żyć w nim naprawdę nie sposób.

A przy tym wciąż jest śmiesznie. Głównie rzecz jasna kosztem charakterów spod ciemnej gwiazdy (czyli znów Macocha i znów jej córunie), co jest tyleż prawdzie, ile nie do końca zgodne z grzecznościowym walcem politycznej poprawności. Ale i tu zarówno spektakl, jak i Pommerat, są okrutnie prawdziwi: jak podporządkujemy śmiech poprawności, to go rozbroimy tak samo, jak rozbraja się baśnie, przepisując je pod dyktat rozumu.

03-12-2021

Teatr Lalek Arlekin im. Henryka Ryla w Łodzi
Joël Pommerat
Kopciuszek
przekład: Maryna Ochab    
reżyseria: Robert Drobniuch
scenografia: Katarzyna Proniewska-Mazurek
muzyka: Jerzy Bielski
ruch sceniczny: Błażej Twarowski
reżyseria światła: Prot Jarnuszkiewicz
multimedia: Przemysław Żmiejko
teksty piosenek: Magda Żarnecka
obsada: Agata Butwiłowska, Klaudia Kalinowska, Adrianna Maliszewska, Joanna Nygard, Katarzyna Stanisz, Wojciech Schabowski, Wojciech Stagenalski, Michał Szostak, Jolanta Jackowska (gościnnie)
premiera: 20.11.2021

galeria zdjęć Kopciuszek, reż. Robert Drobniuch, Teatr Lalek Arlekin im. Henryka Ryla w Łodzi Kopciuszek, reż. Robert Drobniuch, Teatr Lalek Arlekin im. Henryka Ryla w Łodzi Kopciuszek, reż. Robert Drobniuch, Teatr Lalek Arlekin im. Henryka Ryla w Łodzi Kopciuszek, reż. Robert Drobniuch, Teatr Lalek Arlekin im. Henryka Ryla w Łodzi ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Autor
    Autor 2023-03-19   22:29:50
    Cytuj

    Najbardziej okrutne przedstawienie jakie widzieliśmy. Pierwsze minuty to popis patologi. Krzyki, kłótnie, nudna i ciężka atmosfera. Potem kultura wyższa się rozkręca- ojciec nie reaguje na poniżanie dziecka i mówi mu ,,ja mam swoje życie". Następnie macocha z córkami wyzywają się od idiotek a matka oznajmia,że jak coś tam zrobią to je udusi. I co kilka chwil wtrącenia o zmarłych matkach, pokazywanie że są pod ziemią, że można do nich dzwonić a one i tak nie usłyszą. Dziecko rozpaczliwie tęskniące za matką... Gatuluję artystycznego polotu. A te zajęcia po spektaklu i puszczanie z dziećmi baniek mydlanych do ich bliskich zmarłych sztos! Zróbcie tam sobie w teatrze akcję,,włącz myślenie ". Dziecko stwierdziło że było beznadziejnie i wszystko było byle jakie. Do domu wróciło wręcz zmęczone. A to powinno być dla dziecka miłe oderwanie od rzeczywistości, fajne wyjście z bliskimi. Niestety było rycie bani. Szkoda.