Lęk przestrzeni
„Strasznie śmieszne” jest w spektaklu Ewy Kaim to, co wynika ze spotkania dwóch bardzo różniących się od siebie osób w zaskakujących okolicznościach – nocą, nad przepaścią. „Okropnie smutne” jest to, co przywiodło te osoby do miejsca spotkania oraz fakt, że nie jest ono przypadkowe. Wydarza się na mocy przyjętej przez tych dwoje konwencji, która umożliwia im chwilę porozumienia i bliskości, z których zrezygnowali wiele lat wcześniej, decydując się na rozstanie.
Jeszcze zanim aktorzy wypowiedzą pierwsze kwestie dialogowe, zaczynamy rozumieć, że odgrywani przez nich bohaterowie mają ze sobą niewiele wspólnego. On – w puchowej kurtce, starym dresie i adidasach, z wypchanym plecakiem – wolno przesuwa się po scenie i docierając do jej krawędzi, ruchem ciała sygnalizuje nam, że jest ona również krawędzią skały, za którą otwiera się przepaść. Ona – w absurdalnie obszernej różowej sukni i z przepastną torebką, w której, jak twierdzi, zgubiła kluczyk do swojego zabytkowego samochodu – sprawia wrażenie, jakby trafiła tutaj przypadkiem, choć nie jest to miejsce, do którego dałoby się łatwo trafić przez przypadek. Dorota Segda i Zbigniew W. Kaleta przyjęli odmienne style gry. Nadmiarowość kreacji Segdy, budowana przez szybkie podawanie tekstu oraz gwałtowne ruchy, kontrastowała ze środkami charakterystycznymi dla aktorstwa Kalety. Minimalizując ekspresję słowną, aktor komunikował publiczności swoje stany i reakcje na działania kobiety poprzez niewielkie ruchy ciała, gesty, miny, wtrącane półsłówka.
Dramaturgia Strasznie śmieszne na podstawie Okropnie smutne, czyli spektaklu zrealizowanego na podstawie scenariusza Marty Konarzewskiej opiera się na komponowaniu splotu dwóch różnych ekspresji i dynamik, jakie reprezentują bohaterowie. Konstrukcję całości można uznać za klasyczną. Na początku, podczas stosunkowo długiej części ekspozycyjnej, poznajemy bohaterów, ich charaktery i predyspozycje komunikacyjne. Później Konarzewska i Kaim pokazują, co wynika z tego spotkania – jakie cechy ich w sobie nawzajem irytują, jak próbują przetłumaczyć dyskurs, którym posługuje się druga osoba, na ten bliski im samym. W ostatniej części następuje nieoczekiwany zwrot akcji, który pozwala nam zrozumieć, że osoby, które widzimy na scenie, to byli małżonkowie, spotykający się nad przepaścią w rocznicę samobójczej śmierci swojej córki. Choć w spektaklu pojawia się kilka sugestii, że sami rozważali zakończenie swojego życia, to miejsce spotkania wydaje się istotne też z innych względów. Jest to jednocześnie przestrzeń odosobnienia i ziemia niczyja. Jako miejsce spotkania osób żywiących do siebie żal i żyjących w poczuciu pustki i klęski, stwarza ona warunki do spotkania poza strefą bezpieczeństwa i przewagi jednej ze stron.
Fabuła spektaklu i to, że w jego centrum znajduje się dwoje bohaterów, którzy zanim ich dziecko popełniło samobójstwo, dzielili razem życie, przypomina film Guillaume’a Niclouxa Dolina miłości (2015). Choć spektakl Kaim na poziomie fabularnym wiele łączy z filmem Niclouxa, to kluczowa jest istniejąca między nimi różnica tego, ile przestrzeni stworzono dla opowieści, która powoli otwiera się przed widzami. W filmie wpływa na to – niedostępna dla teatru – możliwość skorzystania z naturalnych plenerów. Myślę jednak nie tylko o dosłownej, możliwej do zmierzenia przestrzeni, ale też o takiej, która jest konieczna, żeby do historii obcych (a nawet fikcyjnych) osób podejść z empatią porównywalną do tej, którą wykazujemy wobec swoich bliskich. Paradoksalnie wydaje się, że łatwiej jest ją stworzyć, ustanawiając dystans między tymi, którzy patrzą a tymi, na których się patrzy. Duszność sytuacji zainstalowanej na Nowej Scenie – najmniejszej z przestrzeni, w których Stary pokazuje swoje produkcje – nie służy spektaklowi. Oglądając Strasznie śmieszne…, miałam poczucie, że im bliżej bohaterowie są wobec siebie emocjonalnie, tym dalej powinni być od publiczności, której usytuowanie w pobliżu sceny wzmacniało teatralność sytuacji i osłabiało jej emocjonalny potencjał. W końcowych scenach, w których aktorzy osiągali największy poziom uczuciowej ekspresji, środki, którymi się posługiwali (gesty takie jak zasłanianie twarzy rękami, by ukryć płacz, mimika) będąc tak blisko publiczności, jak tylko można, osiągały efekty przeciwne do zamierzonych. Zamiast historii, która może poruszać emocje widzów, na pierwszy plan wysuwało się medium teatru.
Oglądając Strasznie śmieszne…, można odnieść wrażenie, że twórcy mieli potrzebę problematyzowania medium, przy pomocy którego tworzą swoją opowieść. Realistyczna konwencja językowa dramatu Freda Apke, na którym został oparty scenariusz, oraz styl gry aktorów są raz po raz podważane. Dzieje się tak między innymi wtedy, kiedy przebieg sceny przerywa pojawianie się dosłownie na sekundę obrazów tautologicznie powtarzających sens wypowiadanych przez aktorów słów (na przykład, kiedy mowa o samochodzie, na scenie wyświetlane jest zdjęcie pojazdu). Segda i Kaleta demonstrują również sztuczność scenografii stworzonej przez Mirka Kaczmarka. To, co na pierwszy rzut oka prezentuje się jako połamane kamienne płyty, w rzeczywistości wykonane jest z pomalowanego na szaro styropianu, którym można rzucać bez wysiłku i szkody dla innych. Absurdalne rozbijanie akcji i odsłanianie teatralności sytuacji kończy się jednak w momencie, w którym ujawniona zostaje prawda na temat przeszłości bohaterów. Wydaje się, że porzucenie strategii wytwarzających efekt obcości w tym momencie jest artystycznym unikiem wykonanym z poczucia obowiązku „przeprowadzenia” widzów przez emocjonalny klimaks do oczyszczającego zakończenia. Paradoksalnie, porzucenie gry z teatralnością w ostatnich scenach odsłania strategię kształtowania doświadczenia emocjonalnego publiczności, jaką posłużyli się twórcy. Choć w pierwszych scenach ma ona na celu rozśmieszanie i budowanie zainteresowania, a w ostatnich wywołanie wzruszenia i emocjonalnego zaangażowania, to generalnie polega po prostu na tworzeniu struktury jasno wskazującej na to, jakie reakcje powinny pojawić się w związku z tym, co dzieje się na scenie. Nie ma tutaj zbyt wiele przestrzeni na ambiwalentne, zdystansowane czy odmienne od przewidzianych przez twórców postawy. Przyjęcie tej strategii może jednak skutkować przynajmniej dwoma różnymi scenariuszami. W ramach pierwszego publiczność „odgrywa” napisaną dla niej rolę i dostarcza przedstawieniu paliwa koniecznego do tego, by mogło rozwijać się dalej. W ramach drugiego odmowa czy też niemożliwość wejścia w tę rolę powoduje niestety, że między dwiema stronami tego dynamicznego układu wytwarza się nieporozumienie i potrzeby żadnej nie zostają zaspokojone. Oglądając spektakl i obserwując spolaryzowane reakcje – od obojętności po zaangażowanie – osób uczestniczących w nim ze mną, miałam wrażenie, że w czasie pokazu, w którym uczestniczyłam, realizowały się oba scenariusze.
22-06-2022
Narodowy Stary Teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie
Strasznie śmieszne na podstawie Okropnie smutne
na motywach sztuki Freda Apke Furchtbar traurig
reżyseria: Ewa Kaim
scenariusz, adaptacja sztuki Freda Apke: Marta Konarzewska
przekład sztuki Freda Apke: Marta Klubowicz
scenografia, kostiumy, wideo, reżyseria światła: Mirek Kaczmarek
muzyka: Łukasz Bzowski
obsada: Zbigniew W. Kaleta, Dorota Segda
premiera: 27.05.2022 r.
galeria zdjęć Strasznie śmieszne na podstawie Okropnie smutne, reż. Ewa Kaim, Narodowy Stary Teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie ZOBACZ WIĘCEJ
Pani Dorota Segda niesamwota. Aktorskie mistrzostwo.
It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 토토사이트.com
Zdarzają się nieoczekiwane sytuacje geometry dash lite
Było rozbawienie i były smutne łzy. Bardzo nieoczekiwany zwrot akcji (na moje szczęście nie czytam recenzji przed spektaklem). Duże emocje. Piękne, porządne aktorstwo. Bardzo mi się podobało.
UWAGA SPOILER!!!!! Już mi się odechciało oglądać i doczytywać do końca. Ale recenzja chyba tego spoilera nie warta....
jejkuuuuuu, jaki spoiler w 3cim akapicie! 3