Nie ma nudy
Ten spektakl powinien być przepisywany jak lek na receptę dzieciom, które nieustannie potrzebują nowych zabawek, by się czymś zająć. Opowieść o sześciorgu przyjaciół z Bullerbyn jest tu bowiem przede wszystkim opowieścią o umiejętności wynajdywania sobie zajęcia bez tony klocków lego i zastępów lalek Barbie. To na pewno także opowieść o dzieciństwie bez zbytków, a jakże przy tym radosnym.
Z tekstu Astrid Lindgren w adaptacji Anny Iluczuk zostaje w sam raz tyle, by nie spojlerować fabuły pisarskiej serii, i aby oddać nastrój przygód sześciorga bohaterów żyjących w malutkiej osadzie niedaleko niewielkiego miasta. Na scenie znajdzie się więc miejsce na kilka przygód – wśród nich urodziny, wyprawa na zakupy, utarczki z szewcem – które nie ułożą się w spójniejszą fabułę. Wszystko będzie zamknięte klamrą snu Lisy, dziewczynki, która „ma siedem lat i wkrótce skończy osiem”. W jakimś sensie powtórzony zostaje tu zatem gest pisarki, która także nie starała się o stworzenie jakiejś skończonej historii, z jej spójną dramaturgią i punktem kulminacyjnym, ale zależało jej na opowiedzeniu żyjącej własnym życiem gawędy.
Jerzy Jan Połoński buduje z tego przedstawienie rozgrywające się niejako od numeru do numeru, ale że jego wyobraźnia zdaje się niewyczerpana, to wszystko ogląda się z największym zainteresowaniem. Slapstickowe gagi spotykają się tu z parodystycznym śpiewem, zaś wariackie tańce z animacją przedmiotów. I nieustannie coś nas zaskakuje. Z zaprojektowanej przez Joannę Martyniuk scenografii (pokoiku Lisy przypominającego a to domek dla lalek, a to sekretarzyk z tysiącem schowków) bez przerwy czyni się nowy użytek: można się nią bawić, jakby to była scena dziecięcego teatru, można przemieniać ją w sypialnię, albo przydomową kuchnię. Aktorzy ogrywają tę przestrzeń z najwspanialszym z zapałów, jakby bawili się jeszcze lepiej od widzów (czy to w ogóle możliwe?).
I może właśnie ich gra zasługuje na największe uznanie. Grają z energią i radością. Pilnują rytmu przedstawienia, nadają mu onieśmielające tempo, znane właśnie z zabaw najmłodszych. To bardzo precyzyjny, formalny i umowny teatr, którego komiczny potencjał wydaje się niewyczerpany.
A wobec tych zachwytów pięknym spektaklem nie do końca wiem, jak odnieść się do faktu, że te Dzieci z Bullerbyn z Pinokia wydają mi się bardzo podobne do Dzieci z Bullerbyn, które reżyser (i jego najbliżsi współpracownicy) przygotowali pięć lat temu w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Pamiętam, że i wówczas śmiałem się w głos, pamiętam, że i wówczas podziwiałem pomysłową scenografię i formalną grę aktorów. Czy reżyser coś w Łodzi dodał? Coś zmienił? Nie potrafiłbym się procesować, by bronić oryginalności spektaklu z Pinokia. Najpewniej zresztą nie musiałbym, bo teatr zna sporo przypadków przenoszenia spektaklu ze sceny na scenę – robią to najwięksi. A jednak takie formatowanie teatru trochę uwiera. I czy sam reżyser nie wolałby nie wchodzić dwa razy do tej samej wody? Powtórzenie to zawsze powtórzenie.
A przecież Dzieci z Bullerbyn – i te z Gliwic, i te z Pinokia – opowiadają o tym, że dzieciakom z wyobraźnią nic dwa razy się nie zdarza. Bo żal czasu. Bo głowa pełna pomysłów. I opowiadają o tym przepięknie.
08-06-2022
Teatr Pinokio w Łodzi
Astrid Lindgren
Dzieci z Bullerbyn
przekład: Irena Szuch-Wyszomirska
adaptacja: Anna Ilczuk
reżyseria: Jerzy Jan Połoński
scenografia: Joanna Martyniuk
muzyka: Marcin Partyka
ruch sceniczny: Konstancja Zegartowska
obsada: Małgorzata Krawczenko, Hanna Matusiak, Natalia Wieciech, Łukasz Bzura, Paweł Pacyna, Piotr Pasek
premiera: 28.05.2022
galeria zdjęć Dzieci z Bullerbyn, reż. Jerzy Jan Połoński, Teatr Pinokio w Łodzi ZOBACZ WIĘCEJ
It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 토토사이트.com