Nieśmieszny Staruszek
„Dawniej sprawy były proste. Albo człowiek sam brał na kolano takiego szkraba i odmierzał ręką na goły tyłek kilka klapsów, albo poszedł do rodziców, opiekunów i wszystko było załatwione od ręki” – będzie narzekał tytułowy staruszek. Tę postać Różewicz powołał do życia na początku lat sześćdziesiątych, więc dla nas owo „dawniej” zdążyło przedawnić się jeszcze bardziej. Stosowanie „klapsów” w wychowaniu staje się coraz mniej akceptowalne. Zaś próba dania nauczki w wyżej opisany sposób wywołałaby sporą awanturę. Wszystko więc – mógłby dodać nasz bohater – jeszcze bardziej „się pokiełbasiło w ludzkich głowach i na całym świecie”. A winni temu – wiadomo – „przeklęci psycholodzy i pedagodzy”. Tak kategoryczna, nieco prostacka i w dosadny sposób wyrażona opinia u współczesnej publiczności teatralnej wywołuje uśmiech. Chwilowy. Kąciki ust opadają, kiedy uruchamia ona szereg niezbyt przyjemnych refleksji.
Chodzi tu nie tylko i nie tyle o granice bezpośredniej przemocy fizycznej, ale przede wszystkim, o czujność na różnorakie, nie zawsze oczywiste formy molestowania o podłożu seksualnym. O ten „goły tyłek”. Od jakiejś czasu problem ten stał się wyjątkowo drażliwym punktem debaty społecznej. Powoli uświadamiamy sobie, że powódź przykrych, budzących gniew i odrazę, obezwładniających historii – to jedynie wierzchołek potężnej góry lodowej naszych karygodnych zaniedbań i hipokryzji. Mnożą się więc pytania o to, co i jakim prawem wcześniej uznawaliśmy za błahe i niewinne. Wzrasta też ilość sygnałów, drobnych znamion, natychmiast zapalających w naszych głowach czerwone lampki. Stąd, na przykład, na widowni słychać nerwowy chichot po zdaniu: „ale to były takie sobie żarciki, na jakie nawet osoba duchowna może sobie pozwolić”. Niestety, zbyt dobrze wiemy, na co taka osoba duchowna może sobie pozwolić.
Gdyby tego było mało, przedstawienie Eweliny Ciszewskiej świadomie nawiązuje do już półlegendarnego spektaklu Wrocławskiego Teatru Lalek z 2001 roku. Jego reżyser, Wiesław Hejna, dobitnie wyeksponował kręgi piekielne samotnej i bezradnej starości. Proces nieubłagalnie postępującego odklejania się od świata coraz bardziej obojętnego na twoje cierpienia i przeżycia. Na ten mikrokosmos, którym jesteś w środku. Więc określenie „śmieszny” nie przypadkowo zniknęło z tytułu wrocławskiej premiery. Z pewnością nie jest to już – jak ironicznie nazwał sztukę autor – komedia w dwóch odsłonach, tylko „monolog rozłożony / na / 19 obrazów / narratora, / 7 mężczyzn i 3 kobiety, / dźwięki, / wokale, / ruchome obrazy / i światło”.
Siedmiu mężczyzn i trzy kobiety to studenci Wydziału Lalkarskiego wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, którego Ciszewska od lutego 2020 roku jest dziekanem. Tym sposobem ruchowa sprawność, młoda energia i wielkie nadzieje na karierę w wybranym zawodzie zostają przeciwstawione czy nałożone na cielesną kruchość, rozgoryczenie oraz brak jakichkolwiek iluzji odnośnie „finału”. Staruszek jednak nie wzbudza w początkujących aktorach i aktorkach pogardy czy obrzydzenia, tylko szczere zainteresowanie, może nawet rodzaj troski. Dla nich starość to dość egzotyczny artefakt. Tak samo jak głowa lalki – tej ze spektaklu Hejny, zaprojektowanej przez Jadwigę Mydlarską-Kowal – której nieoczekiwane odnalezienie inicjuje spektakl. W ich rękach rzeźbiona drewniana twarz z potężnym, ostrym nosem ożywa. Kicha, wywołując chwilowe zdziwienie i zamieszanie. Aż wreszcie lalkarze zgodnie idą za rzuconym im wyzwaniem. Zaczynają improwizować skuszeni możliwością snucia intrygującej historii, szansą na robienie teatru na własnych zasadach.
Prawie niczego, oprócz własnych zdolności, do tego nie potrzebują. Stąd scenografia Staruszka jest dość abstrakcyjna, umowna i minimalistyczna. Wysokie białe regały z rzędami równych kwadratów pustych półek, zamykając z trzech stron przestrzeń gry, tworzą coś na kształt niewielkiego pokoiku. Dwa umieszczone po bokach parawany pozwalają ukrywającym się za nimi aktorom i aktorkom błyskawicznie pojawiać się na scenie. Niekiedy wystarczy wysunąć rękę albo głowę. Dosłownie, bo jesteśmy w teatrze formy. Przedstawienie chętnie demonstruje, jak wiele technik animacji opanowali studenci i studentki z Wydziału Lalkarskiego. Zazwyczaj trąci to wymogami dyplomowymi, ale nie w przypadku kreślenia wewnętrznego pejzażu tak skomplikowanej i niejednoznacznej osobowości, jaką jest nasz bohater. Tu podobny eklektyzm jak najbardziej się sprawdza; podobnie jak elementy pantomimy, grupowe choreografie i wykorzystywane w kreatywny sposób projekcje. W jednej ze scen staruszek próbuje oczyścić ściany ubikacji Zabytkowej Budowli, gdzie pracuje na pół etatu, ze sprośnych rysunków i obraźliwych napisów dotyczących „Największego Człowieka naszej epoki”. Beznadziejność sprawy podkreśla to, że za pomocą szmatki walczy z rzuconym na podłogę światłocieniem.
W didaskaliach Różewicz instruuje, że „fragmenty zeznań staruszka winny być ilustrowane przy pomocy «żywych obrazów»”. Tych w rzeczy samej nie zabraknie, tylko że wyzwolone będą od wymogu ilustracyjności i mimetyzmu. W spektaklu panuje oniryczna logika odbić, zniekształceń i multiplikacji. Staruszek, niczym postać z Alicji w Krainie Czarów, cały czas zmienia rozmiar. Rozpada się na części, dematerializuje się do samego głosu, którego udziela mu siedzący po lewej, jakby poza przestrzenią gry, kompozytor, multiinstrumentalista i wokalista Mieczysław Litwiński. Rolę narratora wykonuje z wyjątkową wirtuozerią. Śledzić, jak modeluje głos, wkładając w niego coraz to nowe odcienie i półtony, jak krzyczy całym ciałem, żeby raptem przejść w delikatny szept, lekkie miauczenie, to osobna przyjemność. W pamięci na długo pozostaje sposób, w jaki wykonuje wierszyk: „Gdy dziewczę ma lat pięć, / W serduszku jedna chęć, / Jednego tylko chce - / Laleczką bawić się…”. Wyjątkową fonosferę wraz z nim współtworzy autor muzyki do spektaklu, wiolonczelista Marcin Krzyżanowski.
Monolog czy mowa obronna, którą przed nami wygłasza staruszek, wszystkie jego próby wytłumaczenia się i ciąg stawianych mu przez niewidzialnych sędziów niewygodnych pytań tworzą coś na kształt labiryntu, z którego nasz bohater nie potrafi się wydostać. Opowiada, a jednocześnie jest opowiadany. Błądzimy więc wspólnie po jego wspomnieniach, wizjach i koszmarach, których „jądro ciemności” stanowi prawda o tym, czy rzeczywiście jest winien, czy tylko, jak sam twierdzi, padł ofiarą pomówień.
Autor wydaje się pozostawiać sprawę otwartą. W każdym razie nie zamierza ułatwiać nam jej rozwikłania. Za pomocą licznych dwuznaczności – językowych i nie tylko – umiejętnie gra na mechanizmach empatii. Na tym, że w pewnym wieku każdy z nas uświadamia sobie, że już nigdy nie będzie Napoleonem. Ciszewska wspaniale to wszystko wydobywa i konsekwentnie rozstawia odpowiednie akcenty. Nie interesuje jej powierzchowne i doraźne rezonowanie z pozasceniczną rzeczywistością. Zamiast tego przeprowadza wciągający i dający do myślenia eksperyment z obszaru kondycji ludzkiej, kończąc go przejmującą sceną, w której „jesień życia” przedstawiona zostaje jako absurdalny teatr rozpadu tożsamości. Obraz tyleż konkretny i przykry, co poetycki i wzruszający. Ale z pewnością nie śmieszny.
01-12-2021
Instytut im. Jerzego Grotowskiego we współpracy z Wydziałem Lalkarskim Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie Filii we Wrocławiu
na motywach komedii Tadeusza Różewicza Śmieszny staruszek
Staruszek
reżyseria, adaptacja, koncepcja plastyczna: Ewelina Ciszewska
muzyka: Marcin Krzyżanowski
narracja i wokalizy: Mieczysław Litwiński
projekcje i wideo: Wojciech Hejno
reżyseria świateł: Robert Baliński
lalki: Marlena Zakrzewska
scenografia: zespół techniczny Instytutu im. Jerzego Grotowskiego pod kierownictwem Piotra Jacyka i Andrzeja Walady
obsada: Arkadiusz Jaskot, Aleksandra Kołtuniak, Kornelia Niziołek, Piotr Regdos, Michał Remiszewski, Jan Stasiczak, Szymon Stęchły, Adrian Wiśniewski, Ewa Wyględowska, Bartłomiej Zdeb
premiera: 11.10. 2021
galeria zdjęć Staruszek, reż. Ewelina Ciszewska, Instytut im. Jerzego Grotowskiego, Wydział Lalkarski AST Wrocław ZOBACZ WIĘCEJ
...biję brawo stojąc!