O Polsce z obcym akcentem
Wrocławski Instytut im. Jerzego Grotowskiego, wierny przesłaniu swego patrona, nie ustaje we wspieraniu działań artystycznych młodych twórców. We wrześniu artyści zagraniczni pokazali dwie bardzo odmienne wizje Polski.
Iranka Roxana Mehrazfoun przypomniała tułaczkę polskich dzieci podczas drugiej wojny światowej z ZSRR do Isfahanu w Iranie, a Słowak Matej Matejka wyreżyserował performans o Polsce współczesnej. Przedstawienie Isfahan – miasto polskich dzieci pokazane zostało w legendarnej sali im. Jerzego Grotowskiego we wrocławskim Rynku, a Harmonia przeciwstawień. Polska Matejki w Browarze Mieszczańskim. W przedsięwzięciu Iranki udział wzięły wyłącznie polskie dzieci od lat dziewięciu do szesnastu, Słowak zaprosił do współpracy młodych performerów z różnych krajów, choć w większości z Polski. Oba wydarzenia były w zasadzie jednorazowe, ale też autorzy zapowiadają ich kontynuację. W obu projektach artystycznych główną rolę odgrywała przestrzeń.
Mehrazfoun, kreatywnie nawiązując do tradycji teatru ubogiego i przełomowych pomysłów architekta Jerzego Gurawskiego, bliskiego współpracownika Grotowskiego w okresie teatralnym, pomysłowo podzieliła przestrzeń byłego Teatru Laboratorium na trzy odrębne sfery, przemieniając tym prostym zabiegiem wszystkich uczestników zdarzenia w performerów. Prostokątny środek sali został ogrodzony białym płótnem. Tam zaproszono widzów, którzy zgodzili się siedzieć na podłodze. Dla pozostałych przygotowano ławy pod ścianami, wzdłuż dłuższych boków sali. Pomiędzy widownią na podłodze a widownią na ławach utworzył się naturalny korytarz. Korytarzem tym wędrowały dzieci z Syberii do Isfahanu. Niekiedy białe płótno ogrodzenia zwijano i obie widownie były ze sobą konfrontowane. Siedziałem stłoczony na podłodze, w mało wygodnej pozycji, i oczywiście identyfikowałem się z małymi tułaczami, krążącymi bez ustanku wokół sali. Z ław uśmiechali się do mnie ludzie, którym ewidentnie było wygodniej… Z tych ław pewnie wyglądaliśmy jak obóz przesiedleńców w oczekiwaniu na transport.
Mehrazfoun, kreatywnie nawiązując do tradycji teatru ubogiego i przełomowych pomysłów architekta Jerzego Gurawskiego.Świetna przestrzeń performatywna, zamieszkana przez widzów-uchodźców i widzów-świadków, stawała się przejmującą metaforą wiecznej tułaczki, a historyczna rekonstrukcja przemieniała się w przypowieść o dzisiejszych uciekinierach z Ukrainy czy Sierra Leone. Mali aktorzy w białych kostiumach krążyli pomiędzy widzami niczym widma. Nie nawiązywali z nami żadnych relacji, zdawali się przebywać w innym świecie, jak więźniowie-widma obozu koncentracyjnego w sławnym Akropolis Grotowskiego. Dyscyplina młodych artystów zachwycała. Polskie dzieci nie są teatralnie czy filmowo ułomne, choć taka opinia pokutuje u nas od lat – potrafią stworzyć znakomite role, trzeba tylko umieć z nimi pracować.
Przestrzeń akustyczna była równie znakomicie pomyślana. Przedstawienie spajała narracja z offu, przeplatana dźwiękami archiwalnych filmów dokumentalnych, wyświetlanych na białym płótnie. Dojrzała kobieta wspominała tułaczkę i pobyt w Iranie. Głosu użyczyła Anna Zubrzycki, artystka wybitna i głęboko uduchowiona. Opowiadała o wydarzeniach wstrząsających i bolesnych językiem prostym i bezpośrednim. Przypadkiem okazało się, że rodzice Anny znajdowali się pośród dzieci, które wędrowały za armią Andersa z Syberii do Isfahanu. Sztuka teatralna ożywiła w artystce wspomnienie bardzo osobiste. Z Iranu jej rodzice zawędrowali aż do Australii, gdzie osiedli na stałe. Anna, wychowana na antypodach, wymawiała polskie wyrazy z lekkim akcentem, co uwiarygadniało czytaną przez nią relację.
Pomysłodawcą i koordynatorem polsko-irańskiego projektu był Robert Chmielewski, hiperkreatywny szef kultowego klubu Firlej. To Chmielewski wpadł na pomysł, żeby zorganizować w Firleju trzytygodniowe warsztaty teatralne i to on zdecydował się powierzyć polskie dzieci młodej reżyserce z Iranu. Roxana Mehrazfoun objawiła nie tylko znakomity talent inscenizatorski, ale przede wszystkim okazała się zadziwiająco skuteczna w pracy z małymi aktorami. W ciągu trzech tygodni udało jej się zainspirować każdego uczestnika warsztatów do stworzenia serii prostych etiud teatralnych. Iranka sprawiła, że polskie dzieci ujawniły talenty aktorskie, niektóre nawet wybitne. Urzekł mnie szczupły chłopiec w okularach. Znakomicie radził sobie z ruchem, precyzyjnie puentował wszystkie zatrzymania, a jego ciało zawsze zastygało w pozycjach dynamicznych i nośnych teatralnie. Do tego kapitalnie panował nad własnym głosem. Kiedy mówił, był w pełni wiarygodny. Całym sobą zanurzał się w świecie przedstawianym. Podobno projekt ma być kontynuowany z dziećmi irańskimi. Trzymam kciuki!
Matej Matejka – twórca i szef Studia Matejka, działającego przy Instytucie im. Jerzego Grotowskiego – prace nad przedstawieniem również poprzedził sesją warsztatową. Kilku uczestnikom zaproponował udział w przedsięwzięciu Harmonia przeciwstawień. Polska. Miał to być projekt site specific, inspirowany surowymi przestrzeniami Browaru Mieszczańskiego. To kompleks nieotynkowanych, przemysłowych budowli niedaleko Dworca Głównego we Wrocławiu. Obskurne i nieogrzewane sale łączą się w istny labirynt. Ujarzmienie takich przestrzeni wymaga radykalnie odważnych i równie surowych środków wyrazu. Tego niestety w przedsięwzięciu Matejki zabrakło. Inspirując się różnym kształtem pomieszczeń, reżyser stworzył wprawdzie serię teatralnych etiud, bardziej lub mniej udanych, nie zdołał jednak artystycznie uzasadnić powodów, dla których przez bite dwie godziny błąkaliśmy się po tych mrocznych salach, wyziębnięci i coraz bardziej znudzeni. Wyszedłbym wcześniej, ale nie potrafiłem znaleźć wyjścia… z powodu traumy – co niżej wyjaśnię.
Charakterystyczne, że najbardziej udaną częścią projektu wyprodukowanego przez „laboratorium ekspresji teatralnej” – jak patetycznie definiuje Matejka swoje Studio – była rola po prostu dobrze zagrana, rodem wręcz z teatru tradycyjnego. Rewelacyjna Kamila Klamut brawurowo odegrała monodram pacjentki na sesji terapeutycznej. Mogłaby zresztą tę rolę wykonać w dowolnej przestrzeni z podobnym skutkiem. Klamut po raz kolejny dowiodła, że w teatrze talent i profesjonalizm ważniejsze są od wszelkich ideologii czy pomysłów reżyserskich. Swoim charyzmatycznym aktorstwem sprawiła, że na chwilę zapomniałem, gdzie jestem, i nawet zrobiło mi się ciepło.
Rewelacyjna Kamila Klamut brawurowo odegrała monodram pacjentki na sesji terapeutycznej. Przykro mi to wszystko pisać. Bardzo cenię Mateja Matejkę jako performera. Stworzył wybitne kreacje aktorskie w praskim studiu teatralnym Farma w Jeskyni i w Teatrze Zar. Świetnie pracuje ciałem. Jest chyba jednak artystą zbyt delikatnym jak na Browar Mieszczański. Tam świetnie się sprawdził festiwal tatuaży kilka miesięcy temu. A wcześniej, podczas festiwalu Dialog w październiku 2013 roku, wstrząsający Exhibit B Bretta Baileya z Afryki Południowej, bezkompromisowe rozliczenie z rasizmem. Wychodząc z tego niezwykłego performansu, tak nieostrożnie chwyciłem ogromne wrota, że wyrwałem sobie dwa paznokcie z prawej dłoni… I odtąd mam traumę.
Nie nawołuję oczywiście Matejki do wyrywania widzom paznokci. Chcę tylko przybliżyć skalę prowokacji możliwych w Browarze Mieszczańskim. Surowe przestrzenie unieważniały i wręcz kompromitowały półamatorskie próby tworzenia podczas Harmonii przeciwstawień taniej jadłodajni czy pracy w fabryce (stoczni? a może kopalni?). Ta fabryka, ostatnia scena przed finałem, obnażyła chyba najdobitniej główny problem całego tego projektu. Młodzi ludzie z wielkim zaangażowaniem udawali, że pracują ciężkimi narzędziami, a podczas tego niby znoju potykali się o realne bloki betonowe, przebierali w brudne ciuchy i wycierali twarze brudnymi szmatami. Teatr studencki lat 70. mieszał się z próbami typowymi dla amatorów-fascynatów.
Realny aż do bólu – o czym wiem najlepiej – Browar Mieszczański wymaga działań równie realnych i stanowczych. Z rzadka performerzy intrygowali własnymi ciałami. Trudno jednak było cokolwiek dojrzeć, widzowie tłoczyli się w mrocznych komnatach i skutecznie uniemożliwiali śledzenie detali. Te wielkie przestrzenie zwyczajnie nie nadały się do takiej ascetycznej czy estetycznej gry. Matejka nie dał nam też żadnego powodu, żeby wędrować za tym przedstawieniem po zimnym i mrocznym labiryncie Browaru. Szybko bowiem okazało się, że sceny następują po sobie w dość przypadkowej kolejności. Że nic tych etiud nie łączy. Że ciągną się w nieskończoność. I że żadnej puenty nie będzie…
Iranka stworzyła w pustej sali teatralnej fascynującą przestrzeń performatywną, uskrzydlającą młodziutkich aktorów, bo miała jasną wizję performansu i konsekwentnie tę wizję zrealizowała. Potrafiła też zainspirować polskie dzieci do zamieszkania w tej przestrzeni. Browar Mieszczański, z definicji przestrzeń performatywna, obnażył brak jasnej wizji przedstawienia i dotkliwie wzmocnił wszelkie niedostatki warsztatowe performerów i reżysera. Tylko odważne i radykalne rozwiązania teatralne mogłyby unieważnić kwestie techniczne.
O Polsce więcej mi opowiedziała Iranka, nie mówiąca słowa w naszym języku, niż bardzo już spolszczony Słowak i jego międzynarodowa ekipa doświadczonych performerów. Sztuka jest trudna, jak mawiał Pindar.
24-09-2014
galeria zdjęć Harmonia przeciwieństw. Polska, reż. Matej Matejka, Fundacja Studio Matejka ZOBACZ WIĘCEJ
Isfahan – miasto polskich dzieci
scenariusz: Mohammad Charmshir
reżyseria: Roxana Mehrafzoun
scenografia: Reza Hadad
choreografia: Ideh Abootalebi, Alina Korman
muzyka: Fardin Khalatbari Paweł Romańczuk
występują: Tymon Chmielewski, Alice Decker, Weronika Dzięcioł, Olga Fret, Zosia Jeżewska, Ada Kozieł, Konrad Materna, Klaudia Natkaniec, Parsa Nazeri, Marta Piekarska, Konrad Selezniow, Alicja Stankiewicz, Olga Stankiewicz
premiera: 7.09.2014
Fundacja Studio Matejka
Harmonia przeciwieństw. Polska
reżyseria: Matej Matejka
scenografia: Tomáš Žižka (Słowacja)
kostiumy: Dominika Kuźniar i Simela Ziota
muzyka: Maok i Wojciech Furmaniak
choreografia: Magdalena Koza
intermedia: meg janus i Alexandra Bury
performerzy: Cécile Da Costa, Agnieszka Ćwieląg, Marek Gluziński, Teodora Grano, Orfeusz Jakubiszyn, Kamila Klamut, Aleksandra Kugacz, Claude Mumbere, Bartosz Ostrowski, Natalia Pieczuro, Orest Sharak, Wiley Naman Strasser, Konstantinos Symsiris
premiera: 17.09.2014
Ten urzekający chłopiec w okularach to Konrad Materna:) Dziękujemy w recenzji za dobre słowa:za spektakl, efekt 3-tygodniowej pracy, który od każdego z dzieci wziął wiele, ale i wiele dał, jak i za indywidualną pochwałę dla Konrada, jak i za docenienie Roxany Mehrafzoun, która dzieciom oddała całą siebie, a jeśli dorosły poważnie i z zaangażowaniem traktuje dzieci, w zamian dostanie to samo:)