AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

„Obcy to każdy z nas, gdy wychodzi na ulicę”

Żyjesz naprawdę w innym świecie, reż. Hubert Fiebig, Scena Robocza w Poznaniu
Profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktor habilitowany. Teatrolog, kulturoznawca, performatyk, kierownik Zakładu Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autor, redaktor, współredaktor książek z zakresu historii teatru i teatru współczesnego, twórca wielu artykułów opublikowanych w Polsce (m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”), a także za granicą.
A A A
fot. Jakub Wittchen  

Po obejrzeniu „spektaklu dokumentalnego” (alias „instalacji teatralnej”) Żyjesz naprawdę w innym świecie (autorzy to kolektyw: Hubert Fiebig, Jagoda Stanicka i Daniel Namiotko), sięgnąłem po raz enty do jednej z moich ulubionych lektur – książki Zygmunta Baumana Wieloznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna w poszukiwaniu odpowiedniej sentencji na motto do niniejszego wypracowania. I już na drugiej stronie wstępu Do czytelnika polskiego znalazłem zdanie, które umieszczam w tytule. Jego autorami są dwaj angielscy uczeni nazwali przez Baumana „moralistami”: Michael Schluter i David J. Lee, autorzy bestselleru The Relational Manager. W marketingowym opisie tej książki znajdziemy między innymi takie oto zdanie: „Relacje [w domyśle: z innymi ludźmi] są sednem wszystkiego, co robimy i co osiągamy – tak naprawdę naszą najgłębszą tożsamością”.

I już jesteśmy w sednie tego, co chcieli nam przekazać twórcy i twórczyni pokazanego na poznańskiej Scenie Roboczej „spektaklu dokumentalnego”, którego projekt wygrał tegoroczny konkurs Nowej Generacji. Kim jestem? Co i kto mnie określa? Rodzina? Płeć kulturowa? Orientacja seksualna? Jakie są moje relacje z otoczeniem – nie tylko społecznym, lecz także pozaludzkim?

„Dokumentalność” tego spektaklu podkreślona jest przez kilka jego aspektów, z których najważniejsze, jak sądzę, są: 1) część akcji dzieje się na trzech dużych ekranach rozmieszczonych wokół sali tak, aby każda i każdy z widzów mogli bez przeszkód je obserwować; 2) „ekranowe” fragmenty akcji to między innymi fragmenty ankietowych wywiadów z ludźmi spacerującymi po Parku Skaryszewskim w Warszawie oraz poznańskim Parku Wilsona, a także z uczestniczkami i uczestnikami zorganizowanych przez twórcze trio warsztatów o sympatycznej nazwie „Akademia czułości”.

Kompozycja tego performansu jest „instalacyjnie” luźna, niezobowiązująca – elementy, które z grubsza możemy określić jako „artystyczne”, przeplatają się tu swobodnie z dokumentalnymi, raz dominuje funkcja poznawcza, innym razem estetyczna, twórcy często sięgają po metanarrację, dystansując się wobec swoich scenicznych działań. W sumie daje to ciekawy efekt w postaci pełniejszego współodczuwania przez widzów z tym, co artyści mają nam do powiedzenia. Atmosfera robi się stopniowo coraz bardziej, rzekłbym, rodzinna, pełna bliskości. Interakcje z widzami są dobrze przemyślane, pozbawione grożącego takim chwytom przeświadczenia o przewadze wykonawców nad ludźmi, z którymi wchodzą oni w kontakt.

Nawiązaniu bezpośredniego, bliskiego kontaktu z widzami służą już w pierwszych chwilach naszej obecności w teatralnej sali napisy wyświetlane na wspomnianych trzech ekranach. Twórcy spektaklu dystansują się przy ich pomocy wobec potencjalnie nam grożącej „sytuacji teatralnej”,gdy „wy czekacie na początek, my zaraz wam zagramy”. Nie ma tu artystycznego namaszczenia, jest ironiczne, „meta-potraktowanie” sytuacji, w której wszyscy – wykonawcy i widzowie – się znajdujemy.

Oprócz mocno obecnych w tym spektaklu wątków związanych z płcią kulturową, ciekawe wydaje mi się nawiązanie do motywów posthumanistycznych. Jedną z postaci tego performansu jest bowiem ślimak Gacek, czyli ślimakopodobna, zdalnie animowana figura z miękkiego materiału, poruszająca się na kółkach, gadająca ludzkim głosem. Swą obecność w scenicznej akcji Gacek zaznacza bardzo wyraźnie na samym początku, sugerując siedzącemu na podłodze widzowi, że chce być pogłaskany.

Obecność Gacka ma swoje dalsze, poważniejsze konsekwencje: oto dwaj performerzy: Hubert Fiebig i Daniel Namiotko, szczegółowo opisują proces rozmnażania się ślimaków, podkreślając dwupłciowość każdego z osobników (osobniczek?) tego gatunku. Cała ta sekwencja odbywa się na samym środku sceny – na podłodze rozłożone jest tutaj wielkie lustro. Skupiona interakcja dwóch męskich ciał, odbywająca się cały czas w dotyku, w pełnym kontakcie, staje się tutaj wieloznacznym, ludzko-ponadludzkim komunikatem, przekraczającym nasze skojarzenia dotyczące seksualności homo sapiens. Jak wygląda nasza tożsamość w takim rozszerzonym, ponadgatunkowym kontekście? Dobre pytanie, prawda?

Motyw relacji ze światem zwierzęcym zostaje potem rozszerzony o zadawanie „braciom mniejszym” bólu i uśmiercanie ich w trakcie polowań. Fiebig proponuje nam bowiem analizę swej własnej tożsamości, wychodzącą od jego imienia – Hubert. Historia św. Huberta, patrona łowów, oraz historia chłopca przyuczanego przez ojca do zadawania śmierci ptakom uzupełniane są filmami pokazującymi praktyki „łowieckiej braci”. Zastrzelony ptak spada na ziemię, dobija go myśliwski pies; na ziemi leżą skrzydlate ofiary, pieczołowicie ułożone w kilka rzędów; myśliwi ucztują i tańcują w jakiejś wiejskiej świetlicy, ich martwe trofea spoczywają na podłogach terenowych samochodów, czekając na oskubanie.

Na innym ekranie widać gwiazdkową uroczystość w jakimś przedszkolu. Jest „święty Mikołaj”, sprawnie odwalający swą robotę, są prezenty, są wreszcie ciut wygłupione, lecz w sumie szczęśliwe dzieciaki. Czyżby Hubert Fiebig cofał się do dzieciństwa, dążąc do bliższego określenia swej tożsamości? Czy to jego własny, osobisty film? Nieważne, przesłanie tych gwiazdkowych scen jest jasne, a moment ich prezentacji, skontrastowany z „łowiectwem polskim” – dobrze wybrany. (Nawiasem mówiąc, oglądając ten film, pomyślałem sobie: „Ciekawe, kto spośród tych intensywnie przeżywających gwiazdkę chłopców został już lub zostanie w przyszłości myśliwym.)

Z wątków dotyczących homofobii oraz płci kulturowej zapamiętałem najbardziej:

1) zdanie rzucone „homo-odmieńcowi” przez matkę: „Żyjesz w innym świecie”. Grana przez Namiotkę kobieta ma podczas tej rozmowy całe ciało, łącznie z głową, zawinięte w szary płaszcz przypominający kolczugę. Tak „uzbrojona” i zabezpieczona przed miazmatami zewnętrznego świata utrwala proces odrzucenia własnego syna, który nie mieści się w normach ustalających jej widzenie rzeczywistości.

2) mniej dojmującą, lecz może nawet bardziej skłaniającą do zastanowienia historią jest opowiedziana przez Namiotkę jego przygoda w nocnym pociągu: gdy nie mógł otworzyć drzwi do jednego z przedziałów i zwrócił się w tej sprawie do konduktora, usłyszał: „Bądź pan mężczyzną”. Cóż, można to wezwanie interpretować rozmaicie, co też skwapliwie uczynili obaj performerzy, kończąc tę scenę bardzo pomysłową zachętą do otwarcia bocznych drzwi teatralnej sali, skierowaną do obecnych w pobliżu pań. Nie musieli długo szukać – kobieta z widowni otworzyła drzwi bez trudu, bez ciosów karate, kopniaków i w ogóle bez żadnej „męskiej” zamaszystości.

Końcowy rap, podsumowujący z grubsza wszystkie wątki, nie był najwyższych lotów, ale mieścił się nader udatnie w „instalacyjnej”, meta-zdystansowanej kompozycji tego przedstawienia .

Wychodząc z sali Sceny Roboczej, przypomniałem sobie przedspektaklową rozmowę z jej szefem, Adamem Ziajskim. Wyraziłem w niej żal, iż nawet bardzo dobre, artystycznie i społecznie ważne performanse pokazywane w tejże sali grane są góra po kilka razy, a potem efemeryczne kolektywy ich twórców rozpierzchają się po Polsce i świecie w poszukiwaniu kolejnych okazji, grantów, dotacji, konkursów... Ziajski odpowiedział, że nawet w tak dużym ośrodku akademickim, jak Poznań, największe hity jego Sceny są w stanie przyciągnąć publiczność na co najwyżej 5-6 prezentacji. Przytoczył też jak zwykle trafną opinię śp. Lecha Raczaka, który w oparciu o swe kilkudziesięcioletnie doświadczenia stwierdził, że w stolicy Wielkopolski najszerzej pojmowana publiczność alternatywnych performansów to zaledwie około dwa tysiące dusz.

Drogie/Drodzy Dwa Tysiące! Uwaga! Idźcie na  Żyjesz naprawdę w innym świecie do Sceny Roboczej, bo przecież lubicie w teatrze porządnie zastanowić się nad sobą i światem, a ponadto mieć z tego jakąś żywą estetyczną satysfakcję. Zachęcam!

17-11-2021

Scena Robocza w Poznaniu
Żyjesz naprawdę w innym świecie
reżyseria: Hubert Fiebig
muzyka: Jagoda Stanicka
kostiumy: Karolina Grygier, Julia Hałas
wykonanie: Daniel Namiotko, Hubert Fiebig
premiera: 15.10.2021

galeria zdjęć Żyjesz naprawdę w innym świecie, reż. Hubert Fiebig, Scena Robocza w Poznaniu Żyjesz naprawdę w innym świecie, reż. Hubert Fiebig, Scena Robocza w Poznaniu Żyjesz naprawdę w innym świecie, reż. Hubert Fiebig, Scena Robocza w Poznaniu Żyjesz naprawdę w innym świecie, reż. Hubert Fiebig, Scena Robocza w Poznaniu ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: