AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

„Obstrukcja umysłowa”

Myśli nowoczesnego Polaka. Roman Dmowski (nieautoryzowana biografia), reż. Grzegorz Laszuk, Teatr Polski w Poznaniu
Doktor habilitowana kulturoznawstwa, adiunkt w Zakładzie Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autorka i współautorka książek i artykułów wydanych w Polsce i za granicą.
A A A
Fot. Dariusz Ozdoba  

Ten zwrot pochodzący z listu Romana Dmowskiego do Stefana Żeromskiego stał się elementem jednego z filarów narracji w spektaklu Grzegorza Laszuka Myśli nowoczesnego Polaka. Roman Dmowski (nieautoryzowana biografia) – „dnio-niepodległościowej” premiery w Teatrze Polskim w Poznaniu. Z jakiegoś nie do końca uświadomionego powodu przyszedł mi do głowy, kiedy zabrałam się za pisanie tej recenzji.

A że jakoś nieskoro mi było się do niej zabrać, to miałam już możliwość zapoznać się ze zdaniem warszawskich krytyków, którzy tłumnie (w stosunku do ilości miejsc w Malarni) ściągnęli na premierę. I przeczytawszy ich recenzje, poczułam się tego dnia podwójnie wykluczona ze „wspólnoty” – najpierw pewna pani poseł objawiła plan deportowania mnie z kraju, a potem jeszcze i to – powszechny zachwyt nad dziełem Laszuka. Więc ochoczo pakując walizki, zaczęłam się zastanawiać: dlaczego nie zachwyca, skoro zachwyca? Dlaczego nie chce mi się lecieć, pędzić, tylko usiąść i na spokojnie wyjaśnić dlaczego, choć teoretycznie powinno, to zdecydowanie nie zachwyca i to na żadnym planie: ani intelektualnym, ani estetycznym? Może jest to przekleństwo długiego życia i tego, że się pamięta, jakie spektakle potrafił robić Laszuk razem z Komuną Otwock? Byłam wtedy autentycznie zafascynowana „świadomym epigoństwem” Komuny, które przybierało postać zrytmizowanych, precyzyjnych działań scenicznych à la Akademia Ruchu, oderwanych całkowicie od tekstu, który nigdy nie był błahy, lecz inteligentnie prezentował ważny problem polityczno-filozoficzny. bez tytułu i Perechodnik/Bauman Laszuka to spektakle, które należą do mojego prywatnego rankingu przedstawień znakomitych, bo mądrych. Oczywiście zdarzały się wpadki, jak zrobiony specjalnie na festiwal Malta spektakl, którego tytułu nie mogę sobie przypomnieć (Deklaracja bodajże?), który w rozmowach funkcjonował jako „ten z peselami”. Może więc Laszuk nie powinien robić spektakli na zamówienie „specjalnie dla Poznania”, bo niekoniecznie powstają z tego dzieła dobre? Może nie powinien ulegać dyrektorowi Nowakowi, który zamówił u niego spektakl o Romanie Dmowskim (o czym słyszymy od „odreżyserskiego” głosu, który zapowiada poszczególne części tego dzieła), skoro pomysł początkowo go nie przekonał?

W przedstawienie wprowadza nas właśnie Głos (przypuszczalnie reżysera, ale ten bezcielesny bohater, choć ważny, bo pełni rolę narratora, nie został nigdzie w obsadzie z nazwiska ujawniony), który w dość męczący sposób, na co wpływ mają zniekształcenia, rwania i powtórzenia jego narracji, komentuje swoją opowieść o człowieku, który – co pada na samym początku przedstawienia – był zły. Cała reszta spektaklu to udowadnianie tej postawionej na początku tezy. I super! Każdy ma prawo do swojej opinii, ja z kolei, jako widz teatralny, oczekiwałabym, żeby twórcy tę swoją bardzo prostą tezę uzasadnili w sposób trochę bardziej intelektualnie rozbudowany niż dzieci z piaskownicy.

Nie robi na mnie wrażenia strona wizualna wykorzystująca projekcje wideo jako scenografię (flaga czy krata z odkształceniami jako tło), dodatkowe źródło informacji o Dmowskim (cytaty z biografii dające nam wgląd w jego życiorys) albo poszerzające o dodatkowy wymiar scenę, jak twarz Dmowskiego przysłaniana przez ogień (piekielny). Nie robi już na mnie wrażenia forma tego spektaklu, choć niewątpliwie jest ciekawa, zdyscyplinowana i konsekwentna, oparta na granej na żywo muzyce, kolektywnym zrytmizowanym działaniu i powtórzeniach, dlatego że widziałam ją już porządniej wykonaną. Ta forma w wykonaniu dawnych komunowych aktorów wyglądała lepiej, była wypełniona większą energią. W poznańskim przedstawieniu jej cień widać było wyłącznie w grze Anny Wojnarowskiej – współpracującej już wcześniej z Komuną. W działaniu poznańskich aktorów, choć widać było zaangażowanie, dostrzegałam też zagubienie – mylenie kroków w marszu na linii do przodu – do tyłu, spóźnione zwroty czy odliczanie na palcach momentu własnego wejścia. Nie to jest jednak coś, co w sposób znaczący wpływa na moją ocenę, ponieważ mimo pozornej prostoty formy (chodzenie w rytm narzucony muzyką i monotonne wyrzucanie z siebie krótkich fraz może się wydawać łatwe) wymaga ona dużej koncentracji od aktorów i – nie ma co kryć – dobrej kondycji fizycznej.

To, co mnie potwornie rozczarowało w tym przedstawieniu, to jego prymitywizm myślowy zawarty równocześnie w prezentowaniu postaci Dmowskiego i rozważaniach quasi-filozoficznych oraz refleksji na temat „patriotyzmu”. Bohater przedstawienia jest zły, bo „źle używał rozumu”, natomiast autorzy tekstu (Wojnarowska i Laszuk) stawiają się w pozycji obrońców tegoż. Szkoda tylko, że nie ma go za wiele w przedstawieniu, bo poziom argumentów pozostaje bardziej wyrazem złych emocji niż przemyślanej argumentacji, dzięki czemu – paradoksalnie – w swojej wizji twórcy bardzo zbliżają się do krytykowanego bohatera. On też nie potrzebował żadnego „rozumowego” uzasadnienia dla własnego antysemityzmu. Wystarczyło mu, że uznał Żydów za zło i już dalej nie musiał się nad niczym zastanawiać. Czy nie jest to droga podobna do tej, którą obrali twórcy? Czy ich wiara w „rozum” i jego „dobre” używanie nie jest równie niebezpieczna, co przekonanie Dmowskiego o „żydowskim spisku”? Może warto by sobie odnowić lekturę książki Baumana Nowoczesność i zagłada, stanowiącej inspirację dla spektaklu Perechodnik/Bauman, która bardzo precyzyjnie pokazuje, jak idee oświecenia (a w spektaklu pojawia się wezwanie do „nowego oświecenia”) i racjonalności doprowadziły do Holokaustu, który dotąd jawił się jako wynaturzenie w europejskiej cywilizacji. Perspektywa Baumana ukazująca, do czego może doprowadzić wizja historii jako walki rozumu z przesądami, stawia rozpoznania Wojnarowskiej i Laszuka pod znakiem zapytania. Dopięcie w finale spektaklu do własnej narracji postaci Hanny Arendt przez wyłącznie hasłowe przywołanie jej koncepcji „banalności zła” występowało wyłącznie w roli przysłowiowej musztardy po obiedzie i nie przydało przedstawieniu jakiejkolwiek głębi myślowej.

A myśl tego przedstawienia opowiadającego o przygotowaniach spiskowców do wysadzenia pomnika Dmowskiego zasadza się głównie na dość trywialnym psychologizmie, którego podstawy prezentowane są przy pomocy wyświetlanych cytatów z książki biograficznej o patronie narodowców. To dzięki nim dowiadujemy się, że mały Roman był dość chłodno traktowany przez rodziców, a na dodatek ojciec go bił, co stanowi punkt wyjścia do sceny, w której aktorzy, krążąc wokół czterech mikrofonów, z dyktafonów odtwarzają radosne hasło: „Roman dostanie w dupę!”. Częścią prezentowania w ten sposób sylwetki bohatera staje się fragment jego listu do Stefana Żeromskiego (nie wiem: prawdziwego czy fikcyjnego) o tym, że nie stać go na prostytutki w Paryżu, bo są za drogie, skąd bierze się jego „obstrukcja myślowa”. Dopełnione jest to tekstem wypowiadanym przez aktorów: „Jak często można walić konia?”. Na takim właśnie poziomie dokonuje się polemika z życiem i poglądami Dmowskiego, choć gdyby popatrzeć na te strzępki jego życiorysu, jakie są nam pokazywane w spektaklu Laszuka, można by uznać, że mamy do czynienia z bohaterem tragicznym, bo głęboko nieszczęśliwym: bił go ojciec, nieszczęśliwie zakochał się w przyszłej żonie swojego głównego politycznego oponenta i do końca życia już się nie ożenił, a na dodatek miał w życiu takie okresy, kiedy ze względu na sytuację materialną był skazany na samozaspokajanie się seksualne, co czyni go przecież przedstawicielem niestandardowych praktyk seksualnych potępianych przez Kościół katolicki. Czy prawdziwa lewica nie powinna przejąć się losem takiego człowieka? (Dodam dla porządku: to sarkazm).

Koronnym dowodem na głupotę Dmowskiego ma być prezentowana w formie filmu podzielonego na trzy części skrócona ekranizacja jego książki Dziedzictwo. Paradoksalnie to, co miało być ostatecznym argumentem, osłabia rozpoznanie z początku spektaklu – w tym ujęciu Dmowski nie tyle był głupi, co był ofiarą schematów poznawczych własnej epoki. Reżyser wybrał dla owych wstawek konwencję filmu niemego: czarno-białego, z przerysowanym, przesadnie uteatralizowanym aktorstwem, kostiumami i makijażem z epoki. W tej konwencji mieści się także prostota i schematyczność fabuły właściwa filmom sprzed stu lat. Wszystko to razem powoduje, że historia o pazernym i podstępnym Żydzie, jego córce-uwodzicielce, szlachetnym dziedzicu i jego niewinnej córce oraz prawym młodym Polaku wymierzającym sprawiedliwość jawi się przede wszystkim jako wyraz tamtej epoki w myśleniu, konstruowaniu narracji i sposobach obrazowania. W ten sposób dzieło Dmowskiego staje się fragmentem konwencji artystycznych tamtego czasu, z naszej perspektywy przede wszystkim śmiesznych, a nie jest dowodem na jego grafomaństwo czy głupie poglądy.

Trzecim obszarem myślowym tego spektaklu jest kwestia współczesnego patriotyzmu, którego wariant pozytywny mogliśmy poznać już w foyer teatru dzięki ulotce, jaką tam rozdawano. Jej zasadniczą częścią jest litania Obowiązki polskie 2016, w której przeczytać możemy bardzo słuszne przecież wskazania. „Polak i Polka powinni płacić podatki./ I dbać, żeby te podatki były wydawane/ na rozsądne cele./ Na edukację./ Na zdrowie./ Na wyrównywanie szans. Na ochronę przyrody./ Polak i Polka powinni dbać o demokrację/ i prawa mniejszości./ Polak i Polka powinni wspierać Wspólną Europę./ Obowiązkiem  Polki i Polaka jest/ przyjmować uchodźców”. Tyle że w spektaklu sam patriotyzm sprowadzony jest do trzykrotnej prezentacji finałowej sceny z meczu Polska-Armenia, w której drużyna w akcie radości rzuciła się na Lewandowskiego po strzelonym przez niego golu, dopełnionej narracjami o obcych sobie ludziach czy wręcz przeciwnikach politycznych jak Gliński i Kwaśniewski, którzy rzucają się sobie w ramiona. Ta wizja patriotyzmu wydaje mi się również dość płaska, do tego rodzaju zachowań nie potrzeba meczu drużyny narodowej – wystarczy kibicowanie którejkolwiek, byle tej samej drużynie. Jeśli miał to być dowód na to, iż „patriotyzm” i jedność narodowa obecnie sprowadzają się głównie do reakcji na zwycięstwo „naszych”, to znajdujemy się w świecie kibiców i pomysł na zbudowanie zgody narodowej wydaje się dość prosty (choć może być trudny do zrealizowania) – nasza drużyna musi zawsze wygrywać i to zakończy wojnę polsko-polską. Nie wiem tylko, jak z takim obciążeniem poradziliby sobie piłkarze. Inna scena patriotyczna to prezentacja hasła „Bóg, honor, ojczyzna”, w którym co jakiś czas poszczególne jego człony wymieniane są na kolokwialne nazwy ludzkich narządów rozrodczych. Naprawdę na tym poziomie ma przebiegać krytyka obecnego nacjonalistyczno-katolickiego patriotyzmu?

Dlatego spektakl ten jest dla mnie bezpiecznym, salonowym nabijaniem się z kogoś, kto nie należy do naszego towarzystwa i kogo uznano za głupiego. To przedstawienie zrobione z myślą o tych, którzy myślą tak samo jak twórcy. Narodowcy go nie zobaczą, obojętni – nie zrozumieją. Nie ma w nim żadnej refleksji nad tym, jak „egoizm narodowy”, prezentowany głównie w postaci słów, zamienia się w prawdziwą, fizycznie prezentowaną nienawiść. Tym spektaklem Roman wcale nie „dostaje w dupę”, co najwyżej może mu zostać na ubraniu kilka ziarenek piasku wystrzelonego z plastikowej łopatki. Coś takiego nawet nie zarysuje pomnika.

Kiedy odwiedzałam paryski Panteon, uderzyło mnie to, że w tym samym budynku znajdują się groby ludzi, którzy w czasie Rewolucji Francuskiej opowiedzieli się po dwóch przeciwnych stronach, a jednak po latach Republika uznała, że byli tak samo ważni dla historii tego kraju. W Polsce pozostajemy póki co na etapie Antygony – wykopując i zakopując zależnie od aktualnej władzy tych, którzy zginęli w imię tak czy inaczej rozumianej ojczyzny i idei patriotyzmu. Skoro teatr decyduje się zajmować ważnymi przecież tematami, chciałabym, żeby po prostu robił to mądrze, nawet jeśli mają to być egzorcyzmy śmiechem. Bo na razie zostaje nam śmiech na sali teatralnej, że Roman dostaje w dupę, a poza nią obrywamy w dupę od wnuków Romana.

25-11-2016

 

Teatr Polski w Poznaniu
Myśli nowoczesnego Polaka. Roman Dmowski (nieautoryzowana biografia)
tekst i dramaturgia: Anna Wojnarowska, Grzegorz Laszuk
reżyseria: Grzegorz Laszuk
muzyka: Bartek Rączkowski i zespół aktorski
wideo: Magdalena Mosiewicz i Adrian Cognac
ruch sceniczny: Weronika Pelczyńska, Aleksandra Osowicz
obsada: Monika Roszko, Anna Wojnarowska (gościnnie), Jakub Papuga, Paweł Siwiak (w sekwencjach filmowych: Ewelina Ciuchta, Zuzanna Głowacka, Marcin Kęszycki, Marek Piekarski, Bartek Szkudlarek)
premiera: 11.11.2016

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (3)
  • Użytkownik niezalogowany MM
    MM 2017-03-05   12:09:42
    Cytuj

    Byłem, widziałem i całkowicie się zgadzam. Spektaklowi bliżej do prostego hejtu. Rozumu tam nie uswiadczylem.

  • Użytkownik niezalogowany Maria
    Maria 2017-01-23   22:41:27
    Cytuj

    Psychodeliczne, pesymistyczne ukazanie kilku historii, muzyka i dźwięki puszczane są tak głośno, że nie można się skupić na przekazywanej treści, światła i stroboskopy oślepiają i odwracają uwagę, niewiele śmiesznych scen. Narracja tak zmodulowana, że co drugie słowo jest nie do wychwycenia. W mojej ocenie - przerost formy nad treścią

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2016-11-27   11:56:55
    Cytuj

    bo "swój do swego po swoje", czyli lewica do lewactwa po lewiznę... A kto płaci, bo przecież nie gastronomia