AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Oprę się o siebie

Chamstwo, reż. Agnieszka Jakimiak, Wrocławski Teatr Współczesny
fot. Natalia Kabanow  

W swoim najnowszym spektaklu Agnieszka Jakimiak i Mateusz Atman podważają schematy mocno zakorzenione w języku. Zadają pytanie, co by było, gdyby „chama” zamienić z „panem”, oddając sprawiedliwość temu pierwszemu? Co odkrylibyśmy wtedy w sformułowaniu „zachował się po pańsku”? Czy zabolałoby kogoś „ty panie!”? I czy najwyższego poziomu oburzenia nie wyrażałoby zbolałe westchnienie „ale panówa”?


Szanowne Chamstwo!

W świecie, do którego drzwi uchyla zaproponowana przez Jakimiak i Atmana terapia oparta na chamskich ustawieniach, po takim zwrocie nikt nie poczułby nawet krztyny oburzenia. Skoro prawie wszyscyśmy z chamstwa, czym chamowanie sobie nawzajem miałoby być lepsze od panowania? No, ale poza drzwiami teatru wciąż daleko nam do subtelnej równowagi w tej kwestii – jakoś wciąż łatwiej przędzie się opowieść o pochodzącej z warszawskiej przedwojennej „dobrej rodziny” babci, łączniczce z Powstania Warszawskiego, niż o tej, która podczas wojny z ochotą ruszyła na roboty do okupanta, bo u niemieckiego bauera miała lepsze perspektywy niż w rodzinnej wsi.

Co nie znaczy, że nic się nie zmienia. Przez dworkowe tęsknoty coraz wyraźniej w publicznym dyskursie przebija się głos tych, którzy w gankach podpartych kolumnami widzą jakiś smutny paradoks tłumiący potrzebę opowiadania z dumą o własnych chamskich korzeniach. Tym bardziej, że – gdyby została pełniej wyartykułowana – byłaby to narracja, w której mogłoby się odnaleźć dziewięćdziesiąt procent Polaków, potomków niegdysiejszych niewolników – pańszczyźnianych chłopów.

I ona się buduje. W ostatnich latach mamy wysyp publikacji – od Chamstwa Kacpra Pobłockiego i Ludowej historii Polski Adama Leszczyńskiego, po Służące Joanny Kuciel-Frydryszak i czekające właśnie na premierę Chłopki tej samej autorki. Teatr ten temat podjął wcześniej – przykładem jest spektakl Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki W imię Jakuba S., są inscenizacje Chłopów, z najbardziej zaskakującą, odzierającą tekst Reymonta z realizmu wersją Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze Powszechnym, jest legnicka Rzeź Krzysztofa Kopki i Jacka Głomba, jest zainscenizowany w duchu ludowego wesela i we współpracy z wiejskimi gospodyniami finał Spartakusa w reżyserii Jakuba Skrzywanka w szczecińskim Współczesnym, są inscenizacje Ludowej historii Polski w łódzkim Nowym czy Baśni o wężowym sercu w Starym. A teraz mamy teatralne Chamstwo.

Od książki Kacpra Pobłockiego twórcy pożyczają tytuł, kilka wątków do rozważań, ale przede wszystkim eseistyczny gatunek, który przekładają na teatralny język, miksując go z terapeutyczną formułą. Przyznam, że z teatralnym esejem miewam problem – mimo licznych prób szalenie trudno go uteatralizować i, cóż, muszę przyznać, że zdarzało mi się mieć w teatrze wrażenie, że oglądam zrealizowany z ciut większym inscenizacyjnym wypasem wykład TEDx. I takie ryzyko nad Chamstwem wisiało, złagodzone siłą zbiorowej kreacji i doświadczeniem teamu realizatorów, którzy tę formułę zdążyli już solidnie przetrenować przy kilku poprzednich podejściach. Czy jednak udało się go całkowicie uniknąć? W plątaninie tropów, wątków, tych zbiorowych i osobistych, z pewnością nie pomaga się odnaleźć dodatkowa warstwa, zawierająca odniesienia do terapeutycznych teorii. I nie idzie mi o to, żeby z tego otwierającego nam ten spektakl klucza rezygnować, jednak wystarczyłoby potraktować go z większą umownością, bez narracji wskazującej i tłumaczącej konkretne metody. Już samo sięgnięcie po terapię na teatralnej scenie bierze ją przecież w nawias. Co więcej, jeśli mielibyśmy przeanalizować zastosowane tu metody, to jedną z częściej w spektaklu obecnych będzie oczyszczająca terapia śmiechem.

Jak zatem robią to Atman i Jakimiak w Chamstwie? Dramaturgicznie spektakl jest eseistycznym kolażem, w którym mieszczą się zarówno odniesienia do książki Pobłockiego, jak i poezja Anny Świrszczyńskiej, odwołania do biblijnej historii Chama, trochę pamiętnikarskich i wspomnieniowych relacji z pokolenia babć twórczyń spektaklu, ale też osobiste historie aktorów odwołujące się do współczesnych wzorców zachowań będących śladem dawnych, chamsko-pańskich relacji. Bo czy można inaczej traktować emocjonalny protest-monolog Miłosza Pietruskiego mówiący o przemocowych relacjach w teatrze? Albo opowieść Rafała Cielucha o tym, że wydobycie się ze środowiskowych uwarunkowań jest jednak możliwe, jakkolwiek mocno by nas pętały?

Są zwierzęta i relacje z nimi: są te obecne na zamykających scenę i widownię ekranach, podglądane w stadninie w Gałowie, są krowy i konie, w które zamieniają się aktorzy i aktorki dla podkreślenia statusu chłopa i chłopki w pańszczyźnianej Polsce, są wreszcie te zabijane w rodzinnych gospodarstwach z historii Tomasza Taranty.

Są też zapowiadane przez Jakimiak i Atmana „chamskie ustawienia” polegające na rekonstruowaniu historycznej, hierarchicznej struktury po to, żeby ją przezwyciężyć i móc ruszyć dalej, już bez dziedziczonych pokoleniowo obciążeń systemową przemocą. Są uteatralizowane obrzędy – kiełtania, czyli kołysania, obłaskawiania kołtuna przez mężczyzn czy sporządzania leczniczych bądź trujących mikstur z pokrzyku. Jest i współczesny rytuał zażywania poronnych pigułek – dziś bowiem to państwo z opresyjnym wobec kobiet prawem staje się symbolem patriarchalnej opresji. Jest sekcja wykonana na żywym organizmie patriarchatu, lament po wycince i diabelski, szamański taniec. Jest wreszcie hipnotyczna podróż do przeszłości, a w niej ucieczka na dzikie pola przed Polakiem, ku wolności.

Podział na dwie części – męską i kobiecą, pozwala zaprosić widzów do wspólnego przepracowania dwóch problemów: pierwszego, związanego z kryzysem męskości i drugiego, ze zgniłą atmosferą panującą w Polsce. Pierwsza część wyraźnie dąży ku wzajemnej empatii, druga – ku uwolnieniu gwałtownych emocji. O ile bowiem mężczyźni mają problem z wzajemną bliskością, to u kobiet deficyt uzupełniany podczas terapii dotyczy asertywności i umiejętności wyrażania gniewu, wyjścia w strategii przetrwania poza odwieczny schemat ucieczki (czy – jak wprost pada w spektaklu – spierdalania) przed zagrożeniem. To z kolei sprawia, że o ile charakter pierwszej części nawiązuje do modnych ostatnio kręgów mocy, to druga jest bliższa uwolnionej, dzikiej energii sabatu. Nie ma tu sztywnego podziału na terapeutów i pacjentów, sytuacja jest z gruntu demokratyczna, a pałeczka prowadzącego przekazywana z rąk do rąk. Tak jak rola w ustawieniach – z pana można w mgnieniu oka zamienić się w chama, a z ofiary w sprawcę.

W prostej i czytelnej scenografii Atmana trafiamy w przestrzeń po wycince. Zamiast rzędów krzeseł na scenie na strychu Współczesnego mamy metaforę tego, co pozostało po drzewach w wielu polskich lasach, czyli sterczące z podłogi pieńki ustawione wokół ogniska z ledowych pałek. Wszak „słyszymy echo słowa Polak i słyszymy, że Polak powstał po polach, a pola po lasach, wyciętych, żeby powstała Polska”, jak tłumaczą nam uczestnicy terapii. Wprawdzie aktorzy przy wejściu litościwie rozdają nam, widzom, poduszki, ale i tak pańskie i chłopskie widzowskie pupki muszą swoje odcierpieć – na każdym z pieńków położono kamyk.

Nina Sakowska, odpowiedzialna za kostiumy, podkreśla różnice między charakterem obu grup. Męska reprezentuje typ współczesnego, podrasowanego chama, któremu nie tyle słoma z butów, co plusz i róż z modnych papuci i zaskakujący wzór z hipsterskich skarpetek wystają. Są elementy folkloru, tego tradycyjnego (haftowana koszula Tomasza Taranty) i utrwalonego w ostatnich dekadach ubiegłego wieku („turecki” sweterek Mariusza Bąkowskiego), pojawia się kojarzona z pejzażowym kiczem ikonografia (jelenie na rykowisku już nie na płótnie, a na płaszczu Rafała Cielucha), ale to wszystko w połączeniu ze współczesną formą działa raczej jak modna stylówka „na chama”, która, kto wie, może zastąpi w przyszłości zarośniętego „drwala”. Tych chłopaków łatwo można wyobrazić sobie na plenerowej imprezie w modnej agroturystyce, jak o świcie piją napar z pokrzywy i ćwiczą słowiańską gimnastykę, a po wegańskim śniadaniu przytulają się do drzew, żeby zakończyć dzień warsztatami z białego śpiewu. Z kolei kobiety noszą się jak wiedźmy – ich kostiumy i sceniczny makijaż mają zaczepny, ostry, punkowy niekiedy charakter: skórzane kurtki i spodnie, dredy przetykane wstążką. I czerwień jako lejtmotyw – ust Magdaleny Taranty, szalu i sukni Jolanty Solarz, rękawów i butów Dominiki Probachty, bluzki i hieroglifów pokrywających spódnicę Anny Kiecy.

Te elementy, plus na przemian energetyczna i melancholijna muzyka Kuby Ziołka, plus transowa momentami choreografia Oskara Malinowskiego nie dałyby tak oczyszczającego efektu bez dwóch aktorskich, całkowicie partnerskich kwartetów skupionych raczej na współdziałaniu i współistnieniu na scenie niż na dbaniu o własne sceniczne pięć minut. Solówki i tak się pojawiają – po wyjściu z teatru zostaje w głowie upiorny refren „Ali-na-na, Ali-na!” i „Drewno, nie aktor. Drewnialdo. Graj. Graj, kurwa”, Pietruskiego z opowieści o przemocy w teatrze, ucieczka na pola Cielucha, biblijny Cham Bąkowskiego czy wycieczka na polsko-białoruskie pogranicze z Tarantą. Zostają szesnastoletnie ludzkie zwierzęta Taranty, Solarz-Szwed Probachty oraz podążający ich tropem dziko napalony Bronisław Malinowski Anny Kiecy. Skupione lektury babcinych pamiętników czytanych przez aktorki. Ich płacz nad lasem i ich dziki, uwalniający taniec w finale.

Teatralne Chamstwo niesie zespołowa aktorska kreacja, energia, która ani na moment nie opada, intensywność tej opowieści objawiającej się wciąż na nowo w kolejnych kolorach, językach, sposobach narracji. Jedyne, czego mi zabrakło w tym spektaklu, to spotkania tych dwóch kwartetów w finale, odpowiedzi na pytanie, czy i w jaki sposób to teatralne uwolnienie od traum pańszczyzny i odegnanie ducha patriarchatu uzdrowiło wzajemne kontakty. Zamiast tego w zakończeniu wybrzmiewa wymiar indywidualnej, odzyskanej siły we fragmencie Ogniotrwałego uśmiechu Anny Świrszczyńskiej: „Nikogo już nie poproszę, / żeby mi położył rękę na głowie./ Oprę się / o siebie”.

01-03-2023

Wrocławski Teatr Współczesny
Chamstwo
na podstawie książki Kacpra Pobłockiego
scenariusz, scenografia, wideo, światło: Mateusz Atman
reżyseria: Agnieszka Jakimiak
kostiumy: Nina Sakowska
muzyka: Kuba Ziołek
choreografia: Oskar Malinowski
obsada: Anna Kieca, Dominika Probachta, Jolanta Solarz-Szwed, Magdalena Taranta, Mariusz Bąkowski, Rafał Cieluch, Miłosz Pietruski, Tomasz Taranta
premiera: 28.01.2023

galeria zdjęć Chamstwo, reż. Agnieszka Jakimiak, Wrocławski Teatr Współczesny Chamstwo, reż. Agnieszka Jakimiak, Wrocławski Teatr Współczesny Chamstwo, reż. Agnieszka Jakimiak, Wrocławski Teatr Współczesny Chamstwo, reż. Agnieszka Jakimiak, Wrocławski Teatr Współczesny ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-05   05:41:23
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노사이트.com

  • 2023-03-08   10:01:38
    Cytuj

    [url=https://snake-game.co]Snake game[/url] is a fun and entertaining snake-themed game for players of all ages!