AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Pieprzny kabarecik

Burdel na kółkach, reż. Maciej Masztalski, Ad Spectatores we Wrocławiu
Profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, filolog, medioznawca, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. oraz w Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta. Autor, współautor i redaktor książek z zakresu literaturoznawstwa i medioznawstwa. Był recenzentem teatralnym, m.in. „Gazety Wyborczej” i „Dziennika Gazety Prawnej”.
A A A
 

Po latach spektakl właściwie nie zmienił się. Burdel na kółkach – bo taki nosi teraz tytuł – nadal jest żartobliwą, kusą sztuczką, sklejoną w kalejdoskop tekstów i grymasów Witkacego, Camiego i Charmsa, wszakże tym razem oprawioną kostiumami i scenografią Ewy Beaty Wodeckiej. Być może jest również migawkową oceną wrocławskiej kultury teatralnej – w jakiej mierze i kogo dotyczącej, musielibyśmy jednak zgadywać. Kto zresztą mógł przypuszczać, że w dzień po premierze remake’u Da-da-du-du-wie-czoru-nie-spodzianek z 2004 roku absurd życia przewyższy wszystko, co można wyobrazić i wyrazić na scenie i wokół sceny.

1.
Tym razem Maciej Masztalski zamknął widzów przed odgłosami świata w niewiele ponadgodzinnym pudełku z zabawkami. Do pudełka trzeba się przedzierać niczym w B-klasowym filmie noir. Styczniowy deszcz. Pod nogami błoto po rozkopanym bruku ulicy Hubskiej. W tle mrok zliszajonych kamienic i smugi odległych latarni. Omotani czernią kurtek przechodnie. A potem ciemne ceglane budynki Browaru Mieszczańskiego, które w tej deszczomgle otaczają niewielką grupkę widzów niczym okładka Animals czy The Boatman’s Call.

Nierealność miasta i mroczna muzyczność przenikają uszy i oczy także we wnętrzach Ad Spectatores. Siedzimy na niewygodnych krzesełkach i plastikowych pufach w pokoju dziwaków – na ścianach niewydarzone portrety, dewocyjny obraz, techniczne dekory, zbity z desek stół, proste krzesła i granatowa sofa, na której omyłkowo – na początku – przysiadają nieco zdezorientowani widzowie, bo nie jest pewne, gdzie scena, gdzie widownia, tym bardziej, że wartkiej akcji i kabaretowej paradzie aktorów towarzyszy głos z offu, poddający w wątpliwość sens uprawiania teatru czy też wszelkiej logiki.

2.
Już po minucie nieustanny śmiech publiczności zagłusza zewnętrzność – jeśli miałaby mieć jakieś znaczenie. I zapierająca dech postać Sophie w interpretacji Aleksandry Prochownik. To do niej należy wieczór.

Po pierwsze ze względu na niezwykłą naturalność, mimo że gra niezbyt subtelną córkę-prostytutkę w zwariowanej rodzinie dewiantów i dewotów. Mimika, gesty, kocie ruchy podczas spaceru na czterech łapach wokół stołu, wodzenie na pokuszenie zblamowanego amanta z ogłoszenia – czego nie interpretuje, zachwyca bezpretensjonalnością. A przecież ni chwili nie jest sama na scenie, by się popisać. Obserwujemy tę postać w gorączkowym kołowrocie absurdalnych zdarzeń z orgią narkotyczną, rewolwerową egzekucją i zmartwychwstaniem włącznie.

Niebanalną urodą – czy wolno o tym pisać – dorównuje Paulinie Chapko. Obnosi zmysłowość znakomicie zdystansowaną, w kostiumie ladacznicy jest więcej niż pociągająca, lecz i zdumiewająco elegancka, tembrem głosu ucieka od wszelkiej sztuczności, zachwyca figurą niczym porcelanowa Kugelspielerin Schotta z Miśni. A kto siądzie przy drzwiach prowadzących na zascenie, ma szansę poczuć ciepło jej ciała. Aż się zawstydziłem. Ale jak inaczej opisać zdumiewające piękno, osobowość sceniczną i talent?

3.
Tempo zdarzeń przekonuje. Właściwie z trudem da się zliczyć chwile bez uśmiechu. Paradoksalne dialogi na cztery nogi, feeria błazeńskich gagów, erotyczne umizgi, nieoczekiwane zwroty akcji, przerysowane szaleństwo postaci czynią wieczór dość przyjemnym. Oczywiście Maciej Masztalski ze swoją trupą jak zawsze stąpa po cienkiej linii pomiędzy żywiołowym humorem a kompletnym głupstwem – a jednak poetyka kinetycznego grand guignolu sprawdza się.

Burdelmama, przy okazji matka-dewotka, w interpretacji Aleksandry Dytko zarządza domowym bałaganem być może bez subtelności, za to metodycznie. Jej życiowa mądrość herod-baby zda się jedynym spoiwem świata. Reszta to skecze, humbugi, mizdrzenie się i porubstwo. A że dewocja i seks świetnie koegzystują na scenie od czasów Moliera, absurd zdarzeń i postaci jest zwyczajnie zabawny. Nie ma tu odcieni i niuansów. Jest skecz za skeczem. Nagrodą jest orgia, karą modlitwa na klęczkach.

Otwarta scena z widownią, która otacza aktorów z czterech stron, osadza nas w atmosferze niemal domowej. Jeszcze bez współuczestnictwa, ale na pewno z przekroczeniem granicy bezpiecznego dystansu. Podczas zwariowanego seansu kokainowego według pism Witkacego unoszący się w powietrzu biały proch naznacza także widzów. Zarówno autorski tekst Masztalskiego, jak i kompilacja utworów Witkacego raczą nas raz błyskotliwym bon motem, raz grubym żartem – aż do finalnej apoteozy teatralnego łgarstwa i idiotycznej pieśni wyjścia, o „pannie Walerci, co czarną ma”.

4.
Prócz widzów aktorzy także świetnie się odnaleźli w tym komicznym patchworku. Pamela Płachtij emanowała seksapilem, jakby energia młodości z trudem mieściła się w jej ponętnym ciele. Komediowym rysem postaci bawili się zgodnie Marcin Chabowski, Arkadiusz Cyran i Marcin Misiura, ten ostatni w kostiumie goryla z sąsiedniego teatru i w anegdocie o kiepskim dyrektorze. To był chyba ów pstryczek w nos kultury teatralnej we Wrocławiu, od kilku lat politycznie degradowanej.

A wszystko inne? Dorzecznie katarktyczne i z seksownym podtekstem. Ładny był ten erotyzm i dowcipny.

30-01-2019

galeria zdjęć Burdel na kółkach, reż. Maciej Masztalski, Ad Spectatores we Wrocławiu <i>Burdel na kółkach</i>, reż. Maciej Masztalski, Ad Spectatores we Wrocławiu <i>Burdel na kółkach</i>, reż. Maciej Masztalski, Ad Spectatores we Wrocławiu <i>Burdel na kółkach</i>, reż. Maciej Masztalski, Ad Spectatores we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
 

Ad Spectatores we Wrocławiu
Burdel na kółkach
reżyseria i oprawa muzyczna: Maciej Masztalski
scenografia i kostiumy: Ewa Beata Wodecka
obsada: Aleksandra Dytko, Pamela Płachtij, Aleksandra Prochownik, Arkadiusz Cyran, Marcin Chabowski, Marcin Misiura
premiera: 11.01.2019

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany Melpomena
    Melpomena 2023-12-30   22:58:47
    Cytuj

    Dno i kilometr mułu niestety. Do bólu boomerskie „kawały” wprost z kabaretu Ani Mru Mru o kościele, seksie oralnym czy kokainie. Boki zrywać jak na improwizowanym show dwóch pajaców z podstawówki. Dobrze, że „spektakl” trwał godzinę, bo dłużej trudno byłoby wysiedzieć. A pan recenzent rozwodzący się nad urodą i ruchami aktorki Sophie idealnie podsumowuje jakich doznań można się spodziewać, bo tych związanych z dobrą sztuką na pewno nie.

  • Użytkownik niezalogowany Telimena
    Telimena 2019-11-23   02:11:22
    Cytuj

    Nie obrażaj Witkacego.. szynkarstwo i rynsztok. Sztuka przez duże G....o. Żenada!!!