AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Porozdawane role

Wielki teatr świata, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi
Pracownik Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, redaktor miesięcznika „Dialog”.
A A A
fot. Habryn/Wawrzoła  

Cezary Tomaszewski oczywiście robi sobie żart z tekstu Calderona, a w każdym razie nie próbuje go poważnie analizować. Filolog z niego żaden. Czy jednak oznacza to, że realizuje spektakl wbrew autorowi? No więc niekoniecznie. Calderon to przecież nie tylko potok rymowanych słów; to również (przede wszystkim?) koncept, który zza nich wygląda.

I ten właśnie koncept staje się głównym przedmiotem zabawy reżysera. Calderon, pisząc, że ludzie to pionki w rękach Losu na scenie teatru świata, nie wynajdywał niczego nowego – sięgał po jedną z najpopularniejszych zabaw konceptualnych swojego czasu. Był nie tyle odkrywczy, ile po prostu modny: jak cały Złoty Wiek, który treści dzieł podporządkowywał zręcznym spekulacjom mającym wartość nade wszystko artystyczną. To dlatego grubo ponad połowa nazw środków retorycznych zrodziła się w baroku: nigdy wcześniej i nigdy później tak usilnie nie porównywano trupów do kochanków, tak często nie pisano o „mrozach gorejących” i emfatycznie nie powtarzano tych samych słów na początku i końcu wypowiedzi – nigdy wcześniej i nigdy później. No i oczywiście nigdy wcześniej i nigdy później ludzie nie udawali tak często, że myli im się życie ze snem, a świat z teatrem. Calderon był dzieckiem swojego czasu: zanim zastanowił się, czy ma coś do powiedzenia, wybierał koncept. Cezary Tomaszewski na tej refleksji zawiesił swój spektakl i po trosze zabawił się w Calderona.

Jego – Tomaszewskiego – koncept wyłożony zostaje po bożemu, już w pierwszych chwilach tworzenia się tego wielkiego teatru świata: „życie odczuwamy dopiero podczas przerwy od pracy” – mówi się tu ze sceny – zaś sama praca to jedna wielka ściema, w której mydli się ludziom oczy, że własnoręcznie trzymają lejce wozu, do którego ich zaprzęgnięto. „Żadnej wolności” – rzuca tu Tomaszewski, choć tę konstatację o przypisaniu nam określonego miejsca w społecznej hierarchii ubiera w barokową frazę Calderona: „wiem, w czym najlepiej w życiu się sprawdzicie i według tego role wam rozdaję”. Frazę, która na przerobionej na halę Amazona scenie Teatru Nowego brzmi zaiste groteskowo. Śmiesznie i potwornie zarazem.

Śmiesznie, bo raz jeszcze robi się miejsce na bekę z korporacyjnego bełkotu headhunterów i piarowców, fechtujących absurdalną poetyką opisu organizacji pracy, w której to jednak człowiek jest faktycznie tylko jednym z tysiąca jemu podobnych trybików wielkiej machiny. Potwornie, bo koniec końców nie wszystko można zbyć śmiechem: w tym dzisiejszym świecie powszechnej inwigilacji, dużo sprytniejszej niż ta, za którą zabrali się PiS-owscy żandarmi, co nawet stworzonego do tajnych misji Pegasusa nie umieli użyć w sposób tajny, prędzej czy później musi pojawić się ktoś podobny do Boga kalwinistów, kto zadecyduje o losie człowieka, zanim jeszcze ten przyjdzie na świat. Pliki cookies to tylko cząstka tego systemu zbierania informacji o każdym z nas – systemu działającego precyzyjnie i bez medialnego szumu. Systemu, do którego dostęp mają wyłącznie najwięksi z największych, właściciele googlów, facebooków i amazonów. W Teatrze Nowym nazwa Amazon się nie pojawi, choć przecież nikt nie będzie miał wątpliwości, że to właśnie paczki tej firmy sunąć będą po burym taśmociągu z lewa do prawa przytaszczone tam przez wymęczonych magazynierów, którym próbowano wmówić, że dla amazonowego boga, Jeffa Bezosa, są ważni. Że mają podmiotowość i że odgrywają różne role w centrach logistycznych handlowego giganta.

To zastąpienie metafory konkretem (nie-snem jest praca w znanej z bezduszności firmie, a bogiem – szybujący sobie po orbicie prywatną rakietą Bezos) jest błyskiem, którego – swoim zwyczajem – Cezary Tomaszewski nie próbuje analizować ze wszystkich stron. Tu tym lepiej, bo koncept zawsze jest przecież uproszczeniem. W spektaklu Teatru Nowego służy on przede wszystkim do stworzenia ciągu barwnych obrazów mierzonych tyleż linijką nieprawdopodobieństwa, ile ekierką kampu. Nie łączy się to w jakąś skomplikowaną dramaturgię i nie sili na spójną analizę: oto główne cechy teatru tego reżysera, który w Łodzi jest niemal nieznany, a który wypracował rozpoznawalny styl oparty na eksploatowaniu scenicznych epizodów, jakby chodziło o złożoną z numerów rewię. Jego przedstawienia rozgrywają się w rytmie od uderzenia do uderzenia, co wielu widzów rozpala, ale i niektórych irytuje. Niemniej obie grupy docenią brak zadęcia Cezarego Tomaszewskiego. Nie robi przedstawień uzurpujących sobie prawo do perorowania o świecie w jego skomplikowanej całości. Tezy zastępuje sugestiami i pytaniami, zaś nierzadko słuszny gniew rozładowuje ogrywaniem groteski. To upuszczanie powietrza z balonu serio jest w polskim teatrze sporą wartością.

Jest więc – mimo wagi problemu – lekko. Satyra społeczna realizuje się tu językiem studniówkowego kabaretu, zaś samo odgrywanie chwytu „teatru w teatrze”, zamiast nurkować w coraz to głębsze rejestry aktorskiej psychologii roli, przypomina raczej zabawę w szkolną akademię – z typową dla niej nieporadnością gestów (ach, co zrobić z rękoma?!) i nieodzowną ucieczką w popularne piosenki.

Ale przecież Cezary Tomaszewski (zanim stał się reżyserem „dramatycznym” realizował się jako choreograf, a najwięcej nauczył się, współpracując z zespołem Capella Cracoviensis) taką śpiewaną zabawę w stylu Szansy na sukces stosuje tu z na tyle wyrobionym sprytem, że te muzyczne części mają wbrew wszystkiemu trudną do rozgryzienia moc poruszania widza, choć zmuszają go też do szukania sensów. Britney Spears, która „ups, znów to zrobiła” może i jest tylko takim kwiatkiem do kożucha w rewii o Amazonie. Madonna, śpiewająca w inscenizacji Calderonowskiego misterium, że Life is a mystery może i jest tylko wokalistką od słownych łopatologii. Ale gdy usłyszymy Agnus Dei z mszy koronacyjnej Mozarta, to co z tego, że Piękno (świetny w tej roli Damian Sosnowski) śpiewa z kpiną? Nic nie zmieni faktu, że Tomaszewski budzi w nas wspomnienie jednej z najpiękniejszych melodii, jakie kiedykolwiek napisano, i w dodatku precyzyjnie – gdy idzie o sens – wpasowuje ją w konkretną scenę. Bo gdy kończył się teatr w teatrze, a sen zamieniał się miejscami z życiem, czy mistrzowie Złotego wieku nie prosili – widzów i Stwórcy – o życzliwość?

Muzyka w teatrze Tomaszewskiego to oczywiście temat na osobną rozprawę, zaś trudność, z jaką wiązałoby się jej napisanie, wynika przede wszystkim z faktu, że nigdy nie wiemy, kiedy reżyser jest serio. Gdy bóg-Bezos (Agnieszka Korzeniowska) ląduje na ziemi, słyszymy ten fragment Ogni sztucznych Händla, który od czasów legendarnego spektaklu Mnouchkine o zgilotynowaniu władców stał się niemal hymnem do opluwania tyranów. Ale czy Tomaszewski sięga po niego z taką właśnie świadomością? Czy tylko chodzi mu o podniosłą tonację i metalowe dźwięki trąbek?

Podobne pytania się mnożą, zaś niemożność znalezienia na nie odpowiedzi jest – ponownie – typowa dla estetyki przedstawień Cezarego Tomaszewskiego. Gdzie jest zbieg okoliczności, a gdzie wyrafinowany koncept? Gdzie jest dowolność interpretacji, a gdzie konieczność czytania wprost? Gdzie zamknięty komunikat, a gdzie szerokie pole do biegania myślą?

Technicznie spektakl wymaga jeszcze nieco pracy. Pewnie warto by go było odrobinę skondensować. Trzeba jeszcze wrócić do pracy nad światłami (te na premierze były w zasadzie światłami roboczymi) i mimo wszystko warto byłoby jeszcze popracować nad muzyką (Adam Mortas radzi sobie ze swoją piosenką nieźle, ale może by mu jeszcze trochę pomóc, robiąc transpozycję akompaniamentu?). Rozbudziły się we mnie spore nadzieje, gdy przeczytałem, że dramaturżką spektaklu będzie Aldona Kopkiewicz; ale Aldony Kopkiewicz – poetki dużego kalibru – słychać na scenie niewiele. Szkoda.

Wspaniała jest zaś w tym przedstawieniu Jolanta Jackowska (Roztropność). Jej żarty są lekkie, a pomysł, jak znaleźć dla siebie miejsce na scenie, na której ma panować zorganizowany rozgardiasz, jest tak wymyślony, że dostrzegamy efekt, nie rozgryzając jego mechaniki. Jedni nazwaliby to aktorską charyzmą, inni aktorską świeżością. Ja nazwałbym to jednym i drugim na raz. W barokowym przedstawieniu więcej znaczy lepiej.

12-01-2022

Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi
Pedro Calderon de la Barca
Wielki teatr świata
przekład: Leszek Biały
reżyseria: Cezary Tomaszewski
dramaturgia: Aldona Kopkiewicz
scenografia i kostiumy: Agnieszka Klepacka, Maciej Chorąży
reżyseria światła: Jędrzej Jęcikowski
przygotowanie wokalne: Adam Rymarz
nagranie podkładów muzycznych: Sylwia Michalik
nagranie audio: Vadim Radishevskiy
obsada: Jolanta Jackowska, Malwina Jelistratow, Agnieszka Korzeniowska, Halszka Lehman, Aleksandra Posielężna, Paweł Kos, Michał Kruk, Konrad Michalak, Adam Mortas, Krzysztof Pyziak, Damian Sosnowski, Bartosz Turzyński
premiera: 7.01.2022

galeria zdjęć Wielki teatr świata, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi Wielki teatr świata, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi Wielki teatr świata, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi Wielki teatr świata, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (3)