Rana zabliźniana
Przedział dla palących. I nie tylko to tytuł wystawy grafik Renaty Borusińskiej i Małgorzaty Walas-Antoniello otwartej 27 stycznia 2022 roku w Teatrze Ósmego Dnia. Data wernisażu została wybrana nieprzypadkowo – to 76. rocznica urodzin Lecha Raczaka. Dziesięć dni wcześniej, 17 stycznia, obchodziliśmy z żalem drugą rocznicę jego śmierci.
Zatrzymujemy się z Renatą Borusińską przy pierwszych trzech rysunkach, po lewej stronie wejścia do siedziby Teatru Ósmego Dnia. Rysunki te zostały zainspirowane nocą z 17 na 18 stycznia 2020 roku. Ich tytuły: Życie po raz pierwszy, Życie po raz drugi, Życie po raz trzeci. Na pierwszym widzimy jasne, „oślepiająco” białe kielichy. Może to zresztą są kwiaty, bo przecież kielichy rzadko kiedy mają tak powyginane nóżki. Więc to po prostu kwiatowe łodygi? A może są to rozświetlone lampy? No nic, w każdym razie rysunek ten daje nadzieję na pierwsze, jaśniejące „kwiatową zorzą”, upojnie rozkołysane życie.
Druga grafika jest już dużo mniej upojna: przedstawia wykres elektrokardiogramu z ekranu szpitalnej aparatury. Widać, że serce bije, nawet dosyć równo, ale wykresowi towarzyszą jakieś dziwne kreski na dole i u góry. Elektrokardiograficzny sygnał z zaświatów?
Trzecie życie to chyba jakiś mozół: piętrzą się na nim dziwne bańki, podłączone do czegoś niewidocznego, umieszczonego gdzieś u góry, przyssane do jakiejś powierzchni, przy czym dwie spośród nich, widoczne na pierwszym planie, przypominają kobiece piersi. Tyle że te „piersi” są jakieś sztuczne, regularne, jakby gumowe? Być może są to tylko gasnące lampy. W grudniu 2019 roku Lech Raczak pracował nad spektaklem, który już nie został ukończony – Muzyką dla nowych światów. Na początku stycznia 2020 roku w tak bliskim mu legnickim Teatrze Modrzejewskiej wznawiano Makbeta w jego reżyserii.
17 stycznia Renata Borusińska, wówczas szefowa założonej w 2013 roku przez Raczaka Fundacji Orbis Tertius, umawiała się z nim telefonicznie na spotkanie w najbliższych dniach.
Wieczorem Lech Raczak zmarł.
Z powodu remontu zabytkowej kamienicy w której mieszkał, Lech był od dłuższego czasu w stanie permanentnej przeprowadzki i rozparcelowywał swoje rzeczy pod różnymi adresami. W kartonie z napisem „Książki w czytaniu” na samym wierzchu Renata Borusińska odkrywa album poświęcony Jarkowi Maszewskiemu – zmarłemu w 2003 roku wybitnemu plastykowi, nauczycielowi, działaczowi. Podczas studiów miała z nim zajęcia, zostały jej po nich same dobre wspomnienia. Album trafia do Małgorzaty Walas-Antoniello, której zdjęcie jest na jego okładce.
Pod książkami pełnymi zakładek z biletów lotniczych, zaproszeń i kartek z notatkami, na dnie kartonu Renata znajduje ołówek – żółto lakierowany Staedtler 2B, kostropato zaostrzony. Interpretuje ten fakt jako wyraźny imperatyw-przekaz ze strony Lecha, by rysować dalej. Po prostu: „Do roboty!”.
Wszystkie rysunki Borusińskiej nawiązują w jakiś sposób do spektakli, wypowiedzi, ulubionych lektur i marzeń Raczaka, a także do zdarzeń z jego życia i skojarzeń z nim związanych. Mamy tu na przykład Wieżę Babel dla palących – ilustrację do groteskowego snu opowiadanego przez Lecha w monodramie Podróże przez sny. I powroty; mamy Wariatki tańczą wszędzie – na kominku wypisz wymaluj „poznańsko-zamkowym” widać obute w sandały nogi Małgorzaty Walas-Antoniello, tańczące – tak jak to się odbywało w Dziadach Raczaka (2015, tyle że Małgorzata nie tańczyła oczywiście na kominku); mamy instrumenty Tria Targanescu, które towarzyszyło Lechowi w jego monodramie, mamy rower, drabinę Jakubową, butelkę wina, kosę, książki, filiżankę z kawą; mamy „szuflady pamięci” – luźne nawiązanie do ostatnich spektakli Lecha i wreszcie scenę występu magika-Wolanda z powieści Michaiła Bułhakowa, jeszcze chyba przed zdemaskowaniem wszechwładnej magii. Na innym rysunku latają malutkie nietoperze z innego snu, na jeszcze innym gdzieś w tle spoglądają na nas ironicznie oczy Lecha. Nie może też zabraknąć oczywiście popielniczki z zapalonym papierosem, solidarnie odradzanym Lechowi przez wszystkich, a jednak uparcie nadużywanym.
Na jednym z kolorowych rysunków widzimy czerwoną „brytyjską” budkę telefoniczną. Rysunek ten nie jest opatrzony tytułem. Autorka wyjaśnia, że chodzi tu o podświadome, ale nieustanne, uporczywe oczekiwanie na telefon od Raczaka. Tytuł, jaki chodził jej po głowie (ale w końcu został zarzucony): Zadzwoń, ile można czekać?!
Małgorzata Walas-Antoniello jest jak zwykle powściągliwa i lakoniczna. Jej rysunki, pieczołowicie, pracowicie „dłubane”, zawierają w sobie (pardon za banał) jakąś nieuchwytną, oddalającą się od racjonalności tajemnicę. W monochromatyczną monotonię wdziera się w nich od czasu do czasu agresywna czerwień.
Rysunki Małgorzaty nie mają tytułów – nie chce nikomu niczego w ten sposób narzucać. Kiedy jej mówię, że któryś z nich nasuwa mi nieodparte skojarzenia z Ach, jakże godnie żyliśmy Teatru Ósmego Dnia (1979), w którym to spektaklu grała, nie zaprzecza. Inny kojarzy mi się z Piołunem (1995), tu też Szanowna Autorka się ze mną zgadza.
Małgorzata relacjonuje pomysł Tadeusza Janiszewskiego, aktora Teatru Ósmego Dnia (poznała go latem 1971 roku, gdy grał w plenerowej Sztafecie dla uczestniczek i uczestników tzw. „praktyk robotniczych” z Państwowej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu – tak to się pokracznie wtedy nazywało). Tadeusz zaproponował, aby pod każdą grafiką Małgorzaty powiesić pustą kartkę, na której zwiedzający wystawę mogliby napisać tytuł, jaki chcieliby zaproponować dla tego rysunku. Autorce ten pomysł bardzo się podoba, pragnie go zrealizować.
Warto tu dodać, że grafiki Borusińskiej i Walas-Antoniello są podwieszone z sufitu i umieszczone kilkanaście centymetrów przed murami foyer (mur otynkowany i pomalowany na biało) oraz małej sali – tu ściany są odarte z tynku, surowe, ceglane. Takie rozwiązanie podpowiedział inny aktor „Ósemek”, Adam Borowski, plastyk z wykształcenia.
Przy okazji dowiaduję się (przedtem o tym nie wiedziałem), że spektakl Adama Borowskiego i Marcina Kęszyckiego I rozstawili namiot wśród nas z 2015 roku zrobił na Lechu wielkie wrażenie.
Małgorzata ożywia się, gdy wspomina, jak podczas prób do Ach… Żyliśmy (2014) w Trzecim Teatrze Lech wyposażył ją w siatkowy podkoszulek – istotną część kostiumu Romana Radomskiego ze spektaklu, do którego w Ach… Żyliśmy nawiązywali, pokazując nawet na ścianie jego nieme, sfilmowane fragmenty. Małgorzata powtarzała gesty Romana – ekranowego cienia, ubrana w tę samą koszulkę. Mówię jej o dreszczach, jakie przechodziły mi wówczas przez plecy, Małgorzata uśmiecha się. No tak, wyobrażam sobie, co ona wtedy przeżywała w obskurnym wnętrzu Sceny Roboczej – teatralnego baraku przy ulicy Grunwaldzkiej, wnętrzu idealnym do odegrania „Lecha Raczaka teatru śmierci”.
Siadamy we trójkę, towarzyszy nam Krzysztof Fabiański, kiedyś „techniczny” w Teatrze Ósmego Dnia, od lat fotograf wiernie towarzyszący Lechowi i jego działaniom. Ożywają wspomnienia: Raczak we wrocławskim hotelu pokazujący wspólnie z Marcinem Kęszyckim, aktorem „Ósemek”, ćwiczenia rozgrzewkowe. Jest już po poważnej operacji, ale się nie oszczędza – pada na kolana i demonstruje, a obecni drętwieją z obawy o jego zdrowie.
Borusińska wspomina zdarzenie z 2015 roku: na piętrze poznańskiego Zamku siedzi starszy pan, który przywołuje do siebie przechodzącego Lecha, usprawiedliwiając się, że nie może wstać z ławki z powodu dolegliwości reumatycznych. Pyta: „Skąd ja pana znam?”, a gdy Lechu, przedstawiwszy się, schodzi po schodach, starszy pan nagle odzyskuje siły, podbiega do balustrady i zaczyna recytować wiersze Barańczaka.
(Ta balustrada jest miejscem, w którym zrobiono Raczakowi ostatnie zdjęcie za życia – gdy wchodził na zamkowe piętro, by wziąć udział w przyjęciu u prezydenta miasta. Jak to wszystko się dziwnie splata…)
W dniu premiery, nomen omen, poznańskich Dziadów (15 maja 2015) Lech spotkał na ulicy innego starszego, ciut zaniedbanego pana, funkcjonującego mocno na bakier z higieną osobistą – jak się okazuje, znajomego z dawnych lat. Po krótkiej rozmowie Lech zaprasza go na premierę, wypisując odręcznie bilet ze swoim podpisem na jakimś karteluszku z notesu. Czy kolega przyjdzie – nie wiadomo, na wszelki wypadek Lech uprzedza obsługę spektaklu o możliwości wizyty przez może i nieprzyjemnie pachnącego, lecz ważnego widza z dziwnym biletem i prosi, żeby go mimo wszystko wpuścić.
Kolega nie zjawia się, zaczynają się Dziady. Wtem… uchylają się lekko drzwi i do sali wślizguje się… znany poznański celebryta. (Biletu nie miał.)
Małgorzata znów ożywia się, opowiadając o dyskusjach na temat włoskiej polityki, jakie Lech namiętnie, po włosku i polsku, prowadził z jej mężem Raffaele Antoniello. Polak-Włoch, przemieszkujący często w swej drugiej ojczyźnie, wykłócał się gwałtownie, bez pardonu z Włochem mieszkającym w Polsce.
Krzysztof przypomina sobie pobyt w Weronie – miał wówczas nieodparte wrażenie, że Lechu jest „miejscowy”, doskonale wtopiony w lokalną społeczność i jej obyczaje, świetnie posługujący się lokalnym narzeczem.
Pora kończyć wspomnienia i anegdoty. Wiadomo – wszyscy kochaliśmy Lecha Raczaka, rany po jego odejściu zabliźniają się, tyle że bardzo powoli. Wystawa w Teatrze Ósmego Dnia jest w znacznej mierze udokumentowaniem naszej wspólnej traumy. Przepracowujemy ją, jak każde z nas potrafi. Wielkie dzięki dla jej Autorek!
One zaś mają w planie wędrówkę swej wystawy po miejscach związanych z Lechem – jest kilka takich miejsc w Poznaniu, znajdzie się parę w innych miastach. Zabliźnianie będzie kontynuowane. Do końca.
18-02-2022
Teatr Ósmego Dnia w Poznaniu
Przedział dla palących. I nie tylko
wystawa grafik Renaty Borusińskiej i Małgorzaty Walas-Antoniello
wernisaż: 27.012022,
finisaż: 27.02.2022.
galeria zdjęć Przedział dla palących. I nie tylko, Renata Borusińska i Małgorzata Walas-Antoniello, Teatr Ósmego Dnia w Poznaniu ZOBACZ WIĘCEJ
It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노 사이트.com