AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Sny warte śnienia

Sen nocy letniej, reż. krofta/wojtyszko, Wrocławski Teatr Lalek
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
fot. Natalia Kabanow  

Najpierw o porównaniach i zestawieniach, których, siłą rzeczy, trudno byłoby w tym przypadku uniknąć. Tak się bowiem złożyło, że nowy sezon teatralny we Wrocławiu zaczął się od mocnego akcentu szekspirowskiego. Teatr Polski oraz Wrocławski Teatr Lalek - pierwszy we wrześniu, drugi w październiku - zaproponowały publiczności swoje wizje Snu nocy letniej. W obu przypadkach sięgnięto po tłumaczenie Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, przygotowując wieloobsadowe, zrobione z inscenizacyjnym rozmachem przedstawienia dla dużej sceny.  

Jak należało się spodziewać, premiery, wyreżyserowane odpowiednio przez Magdalenę Piekorz oraz duet krofta/wojtyszko, uwidoczniły kondycję obu instytucji, uwypuklając ich różnice w myśleniu o sztuce i podejściu do własnej publiczności. Zwycięzcą tego niezamierzonego artystycznego agonu - co dla mnie nie ulega wątpliwości - stał się Wrocławski Teatr Lalek. Dlaczego? Cóż, jak dowodzi jego „konkurent” (chociaż podobny eksperyment nie wart był przeprowadzenia), próby wystawiania Szekspira „jeden do jednego”, czyli bez skrótów, a najważniejsze, bez świeżych pomysłów interpretacyjnych czy też oryginalnego komentarza, zwyczajnie trącą myszką i u wyrobionej publiczności wywołują uzasadnione wzruszenie ramion. Ale to dopiero pół biedy. Na kompletną porażkę podobne przedsięwzięcie skazane jest, gdy twórcy nie zadają sobie trudu, by uważnie wczytywać się w tekst Stradfordczyka. Niwelują wszystkie zawarte w nim niuanse i dwuznaczności, spłaszczając całość, w przypadku Snu nocy letniej, do poziomu ubranej w historyczno-bajkowy kostium farsy. I nie pomogą tu tony sztucznego bluszczu czy przygotowany pod okiem doświadczonej choreografki balet elfów.  

Oglądając dzieło Piekorz, można było odnieść wrażenie, że to właśnie jej przyświecało zadanie przybliżyć Szekspira widzom w wieku lat 9+, do których ostatecznie zaadresowali swój spektakl krofta/wojtyszko. Tylko że zrobiła to wbrew zasadzie najprościej i najdobitniej sformułowanej wiek temu przez Janusza Korczaka: „Dzieci nie są głupsze od dorosłych, mają tylko mniej doświadczenia”. Przewrotnie wręcz tę maksymę odwróciła. Uznała (należy przyznać, nie bezpodstawnie), że to dorośli są głupsi od dzieci i śmiało kupią Szekspira bez Szekspira. Zwłaszcza, jeżeli ku ich uciesze okaże się, że wszystko jest u tego klasyka takie oczywiste i zrozumiałe, a oni sami poczują łechcącą ego przewagę intelektualną i moralną nad bohaterami sztuki.

Wspominam o tym, ponieważ w sposobie potraktowania tych ostatnich widzę główny sukces spektaklu Wrocławskiego Teatru Lalek. Twórcom, jak się wydaje, udało się uchwycić szekspirowskiego ducha. Istotę jego poetycko-filozoficznego poglądu na świat, który, jak wiadomo, „jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają”. Przybliżyli nam też jego wyjątkowe poczucie humoru, w żadnym razie nie farsowe, lecz głęboko tragikomiczne, jako że śmieje się on „po gogolowsku”, używając teatru niczym zwierciadła. Śmieje się „z siebie samych”, zmuszając do śmiechu nie zawsze tego świadomych widzów. Dworuje sobie z tego wszystkiego, co ludzkie, arcyludzkie i co cała ta fantazyjność Snu nocy letniej z jeszcze większą jaskrawością wydobywa na jaw. Nie przypadkowo Krofta, w znajdującym się w programie wywiadzie, wyznaje miłość do wielkiego dramatopisarza następującymi słowami: „U niego wszystko od początku do końca działa, wszystko się zgadza, można na nim totalnie polegać”.

Bohaterowie Szekspira rzeczywiście są komiczni i fajtłapowaci. Lecz któż bez grzechu? W świetny sposób ukazane jest to w relacji Hermii (Anna Makowska-Kowalczyk) i Lizandra (Piotr Starczak). Ten ostatni, przejęty rolą amanta, co i rusz popada w przesadną ekscytację i deklamacyjny ton, racząc publiczność wzniosłymi zwrotkami o miłości. Ale Hermia to wszystko widzi i słyszy. Nie jest do końca - „po farsowemu” - zaślepiona miłością. Kiedy trzeba, śmiało ucina entuzjazm i elokwencję swego kochanka. Niemniej jednak jej spojrzenie wydaje się mówić: „Tak, wiem, że dureń, ale to mój dureń! Kocham go!”. Chociaż, być może, kocha raczej własną miłość, własną młodość i słodkie poczucie czyjegoś bezwzględnego do niej przywiązania. Natomiast Helena Agaty Cejby, aż do zadyszki (przy czym w sensie jak najbardziej ścisłym) prześladuje Demetriusza Grzegorza Mazonia, powodowana tym specyficznym podnieceniem, które napędza zdecydowane, grubiańskie wręcz odrzucenie jej względów przez samolubnego arystokratę. Powstaje pytanie: czy nadal i jak długo będzie ją kręcił Demetriusz odwzajemniający jej uczucia? Stąd też finał ze ślubem wcale nie przynosi pewności, że czworo młodych osób będzie „żyło długo i szczęśliwie”. Ale z pewnością będzie łapczywie korzystało z tego wszystkiego, co łaskawy los im przyniesie, której to sztuki przedstawiciele współczesnej kultury nieustannego malkontenctwa mogliby się u nich uczyć.

Weźmy też relację Tezeusza (Konrad Kujawski) i Hipolity (Kamila Chruściel). Reżyserowie zazwyczaj nie za bardzo wiedzą, co mają począć z tą dwójką, której pojawienie się na scenie wydaje się być jedynie swoistą ramą dla przygód młodszej generacji. Duet krofta/wojtyszko uwiarygodnia natomiast i pogłębia ich wzajemne uczucia, którym również nie brakuje temperamentu i porywczości. Czarom Amora ulegamy przecież w każdym wieku, więcej, doświadczenie czyni miłosną grę znacznie bardziej skomplikowaną, intrygującą i przewrotną. Dowodem partia „małżeńskich szachów” rozegrana między królem elfów Oberonem (Krzysztof Grębski) i królową Tytanią (Marta Kwiek). Pionkami były w niej elfy, a zamiast konia mieliśmy osła, chociaż ruch do przodu i w bok raz za razem, niechcący, wykonywał akurat Puk. Robin-koleżka to kolejna wspaniała kreacja niezastąpionej Agaty Kucińskiej. Łysa, z wybieloną twarzą, orkowymi uszami i zmienionymi za pomocą soczewek zwierzęcymi oczyma, bywa doprawdy przerażająca, żeby za chwilę okazać się jak szczeniak łasą na głaskanie i chrupanie wafelków z rąk Oberona. Ociężale i niezgrabnie niczym Quasimodo przemierza scenę, lecz nie ulega wątpliwości, że w razie potrzeby„obiegnie Ziemię w minut czterdzieści”.

Czyni to zresztą kilkakrotnie, znikając za kulisą wraz z charakterystycznym, iście kreskówkowym efektem dźwiękowym. Tych ostatnich jest w przedstawieniu naprawdę sporo; sprawnie rozstawiają akcenty i dopełniają atmosferę. Niektóre sceny byłyby bez nich wręcz nie do pomyślenia – jak chociażby wyjątkowo pocieszny pojedynek na niby między Heleną i Hermią. Zaczyna się od odgłosów wymierzanych sobie nawzajem z odległości siarczystych policzków, a kończy się odwołaniem do najlepszych tradycji korzystających z ciemnej strony Mocy Sithów, mianowicie wystrzeliwaniem (właśnie tylko za pomocą dźwięku) potężnych błyskawic z palców. Audiosfera spektaklu wraz z przygotowaną przez Grzegorza Mazonia muzyką świetnie współgra z oprawą plastyczną Matyldy Kotlińskiej. Ta również twórczo korzysta z pełnego (auto)ironii, groteski oraz odniesień popkulturowych teatralnego skrótu. Scenografia, w centrum której umieszczono obszerne schody paradne z kutymi balustradami, zaprasza nas do wspięcia się tam, gdzie „wszystkich śniących” czeka bajeczny, do niczego niepodobny świat. Gdzie wielopiętrową perukę mistrza zabaw i ceremonii Filostratesa (Marek Tatko) wieńczy miniaturowa, wypełniona bąbelkami wanna, a w nadsceniu, hipnotyzująco połyskując, obracają się dookoła własnej osi trzy ogromne kwiaty-żyrandole.

Wracając do kondycji teatru przy placu Teatralnym, uchwycenie wyżej wymienionych i wielu niewymienionych znaczeń i ich odcieni - bo i w tej komedii Szekspir, cytując raz jeszcze Kroftę, wykazuje się „niesamowitym wyczuciem psychologii ludzkiej” - byłoby niemożliwe bez jednego z najlepszych zespołów aktorskich w kraju. Na brawa zasługują właściwie wszyscy z wyżej wymienionych. Jeżeli natomiast teatr rozważa przyjęcie na stałe grającego gościnnie Piotra Starczaka, to jego Lizander stanowi poważny argument za taką decyzją. To młody, charyzmatyczny i bardzo zdolny aktor.

Równie dobrze wypadli Radosław Kasiukiewicz, Tomasz Maśląkowski, Sławomir Przepiórka i Marek Koziarczyk, odpowiednio jako Pigwa, Spodek, Duda i Ryjek. Ta nader wyrazista czwórka, jak to we Śnie nocy letniej zazwyczaj bywa, na koniec urządza prawdziwe show, rozśmieszając swoim występem publiczność do łez. Lecz gdy rozbawienie sięga zenitu, nie bez pomocy odrobiny magii, grający Tyzbę miechownik Duda niespodziewanie przemienia się w „prawdziwego aktora”. Słowa jego, przed chwilą nasiąknięte duchem kpiny, nabierają powagi, głębi, a nad śmieszną i tragiczną krotochwilą wznosi jeszcze jedno metateatralne pięterko, z którego wyżyn twórcy wyznają szczerą miłość teatrowi. Piękny to, rzewny, a zarazem bardzo ciepły, kojący i w jakiś dziwny sposób kameralny, intymny wręcz finał. W nim znikający za czerwoną kurtyną Puk żegna się z nami swym filuternym, godnym kota z Cheshire uśmiechem. Prosi jednocześnie - a brzmi to tak, jakby wstawiał się za wszystkimi artystami: obecnymi i dawno już żyjącymi jedynie w swych dziełach - o odrobinę wyrozumiałości dla aktorów i twórców. Niech ci będzie, Robinie-koleżko. Przekonałeś nas, że są jeszcze sny warty śnienia.

28-10-2022

Wrocławski Teatr Lalek
William Shakespeare
Sen nocy letniej
przekład: Konstanty Ildefons Gałczyński
koncepcja inscenizacyjna, reżyseria: krofta/wojtyszko
scenografia, kostiumy: Matylda Kotlińska
muzyka: Grzegorz Mazoń
reżyseria światła: Damian Pawella
choreografia: Milena Czarnik
obsada: Konrad Kujawski, Jolanta Góralczyk, Piotr Starczak, Grzegorz Mazoń, Marek Tatko, Radosław Kasiukiewicz, Tomasz Maśląkowski, Sławomir Przepiórka, Marek Koziarczyk, Kamila Chruściel, Anna Makowska-Kowalczyk, Agata Cejba, Krzysztof Grębski, Marta Kwiek, Agata Kucińska, Irmina Praszyńska, Patrycja Łacina-Miarka, Aneta Głuch-Klucznik, Anna Bajer, Edyta Skarżyńska
premiera: 15.10.2022

galeria zdjęć Sen nocy letniej, reż. krofta/wojtyszko, Wrocławski Teatr Lalek Sen nocy letniej, reż. krofta/wojtyszko, Wrocławski Teatr Lalek Sen nocy letniej, reż. krofta/wojtyszko, Wrocławski Teatr Lalek Sen nocy letniej, reż. krofta/wojtyszko, Wrocławski Teatr Lalek ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-08   06:46:23
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 온라인카지노.com

  • Użytkownik niezalogowany Beata
    Beata 2023-02-23   17:25:48
    Cytuj

    Słaba recenzja spektakli. Scenografia w Teatrze Lalek jest minimalna .Po za schodami nic tam nie ma w porównaniu z teatrem Polskim. Jeżeli chodzi o kostiumy w Teatrze Lalek to pokaz wyuzdania , elfy wyglądające jak panie z domu publicznego , królowa na ich mamę .Dziwne kostiumy. W krokach spodni jakieś łaty czarne ????? Co to ma znaczyć? Na pewno wiek dziecka 9 lat to trochę za mało .Polecam Teatr Polski,. Scenografia i kostiumy gra aktorska na wysokim poziomie. Transwestytyzm , homoseksualizm taki obraz się wyłania ze sceny.