Strategie (nie)mówienia
My, Europejczycy, nic nie wiemy o Afryce. „Afryka jest daleko, Afryka jest dla nas niedostępna, Afryka jest niemożliwa”. Dlatego stworzyliśmy Naszą Afrykę. Patchworkową czasoprzestrzeń utkaną z naszych fantazmatów, naszych fascynacji i naszych lęków.
Wiecznie ruchomy mikrokosmos, w którym kłębią się nasze punkty widzenia, oblepiony naszymi pojęciami, odmieniany przez nasze przypadki i podejmowany przez nasze dyskursy. Setki zdjęć, filmy, radiowe nagrania, opowieści podróżnicze i reporterskie relacje ukształtowały krajobraz Naszej Afryki i zaludniły go Naszym Innym. Jako kreatorzy Naszej Afryki nie byliśmy perfekcyjni. Spora część naszych eksperymentów nie udała się, pewne nasze pomysły zawiodły. Dlatego Nasza Afryka to wiecznie rozszerzający się zbiór znaczeń – my je nadajemy, wymazujemy, zastępujemy innymi, my je redefiniujemy. Dlatego Nasza Afryka to pole ciągłego testowania naszych strategii – społecznych, kulturowych, religijnych, politycznych i ekonomicznych.
Najnowszy spektakl Teatru Polskiego w Bydgoszczy – Afryka w reżyserii Bartka Frąckowiaka – nic nam o Afryce nie mówi. Opowiada o Naszej Afryce.
Afrykanka (Sonia Roszczuk) jest uosobieniem naszej (nie)wiedzy o mieszkańcach Afryki. Jej pomalowana twarz, włosy, ciało, jej strój – to obraz dzikiego Innego, podyktowany przez podróżnicze opowieści, to modelowy przykład etnograficznego eksponatu w naszym muzeum stereotypowych wyobrażeń. To Afrykanka w uszytym przez nas, Europejczyków, kostiumie Afrykanki. Reporter (Szymon Czacki) jest potomkiem reportażystów z ubiegłego wieku; uzbrojony w nieostre, wyblakłe fotografie i zdefektowane relacje przepuszczone przez filtr wyobraźni – próbuje odkryć na nowo ścieżki wyznaczone przez swoich przodków. W pierwszej scenie przedstawienia Frąckowiak konfrontuje tych dwoje, demaskując jednocześnie ich nieautentyczność. Współczesne narracje na temat Afryki sięgają po narzędzia nieadekwatne do jej opisu – bazujące wciąż na relacjach z okresu dekolonizacji i uparcie ignorujące fakt, że „nie ma jednej Afryki i ze nigdy nie można mówić o całej Afryce i naraz o Afryce”.
Twórcy Afryki deklarują, że ich intencją jest przedstawienie kilku pojęć, które od dekad niestrudzenie wędrują po Europie i które konstruują zarówno nasze mówienie, jak i milczenie na temat Afryki. Afryka ma formę teatralnego eseju. Składające się na niego sceny pozbawione są linearności, polityczne przemówienie miesza się w nich z performansem, a akademicki wykład z multimedialnym eksperymentem. Punktem wyjścia jest tu okres dekolonizacji Afryki. Autorzy spektaklu sięgają po konkretne fakty z historii Ghany, Mozambiku, Ugandy i Konga; odwołują się do pism Fanona, wspominają telewizyjny eksperyment Godarda i Roucha. Pokazują, że to okres dekolonizacji ukształtował w zasadzie nasze dzisiejsze myślenie o Afryce. Myślenie, które nie wychodzi nigdy poza określone ramy, a jeśli sięga dalej – to zawsze przez pryzmat usprawiedliwiającego przeszłość i tłumaczącego teraźniejszość przedrostka. „Ostatni będą pierwszymi” – dekolonizacji towarzyszył brutalny wstrząs, weryfikacja zastanej sytuacji wiązała się z przemocą i chaosem. Ale najważniejszą jej konsekwencją było stworzenie pozornie nowego języka, neutralnego i transparentnego narzędzia do budowy i opisu pozornie nowej rzeczywistości. W sugestywnej scenie wykluwania się nowej narracji aktorzy pozbawiają tekst słowa „czarny”. W miejscu niewygodnego wyrazu powstała werbalna wyrwa, która z jednej strony wyjaskrawiła niedorzeczność rodzącej się mowy, z drugiej – paradoksalnie stała się pomnikiem wypartego wyrazu.
Manipulacyjne zabiegi, które towarzyszą narracjom o Afryce, obejmują także sferę obrazu. Postać Fotografki (Anita Sokołowska) jest w spektaklu Frąckowiaka wcieleniem strategii obrazowania Afryki. Opresyjny charakter języka fotografii, wizualność jako narzędzie władzy – reżyser bada fotografie z okresu kolonizacji, dekolonizacji i najnowsze, powiększa i wyostrza mało widoczne detale, zdejmuje i nakłada filtry, odkrywa marginesy i mnoży obrazy po to, aby ujawniać tworzące je mechanizmy hierarchizacji, uprzedmiotawiania, wykluczania i unieważniania. Fotografka przejmuje metody wypracowane przez belgijskich kolonizatorów, powiela ich komunikacyjno-wizualne strategie i buduje alternatywne względem rzeczywistości obrazy, tym razem wpisane w inne konteksty. W strukturę tej postaci wbudowana jest podmiotowość, bycie „wizualizatorem”, ale uosabia ona także obiekt, który poddawany jest strategiom wizualizacji. Fotografka powtarza wystudiowane pozy ze zdjęć Afrykańczyków, jej postać jest nagrywana, a powstałe fotografie są różnorako montowane – przepuszczane przez filtry, przycinane, wtłaczane w inne obrazy, zamazywane i przejaskrawiane. Jej ciało staje się skomercjalizowanym obiektem, zmuszonym do powtarzania ustalonych gestów i póz.
Język opresji przeszedł ewolucję szybko i sprawnie, nie tylko nie zginął w jej toku, ale dodatkowo umocnił i udoskonalił swoje struktury. Najsilniej mówi o tym postać Kolonizatora (Maciej Pesta). Kolonizator skwapliwie korzysta z szansy na restart, którą dał mu chaos dekolonizacji. Jego podpięty pod naukowe dyskursy, racjonalizujący wywód zamyka możliwość jakiejkolwiek dyskusji. Z maczetą – sentymentalnym reliktem – w dłoni, sprawnie miesza składniki w chemicznym laboratorium, którym światowe koncerny zastąpiły dawne posiadłości plantatorów. W świetnej scenie wykładu Kolonizator z korporacyjną charyzmą opisuje kwestię niedożywienia dzieci w Afryce – jego nasycony wykresami i statystykami język biegle przekłada konkret na abstrakcję i niepostrzeżenie wymazuje problem.
Tu nie ma jednego punktu widzenia.W teatralnym eseju Bartka Frąckowiaka na plan pierwszy wysuwa się nie tylko polisemiczność podejmowanych przez niego pojęć, ale także ich swoista fragmentaryczność. Taki rodzaj struktury – przesyconej znaczeniami, a przy tym paradoksalnie wciąż niekompletnej, zauważalny jest we wszystkich warstwach przedstawienia. Znakomita scenografia Anny Marii Kaczmarskiej to skumulowane w jednej przestrzeni odmienne faktury, kolory, formy, którym towarzyszą elementy nawiązujące do „estetyki” podróżniczo-reporterskiej z połowy ubiegłego wieku. Podobny charakter ma stworzona przez Krzysztofa Kaliskiego muzyka – transowe brzmienia łączą się w niej ze stukotem archaicznej maszyny do pisania i nagraniami „dźwięków Afryki”. Wizualna strona spektaklu to jednak przede wszystkim zmontowana gra świateł i multimedialnych obrazów (tu za reżyserię odpowiada Agata Skwarczyńska), które stanowią istotny budulec niemal każdej sceny, a same w sobie tworzą osobną przestrzeń – obszar niezwykle efektownego wizualnego eksperymentu. Polisemiczność i fragmentaryczność zdominowała językowo-dramaturgiczną warstwę przedstawienia. Tekst Agnieszki Jakimiak, pełen językowych eksperymentów i stylizacji, łączy w sobie elementy z różnych porządków, przetwarza cytaty i formy. Korzysta z rozmaitych kontekstów i koncepcji, ale nadaje im kształt skojarzeń i wyobrażeń, przetworzonych przez kulturowe filtry.
W kulminacyjnej scenie Afryki słyszymy: „Bez zrozumienia procesów produkcji nigdy nie zrozumiesz, na czym polega życie”. Polisemiczność i fragmentaryczność pojęć, które determinują nasze relacje z Afryką, nasze mówienie i niemówienie o niej, jest konsekwencją określonych procesów. Frąckowiak, sięgając po różne narzędzia, skupia się właśnie na tych procesach, daleko mu jednak do prostej publicystyki czy ideologicznego przemówienia. Reżyser, łącząc realne obrazy i fantazmatyczne scenariusze, tworzy pole, na którym obserwujemy nieustanne ścieranie się pojęć i idei. Frąckowiak wprawia je w ruch, przetwarza, filtruje, przygląda się ich komponentom. Tu nie ma jednego punktu widzenia, a ponadto zróżnicowana optyka, która posługuje się reżyser, także – jak wszystko inne w Afryce – zostaje przetworzona przez kulturowe doświadczenia, pamięć, fantazję. I to też powoduje, że jego przedstawienie do końca nie zamyka się w formie atrakcyjnego wizualnie wykładu z teorii postkolonialnych studiów.
Na koniec warto zaznaczyć, że procesy produkcyjne, o których mowa w ostatniej scenie Afryki, dotyczą mocno samej materii teatralnej. W rozmowach na temat spektaklu Bartek Frąckowiak podkreśla czynny udział zespołu aktorskiego w pracach nad ostatecznym kształtem spektaklu, który jest sumą także i ich doświadczeń poznawczych. To czuć, aktorzy w Afryce to nie tylko odtwórcy danych im ról. A z drugiej strony – pierwsza w sezonie premiera w Teatrze Polskim potwierdza wysoką aktorsko formę bydgoskiej sceny. Świetnym kreacjom Klary Bielawki i Szymona Czackiego, gościnnie występujących w Bydgoszczy, towarzyszy efektowny debiut Sonii Roszczuk i mocni, znakomici aktorsko: Anita Sokołowska, Jakub Ulewicz i Maciej Pesta.
28-11-2014
Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy
Agnieszka Jakimiak
Afryka
reżyseria: Bartek Frąckowiak
dramaturgia: Agnieszka Jakimiak
scenografia i kostiumy: Anna Maria Kaczmarska
muzyka: Krzysztof Kaliski
obsada: Klara Bielawka, Szymon Czacki, Maciej Pesta, Sonia Roszczuk, Jakub Ulewicz, Anita Sokołowska
prapremiera: 17.10.2014
Amirao, ale właśnie w tym rzecz, że często takie ironizowanie, które przecież dostrzegam, podszyte jest niechęcią do intelektualnej rozmowy o teatrze, a to jej zazwyczaj brakuje w polskiej krytyce. (Nie przypisuję Ci takich intencji, bo ich nie znam, choć Twój komentarz trochę tak zabrzmiał.) Dlatego z dużą przyjemnością czytam teksty, które próbują uchwycić myśl, a nie tylko opisują lub oceniają, jakkolwiek powabnie, zmyślnie i bystrze by tego nie robiły. I nie chodzi naprawdę o wyrafinowanie, tylko o wypełnienie pewnej luki, która powstała w dyskusji na temat polskiego teatru.
Ster-niku, recenzje są nie tylko dla tych, którzy widzieli spektakl (albo nad nim pracowali). Ja nie widziałam "Afryki" i ta recenzja nie daje mi żadnego wyobrażenia o przedstawieniu. Nie wabi. Poza tym, czy trzeba od razu wyciągać takie radykalne wnioski? Nie postulowałam "programowego antyintelektualizmu" w pisaniu o teatrze ani zastąpienia wykładni idei "mięsem". Mój opór wzbudza właśnie oddzielenie idei od materii teatru. PS. Jeśli dla Ciebie to nieczytelne - ironizuję, pisząc, że nie zrozumiałam (choć pewnie daleko mi do Twego intelektualnego wyrafinowania). Chodziło mi tylko o to, że nie zbliżyłam się za sprawą tej recenzji do spektaklu.
No proszę, a ja wszystko zrozumiałam. Ciekawe, że teatr przyciąga tych, którzy twierdzą, że im głupiej, tym mądrzej. I że programowy antyintelektualizm świadczy o klasie. Idea nie jest rozłączna z mięsem, jak dusza ściśle spojona jest z ciałem. Wolę czytać o idei, a mięsa doświadczać bezpośrednio, niż czytać nudne opisy mięsa, w których nie ma idei.
Durnowata jestem widocznie, bo niewiele z tego zrozumiałam. Brakuje mi w tej recenzji "mięsa" teatru, jest tylko idea. Nie można prościej?