AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Sztuczek wiecznie żywy

Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, dziennikarz. Absolwent Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej PWST. Autor książek: Teatry Warszawy 1939, Teatr Qui Pro Quo. Kochana stara buda, Teatry Warszawy 1944-45. Współpracował z czasopismami „Po prostu” i „Życiem”. Recenzent teatralny „Dziennika” i „Odry”. Współpracuje z Polskim Radiem, prowadząc audycje poświęcone współczesnemu życiu teatralnemu. Artysta fotografik.
A A A
Fot. Janusz Szymański  

 

Pierwszy październikowy weekend w łódzkim Teatrze Nowym można opisać jako „wieczory kontrastów”. Na dużej scenie Samuel Zborowski, czyli mierzenie się z najtrudniejszą literaturą dramatyczną powstałą w naszej kulturze, za ścianą, na Małej Scenie obowiązująca ostatnio norma, czyli brud świata, nieco perwersji, wszelako z niespodzianką.

Tytuł Dorian zapowiada, że zobaczymy coś, co choćby w zbliżonym kształcie będzie przypominało arcydzieło Oscara Wilde’a, czyli Portret Doriana Graya. Monodram Piotra Trojana to dramaturgiczne dzieło Ewy Wyskoczyl, także reżyserki. Sporo jest jednak racji w angielskim powiedzonku you never get what you expect, czyli po naszemu „nigdy nie dostajesz tego, czegoś się spodziewał”. Tak było w sobotni wieczór na Małej Scenie. Znaleźliśmy się w położeniu kogoś, kto zamówiwszy smaczny, choć niezdrowy pączek, otrzymał kajzerkę drugiej świeżości – i to jeszcze w dodatku z zapieczoną w środku myszą.

Ponieważ przestawieniu Ewy Wyskoczyl nie towarzyszy wydrukowany program, zmuszeni jesteśmy posiłkować się wiadomościami zawartymi w teatralnym informatorze: „Dorian to apokryficzna opowieść o świętym jurodiwym, który ze straceńczą odwagą schodzi do świata, aby przyjąć postać everymana ze słabością jego kondycji i ułomnością. W swojej wędrówce poszukuje Niezepsutych Potworów. Dorian podważa zasady ocen zastanej moralności. Jego hagiografia jest miejscami wulgarna, miejscami ewangelizująca, miejscami oniryczna”. Tyle tytułem wyjaśnienia, co też czeka widza podczas nieco ponad godzinę trwającego przedstawienia.

Cóż z tej opowieści przedostało się do przedstawienia w Nowym? Ano – imię bohatera. Tylko to właściwie łączy go z książkowym Dorianem. Co to ma wspólnego z niezdrowym pączkiem, czyli opisaną prze Wilde’a historią pięknego młodzieńca, którego upadek moralny odzwierciedla postępująca szpetota jego konterfektu? Ta książka w czasie niesławnego procesu wytoczonego pisarzowi była jednym z elementów oskarżenia, uważano ją za koronny dowód kompletnej amoralności autora – choć historia upadku pięknego młodzieńca ma przecież wydźwięk niesłychanie umoralniający. Można by ją czytać jako opowieść o winie i nieuchronnej karze. Wciąż aktualną i wciąż groźną, zwłaszcza w dzisiejszym świecie, który brzydnie coraz bardziej niczym konterfekt książkowego Doriana.

Cóż z tej opowieści przedostało się do przedstawienia w Nowym? Ano – imię bohatera. Tylko to właściwie łączy go z książkowym Dorianem. Poznajemy go już jako istotę popsutą i znieprawioną przez świat. Podrzutek nieznający nawet daty swoich urodzin (choć pogryzając ulubione bezowe misie, mówi nam, że to dziś właśnie obchodzi urodziny), uciekinier z domu dla sierot, idzie przez świat jako ktoś zwany „toyboy”, utrzymanek, męska prostytutka. Może go mieć każdy, podstarzała pisarka, autor teatralnych sztuk, stary mężczyzna o sadystycznych inklinacjach, dojrzała kobieta, matka pięcioletniego chłopca… Może pracować w burdelu prowadzonym przez obleśną, starą Niemkę. Może być wszystkim. Dla świata jest rzeczą, ale nie człowiekiem. Bohater przedstawienia w chwili, gdy go poznajemy, jest już „gotowy”, znieprawienie już się dokonało. W jego monologu słychać jednak rozpacz, to nie jest ktoś zły. Zło wymusza na nim świat.

I tych pięć drastycznych kwadransów pewnie robiłoby jakieś wrażenie, gdyby reżyserka nie popsuła roboty i sobie, i swojemu aktorowi. Gdyby zrezygnowano z ogranych już scenicznych gadżetów – tych projekcji video wyświetlanych na białym prześcieradle w głębi sceny, bezładnego kolażu twarzy starych ludzi, byle jak rzuconych fotografii, jakichś fragmentów miejskiego krajobrazu, błyskania widmową ultrafioletową świetlówką – a została jedynie opowieść Piotra Trojana, wcielającego się po kolei w klientów Doriana, ten krótki monodram raziłby jak kula dum-dum. Tymczasem razi, ale gadulstwem. Wróćmy jeszcze do wyjaśnienia z reklamowego folderu: „Scenariusz Ewy Wyskoczyl stanowi kolaż słów złożony z fascynacji tekstami, m.in.: Oscara Wilde'a, Wilhelma Müllera, Emila Ciorana, niekanonicznymi i kanonicznymi tekstami biblijnymi oraz improwizacjami aktora”. Wybitny krytyk teatralny Edward Csató wynalazł ongiś piękne słóweczko określające takie teatralne działania. To „sztuczek”. Ze „sztuczkiem” mamy do czynienia wtedy, gdy autor chcąc dać sobie alibi głębi przemyśleń, w błahy tekst wrzuca refleksje o filozofii, sztuce, metafizyce, wytaczając armaty dla utłuczenia brzęczącej teatralnej muchy. Według Csató ma to dawać publiczności komfort „wtajemniczenia”, dowartościować ją, że ona taka głęboka, bo przecież wszystko z tego pojmuje, mimo że w gruncie rzeczy te „złote myśli” płaskie są niczym naleśnik. Od śmierci Csató minęło niemal pół wieku i choć „sztuczek” wciąż jest stosowanym teatralnym chwytem, najwyraźniej przeewoluował, zmieniwszy swoją funkcję. Kiedyś służył dobremu samopoczuciu publiczności. Dziś takie erudycyjne inkluzje wrzucone w rozmaite adaptacje albo gotowe dramaty zdają się służyć już nie publiczności – bo ta nie nadąża za rączym biegiem myśli twórcy (biegiem zazwyczaj zresztą sprowadzającym na manowce) – ale samemu twórcy, upewniając go, że jest kimś niesłychanie mądrym i dogłębnie pojmującym świat. A jeśli komuś nie po drodze w tym biegu, to zawsze pozostaje zarzut, o którym opowiadał mi swego czasu nieodżałowany Zbigniew Zapasiewicz. Onże to, usiłując się dowiedzieć, o co też chodzi pewnemu reżyserowi, doczekał się ponoć reprymendy: „bo pan nie sięga tej głębi, która jest we mnie”.

Czasem warto najwyraźniej pozostać na powierzchni. Co Dorian Ewy Wyskoczyl potwierdza w całej niemiłej rozciągłości.

14-10-2013

galeria zdjęć Dorian, reż. E. Wyskoczyl, fot. Janusz Szymański Dorian, reż. E. Wyskoczyl, fot. Janusz Szymański Dorian, reż. E. Wyskoczyl, fot. Janusz Szymański Dorian, reż. E. Wyskoczyl, fot. Janusz Szymański ZOBACZ WIĘCEJ
 

Mała Scena Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi
Dorian
scenariusz i reżyseria: Ewa Wyskoczyl
konsultacje scenograficzne: Łukasz Błażejewski
wideo i światło: Robert Mleczko
opracowanie muzyczne: Stanisław Ruksza
obsada: Piotr Trojan
premiera: 4.10.2013

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Viola
    Viola 2022-05-11   15:29:14
    Cytuj

    jak zwykle bardzo przemyślana recenzja