AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wieloryb w operze

Fot. Krzysztof Bieliński  

Moby Dick – nowa opera Eugeniusza Knapika – doczekała się premiery na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. To zarazem pierwsza z czterech oper tego kompozytora, która znalazła się w repertuarze stołecznej opery.

Pierwsza reakcja na sam tytuł – jak on to zrobił? Słynna powieść Melville’a mówi przecież o rzeczach, które niełatwo sobie wyobrazić w teatrze – o bezkresie oceanu, fascynacji morskimi olbrzymami, ludzkich tęsknotach i szaleńczym pościgu za czymś nieosiągalnym – dlatego właśnie, że jest (niemal) nieosiągalne. Autorzy opery traktują ją jako przypowieść o odwiecznym buncie człowieka i jego konfrontacji z Bogiem, którego symbolem jest tajemniczy biały wieloryb. Jak zamknąć to wszystko w przestrzeni sceny, jak środkami opery wypowiedzieć to, co w tej książce najważniejsze?

Wszystkich, którzy wiedzieli o tym projekcie Eugeniusza Knapika, pytania te mogły nurtować już od dawna, bo nad operą ukończoną w 2010 roku pracował on długo – 11 lat. Lecz nawet on sam nie od początku miał jasną wizję, jak zaadaptować powieść na operę – po roku pracy nad librettem doszedł do wniosku, że… należy je napisać od nowa. Trzeba przyznać, że jego autor – Krzysztof Koehler – miał bardzo trudne zadanie, i że wywiązał się z niego z powodzeniem.

Do problemu adaptacji pierwowzoru twórcy podeszli subiektywnie, ograniczając fabułę do niezbędnego minimum i skupiając uwagę na jej wymiarze symbolicznym i filozoficzno- religijnym. Bardzo istotne jest wynikające stąd rozróżnienie gatunkowe – nie jest to bowiem opera w sensie ścisłym, lecz opera-misterium. Dzieło można by też określić jako oratorium sceniczne – bo uwaga twórców skierowana jest bardziej na refleksję nad tajemnicą niż na konstruowanie dramatu. Stąd też nieoczekiwanie duża rola chóru, którego partia zajmuje około połowy czasu trwania całego dzieła – to on właściwie jest jego głównym bohaterem. Pierwszy i drugi akt wypełniają w dużej części dość statyczne – i muzycznie, i wizualnie – sceny czy może raczej obrazy chóralne. Narratorem jest Izmael – jedyny ocalały z katastrofy „Pequoda”, który widzi swe powołanie w dawaniu świadectwa o tych wydarzeniach (wysoko napisana partia dla tenora bohaterskiego, którą świetnie wykonał Arnold Rawls). Najbardziej rozbudowaną partię otrzymał ojciec Mapple (Wojtek Śmiłek) – jego kazanie o Jonaszu stanowi główną część II aktu. Rola Ahaba (Ralf Lukas), który pojawia się dopiero w III akcie na wieść o pojawieniu się Moby Dicka, jest bardzo zwięzła; trudno nawet odczuć, że to on jest spiritus movens całej historii. Autorzy rozwinęli sferę symboliki imion biblijnych, wprowadzając postaci Jezabel – żony Ahaba i Hagar – matki Izmaela (liryczna partia, pięknie wykonana przez Agnieszkę Rehlis).  

Muzyka Eugeniusza Knapika jest bardzo piękna, miejscami zachwycająca, fascynuje bogatą, zmienną kolorystyką, subtelnie podąża za znaczeniami i emocjami tekstu, a zarazem dobrze koresponduje z ogólnym klimatem opowieści. Język muzyczny kompozytora, silnie zakorzeniony w tradycji XIX i XX wieku, inspirowany m.in. Mahlerem czy Szostakowiczem, a zarazem bardzo indywidualny, daje się wpisać w bardzo szerokie pojęcie „nowego romantyzmu”. Płynnie, w szerokich płaszczyznach rozwijająca się narracja muzyczna ani na chwilę nie pozostawia słuchacza biernym. Partie wokalne są silnie ekspresyjne, największe jednak wrażenie wywołują bardzo rozbudowane, skomplikowane harmonicznie, polifoniczne fragmenty chóralne (niezwykle trudna partia chóru, wielkie brawa dla zespołu i jego szefa, Bogdana Goli). Odnosi się wrażenie, że również warstwa orkiestrowa wywodzi się ze śpiewu. Partia orkiestry, bogato i ciekawie zinstrumentowana, daleko wykracza poza to, co zwykle kojarzy się z operą – to w niej dzieje się najwięcej, w niej rozgrywają się „wydarzenia emocjonalne” o których mówi libretto. Gdyby zabrakło sceny, można by nawet ująć całość jako swoisty poemat symfoniczny z chórem i solistami…
 
Muzyka Eugeniusza Knapika jest bardzo piękna, miejscami zachwycająca, fascynuje bogatą, zmienną kolorystyką.Ciekawe rozwiązanie problemu inscenizacji tego nietypowego utworu zaproponowały reżyserka Barbara Wysocka i scenografka Barbara Hanicka. Całe okno sceny wypełnia niemal szczelnie fragment burty ogromnego statku (tylko na proscenium pozostaje trochę miejsca dla solistów). Po chwili pojawia się w niej szczelina na całą wysokość sceny – to morska głębia, oświetlona z góry promieniami słońca. Szamoce się w niej człowiek – walczy z żywiołem, niemal ulega, by ostatnim wysiłkiem woli unieść się ku górze i wypłynąć. Ten wertykalny „taniec” ilustruje końcowy epizod powieści – ocalenie Izmaela. Zatrzymałem się przy tym prologu, bo moim zdaniem to najpiękniejszy obraz z całej opery i przy tym jeden z najlepszych muzycznie fragmentów.

Burta statku – wizualny lejtmotyw spektaklu – okazuje się tylko fragmentem gigantycznego bębna – sceny obrotowej, która w następnych scenach ukaże swoje wnętrze. Tam będzie przebiegać większość akcji – zarówno w pierwszej części, w porcie, jak i w drugiej, na pokładzie statku. Wewnętrzne ściany bębna posłużą za ogromny ekran, na który będą rzutowane filmy z krwawych polowań na wieloryby. To dobry kontrapunkt, ożywiający bardzo statyczną akcję. W trzecim akcie pojawi się „prawdziwe” cielsko zwierzęcia, przy którym krzątać się będą marynarze. Takie dosłowne pokazanie codziennej pracy załogi statku (plus dużo czerwonej krwi z rzutnika) możemy zinterpretować jako przeciwstawienie dla „metafizycznego szaleństwa” dowódcy. W ostatnim akcie nie widzimy zatonięcia statku ani nawet nie odczuwamy momentu tragedii – Ahab po prostu odchodzi, a pojawia się komentujący chór. Przy typowej operze byłby to poważny mankament – tutaj, w „misterium”, istotny wydaje się jednak nie tyle dramat, ile przesłanie intelektualne.

Ogromną pracę, jaką było przygotowanie muzyczne i poprowadzenie całego dzieła, wykonał z zespołami i orkiestrą Opery Narodowej Gabriel Chmura. A było to zadanie szczególnie odpowiedzialne – bo, jak wiadomo, od tego, jak zostanie przyjęte nowe dzieło podczas prawykonania, zależą często jego dalsze losy. Kompozytor mógł być całkowicie usatysfakcjonowany – wykonanie w pełni oddało walory muzyczne utworu. Muzyka polska wzbogaciła się o dzieło wybitne.

Pozostają jednak pytania: czy jest to rzeczywiście dzieło, które „domaga się” sceny, czy też może zadowolić się wykonaniami koncertowymi, może w pewnym stopniu inscenizowanymi? Czy będę się o nie upominać teatry operowe, dla których będzie to zawsze wielkie wyzwanie i duże ryzyko, także ryzyko konfrontacji z typową publicznością operową i jej oczekiwaniami, czy też może filharmonie, doceniające przede wszystkim jego walory muzyczne? Czy z kolei przy wykonaniu pozbawionym elementu plastycznego nie okazałoby się jednak nazbyt statyczne? Na odpowiedzi musimy jeszcze poczekać.

3-09-2014

galeria zdjęć Moby Dick, reż. Barbara Wysocka, Teatr Wielki Opera Narodowa w Warszawie Moby Dick, reż. Barbara Wysocka, Teatr Wielki Opera Narodowa w Warszawie Moby Dick, reż. Barbara Wysocka, Teatr Wielki Opera Narodowa w Warszawie Moby Dick, reż. Barbara Wysocka, Teatr Wielki Opera Narodowa w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Wielki – Opera Narodowa, Warszawa
Eugeniusz Knapik
Moby Dick
Opera-misterium w czterech aktach
libretto: Krzysztof Koehler wg Hermana Melville’a
oryginalna angielska wersja językowa z polskimi napisami
dyrygent: Gabriel Chmura
reżyseria: Barbara Wysocka
dramaturg: Tomasz Śpiewak
scenografia: Barbara Hanicka
kostiumy: Julia Kornacka
choreografia: Jacek Przybyłowicz
przygotowanie chóru: Bogdan Gola
projekcje wideo: Lea Mattausch
obsada: Arnold Rawls, Sebastien Soules, Wojtek Śmiłek, Ralf Lukas, Caroline Whisnant, Tomasz Madej, Agnieszka Rehlis, Jacek Kostoń, Mateusz Zajdel, Michał Wajda-Chłopicki
Chór i Orkiestra Teatru Wielkiego – Opery Narodowej
Polski Balet Narodowy
prapremiera: 25.06.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: