Witkacy: (re)konstrukcja
Kiedy w szkole średniej czytałam Szewców Witkacego, uznałam ich autora za człowieka chorobliwie depresyjnego, któremu przytrafiają się momenty manii (również twórczej). Zawsze wydawało mi się, iż znajdywał on pewną dozę perwersyjnej przyjemności w nurzaniu się w katastroficznych wizjach, okraszonych niedorzecznymi stwierdzeniami i niewybrednymi wyzwiskami (te zawsze mogą liczyć na zainteresowanie czytelnicze „kwiatu polskiej młodzieży”).
Samobójcza śmierć artysty przekreśla jednak jakiekolwiek podejrzenia o tylko i wyłącznie „zabawowy” charakter dzieł Stanisława Ignacego Witkiewicza. Szewcy to nie tylko zabawa słowem, ale przede wszystkim ostrzeżenie przed fałszywością idei równości społecznej i przed władzą, która dąży do zaspokojenia własnych potrzeb (a nie potrzeb ludu); wyobrażenie o społeczeństwie, które popada w moralną ruinę – wizja, która miała zacząć spełniać się pod koniec życia Witkacego. Patrząc z niepokojem na wydarzenia, które rozgrywają się dziś na Ukrainie, dojść można do wniosku, iż wizja ta pozostaje nadal aktualna.
Szewcy w reżyserii Anny Rozmianiec w poznańskim Teatrze Animacji podążają tym katastroficznym tropem, odsłaniając przed widzem świat rozczłonkowany. Dosłownie i w przenośni. Rozczłonkowanie traktować można bowiem jako rozwarstwienie społeczne (podział na rządzonych i rządzących) czy stan nieładu, w jakim znajduje się zbiorowość ludzka w obliczu przemian politycznych, co w konsekwencji przynosi ze sobą brak poczucia (indywidualnej i społecznej) integralności. „Rozczłonkowaniu” uległy także rekwizyty i to one, moim zdaniem, stanowią o sile spektaklu. Składają się na nie sztuczne kończyny, torsy, głowy, fragmenty ludzkich manekinów, wnoszące do przedstawienia atmosferę jakiegoś niewiarygodnego koszmaru, odczłowieczenia i uprzedmiotowienia. W scenie otwierającej spektakl sztuczne, niezindywidualizowane głowy tworzą coś na kształt alter ego głównych bohaterów. Dysponują nimi zarówno czeladnicy, jak i Scurvy – początkowy ciemiężca, który w końcu sam stanie się uciskanym. Czy taki zabieg – zestawienia twarzy ludzkiej i nie-ludzkiej, miał pokazać, iż każdy z nas posiada takie drugie, mniej przyjazne oblicze?
Szewców w Teatrze Animacji zobaczyć warto, bo nie brak w nich trafnych paraleli do czasów ponowoczesnych. Pozostając przy scenografii, docenić należy główny jej element, czyli konstrukcję sześcienną, podzieloną na dziewięć pól (każde z nich posiada coś na kształt okna, które można otwierać, by wydostać się z konstrukcji), z których w początkowej scenie wyłaniają się aktorzy wraz ze swymi manekinowymi głowami. Sześcienny stelaż został zaprojektowany tak, by można go było rekonstruować i składać w nowe formy (przypomina to trochę zasadę stosowaną przez producentów klocków Lego). Raz spełnia on więc funkcję więzienia, innym razem – tworzy miejsce pracy dla czeladników. Takie (re)konstrukcyjne potraktowanie najważniejszych elementów scenograficznych jest chyba znakiem firmowym spektakli Anny i Tomasza Rozmiańców (pamiętam, iż z powodzeniem zastosowano go np. w Królu Dawidzie), który mi osobiście bardzo przypadł do gustu. Świadczy poza tym o niezwykłej wyobraźni (nie tylko przestrzennej) obojga twórców oraz zwiększa koncentrację widza na tym, co się aktualnie na scenie dzieje (widz z zaciekawieniem śledzi ruchy aktorów dokonujących rozbiórki danego fragmentu scenografii, próbując odgadnąć, w jaką nową formę zostanie on przeobrażony).
Wydaje się, iż aktorzy grają w Szewcach Anny Rozmianiec na tych samych prawach (ważności), co przedmioty, choć nie oznacza to, że odmówić trzeba im zaangażowania czy twórczej inwencji własnej. Nie czuję się jednak uprawniona do wydawania jakichś kategorycznych opinii na temat ich umiejętności: z racji zajmowania przedostatniego rzędu na widowni Teatru Animacji, do moich oczu docierały zaledwie powidoki tego, co rozgrywało się na scenie. I nie jest to jedynie kwestia mojej wady wzroku. Nie wiem, kto projektował przestrzeń dla widzów, ale był to chyba ktoś, kto sam za często w teatrze jako widz nie zasiada…
Z mojego punktu siedzenia dało się dostrzec przede wszystkim Danutę Rej, grającą Księżną, oraz Marcela Górnickiego, któremu przypisano rolę Scurvyego. Aktorzy ci zachwycają skalą i doniosłością głosu, co akurat dla dramatu Witkacego (niektórzy mówią, że Szewców lepiej się słucha niż czyta) pozostaje kwestią zasadniczą. Operowo modelowane dźwięki, które wydobywa z siebie Rej, dodają postaci Księżnej jeszcze bardziej „modliszkowego” wymiaru (wszak Księżna to femme fatale). Jej charakter, doprowadzający mężczyzn do szału i zguby, podkreślono strojem, który nasuwa widzowi skojarzenia z modliszką właśnie, a w każdym razie z czymś niemile owadzim. Do kostiumu doczepiono zabawnie wyglądający kuper, który przypomina o erotyczno-absurdalnym wymiarze tekstu Witkiewicza. Niewątpliwie zatem słowa uznania należą się autorce kostiumów i lalek do spektaklu – Cecylii Kotlickiej.
Aktorzy grają w Szewcach Anny Rozmianiec na tych samych prawach (ważności), co przedmioty.W dramacie jednego z najoryginalniejszych polskich pisarzy czeladnicy skazani zostają na brak pracy. Sens takiego rodzaju kary zdaje się wybrzmiewać w pełni dzisiaj, kiedy nasze społeczeństwo zmaga się z wysokim bezrobociem. Wydaje mi się, że właśnie ten fragment tekstu został z wielką pieczołowitością zaakcentowany w przedstawieniu. Człowiek, który przez dłuższy okres czasu nie wykonuje żadnej pracy zarobkowej, często przy pierwszej nadarzającej się okazji akceptuje byle jakie warunki zatrudnienia, oferowane przez pracodawców, którym zależy tylko i wyłącznie na dobru własnym (pracownicy to tylko droga do celu). Taką zdesperowaną jednostką (przyjmującą każdą, nawet najbardziej niegodziwą ofertę, dzięki której będzie mogła zarobić na chleb) łatwiej manipulować i ostatecznie zmusić do pracy po godzinach. Wszak na jej stanowisko czeka setka innych zainteresowanych. Dzięki Szewcom wiemy jednak dobrze, że takie zabiegi w ostatecznym rozrachunku nikomu nie wychodzą na dobre.
Skazanie na brak pracy to – przynajmniej podług tekstu Witkacego – skazanie na nudę. I miejscami ta nuda wieje także ze sceny, kiedy to aktorzy powtarzają pewne sekwencje ruchów, niczym w jakiejś robotycznej choreografii. Można to oczywiście rozumieć jako krytykę zmechanizowanego, zautomatyzowanego społeczeństwa, w którym Witkiewicz dostrzegał zagrożenie dla szeroko pojętej sztuki i wartości metafizycznych. W poznańskiej premierze zabieg ten okazał się jednak zagrożeniem dla pozytywnej recepcji spektaklu jako całości. Niemniej jednak Szewców w Teatrze Animacji zobaczyć warto, bo nie brak w nich trafnych paraleli do czasów ponowoczesnych.
7-03-2014
galeria zdjęć Szewcy, reż. A. Rozmianiec, fot. Jacek Zagajewski ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Animacji w Poznaniu
Stanisław Ignacy Witkiewicz
Szewcy
inscenizacja i reżyseria: Anna Rozmianiec
adaptacja tekstu: Tomasz Rozmianiec
muzyka: Artur „Sosen” Klimaszewski
kostiumy i lalki: Cecylia Kotlicka
aktorzy: Piotr Grabowski, Marcel Górnicki, Mariola Ryl-Krystianowska, Marcin Ryl-Krystianowski, Danuta Rej, Marcin Chomicki, Krzysztof Dutkiewicz, Jerzy Więckowski
premiera: 1.03.2014