AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wrobieni w teatr

Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
Fot. Wojtek Szabelski/freepress.pl  

„Nazywam się Guildenstern, a to jest Rosencrantz. Przepraszam – to on jest Guildenstern, a ja –  Rosencrantz”. Jak jest naprawdę, czyli który jest który, tego nie wie nikt. Nawet (a raczej zwłaszcza) oni sami – przyjaciele Hamleta z czasów jego dzieciństwa, Rosencrantz (Paweł Kowalski) i Guildenstern (Tomasz Mycan). Trudno się tej „niepamięci” dziwić. Przecież obaj nie żyją. 

Cezary Iber otwiera swój spektakl, interpretację najbardziej znanego i najlepszego bodaj dramatu Toma Stopparda Rosencrantz i Guildenstern nie żyją, metateatralnym wstępem, w którym jasno i wyraźnie daje do zrozumienia, że tytułowi bohaterowie zostali – po prostu – wrobieni w teatr. A zaczyna się wszystko bardzo niewinnie. Rosencrantz i Guildenstern grają złotą monetą, która niezmiennie ukazuje tylko jedną swoją stronę – reszkę. Wyrzucona ponad osiemdziesiąt razy z rzędu reszka niepokoi Guildensterna, bo w zatrważającym tempie uszczupla jego majątek. Nam zaś, widzom, każe zwrócić uwagę na zastanawiającą cechę świata, w którym obaj mężczyźni się znaleźli. Na jego dziwne, niepokojące zatrzymanie, którego nie jest w stanie przełamać żaden ruch; na jakąś dziwną bezczasowość, która zamknęła bohaterów w swoich niewyraźnych, ale nieprzekraczalnych granicach. Kiedy moneta w końcu się odwraca, to wrażenie wcale nie mija. Wraz z pojawieniem się Pierwszego Aktora (Michał Marek Ubysz) zastygła rzeczywistość nie ożywa wcale, lecz – niczym w karnawale – ukazuje swoje drugie oblicze. Opozycyjne względem wcześniejszej ciszy, pełne śmiechu, krzyków, ruchu. Ale wciąż tak samo sztuczne.

Spektakl Ibera to właściwie, podobnie jak i dramat Stopparda, dwie rozgrywające się obok siebie opowieści. Pierwszą z nich jest przebiegająca w sposób linearny historia najsłynniejszego księcia duńskiego i jego bliskich. Druga to rodzaj anty-opowieści, której bohaterowie, Rosencrantz i Guildenstern, nie wykonują żadnych znaczących ruchów; trwają w ciągłym egzystencjalnym zastygnięciu, ich tożsamości nie ulegają żadnym przeobrażeniom, od początku do końca zdają się być tak samo nieokreślone i rozmyte. A przy tym ich dominującą cechą jest brak zakorzenienia w jakiejkolwiek narracji, przy – paradoksalnie! – nieustannym zamknięciu w jednej i wciąż tej samej opowieści.

Najistotniejszą cechą dramatu Stopparda jest nieustanne podkreślanie sztuczności i umowności wszystkiego i wszystkich, którzy wpisani są w dramat o duńskim księciu. Czuć, że reżyser toruńskiej inscenizacji uczynił tę cechę nadrzędną w swoim dziele. Z pozoru może się wydawać, że jego spektakl pozbawiony jest spójnej linii interpretacyjnej. Kreując przestrzeń Elsynoru i historię Hamleta, Cezary Iber korzysta często z ogranych już po wielokroć chwytów teatralnym, nie cofa się też przed wprowadzeniem do swojego spektaklu elementów kultury (bardzo) popularnej – kina klasy B, telewizji, reklamy. Dzięki temu jego historia Hamleta  jest bardzo efektowną i bardzo kiczowatą opowieścią, przypominającą momentami odcinek telenoweli lub teledysk. Tyle że te bezceremonialne reżyserskie poczynania są jak najbardziej w duchu dramatu Stopparda i jako całość – dają efekt znakomity. Iber niezwykle umiejętnie zestawia eklektyczną sztuczność mieszkańców Elsynoru i ich „perypetii” z egzystencjalnym zagubieniem tytułowych bohaterów, którzy bez sensu i celu snują się w labiryntach cudzych biografii.

Te bezceremonialne reżyserskie poczynania są jak najbardziej w duchu dramatu Stopparda i jako całość – dają efekt znakomity.Rosencrantz i Guildenstern przybywają do Elsynoru w towarzystwie Pierwszego Aktora i jego teatralnej trupy, którą w spektaklu Ibera grają młodzi tancerze: Maciej Raniszewski, Arkadiusz Walesiak, Adrian Drzycimski, Mateusz Szymon Burdach, Łukasz Rochna oraz Michał Kujawski. Wyraz „grają” nie został tu użyty przypadkowo. W toruńskim spektaklu tańczone partie, choć bardzo efektowne, nie mają funkcji jedynie ilustracyjnych (na duże uznanie zasługuje choreografia autorstwa Mikołaja Mikołajczyka); tancerze to tutaj także aktorzy – w pełnym tego słowa znaczeniu, którzy w przedrzeźniających, „niecenzuralnych” często gestach tworzą karykaturalne wariacje na temat biografii mieszkańców Elsynoru. Duński zamek, symbolizowany jest tu przez ogromną bramę, której skrzydła to złote ramy okalające białe kartki papieru. Brama jest jednym z niewielu elementów scenografii (za którą odpowiada duet: reżyser spektaklu i Agnieszka Stanasiuk), ale ogrywana jest tu w sposób niezwykle kreatywny, stając się także ekranem, na którym prezentowane są wizualizacje (ich autorem jest Michał Jankowski): zarówno graficzne abstrakcje, jak i filmy wideo. Talent do błyskotliwego żonglowania fragmentami popkultury, którym bez wątpienia obdarzeni są Cezary Iber i scenografka Agnieszka Stanasiuk, powoduje, że bohaterowie z Szekspira i ich przestrzeń stanowią obraz będący miksem rosyjskiej Rublowki z telewizyjnym teleturniejem z lat 80. Jest błyszcząco, efektownie… i zabawnie (najlepszym przykładem estetycznego poczucia humoru jest złoty, wysadzany „brylantami” dres Klaudiusza). Całość uzupełnia pulsująca, transowa muzyka Macieja Zakrzewskiego.

Hamleta i jego najbliższych kreuje reżyser na kształt bohaterów tandetnego reality show. Gertruda (Jolanta Teska) przypomina rozerotyzowaną, przebrzmiałą gwiazdę popu, zaś jej nowy mąż Klaudiusz (Marek Milczarczyk) – taniego mafioso. Równie ciekawą, choć pozostającą na dalszym planie parę stanowią Poloniusz (Paweł Tchórzelski) i Ofelia (Aleksandra Bednarz). Aktorsko na plan pierwszy wybija się jednak Hamlet. Grający go Łukasz Ignasiński pręży muskuły i ostro szarżuje, nieustannie ocierając się o aktorskie przerysowanie, momentami nawet kabaretowe. Jego Hamlet, rozwrzeszczany i rozpieszczony „cwaniak” z dwiema służącymi przy nodze (Mirosława Sobik i Julia Sobiesiak), na długo pozostaje w pamięci.

W takiej to tandetnej i hałaśliwej przestrzeni zamknięci zostali tytułowi bohaterowie. W ich błyskotliwych, okraszonych absurdalnym humorem dialogach (wyśmienita scena „gry w pytania”) wybrzmiewa zagubienie, które nie wiąże się jednak tylko i wyłącznie z „amnezją”. Ich zagmatwany, absurdalny język, ich nieustanna gadanina kamufluje (z czasem coraz mniej udolnie) ich swoistą bezdomność – brak zakorzenienia przy jednoczesnym uwięzieniu. 

Rosencrantz i Guildenstern są niczym Estragon i Vladimir z Becketta – zawierają w sobie metaforyczny obraz ludzkiej egzystencji z jej bolesnym przeświadczeniem, że to wyczekiwane coś – nie nastąpi, że jest już za późno. Że zawsze było za późno. Zresztą finał dramatu Becketta jest w spektaklu znakomicie sparafrazowany – bohaterowie wybierają się szukać Hamleta, ale finalnie obaj tkwią w miejscu.

Para bohaterów stanowi w sztuce Stopparda właściwie jeden niepodzielny organizm. Nikt z otoczenia ich nie odróżnia, oni sami istnieją tylko i wyłącznie w duecie – tak jakby istnienie drugiego obok siebie było potwierdzeniem prawdziwości i celowości własnej egzystencji. Paweł Kowalski i Tomasz Mycan w przeciwieństwie do pozostałych bohaterów spektaklu Ibera noszą skromne, szare stroje. Cicho i niezauważalnie przemykają pomiędzy toczącą się opowieścią. Ich własna stoi w miejscu, z odrętwienia nie wyrwie nawet śmierć.

W przedstawieniu Cezarego Ibera, najnowszej premierze Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu, efektowność nie przysłania przejmującego sensu dramatu Toma Stopparda, mówiącego o jałowości i niezmienności egzystencji skazanej na wieczny udział w grze. Błyskotliwe inscenizacyjnie pomysły reżysera i jego współpracowników (scena hipnotyzowania, absurdalny Atak Piratów czy śmierć Ofelii) składają się na dzieło, które przesiąknięte jest duchem sztuki Stopparda i które w swej istocie mówi o niemożności ucieczki ze świata już urządzonego, już ukształtowanego. Pozostaje jedynie ciągła gra, od której nie uwalnia nawet śmierć. Bo jak powiada Pierwszy Aktor: „Co się dzieje ze starymi aktorami? Ciągle grają”.

17-1-2014

 

Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu
Tom Stoppard 
Rosencrantz i Guildenstern nie żyją
przekład: Gustaw Gottesman
fragmenty Hamleta Williama Szekspira w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka
reżyseria: Cezary Iber
scenografia: Cezary Iber, Agnieszka Stanasiuk
kostiumy: Agnieszka Stanasiuk
choreografia: Mikołaj Mikołajczyk
muzyka: Maciej Zakrzewski
wizualizacja: Michał Jankowski
światło: Jędrzej Bączyk
obsada: Paweł Kowalski, Tomasz Mycan, Łukasz Ignasiński, Michał Marek Ubysz, Jolanta Teska, Marek Milczarczyk, Paweł Tchórzelski, Aleksandra Bednarz, Mirosława Sobik, Julia Sobiesiak, Maciej Raniszewski, Arkadiusz Walesiak, Adrian Drzycimski, Mateusz Szymon Burdach, Łukasz Rochna, Michał Kujawski
premiera: 11 stycznia 2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany gal
    gal 2016-02-29   14:53:10
    Cytuj

    Super

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2014-01-17   17:20:56
    Cytuj

    bardzo interesujące...