AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wzięci głodem

Debil, reż. Piotr Ratajczak, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie i Festiwal Łódź Czterech Kultur
Pracownik Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, redaktor miesięcznika „Dialog”.
A A A
fot. Bartek Barczyk  

Ten świetny spektakl pozostawia widza z poczuciem bezradności. Gniewnej albo przygnębiającej, ale bezradności. Powiedziałby ktoś, że spektakl o problemach osób z niepełnosprawnościami powinien wzywać nas do działania. Debil Piotra Ratajczaka może i wzywa, ale to nie wyklucza bezradności. A świadomość tego uczucia jest tym większa, że jesteśmy także w dużej mierze bezradni, gdy próbujemy nazwać pozafabularne tematy poruszane przez ten spektakl. Te zaś krążą wokół władzy i wokół tego, co my możemy o tej władzy powiedzieć, a co o niej myślimy. Jest ciekawie.

Wyjątkowy tekst Maliny Prześlugi, nagrodzony w 2020 roku Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną, staje okoniem, gdy chcemy wcisnąć go do kategoryzacyjnych przegródek. Opowieść o zupełnie dorosłym Kubusiu, którego rozwój umysłowy zatrzymał się jeszcze w dzieciństwie, raz jest niby uporządkowaną, streszczalną opowiastką o kilku chwilach z życia bohatera, który wybił się na samodzielność, raz pełnym napięcia strumieniem świadomości, pisanym szybciej, niż ktokolwiek zdążyłby go pomyśleć. I jedno, i drugie jest oczywiście precyzyjnie wykreowane: Malina Prześluga raz opowiada historię, jakby chciała uczynić ją zrozumiałą dla każdego (również dla swojego bohatera), raz zachowuje się, jakby chciała wejść w głowę Kubusia, by pojąć, a w każdym razie chociaż odwzorować, porządek jego myśli. Każda z tych dwóch postaw – zewnętrznego obserwatora i kogoś, kto stara się utożsamić z osobą żyjącą w innym świecie – musi z czasem wywołać protest: zarówno metaforyzacja, jak i próba organicznego wczucia się w sytuację osoby z niepełnosprawnościami przypominają, jak bardzo jesteśmy od tych osób odlegli.

Zresztą już za te próby – opisu i zrozumienia – oberwało się Malinie Prześludze w licznych dyskusjach, które wywołał jej dramat, choć nie od razu. Po sukcesie w Gdyni, po udanej lekturze performatywnej tekstu przygotowanej już wówczas na Wybrzeżu przez Piotra Ratajczaka nic nie zapowiadało, że sztuka autorki, która wieloma swoimi dramatami zdążyła dowieść, jak ważne są dla niej empatia i wrażliwość, może wywołać polemiki. Polemiki dotyczące, co więcej, nie tyle tematu sztuki, ile prawa dramatopisarki do zajęcia się zagadnieniami, których jest w najlepszym wypadku obserwatorką. Nie przekonywały argumenty, że Malina Prześluga nie działa w obszarze literatury faktu. Nie trafiały do wyobraźni znane od lat tezy o tym, że literatura nie przedstawia świata, ale dyskutuje ze sposobem jego widzenia. Nie znajdywały zwolenników znane z teorii literatury twierdzenia, że metafory służą przeniesieniu rozważań na poziom odpersonalizowanej i spekulatywnej refleksji. W Debilu widziano – powtarzam, wbrew deklaracjom autorki, a i, przepraszam, zdrowemu rozsądkowi – kronikę z życia osób z niepełnosprawnościami lub wręcz zaborczy zamach na prawo osób z niepełnosprawnościami do wypowiadania się własnymi słowami we własnych sprawach.

Głównym efektem tej dyskusji było zepchnięcie na dalszy plan samego dramatu Maliny Prześlugi. A jeśli już o tym dramacie mówiono, to absolutnie w jednym wymiarze – jakby był tylko „o osobach z niepełnosprawnościami” oraz o ich świecie, choć przecież tak nie jest. Tyle że te kolejne plany… Te kolejne plany to dopiero jest pole minowe politycznych i niepolitycznych poprawności! To dopiero jest paleta sugestii i niedopowiedzeń, wobec których aż korci, by przyjąć postawę zachowawczą i nie dotykać, bo grożą eksplozją. Mimo że przecież to właśnie one wydają się – zarówno w dramacie Maliny Prześlugi, jak i spektaklu Piotra Ratajczaka – najciekawsze. Nawet jeśli zmuszają do swoistej gry w statki: trafiony – nietrafiony, zatopiony – niezatopiony. Mamy czy nie mamy do czynienia z intencjonalną sugestią? Mamy podstawę do analizy czy oddajemy się tej analizie bez intencji twórców? Nadinterpretowujemy czy właśnie interpretujemy jak trzeba? To między innymi powód tej bezradności, o której pisałem na początku i z którą jednak chcemy się mierzyć.

Bo na pierwszy rzut oka teren gry wydaje się opanowany. Na scenie pojawiają się postacie, których zadanie i znaczenie zdają się oczywiste. Kuba (Rafał Szumera) gra tu dorosłego z niepełnosprawnością intelektualną, który nie tylko nie może, ale i nie powinien być samodzielny, bo szybko okaże się to niebezpieczne zarówno dla niego, jak i dla otaczającego go świata. Jego rodzina, zwłaszcza Mama Kuby (Bożena Adamek), obarczona jest wyczerpującym obowiązkiem opieki nad naszym bohaterem, którego stawką jest bezpieczeństwo Kuby, jak i wszystkich innych. Bo jeśli ten, który ma umysł kilkulatka (choć „czterdzieści lat skończone”), zacznie sam podejmować decyzje i realizować swoje zamiary, to może się to skończyć naprawdę źle. Powtarzam: nie tylko dla niego. A tym gorzej się skończy, im więcej i im bardziej nieprzewidywalnych znajdzie współtowarzyszy.

W spektaklu Piotra Ratajczaka ta rzeczywistość jest tak kolorowa, że aż nierealna. Barwne kostiumy, barwne rekwizyty, barwne światła. Rytmizowane mówienie i rytmizowane gesty, jakbyśmy byli na przedszkolnych zajęciach z rytmiki. Wszystko to jakieś fluorescencyjne i pozbawione cienia; kreskówka Pixara albo ożywiona witryna domu handlowego Smyk. I kiedy w takim otoczeniu pojawia się opowieść o zwiedzaniu przez Kubę prezydenckiego pałacu z opisem piękna miejsca i wyjątkowości jego mieszkańca, to brzmi to trochę, jakbyśmy mieli zaraz zwiedzić Disneyland i wypić herbatkę z Królewną Śnieżką w otoczeniu krasnoludków.

Tyle że Kuba nie zadowala się rolą biernego widza. Nie po to uciekł spod kontroli rodzicielskiej, nie po to wsiadł do tramwaju, a nawet obił motorniczego, który chciał wzywać właściwe służby, by teraz rozkoszować się Earl Greyem i konwersować z baśniowymi ludkami. Z pomocą Maćka Andrzejaka decyduje, że zostanie panem tego pałacu i rozpocznie zamordystyczne rządy w kraju: „Macie się mnie słuchać. Ja teraz jestem prezydentem polskim”.

O tej części Debila pisać jest najtrudniej, bo trudno o jednoznaczną wskazówkę, która powiedziałaby nam, na ile nasze skojarzenia ze współczesną codziennością (naszą, nie Kuby) są zasadne, na ile zaś jest to kreacja naszych paranoi ukształtowanych kilkoma latami życia w kraju, z którego co rusz my, i liczni nasi znajomi, chcielibyśmy zwiewać. Mamy bowiem słuchać – deklaruje bohater Maliny Prześlugi – kogoś, kto tworzy sobie „oddział wiernych żołnierzy”, którzy zrobią dla niego wszystko. Którzy będą czekali, aż ktoś przestanie być dobry. Którzy nie będą tolerowali, by ktoś krzyczał: „Spierdalajcie!”, albo używał innego brzydkiego słowa na wyrażenie niezadowolenia. Mamy przyjąć rządy kogoś, komu radzi rada głuchoniemych, kogoś, kto kpi, jak mówimy, że chcemy godnie żyć.

Czy ta lektura spektaklu Ratajczaka (i tekstu Prześlugi) już idzie za daleko? Czy nie czas pogodzić się z bezradnością i wrócić do – nagle wyjątkowo bezpiecznych – rozważań o tym, co można, a czego nie można teatrowi, gdy chce opowiadać o osobach z niepełnosprawnościami?

Może i tak, ale przedstawienie i tworzone w nim obrazy nie dają spokoju. Nie dlatego, że Debil mógłby być prostą satyrą na władzę. Znieważyć rządzących, wykpić ich język i zachowanie – to może i cenne, ale czy jako takie jest jeszcze wartością? Patrzyłem na spektakl i zastanawiałem się, czy stawką tej gry z polityką jest może nie tyle postawienie pytania, jak daleko można się posunąć w krytyce władzy, ile wskazanie, że zrównanie porządku sprawujących władzę z porządkiem Kuby, jest obraźliwe właśnie dla naszego bohatera i takich jak on. Albo jeszcze inaczej: jak w czasach wrażliwości i empatii nie wyrzucić z naszego języka słów i pojęć, które nie mogą już służyć do opisu osób i czynów, z którymi kiedyś bezmyślnie je kojarzono, ale które wciąż są potrzebne, by powiedzieć prawdę o innej części świata?

Szukając odpowiedzi na to pytanie, jestem bezradny. Co więcej, byłbym bezradny, gdybym miał ze szkiełkiem i okiem wskazać, która część spektaklu i tekstu jest właśnie o tym. Ale przecież jestem przekonany – tylko na podstawie intuicji i aż na podstawie intuicji – że te chwile przedstawienia, w których całkowicie włączałem się w świat stworzony przez aktorów Teatru im. Słowackiego, były właśnie tymi chwilami, w których również zadawałem sobie pytanie o polityczność Debila i jego język mówienia o polityczności. Jak powidoki pozostaje w pamięci obraz wzniesionych na scenie schodów donikąd, jakby żywcem wziętych z warszawskiego Placu Piłsudskiego. Tuż obok tego powidoku majaczy drugi: obraz dobrze skrojonego garnituru Kuby wglądającego tu na prezydencki atrybut prezydenckiej władzy, podobnie jak kiedyś atrybutem króla była korona. Po uszach odbijają się echem słowa „prezydent”, „Andrzejak”, „Odział Wiernych [a może wyklętych lub terytorialnych?] Żołnierzy”. To wszystko zdaje się splątane, jakby zatopione przez Malinę Prześlugę długim potokiem słów i lawiną skojarzeń, ale przecież… Ale przecież jest.

To oczywiste, że polityczność (a może mówmy wprost: polityka) dostaje się do Debila jeszcze inną furtką. Końcowy, przejmujący monolog Mamy Kuby, napisany – przysiągłbym – przez jedną z matek niepełnosprawnych dzieci, które w 2018 roku weszły do Sejmu, by przypomnieć o doli swojej i swoich dzieci, jest tu jasnym sygnałem, skąd u Prześlugi ten temat i ten tytuł: dość odwracania wzroku, dość owijania w piękne słówka dramatu osób otrzymujących rentę socjalną w wysokości siedmiuset dwudziestu czterech złotych i zasiłek pielęgnacyjny wynoszący złotych sto pięćdziesiąt trzy. Dość – krzyczały wówczas matki na sejmowych korytarzach. Dość – powtarzały ich dzieci wciśnięte w fotele wózków na kółkach.

A Prezydenci i Andrzejaki, głuchoniemi z rad doradczych i żołnierze najwierniejsi z wiernych omijali szerokim łukiem te sejmowe korytarze, na których pojawiali się Kuba i jego Mama. To byli przecież tacy nieładni ludzie. Ubrani w te „sweterki bez rękawów, nieduże, wciągnięte na szarą koszulę i w spodnie khaki z kieszeniami, i w zamszowe trzewiki z lumpeksu, pewnie po jakimś starszym panu”… Tacy nieładni, a do tego jeszcze roszczeniowi. Lepiej ich omijać. Lepiej o nich nie mówić. Lepiej o nich nie słuchać. Lepiej ich przeczekać. Wziąć głodem.

Przeczekano.

03-11-2021

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie i Festiwal Łódź Czterech Kultur
Malina Prześluga
Debil
reżyseria: Piotr Ratajczak
muzyka: Tomasz Lewandowski
scenografia, kostiumy, reżyseria świateł: Marcin Chlanda
ruch sceniczny: Arkadiusz Buszko
inspicjent: Bartłomiej Oskarbski
obsada: Bożena Adamek, Dominika Feiglewicz, Alina Szczegielniak, Grzegorz Łukawski, Antoni Milancej, Rafał Szumera
pokaz „work in progress” na Festiwalu Łódź Czterech Kultur: 12.09.2021
premiera w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie: 08.10.2021

galeria zdjęć Debil, reż. Piotr Ratajczak, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie Debil, reż. Piotr Ratajczak, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie Debil, reż. Piotr Ratajczak, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie Debil, reż. Piotr Ratajczak, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: