AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Alternatywa raz jeszcze

Doktorant w Zakładzie Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autor artykułów naukowych poświęconych tematyce teatru tańca, widowisk sportowych oraz performatycznych aspektów cielesności.
A A A
 

Wojciech Kowalczyk: Wychodząc ze spektaklu Teatru Kana – Hotel Misery deLuxe, odniosłem wrażenie, że różni się on od tego, co wcześniej mogłem oglądać na deskach waszego teatru. Czy zmiana ta oznacza, że również rola dzisiejszego teatru niezależnego się zmieniła?

Dariusz Mikuła: Projekt, który zaprezentowaliśmy, robiliśmy wspólnie z Teatrem Krepsko z Pragi, który poznaliśmy kilka lat temu. Ich język teatralny (język w znaczeniu najogólniejszym, bo przecież oni nie używają na scenie języka mówionego i w spektaklu nie pada żadne konkretne słowo czy jedno całkowicie zbudowane zdanie) to humor, groteska, którymi budują emocje, działania i obrazy. Spodobały się one nam na tyle, że szukaliśmy sposobu, aby wspólnie zrealizować spektakl. Jest to zgodne z naszą historią, czyli historią Kany pozbawionej w pewnym momencie lidera. Zygmunt Duczyński, nasz założyciel i reżyser, zmarł w 2006 roku. Wtedy postanowiliśmy, że chcemy kontynuować naszą pracę. Powiedzieliśmy sobie jednak, że nigdy nie uda się nam robić przedstawień od początku do końca podobych do tych, które budował Zygmunt. Dlatego postanowiliśmy działać wielotorowo. Z grupy, która realizowała z Zygmuntem spektakle, nie wyłonił się dotąd żaden lider. Nikt nie zdecydował się na wysiłek podjęcia pracy z zespołem. Wśród nas są przecież osoby, które realizowały prace indywidualne pod szyldem Kany, ale brakowało nam odwagi, a myślę, że też poczucia uprawnienia, żeby przejąć całościowo ster nad teatrem.

Wielotorowość naszej pracy teatralnej polega na tym, że jeśli spodoba nam się jakiś tekst, to zapraszamy do jego scenicznej realizacji konkretnego reżysera lub też zapraszamy reżysera, który proponuje nam określony tekst. Tak się stało z Lailonią Mateusza Przyłęckiego powstałą z bajek Leszka Kołakowskiego. Podobnie było w przypadku Jolanty Denejko, która przyszła do nas ze swoim pomysłem i zrealizowała z naszym zespołem spektakl Niewypowiedziane. W przypadku Hotelu Misery deLuxe była to nasza zespołowa decyzja, że chcemy zrobić coś zupełnie innego – spektakl, dla którego inspiracją nie jest tekst, a który opiera się na języku teatru Krepsko. Wielu ludzi, którzy obejrzą ten spektakl, będzie naprawdę zdziwionych, ponieważ jest to zupełnie inna forma niż dotąd. Nie świadczy to jednak o tym, że Kana całkowicie zmieniła swój format. Chcieliśmy zrobić coś z naszymi (teraz już na pewno) przyjaciółmi z teatru Krepsko i podjęliśmy działanie w ich języku. Poddaliśmy się ich metodzie pracy, poddaliśmy się ich poetyce teatralnej i wspólnie z nimi zrealizowaliśmy Hotel Misery deLuxe.

Jaką rolę spełnia dzisiaj teatr niezależny?

Dla mnie zawsze jest to przede wszystkim wyzwanie, żeby był to teatr autorski, czyli teatr, który faktycznie wypływa gdzieś z środka tworzących go ludzi. Pięknie obserwuje się dzisiaj młode grupy, te dużo młodsze od naszej – studentów czy nawet licealistów, którzy tworzą bardzo ciekawe spektakle. Trudno opisywać ich jednym terminem czy szufladkować we wspólną formułę z takimi grupami, jak Teatr Ósmego Dnia, Teatr Provisorium, Pieśń Kozła czy Akademia Ruchu, ale ich spektakle są również spektaklami autorskimi. Teatr alternatywny jest tworzony niezależnie od wieku, bo przecież nie jest on tylko i wyłącznie teatrem ludzi młodych. Poprzez niego twórcy chcą wypowiedzieć się na różne tematy, poruszyć różne problemy czy też po prostu zabawić się nim, bo to nie musi być publicystyka – dany teatr czy spektakl nie musi być tematycznie związany z jakimś społecznym problemem. Ważne, żeby była to wypowiedź indywidualna i żeby jej podstawą było zadawane samemu sobie pytanie: „dlaczego?” – wtedy jest to dla mnie teatr niezależny.

Do tego dochodzi cały sztafaż spraw związanych z alternatywą: warsztat, sposób podejścia do pracy, inspiracje, realizacja tekstów, które pojawiają się na scenie. Jest wiele rzeczy, które określają teatr alternatywny. Dla mnie jednak najważniejsze jest, żeby teatr wypowiadał się w sposób autorski.

Joanna Ostrowska w tekście Co stało się z twoją rewolucją?, który znalazł się w zbiorze Szkice o teatrze alternatywnym, napisanym przez nią i Juliusza Tyszkę, użyła sformułowania, że wśród niektórych młodych grup teatralnych można zaobserwować proces „dorastania do alternatywności”. Jak Pan widzi i ocenia to dorastanie?

Oczywiście jest wiele takich „dorastających” grup. Staramy się być także z nimi w kontakcie. Zacznę od swojego podwórka, czyli od województwa zachodniopomorskiego, gdzie mamy sporo zespołów, których członkowie może trochę uczyli się na Kanie, może trochę są związani z tą tzw. starą alternatywą i biorą z niej przykład, budując swoje spektakle. Na pewno są to: Teatr Brama, Teatr Krzyk, Teatr W Krzywym Zwierciadle, również Teatr Uhuru. To właśnie spod skrzydeł Janusza Janiszewskiego i Teatru Uhuru wyrośli młodzi ludzie, którzy teraz realizują swoje własne projekty, jak chociażby Teatr Na Chwilę. W Teatrze Brama rozpoczął swoją pracę Marek Kościółek, który później zakładał Krzyk. Podobnie jest z Michałem Krzywaźnią, który buduje swoje spektakle w Stepnicy z Teatrem W Krzywym Zwierciadle.

Piękne jest to, że nie realizują oni działań tylko wokół własnego teatru. To są ludzie, którzy budują, tak jak my w Kanie, tak jak „Ósemki”, tak jak Provisorium, tak jak Akademia Ruchu, to, co jest również ważne w teatrze, czyli środowisko, współdziałają ze społecznością lokalną, tworzą festiwale w takich miastach, jak Stepnica, Goleniów, Maszewo czy Gryfino. Oni realizują mnóstwo projektów, charakteryzuje ich to, że robią „więcej niż teatr”, jak głosi znane hasło.

Dla mnie najważniejsze jest, żeby teatr wypowiadał się w sposób autorski.Nie ważę się wymieniać wielu grup z innych regionów Polski. Wymienię tylko jedną, którą bardzo sobie cenię, którą również widzieliśmy na deskach Kany, i która jest mocno związana z Zachodniopomorską Ideą Teatralną Ofensywą: jest to Teatr Realistyczny ze Skierniewic. To młoda, ale doświadczona już aktorsko ekipa, również z trudną historią, ponieważ brak im lidera – Robka Paluchoskyego, który odszedł. Także wokół nich „rodzi” się wielu młodych ludzi – tak można właśnie mówić, że „rodzi się”, ponieważ ludzie ci korzystają z aktywności i energii, którą Teatr Realistyczny potrafi dać innym. Piękne jest właśnie to, że teatr niezależny potrafi wiele dać innym ludziom, że potrafi np. dzielić się z nimi warsztatem.

Ważne jest to, iż młode teatry niezależne kontynuują piękną „alternatywną” tradycję: zakładają i rozwijają ośrodki silnie związane z określonym miejscem, historią i lokalną społecznością. Są to ośrodki nie tylko stricte teatralne, lecz kulturalno-edukacyjne. Natomiast ostrze krytyki społecznej wyraźnie przejął dzisiaj teatr dramatyczno-repertuarowy.

Obecnie krytyka nie potrafi patrzeć w ten sposób na teatr. Nie potrafi, ale też zbyt rzadko podejmuje temat teatrów niezależnych. Zgadzam się z tym, że teatr instytucjonalny podejmuje obecnie wiele ważkich społecznie tematów i wiele spektakli dotyka aktualnych problemów. Nie chcę spłycać i umniejszać wagi tego procesu, ale jest też trochę tak, że zbyt mało pisze się i mówi o młodych, niezależnych artystach. Bardzo trudno jest znaleźć tych, którzy piszą mądrze. Niestety, nie ma wykształconego wśród krytyków teatralnych języka i sposobu patrzenia na teatr alternatywny oraz opisywania go. Wspomnę o jednym, znanym mi bardzo dobrze z dawnych lat krytyku, który był aktywny w czasach, kiedy teatr alternatywny podejmował szereg ważkich tematów, czyli o Konstantym Puzynie. Był to rzeczywiście człowiek, o którym mówiło się, że potrafi pisać i „dotknąć serc”, które biją w teatrach alternatywnych. Obecnie, moim zdaniem, krytyka nie potrafi patrzeć w ten sposób na teatr. Nie potrafi, ale też zbyt rzadko podejmuje temat teatrów niezależnych. Może mniej mówi się o takim typie teatru, ponieważ zawsze łatwiej jest mówić o tych, którzy są bardziej na świeczniku. Łatwiej jest opowiadać o spektaklach powstających w dużych teatrach, które posiadają rozbudowane możliwości „piarowskie”, a zatem również większy dostęp do mediów. O teatrze niezależnym, który działa w mniejszych miejscowościach i nie ma takich środków, słychać w mediach mniej. To może wpływać na zachwianie równowagi między teatrem instytucjonalnym a alternatywnym. Ale zgadzam się z tym, że w wielu przypadkach w teatrach instytucjonalnych dotyka się aktualnych problemów.

Często jest też tak, że wśród artystów, którzy tworzą w teatrze instytucjonalnym, możemy znaleźć twórców teatru autorskiego. Przecież nie mówimy o teatrze z Wałbrzycha czy teatrze z Legnicy, raczej mówi się o teatrze Warlikowskiego, Strzępki i Demirskiego czy Głomba. Ich podejście do budowania spektakli jest również autorskie, niezależnie od tego, na jakiej scenie robią oni swój teatr. Faktem jest, że tematy przez nich podejmowane często są ważne dla tego, co się wokół nas dzieje. Jest to jednak równie ważne jak wypowiedzi autorów z młodych, niezależnych grup, bo oni także poprzez teatr opowiadają o rzeczywistości, która nas otacza. 

Jeśli teatr autorski jest dziś realizowany i w teatrze niezależnym, i w instytucjonalnym, oznaczałoby to, że różnica między tymi teatrami – różnica, która kiedyś była bardzo widoczna, zaczęła się zacierać. Czy jedyną różnicą dzisiaj jest „maszyneria marketingowa”, która wspiera ten drugi typ, czy może ukrywa się ona jeszcze gdzieś indziej?

To na pewno wymagałoby jakiejś dokładniejszej analizy, do której obecnie nie posiadam odpowiedniej wiedzy. Aktualnie widzę, że różnic jest wiele. Nie ma jednak jakiejś przepaści, która mocno różniłaby podejście do teatru grup stricte alternatywnych i młodzieżowych od tych artystów i zespołów, które działają w teatrach instytucjonalnych. Różnice jednak są, choćby w języku. Każdy z tych teatrów używa wypracowanych przez siebie środków wyrazu. Fakt, że mamy bardzo dużą różnorodność tematów i języków teatralnych, to rzecz, nad którą warto się pochylać i warto o niej mówić. Nie należy dzielić, a jedynie porównywać – w dobrym tego słowa znaczeniu. W moim przekonaniu nie ma między tymi dwoma typami teatrów konkurencji.

No tak, przecież jeden temat może być realizowany na wiele sposobów w różnych teatrach. Jaki jest więc sens podejmować trud robienia właśnie teatru niezależnego, skoro często jest to droga przez urzędniczo-finansową mękę?

Zawsze tak było i zawsze tak będzie, że jest to rodzaj aktywności, który wymaga wielu wyrzeczeń. Wiąże się to z prostą prawidłowością: mówiąc o teatrze niezależnym, mówimy o ludziach, którzy mają ogromną pasję. To też jest wyznacznikiem pracy teatrów alternatywnych. Ci ludzie realizują pasję, oni żyją teatrem. Oni poprzez teatr mówią o sobie. Dzięki teatrowi wyzwala się ich energia. Dla nich „boksowanie się” z różnymi problemami staje się normalną sytuacją, ponieważ walczą o to, aby realizować to, co dla nich w życiu jest ważne.

Czy jest jakiś cel, który Kana obrała sobie na kursie – wyraźny cel, do którego zmierza?

Kiedy mówimy o Kanie, musimy zawsze mówić o dwóch aspektach naszej pracy, czyli o tym, co dzieje się w Teatrze Kana i w Ośrodku Teatralnym Kana. Ośrodek jest częścią naszej pracy, realizujemy w nim szereg projektów, jak projekty autorskie Janusza Turkowskiego czy Weroniki Fibich, Spotkania Teatralne OKNO, plenerowe wydarzenia w ramach Spoiw Kultury czy mały i skromy projekt Wokół Tradycji, w ramach którego skupiamy się na kameralnych zdarzeniach związanych z czasem liturgicznym w ciągu roku. Czyli np. podczas świąt Bożego Narodzenia kolędujemy, a w czasie Wielkanocy staramy się dotykać tematu Pasji, również przy udziale gości, których w tym czasie zapraszamy. To jest pierwszy aspekt naszych działań, który jest dla nas ważny i do którego staramy się również podchodzić autorsko. Tak jak podchodził do tego Zygmunt Duczyński. Tutaj na pewno w pełni realizujemy jego ideę budowania ośrodka, który odpowiada za ludzi i miejsce, w którym działa. To zawsze było ważne dla Zygmunta, żeby realizować projekty dla tych, z którymi się tutaj wspólnie w Szczecinie mieszka.

Natomiast jeśli chodzi o Teatr Kana, to myślę, że wciąż będziemy podążać drogą, o której mówiłem wcześniej. Teraz jest projekt z Krepskiem.

A są w planach już kolejne?

Następnych jeszcze nie mamy. Jest natomiast własny projekt Teatru Kana, który chcą zrealizować nasze dziewczyny. Prawdopodobnie uda się go zrealizować w pierwszym półroczu 2014 roku. Tym razem będzie to spektakl całkowicie kobiecy. Dziewczyny z zespołu Kany postanowiły stworzyć autorskie przedstawienie, oparte na swoich „osobnych” doświadczeniach, niedostępnych dla mężczyzn. Są również pomysły innych członków teatru na zrealizowanie indywidualnych projektów, ale wszystko to jeszcze istnieje zaledwie w ogólnych zarysach. Może uda się nam z Krepskiem pociągnąć temat Hotelu Misery deLuxe i stworzyć go na nowo w ramach jakiegoś działania plenerowego, w przestrzeniach postindustrialnych, które bardzo lubimy, i w których realizowaliśmy już wiele projektów. Może praca z Krepskiem przerodzi się w taki projekt plenerowy, który ujrzy światło dzienne w lipcu na Spoiwach Kultury? To są nasze podstawowe plany na najbliższą przyszłość.

23-12-2013

Dariusz Mikuła – dyrektor Ośrodka Teatralnego Kana od 2007 roku, wcześniej w latach 1991-2007 Prezes Stowarzyszenia Teatr Kana Uniwersytet Szczeciński, aktor Teatru Kana (od 1984 roku). Wspólnie z Zygmuntem Duczyńskim (1951-2006) kierował pracą ośrodka, realizując i koordynując szereg projektów kulturotwórczych, artystycznych i edukacyjnych.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: