Człowiek jest czymś więcej niż tym, co o sobie wie
Hanna Raszewska-Kursa: Jaki jest Międzynarodowy Festiwal Ciało/Umysł?
Edyta Kozak: Podczas zeszłorocznej ewaluacji usłyszałam od widzów, że Festiwal Ciało/Umysł to „taniec odmieniany przez przypadki”, który otwiera okno na świat, proponuje spektakle na długo dające do myślenia, pobudzające do refleksji, pokazujący nieoczywiste sposoby spojrzenia na ważne tematy. Cieszy mnie to, bo festiwalu nie tworzę tylko dla środowiska. Zostałam wychowana przez szkołę baletową, z myśleniem o widowni na dwa tysiące osób, i zostało we mnie to myślenie o szerokiej publiczności, wcale niekoniecznie specjalistycznej. Chcę, żeby widz rozumiał, co ogląda i po co. Tancerz na scenie jest takim samym człowiekiem, jak widz na widowni, tylko mówi innym językiem. Czasem słyszę, że to język hermetyczny, ale z naszych ewaluacji to nie wynika. Myślę, że znaleźliśmy sposób komunikacji między artystami a publicznością, na którym mi zależało. Mówimy językiem zrozumiałym, co zawsze było dla mnie ważne; opis spektaklu czy katalog festiwalu musi być dostępny i dla kogoś, kto ogląda masę tańca, i dla kogoś, kto niekoniecznie się w nim rozeznaje. Nie chcę separować się intelektualnym językiem od publiczności, chcę się z nią komunikować. Interesuje mnie taniec jako płaszczyzna porozumienia i współistnienia.
Dzięki temu, że nie muszę budować tożsamości jednej instytucji, mam większą dowolność doboru, wyłaniania prac, tematów, które są dla mnie istotne. Kiedyś interesowały mnie przede wszystkim postawy radykalne, konfrontacyjne. Potem pojawiła się potrzeba wypracowywania relacji, tworzenia projektów angażujących lokalne środowiska. Dziś nie interesuje mnie strategia konfliktu, siłowe intelektualizowanie rozwiązań, walka o wpływy. Zamiast tego coraz częściej wybieram inkluzywność, radość, lekkość. Uczę się tego od artystów, których zapraszam. Może zaczynam zamykać się na umysł? Może z wiekiem moje zwoje mózgowe rozwijają się na nowe terytoria ciała?
Hasło tegorocznego festiwalu to „przekraczając przyjemność”. Brak znaków przestankowych i wielkich liter sprawia, że hasło można rozumieć na różne sposoby.
Mam poczucie, że ostatnio w coraz mniejszym stopniu mam wpływ na to, co dzieje się wokoło, w świecie, i z moim własnym życiem; że mimo usilnych starań nie jesteśmy w stanie obronić wszystkiego, co dla nas ważne, w tym także systemu wartości. Stąd wszechobecne napięcie, oczekiwanie, niezadowolenie… Według mnie wiąże się to z jakimś poczuciem braku. Dzieje się tak i na scenie, i w przestrzeni publicznej. Walka i sprzeciw są widoczne niemal na co dzień w postaci różnych manifestacji i protestów. I jest to zwykle opór przeciwko czemuś z zewnątrz, przez co czujemy się przytłoczeni czy hamowani. Poczułam, że potrzebna jest narracja zadowolenia. I zaczęłam szukać tego w sobie. Proponuję więc rodzaj ucieczki od świata zewnętrznego i zajrzenie w głąb w przestrzeń subiektywnych doświadczeń, proponuję czerpanie z siebie. Może potrzebujemy wręcz protestu przeciwko samym sobie, drogi do przekroczenia własnych traum? Spełnienie nie przychodzi samo, trzeba nad tym popracować. Wtedy można poczuć przyjemność ze stawania się tym, kim się jest naprawdę. Przyjemność zaufania sobie i korzystania ze swojej sprawczości i kreatywności.
Jak te potrzeby przełożyłaś na wybór spektakli? W tegorocznym programie umieściłaś artystów i artystki z Polski, Portugalii, Włoch, Stanów Zjednoczonych, Danii…
Jak zauważyłaś, hasło można różnie rozumieć. Narodowość nie ma tu większego znaczenia. Kluczem do programu są trzy tropy. Każdy z nich reprezentowany jest przez inne tytuły. Pierwsza część, którą festiwal rozpoczął się w Teatrze Studio, to przekraczanie jako droga: premiera Izy Szostak le journal secret i polska premiera Any Borralho i Joäo Galantego, Trigger of Happiness. Oba spektakle przedstawiają różne formy mierzenia się z traumatycznymi przeżyciami, przyglądają się temu, jak przemóc obciążenia i iść do przodu. Polskie solo to osobista wypowiedź choreografki, redefiniującej siebie na nowo. Praca portugalskiego duetu to warszawski wariant jednego z „formatów”, czyli modeli spektaklu, które grupa realizuje w różnych krajach z udziałem lokalnych mieszkańców. Współuczestnictwo to jedna z moich ulubionych form. To, co do tej pory było zarezerwowane dla tak zwanych profesjonalistów, zostaje oddane w ręce amatorów. Musieliśmy się dobrze przygotować do tej produkcji, zrozumieć naturę tej pracy, wybrać odpowiednich uczestników. To mocny spektakl – żywy, osobisty materiał, z którym poradzić sobie muszą młodzi, wchodzący w dorosłość amatorzy.
Potem w programie są trzy męskie prace solowe: Rafała Dziemidoka, Jak tańczyć aż po (życia) kres, i obsypanych niedawno ważnymi nagrodami: Alessandro Sciarroniego, CHROMA_don’t be frightened of turing the page, i Trajala Harrella, Dancer of the Year. Te spektakle pytają: co się dzieje po przekroczeniu przyjemności? Kiedy świat już zauważy, doceni, kiedy przychodzą uznanie i nagrody – co dalej? Jak żyć po sukcesie? Jakie są współczesne wyzwania artysty? Jakie wtedy pojawiają się lęki? Nadzieje? Obietnice? Szczególne znaczenie ma fakt, że twórcy opowiadają tu swoje własne historie, a są artystami tańca, w którym czas kariery jest krótszy niż w innych zawodach. Te prace zobaczymy w Nowym Teatrze, gdzie odbędzie się także ostatni spektakl, poświęcony czystej przyjemności, przyjemności totalnej. Spektakl Mette Ingvartsen to come (extended) wymaga skonfrontowania się z tematyką ciała i jego obecności w przestrzeni publicznej. Z tym, jak zostało odarte z prywatności, jak zostało sformatowane i spornografizowane, jak związane z nim emocje zastąpiono żądzami. Ta choreografka przywraca właściwe miejsce ciału i przypomina o tym, że doświadczenie ciała, taniec, to też czysta przyjemność.
Mam wrażenie, że myślenie o przyjemności jako o źródle siły jest dość rzadkie.
Nasza kultura nie uczy nas czerpania siły z nas samych. Jesteśmy uczeni czerpania jej z narodowości, religii i z historii, a na polską historię składają się głównie wojny i ofiary. Religia z kolei uczy nas przede wszystkim o winie i grzechu, co wywołuje lęk i wstyd, do tego pomija twórczy aspekt w człowieku, widzi go poza nim, w sile zewnętrznej. A moc człowieka płynie przecież z zaufania do samego siebie i to może być źródłem przyjemności.
Festiwal nie tylko prezentuje spektakle, ale też jest producentem nowych prac. Z ostatnich można wymienić: Audycję V Kai Kołodziejczyk, More/Morus (więcej) Ramony Nagabczyńskiej czy Manfred Macx Tomasza Bazana. W tym roku do tej listy dołączy le journal secret Izy Szostak. Czym kierujesz się, proponując produkcję?
To nie jest tak, że mam stały schemat, według którego działam co roku. Wybory trwają latami. Rozmawiam, przysłuchuję się, oglądam, dyskutuję, rozmawiam prywatnie… To jest autorski festiwal. Nie jest skrojony pod potrzeby grantodawcy. To moja wypowiedź o tym, jak widzę dzisiejszy świat, który może być wyrażony przez taniec. Zapraszam choreografów, którzy znany, zastały świat potrafią rozbić, rozjaśnić, poszerzyć.
Masz co najmniej dwie tożsamości zawodowe: jesteś artystką i kuratorką. Czy twoja twórczość ucierpiała na tym, że zajęłaś się festiwalem? Działalność kuratorska pochłania dużą część czasu i kreatywności, które wcześniej poświęcałaś na choreografię.
Kilkanaście lat temu pewna kanadyjska kuratorka powiedziała mi, że muszę wybrać, bo nie da się połączyć bycia artystką z byciem kuratorką. Najpierw się przestraszyłam, ale ostatecznie nie posłuchałam tej rady, bo nie chcę rezygnować z moich talentów. Nie zgodziłam się na takie myślenie. Przez pewien czas festiwal odbywał się co dwa lata, a ja próbowałam się przełączać: co drugi rok byłam kuratorką i pracowałam na festiwal, a co drugi – choreografką, tworzącą spektakle. Poczułam, że to nie jest dobra droga, że rywalizuję sama ze sobą. W ten sposób festiwal się nie rozwinie, a ja nie będę wiedziała, kim jestem. Potrzebowałam scalenia, jednej drogi, na której te dwa talenty będą się wspierały. Nie było to też bardzo trudne, bo w Polsce bycie niezależnym choreografem wiąże się z koniecznością bycia swoim producentem, tancerzem, księgowym i promotorem. Praktyka „multitalentingu”, „multitaskingu” w tańcu jest od lat powszechna.
Kuratorowanie traktuję jako działanie artystyczne. Po co ja jako artystka tworzę? Po to, żeby coś przekazać, spotkać się z publicznością, która może przeżyje pewien rodzaj transformacji. Nie muszę do tego doprowadzać moim własnym spektaklem. Widzę, że moje tożsamości przenikają się, co pozwala mi patrzeć z szerszej perspektywy. Jako choreografka szybciej rozumiem potrzeby, lęki twórców, znam nasze warunki pracy, łatwiej mi doradzać w różnych kwestiach.
Podałabyś konkretny przykład, kiedy twoja własna twórczość choreograficzna najmocniej sprzęgła się z działalnością kogoś, kogo zaprosiłaś na festiwal?
To będzie pokazywanie spektakli Jérôme’a Bela. Spotkałam się z jego twórczością w latach dziewięćdziesiątych, kiedy nie tylko w Polsce, ale i Europie był zupełnie nieznany, i pierwszy raz zaprosiłam go na festiwal w 2001 roku. Pokazałam jak dotąd takie jego spektakle jak: Jérôme Bel, The last performance, Shirtology, The Show Must Go On, Disabled Theater, Gala… Z kolei w 2013 roku w ramach cyklu RE//MIX Komuny//Warszawa stworzyłam Moje własne interview@Fanny Panda. RE//MIX Jérôme Bel. Dzięki tej pracy mogłam w pewnym sensie porównać siebie żyjącą w Polsce ze sobą wyobrażoną, która mogłaby żyć we Francji. Nasze kraje bardzo różnią się warunkami kulturowymi i stopniem świadomości, dbałości o taniec. Gdybym urodziła się tam, może mogłabym zrealizować mój potencjał choreografki w pełni. Tutaj nie mogę.
Dwa lata temu przestałaś tańczyć ten spektakl. Prezentacja w Centrum Sztuki Tańca w Warszawie w 2017 roku była ostatnią.
Moje ostatnie spektakle są dość osobiste. Nie mogę uwolnić się od komentarza wobec codzienności. Ostatnio poczułam, że ten spektakl wywołuje we mnie jakiś rodzaj żalu, którego już nie potrzebuję, dlatego postanowiłam zakończyć jego granie. Moje własne interwiew… było obnażeniem mojego rozumienia tańca i mnie, i systemów, w których funkcjonuje taniec.
Systemów produkcyjnych, dotacyjnych, infrastrukturalnych…
Bycie niezależnym choreografem w Polsce wciąż nie jest łatwe. Warunki nie pozwalają na skupienie się na pracy twórczej, nie mówiąc o rozwoju. Idzie się na skróty, minimalizuje potrzeby, negocjuje z wyobraźnią. Mam wrażenie, że w latach dziewięćdziesiątych łatwiej było być artystą niż teraz. Teraz wprawdzie są dofinansowania, jest więcej scen, niż było, ale często wybory artystyczne są dużo bardziej sformatowane, polityczne. To wynika z systemu grantowego, który często narzuca temat, stawia wymagania. I wszystko jest w porządku, kiedy komuś zadany temat odpowiada, ale nie próbuje ukryć, że został on zadany. A niewielu znajduje w sobie rezonans wobec tematu, częściej po prostu dostosowuje się do niego.
Produkcja artystycznego niezależnego tańca to trudna rzecz w Polsce, i to nie tylko z powodu braku infrastruktury i niewystarczających pieniędzy. To jest wtórne. Chodzi o świadomość, jak ważną częścią życia człowieka jest jego cielesność – ekspresja fizyczna, wyrażana poprzez ruch, taniec, o czym mówiłam w Moje własne interwiew... Wciąż wokół trwa wojna na słowa, bo słowo „jest faworyzowaną metodą komunikacji, podczas gdy ekspresja ciała, dotyk – są niedoceniane, zafałszowywane lub wręcz stygmatyzowane”, jak powiedziałam w spektaklu.
To brzmi dla mnie trochę tak, jakby przyjemność ciała wymagała przekroczenia ograniczeń słowa. Jakby trzeba było przekroczyć to, czego wymaga otoczenie, żeby dotrzeć do przyjemności tego, co jest najbardziej „moje”.
Dlatego Festiwal Ciało/Umysł tworzy taką przestrzeń do szukania źródeł i połączeń między tymi dwoma pojęciami, obszarami. W tym roku symbolicznie wkraczamy w dorosłość, bo to osiemnasta edycja. Nawiązuje więc do pytań o inicjację, wykluczenie, o sposoby radzenia sobie z traumami dzieciństwa, o źródła kreatywności, edukację, a także do tematów do tej pory zarezerwowanych dla dorosłych, jak nagość, seks, pornografia, o miejsce ciała w prywatnej i publicznej przestrzeni. Chcemy wraz z artystami zastanowić się nad tym, czy powtarzanie zachowań naszych rodziców jest nieuniknione. Jak być szczęśliwym w nieszczęśliwym społeczeństwie? Jak wzrastać i odnajdywać się w świecie bez utraty siebie?
07-10-2019
Edyta Kozak – kuratorka, tancerka, choreografka. Jako artystka zaczęła karierę na scenie baletowej (Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie, Stadttheater w Bernie), z czego po kilku latach zrezygnowała, rozpoczynając działalność w obszarze tańca współczesnego. Założyła Teatr Tańca NEI i grupę Made.Inc, gdzie była tancerką i choreografką. Obecnie nie jest związana z żadnym zespołem, tworzy w systemie projektowym. Od 1995 roku jest dyrektorką artystyczną Międzynarodowego Festiwalu Ciało/Umysł (wcześniej pod innymi nazwami), początkowo prowadzonego przez Stowarzyszenie Tancerzy Niezależnych, następnie – do dziś – przez Fundację Ciało/Umysł. W 2019 roku odbywa się 18. edycja Festiwalu.
Excellent to the point article and news.. Well appreciated, My sites: Different Online Bingo Games