AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Dzieci w Sejmie i rodzice w teatrze

Pracownik Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, redaktor miesięcznika „Dialog”.
A A A
 

Piotr Olkusz: „W wolnym kraju każdy pełnoprawny obywatel powinien mieć dostęp do broni, aby bronić siebie i swoją rodzinę przed potencjalnym zagrożeniem.” Wie pan, z czego to cytat?

Konrad Dworakowski: Tak, to fragment obrad Sejmu Dzieci i Młodzieży w Dniu Dziecka, gdy młodzi parlamentarzyści wyrażali poglądy swoich starszych kolegów.

A może jest na odwrót? Może na co dzień to starsi parlamentarzyści wyrażają złagodzoną wersję poglądów młodszych?

Nie. Młodzież indoktrynowana przez dorosłych przejmuje opinie, które nie rodzą się w głowie młodego, wrażliwego człowieka. To, cośmy usłyszeli z mównicy sejmowej w Dniu Dziecka, to owoc myśli starych, przestraszonych dorosłych.

„W polityce nie można iść na kompromisy, bo ten, który godzi się na pogrzebanie choć części swoich idei zaprzepaszcza nadzieje ludzi na lepszą przyszłość”. To inny cytat z Dnia Dziecka w parlamencie. Jaki jest pana stosunek do kompromisu?

Bardzo wierzę we wrażliwość dziecka i w to, że dziecko, do którego adresujemy większość naszego repertuaru, nie wyraża tak radykalnych sądów. Wierzę, że dziecko jest skłonne, żeby rozmawiać, bawić się, przeżywać, wymieniać się poglądami i uczyć się świata, i jest to coś, co nas, dorosłych, odróżnia od dzieci, przez co jesteśmy zdecydowanie ubożsi.

A jak kiedyś, w trakcie któregoś z pana spektakli, wstanie jakieś dziecko i krzyknie „Hańba!”, domagając się zaprzestania gry?

Jeśli by tak było, to wierzę, że zrobi to w słusznej wierze. I jestem przekonany, że będzie to impuls wynikający z jego wrażliwości, a nie z tego, że ktoś podzielił temu dziecku świat na czarne i białe. W teatrze, w którym pracuję, bardzo rzadko posługujemy się takimi skrajnościami. Wierzę, że dzieci czytają świat w niuansach. Jestem przekonany, że nasi widzowie umieją odczytać intencje towarzyszące naszej, możliwie szerokiej, recepcji świata.

Szalenie przykre było to zebranie dziecięcego sejmu: oglądając relację z obrad, myślałem, że najgorsze wciąż przed nami i zwyczajnie bałem się tego, co się stanie za kilka lat, gdy ta grupa wiekowa zacznie realnie rządzić. Pan się nie boi?

Nie boję się, ale często jest mi smutno. Najczęściej z tego powodu, że widzę, jak marginalizuje się wartości, których potrzebujemy. Jako człowiek związany z kulturą widzę bardzo dobrze, jak odbiera się nam ostatnie przyczółki wrażliwości. Jest mi smutno, bo choć jestem człowiekiem, który nie poddaje się takim sytuacjom, to wciąż mam świadomość olbrzymiej niszowości tej grupy, która chciałaby o kulturę walczyć. Niewielki zasięg tych działań, świadomie zresztą pomniejszany, napawa smutkiem.

A ten zasięg zwiększył się czy zmniejszył w porównaniu z tym okresem, kiedy przyszedł pan do łódzkiego Pinokia?

Myślę, że dziś bardziej jeszcze widać, że głos kultury jest potrzebny. W ostatnich latach świat znacząco się zmienił. Zaczęliśmy od pytania o Sejm Dzieci i Młodzieży, a ja pamiętam obrady z poprzednich lat, bo zawsze mnie interesowały – tak radykalnych i skrajnych wypowiedzi nigdy nie słyszałem. Myślę, że przyszedł czas, kiedy musimy zastanowić się mocno, kim jesteśmy.

Ta radykalizacja wystąpień i składu dziecięcego sejmu, to oczywiście także efekt określonego zadania, które dzieci musiały wykonać, by dostać się na Wiejską: trzeba było odnaleźć jakieś miejsce, którego nazwa powinna zostać zmieniona ze względu na propagowanie komunizmu lub innego ustroju totalitarnego. W poprzednich latach pytano i proszono o promowanie idei wolontariatu, o zwiększenie udziału młodzieży w wyborach, zastanawiano się, jakiej przestrzeni publicznej potrzebuje młodzież. Te same rzeczy, jak mi się zdaje, w poprzednich latach interesowały Teatr Pinokio…

Ustalając formułę naszej pracy, postanowiliśmy, że najlepsze, co możemy zrobić, to postawić pytania o najważniejsze sprawy. Chodziło nam o sprawy fundamentalne. To, co stało się przedmiotem selekcji dzieciaków czy młodzieży do parlamentu, stało się w sposób bardzo niezręczny i szkodliwy sugestią postaw i odpowiedzi na dzisiejsze wyzwania. Tymczasem my staramy się oddzielić odpowiedzi od pytań – odpowiedzi każdy musi znaleźć we własnej wrażliwości i własnym systemie wartości. Stąd te nasze teatralne koncepcje, żeby robić choćby sezon filozofów, i żeby przygotowywać festiwal pod hasłem „Myślę#czuję”. Na tegorocznej Teatralnej Karuzeli znów postawiliśmy szereg pytań, ale nie staraliśmy się za nikogo odpowiadać. Chcieliśmy, by każdy mógł wybrać to, co jest najbliższe jego wrażliwości.

Przygotowali państwo jeden z najlepszych festiwalowych tekstów programowych, jaki czytałem. Napisaliście między innymi: „«Kto ty jesteś?». Chyba każdy, duży czy mały, potrafi przytoczyć napisaną na nie ponad 100 lat temu przez Władysława Bełzę odpowiedź, a wielu z łatwością wyrecytuje cały «Katechizm polskiego dziecka». I tu mówimy  – STOP! Spróbujmy razem – dzieci, rodzice, dziadkowie, nauczyciele i każdy, kto zechce – odczarować zadane w wierszu pytania i wyjść poza schematyczne odpowiedzi. Przyjrzyjmy się uważnie samym sobie: kim jestem? co mówią o mnie symbole i znaki, z którymi się identyfikuję? Rozejrzyjmy się dookoła: co znaczy dla mnie miejsce, w którym mieszkam – ulica, osiedle, miasto, kraj, kontynent, planeta? Zastanówmy się: czy mam wpływ na otaczającą mnie rzeczywistość? czym jest dla mnie wolność? i jak mogę o nią walczyć? Czy mój krytyczny stosunek do rzeczywistości oznacza, że nie jestem jej przychylny? Porozmawiajmy o tożsamości i relacjach międzyludzkich, o współczesnym patriotyzmie i przywiązaniu do miejsca, o tradycji i o otwartości na to, co inne i nowe, o historii, teraźniejszości i przyszłości, przecież to ona jest największą zagadką i wyzwaniem (…). Odetnijmy od pytań odpowiedzi, niech każdy dopisze je sam, porozmawiajmy o tym”.

Wciąż jesteśmy przed podsumowaniami i wiele odpowiedzi dopiero się narodzi. Część z nich znalazła się na zapisanych warsztatowych karteczkach w foyer teatru. Ku mojej nadziei, ale już nie zaskoczeniu, dzieci wykazują większą wrażliwość i wybierają wartości ponadczasowe. Pojawiają się odpowiedzi wręcz filozoficzne, a nie takie, które zaspokajają doraźne potrzeby czy realizują partykularne interesy. Zachwycające było spotkanie młodzieży z XLIV LO z twórcami z grupy Banina: w spektaklu Kolorowa, czyli biało-czerwona, główny bohater prezentuje swój program wyborczy do samorządu, posługując się komunikatami prosto z socjotechnicznych działań dzisiejszej polityki. Został jednak natychmiast odrzucony – za jego wyborem na koniec spektaklu zagłosowały dwie osoby. Warsztat po przedstawieniu pokazał, jak świadomie podejmowano decyzję. Wierzę, że istnieje przestrzeń wrażliwości młodych ludzi, która, zwyczajnie po ludzku, mówi im, że pytanie „Czym ta ziemia?” odsłania fakt, że ta ziemia jest wspólna i wielobarwna, że jest tam przestrzeń, aby budować coś, co będzie miało większy sens niż wtedy, kiedy się zamkniemy we własnych ideologiach. To było znakomite doświadczenie, podobnie jak rozmowa dzieciaków i Joanny Olech o patriotyzmie – młodzi wypowiadali się bardzo, bardzo świadomie. Wierzę, że w parlamencie dziecięcym byłby to głos, który trochę by odczarował tę manifestację ideologii z każdej strony.

Co dzieci mówiły o patriotyzmie?

Dzieci rozróżniają, czym jest patriotyzm, a czym nacjonalizm. Czym jest demokracja, a czym dyktatura. To słowa, które rozumieją i nikt z nas nie próbował im tego tłumaczyć. Dzieci zresztą nie pozwoliłyby na taki jednostronny komunikat – są empatyczne i wrażliwe. Wydaje mi się, że odpowiadają intuicyjnie, choć nie zawsze jest to konkretna odpowiedź. Może zresztą tego konkretu być nie powinno, może powinniśmy poszerzać obszar pojęć, którymi się posługujemy. Dzieci mają przykłady – to są ich argumenty i ich odpowiedź. Nie tylko mówią, że coś jest dobre, a coś złe, że tak być powinno, a tak nie; mają na to także swoje własne doświadczenia, które – w małej skali – odbywają się w ich świecie.

Był warsztat literacki z pytaniem: „Czy słowa lub obrazy mogą zmieniać świat?”. Mogą?

Mogę tylko wyrazić wiarę, która konstytuuje moją własną pracę i w jakiś sposób ją uzasadnia: wierzę, że tak. Mogą zmieniać, i pewno bardziej obrazy niż słowa – te ostatnie mogą przecież kłamać. Ale sztuka może zmieniać świat – to jest sens teatru, który tutaj budujemy. W dzisiejszym, spolaryzowanym świecie wyróżniamy najchętniej komunikaty radykalne, wyraziste, walczące, kontestujące, czasem drwiące, nawet cyniczne. Zniknął tymczasem gdzieś taki teatr, w którym działa cisza, refleksja, obraz, w którym komunikat ze sceny wdziera się w sferę wrażliwości i emocji, równie mocno, jak w sferę intelektu. Choć te sfery są związane, to paliwem jest jednak wrażliwość. Brakuje mi dzisiaj teatru, który mówi językiem wielopłaszczyznowym, metaforycznym, nie staje na wojnę. Nie mówię tego, by atakować teatr radykalnego komunikatu – ale potrzebuję przeciwwagi.

Zwolennicy tego głośnego dziś teatru, często operującego skandalem, mówią, że już nie można dłużej milczeć i uciekać w metafory…

Myślę, że to duże uproszczenie, choć powtarzam, taki głośny teatr też jest nam potrzebny. Zauważam jednak, że zawsze w drugiej linii tej walki o nasze prawa idzie teatr posługujący się poetyką bardziej dyskretną, operujący metaforą, teatr filozoficzny. Ta druga linia jest propozycją sposobu, w jaki możemy ze sobą rozmawiać. Teatr operujący skandalem tak naprawdę działa na najprostsze instynkty: ma nas obudzić. Tymczasem w tak zradykalizowanym świecie, w jakim istniejemy, musi paść jakaś propozycja z naszej strony, która by się skupiała na człowieku – to człowiek będzie budował świat i tworzył nowe rzeczywistości, o które ten teatr skandalizujący jakoś walczy. Nie zbudujemy nowego świata na samych poglądach czy ideologii, ale potrzebujemy też gruntu, aby mogły wyrastać całe filozofie i pojęcia. Inaczej będziemy rozumieli patriotyzm, jeżeli będziemy wiedzieli, czym jest miłość. Inaczej będziemy rozumieli słowo „demokracja”, jeżeli będziemy rozumieli, czym jest różnorodność, wrażliwość i cała masa pojęć, które powodują, że świat nie jest czarno-biały.

„To dobrze, że wasze wystąpienia są radykalne, cechuje was młodzieńczy radykalizm” – mówiła do dziecięcych posłów (nie, nie do aktorów walczących teatrów) wiceminister edukacji po dyskusji w sejmie. Radykalizm to coś dobrego?

Radykalizm nie jest niczym dobrym, bo z założenia jest czymś jednostronnym, nieuwzględniającym okoliczności czy kontekstu. Pochwała ta jest nieodpowiedzialna. Byłoby dobrze, gdyby pani minister mogła powiedzieć do młodych parlamentarzystów: „Wierzę, że wasza wrażliwość pomoże naprawić to, co myśmy schrzanili”.

W zmieniających się czasach zmienia się wyzwanie Teatru Pinokio?

Poza naszym wieloletnim oczekiwaniem i planem, aby wraz z przenosinami teatru do nowej siedziby stworzyć wokół teatru centrum sztuki współczesnej dla dzieci i młodzieży, utworzyć przestrzeń, gdzie będzie można rozmawiać na szeroką skalę o tym, co jest ważne dla dzieci i kultury dziecięcej, takim wyzwaniem byłoby wprowadzenie twórczości dla dzieci do poważnej debaty o tym, jak ważna jest rola twórczości dla dzieci w kształtowaniu świadomych i mądrych odbiorców kultury; jak to wpływa na kształtowanie społeczności. Chcemy dać dziecku szansę uczestnictwa w procesach twórczych.

Kto będzie partnerem tego centrum?

Partnerem będzie i musi być odbiorca. Jestem przekonany, że możemy tworzyć pewną jakość tego, co robimy. Wierzę, że na jakimś etapie będą to też ludzie odpowiadający za kulturę nie tylko dziecięcą, ale kulturę w ogóle, bo nie chodzi o stworzenie działania doraźnego, ale o inicjatywę mądrą i perspektywiczną. Marzę o tym, aby twórcy adresujący swoją sztukę do dorosłych, tworzyli także dla dzieci, a centrum było dla nich przestrzenią, w której zechcą się tym dzielić.

Nowe strategie w nowym miejscu?

Zależy nam na tym już tu, w dotychczasowej siedzibie – w nowym miejscu będzie to może łatwiejsze – zależy nam na zaangażowaniu w rozwój odbiorcy jego rodziców. Wierzę, że o wiele skuteczniejszym i silniejszym narzędziem niż zorganizowana, szkolna wizyta w teatrze jest rozmowa i wymiana poglądów, które będą mogli przeprowadzić rodzice po wspólnym przeżyciu. Tak buduje się relacje.

Dzieci mają przychodzić do teatru z rodzicami?

To dla nas najważniejsze. Bez poszukujących rodziców nie zbudujemy nas jako społeczeństwa. Ciągle idziemy na łatwiznę i to, co oglądamy, co czytamy, nie jest przedmiotem naszej rozmowy.

W którym roku przeprowadzka?

Nie później niż w 2020.

Do kiedy ma pan kontrakt w Teatrze Pinokio?

Do tego czasu.

Ale nie jest pan dyrektorem na czas remontu?

No nie, jestem w Łodzi już osiem lat, również w okresie, kiedy sporo mówiło się o zamknięciu jednego z teatrów dla dzieci. Myślę, że najgorsze już przetrwaliśmy. Natomiast i takiej sytuacji się nie obawiam. Jako twórca jestem wciąż aktywny i ciągle mam coś do zrobienia. Ale nie chcę kusić losu. Wracam do wcześniejszej uwagi – nie, ta data nie budzi we mnie niepokoju. Choć na pewno będzie to jakaś cezura – moment, by na nowo spojrzeć na pewne kwestie.

09-06-2017

Konrad Dworakowski – reżyser teatralny, aktor i scenograf związany przede wszystkim z teatrem lalkowym. Od 2009 roku kieruje łódzkim Teatrem Pinokio. W tym czasie scena ta stała się jednym z najważniejszych miejsc refleksji na temat sztuki dla młodego widza, a także ważnym ośrodkiem inicjatyw o charakterze społecznym. Od 2011 roku Teatr Pinokio organizuje festiwal Teatralna Karuzela prezentujący najciekawsze spektakle dla dzieci i będący okazją do dyskusji na temat edukacji teatralnej, misji teatru dla młodego widza, sposobów teatralnej rozmowy z dzieckiem.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: