AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Oklaskiwanie skazanych

Rozmowa z Małgorzatą Tyrakowską, kapitan Służby Więziennej, współorganizatorką Ogólnopolskiego Konkursu Więziennej Twórczości Teatralnej
III Ogólnopolski Konkurs Więziennej
Twórczości Teatralnej  

Rozmowa z Małgorzatą Tyrakowską, kapitan Służby Więziennej, współorganizatorką Ogólnopolskiego Konkursu Więziennej Twórczości Teatralnej

Piotr Dobrowolski: Pomiędzy 11 a 15 kwietnia 2016 roku odbył się w Poznaniu III Ogólnopolski Konkurs Więziennej Twórczości Teatralnej. Szukałem informacji na temat innych podobnych konkursów i nie znalazłem ich. Czy mamy do czynienia z ewenementem w skali kraju, a nawet Europy?

Kapitan Małgorzata Tyrakowska: Nie jestem tego pewna, ale i do mnie docierają informacje, że to wyjątkowe wydarzenie. Znamy inne konkursy twórczości więziennej, ale zawsze odbywają się w obrębie zakładów karnych. U nas wszystko, łącznie z posiłkami i zakwaterowaniem uczestników, przeniesione zostało poza mury więzienia. Samochody dowożące grupy teatralne parkują przed naszym aresztem, ale ich członkowie nie przekraczają progu tej placówki. Poruszają się po Poznaniu, pomiędzy teatrami, instytucjami, zwiedzają Poznań i uczestniczą w pokazach konkursowych. Niektóre zespoły, zorganizowane w zakładach karnych typu półotwartego i otwartego, zostają u nas czasem na kilka dni. Śpią wówczas w hostelach, gdzie towarzyszą im wychowawcy.

Jak to wszystko się zaczęło?

Po części przypadkowo. Cztery lata temu nasi dyrektorzy i część wychowawców do spraw kulturalno-oświatowych pojechali do Mieni pod Warszawą. Fundacja Sławek, obejmująca opieką osoby, które odbywały karę pozbawienia wolności, organizuje tam warsztaty artystyczne. Pokazano wówczas dwa spektakle. I któryś z dyrektorów wpadł na pomysł, że istniejące w zakładach karnych grupy teatralne warto ze sobą skonfrontować. Uznano, że Poznań to miasto teatralne, które będzie dobrym miejscem na organizację konkursu. Byliśmy debiutantami, ale współpracowaliśmy wcześniej z Teatrem Polskim, Teatrem Ósmego Dnia i Centrum Kultury Zamek, co pomogło nam uzyskać od tych instytucji konkretną pomoc i wsparcie.

Na czym polegała wspomniana przez panią wcześniejsza współpraca aresztu śledczego z instytucjami kulturalnymi?

W zakresie naszych obowiązków leży praca na rzecz środowiska lokalnego i samorządu terytorialnego. Osadzeni zatrudniani są nieodpłatnie w Centrum Kultury Zamek, a w Teatrze Polskim realizowany jest program readaptacji społecznej „Wolontariusze Kultury”, gdzie osadzeni mają niepowtarzalną okazję brać udział w przygotowaniach do spektakli, na przykład współtworząc scenografię. To dla nas bardzo ważne, żeby nie byli całkowicie izolowani od reszty społeczeństwa. Kiedy brakuje informacji, zaczyna działać fantazja, która sprawia, że zaczynają być postrzegani jak jakieś potwory. Grupa osadzonych w naszym areszcie uczestniczyła też w przygotowaniach do spektaklu Teatru Ósmego Dnia Osadzeni. Młyńska 1, który oparty został na ich biografiach.

Pokazy konkursowe odbywają się właśnie na scenach trzech wspomnianych instytucji. Czy wspiera was ktoś jeszcze?

Zaangażowanie Teatru Polskiego, Teatru Ósmego Dnia i CK Zamek od samego początku przerasta nasze oczekiwania. Nie tylko dlatego, że udostępniają nam przestrzeń, ale doradzają też, jak powinniśmy planować czas, co powinno znaleźć się w regulaminie, czy powinniśmy narzucać tematykę spektakli. Pomoc płynie jednak z różnych źródeł. Współorganizatorami konkursu są Marszałek Województwa Wielkopolskiego, Prezydent Miasta Poznania i Fundacja Teatru Ósmego Dnia. Areszt nie pozyskuje środków finansowych. Zajmuje się tym fundacja, która składa wnioski w konkursach dotacyjnych. Nieocenione jest także wsparcie od wielu osób, instytucji i firm, które nie oczekują wynagrodzenia. Dlatego podczas gali zakończenia festiwalu tak długo trwa wręczanie pamiątkowych ryngrafów dla wszystkich, którzy nas wsparli.

Czy pierwsza edycja konkursu wymagała jakiejś promocji, czy propozycja ta od razu spotkała się z zainteresowaniem grup działających w zakładach karnych?

Zainteresowanie było niemałe. Nie wszystkie zgłoszenia były kompletne w terminie, ponieważ niektóre grupy zdecydowały się działać dopiero po zgłoszeniu do konkursu. Nawet jeśli wcześniej przygotowywały spektakle, ich członkowie uznawali, że u nas powinni zaprezentować coś specjalnego. Zaproszenie mobilizowało ich do pracy. W naszym oddziale zewnętrznym aresztu śledczego od roku 2008 panowie przygotowywali przedstawienia dla dzieci, które pokazywali w świetlicach socjoterapeutycznych, przedszkolach i szkołach. Kiedy ogłosiliśmy konkurs, postanowili zabrać się za „poważniejszy” repertuar. Zawiązał się także zespół w samym areszcie na Młyńskiej. Odtąd poznański areszt śledczy reprezentowany jest przez dwie grupy.

Ile grup teatralnych działa dzisiaj w więzieniach całego kraju?

W naszym konkursie pojawiło się ich dotychczas kilkanaście. Ale nie wszystkie zespoły działające w Polsce mogą przyjechać, bo niektóre z nich działają w zakładach typu zamkniętego. Dla przyjeżdżających wyzwaniem są nieprzewidywalne zmiany składów w wyniku przedterminowych zwolnień, końców wyroków, nagłych czynności procesowych, kar albo weryfikacji podgrupy klasyfikacyjnej. Aktora obsadzonego w większej roli niełatwo zastąpić w krótkim czasie. W naszym oddziale aresztu śledczego w tym roku zabrakło trzech wykonawców na trzy tygodnie przed konkursem. Opiekun grupy, Remigiusz Koziński, biorąc pod uwagę taką ewentualność, stworzył spektakl, w którym szybko można się było nawzajem zastąpić. I udało się, chociaż nie było to proste, a nowe osoby musiały uczyć się wszystkiego od podstaw. Ale z podobnymi problemami boryka się każda grupa.

Podobno niemal dotknęły one zespołu, który w tym roku wygrał konkurs, prezentując spektakl bardzo dobrze oceniany w kontekście wszystkich trzech edycji.

Kobieca Grupa Teatralna Nadzieja z aresztu śledczego Warszawa Grochów ze spektaklem Sen Podszewki albo sen prostaczków czy jak tam chcecie, luźno opartym na Śnie nocy letniej Szekspira, przyjechała na konkurs w pełnym składzie, zagrała, po czym wróciła do Warszawy. Kiedy w przeddzień gali finałowej powiadamiałam wychowawcę, że znaleźli się wśród laureatów i muszą być na wręczeniu nagród, okazało się, że tego dnia rano główna aktorka została przedterminowo zwolniona z odbywania dalszej części kary i opuściła areszt. Udało się z nią skontaktować – zgodziła się przyjechać i zagrać (laureaci pierwszego miejsca prezentują się podczas finału). Chwilę przed tym pokazem dotarła do nas informacja o kolejnym zwolnieniu. Bojąc się, że wszystko się rozklei, grupa została poinformowana dopiero po spektaklu. Radość i wzruszenie wszystkich aktorek były ogromne. Cała ta historia stała się dla nas ważnym sygnałem dotyczącym wartości tej pracy, dowodem na to, że panie nie tylko zgrały się, ale też miały silne poczucie wspólnoty.

Od czasu do czasu do środowiska teatralnego docierają informacje o teatralnych grupach więziennych działających w Polsce. Czy wychowawcy i instruktorzy, którzy je prowadzą, mają kontakt i mogą wymieniać się doświadczeniami?

Takie możliwości pojawiły się głównie dzięki temu, że zaczęliśmy spotykać się na konkursach. Dzisiaj nasze relacje są bardzo szerokie, często dzwonimy do siebie, szukając rad czy konkretnych rozwiązań. Wcześniej nie było okazji do spotkań. Nie mieliśmy kontaktu ani nawet pełnej wiedzy na temat grup działających poza naszym okręgiem. Także instruktorzy mogą zobaczyć, co robią inni. Zawiązać kontakty, wymienić się doświadczeniami.

W powszechnym mniemaniu osadzeni w zakładach karnych zwyczajnie się nudzą. Czy zajęcia teatralne to dla nich sposób na zabicie czasu?

W praktyce wygląda to całkiem inaczej. Nie wszyscy, ale około 70% naszych osadzonych wykonuje odpłatną i nieodpłatną pracę w różnych instytucjach: szkołach, przedszkolach, szpitalach, urzędach, straży pożarnej, Centrum Kultury Zamek, sprzątają miasto, a nawet – pracują na terenie komend policji. Wychodzą o 6.00-7.00 rano, a wracają około 17.00. Czeka na nich posiłek, po którym biegną na próbę teatralną. Mogliby powiedzieć, że ich to nie interesuje, że chcą odpocząć. A oni nie tylko przychodzą na próby, ale są do nich przygotowani.

Przed organizacją każdej edycji konkursu z pewnością pojawiają się różne obawy. Jak zmieniły się one w czasie trzech lat zbierania doświadczeń?

Bezpieczeństwo jest priorytetem. Na tym polu nie możemy pozwolić sobie na żadne wątpliwości czy niedociągnięcia. Przed pierwszym konkursem obawiałam się, czy osadzeni nie będą traktowani jak małpki w zoo. Czy publiczność nie będzie przychodzić, żeby zobaczyć więźnia. Tymczasem tego w ogóle nie dało się odczuć, a nasi uczestnicy mieli często wręcz przeciwnie wrażenie – zobaczyli, że ludzie otaczają ich sympatią. Pomiędzy spektaklami mamy dość długie przerwy. Widownia miesza się wówczas z aktorami, a oni czują się zintegrowani, jak chyba nigdy dotąd. Nikt nie wytyka ich palcem, ludzie zaczynają z nimi rozmawiać, podchodzą do nich. Oczywiście słyszymy też krytykę – że powinniśmy zająć się czymś innym, pracować z ofiarami, a nie wspierać skazanych. W kontekście organizowanego przez nas konkursu usłyszałam też opinię, że „nie powinniśmy im klaskać”. Krytyka praktyki resocjalizacyjnej pojawia się cały czas. Konkurs, będąc zwieńczeniem jednego z obszarów naszej pracy, jest okazją do skumulowania się napięć. Przywykliśmy już do tego. Teraz bardziej obawiam się, czy nie za wysoko – tak sobie, na polu organizacyjnym, jak i uczestnikom – podnosimy poprzeczkę. Z czasem chcemy udoskonalać coraz więcej rzeczy. A i osadzeni zaczynają stawiać sobie coraz większe wymagania artystyczne.

Jakie znaczenie może mieć dla osadzonych uczestnictwo w organizowanym przez państwa konkursie?

Występy poza zakładami są dla nich bardzo ważne. Przyjeżdżają rodziny aktorów, niekiedy z bardzo daleka. Ich krewni niejednokrotnie są bardzo zaskoczeni, widząc na scenie kogoś, po kim nigdy nie spodziewaliby się czegoś takiego. Często pojawia się wzruszenie. W przerwach pomiędzy spektaklami, które celowo są dość długie, trwają po 20-30 minut, mają czas, żeby ze sobą pobyć, porozmawiać. Widzą się z zupełnie innej perspektywy. Są dumni. Tu też jest sens tej pracy. I wcale nie chodzi o to, żeby osadzonych rozpieszczać. Nikt nie uważa, że należałoby to robić. Nie chcemy nikogo usprawiedliwiać.

Jak po tych trzech edycjach konkursu postrzega pani pojawiający się tu repertuar?

Czasem scenariusze oparte są na istniejących tekstach, poezji czy prozie, ale i klasyce dramatu, głównie na Szekspirze. Najczęściej to jednak materiał autorski. Teksty pisane przez samych osadzonych, czasem we współpracy z wychowawcą. Autorami są często osoby twórcze, które zaczynają inspirować także innych, popychać ich do działania. W zakładzie karnym typu zamkniętego w Przytułach Starych jeden ze skazanych na 25 lat pozbawienia wolności odkrył, że nieźle pisze. Chociaż wiedział, że nie dostanie zgody na wyjazd, zaczął tworzyć scenariusze i inicjować pracę grupy teatralnej. Od wychowawców domagał się tylko, żeby co jakiś czas zobaczyć próbę. To częste przypadki, bo grupa to nie tylko aktorzy na scenie, ale też wiele osób, których nie widać. Ostateczne decyzje o repertuarze – po dyskusjach z grupami – podejmują wychowawcy. Zależy nam na kulturze słowa, praktyce mówienia bez użycia wulgaryzmów czy języka więziennego. Publiczność konkursu, na co dzień nie mająca styczności z więzieniem, szczególnie interesuje się spektaklami o życiu za kratami czy życiorysach skazanych. Nas taka tematyka nie cieszy; uważamy, że teatr powinien dawać osadzonym szansę, żeby wyrwać się poza ten obszar.

Mam wrażenie, że w autorskich spektaklach więźniów prezentowana jest niezwykle uporządkowana wizja świata. Nawet jeśli pojawia się temat przestępstwa, ono zawsze zostaje ujawnione i ukarane. Zaskakuje mnie też, że osadzeni nie buntują się na scenie przeciwko sytuacji, w której się znaleźli.

Mamy nadzieję, że osadzeni zyskują świadomość popełnionych błędów, a działanie w grupie teatralnej chociaż po części pozwoli im w przyszłości iść we właściwym kierunku. Że otwarte zostaną jakieś okienka, a może nawet drzwi. Oczywiście mamy świadomość, że nie dotyczy to wszystkich. Na razie jednak nie słyszeliśmy, żeby którykolwiek z aktorów, którzy nas opuścili, miał ponownie problemy z prawem. A ponieważ panowie utrzymują ze sobą kontakty, często jesteśmy w stanie to zweryfikować. Ale to dopiero trzy lata. Za wcześnie, żeby mówić o długoterminowych efektach czy wynikach.

Przed kilku laty TVP Kultura pokazała reportaż Łukasza Drewniaka o teatrze więziennym w Kłodzku. Aktorzy mówili w nim o swoich rolach, ale też o sobie i o przestępstwach, które popełnili. Ten stereotyp „siedzę za niewinność” nie obowiązywał.

Jak oni to ładnie nazywają, a wzięło się chyba z grup AA – wystawiają świadectwo. Opowiadają o sobie. Najczęściej o tym, co zawalili. Co spowodowało, że znaleźli się za murami więzienia. Muszą przepracować swoje błędy bez usprawiedliwiania się. Mówią więc „ja zrobiłem”, a nie „ktoś/coś/okoliczności popchnęły mnie do tego”.

W relacjach osadzonych często słyszę, że początkowo niepewnie, a nawet niechętnie patrzyli na pracę teatralną. Z czasem jednak przekonywali się do niej i zaczynali coraz bardziej angażować. Czy to reguła w środowisku więziennym?

Uczestnictwo w grupie teatralnej początkowo może spotykać się z drwiną, śmieszyć innych osadzonych. U nas też kiedyś było podobnie. Ale już po pierwszym konkursie panowie nabrali takiej pewności siebie, że zaczęli ignorować wszystkie te głosy. Teraz nikt nie próbuje już nawet być złośliwym w stosunku do nich. Normalne stało się to, że jest koło teatralne. Osobną sprawą jest to, że kiedy panowie zgłaszają się do grup teatralnych, my mamy ciekawą możliwość obserwacji ich zachowań. O niektórych możemy powiedzieć z góry, że nie rokują nadziei na systematyczność. Ale oni potrafią na siebie wzajemnie oddziaływać, nawzajem się nakręcać, mobilizować. W zeszłym roku przyszedł do nas Janusz Stolarski, inicjując działalność kolejnej grupy, której praca miała być związana z obchodami rocznicy Poznańskiego Czerwca ‘56. Osadzeni mieli brać udział w przygotowywanym widowisku, tańczyć, uczestniczyć w tworzeniu muzyki, śpiewać. Zgłosiło się 35 osób! Wówczas okazało się, że spektakl będzie odbywać się w późnych godzinach wieczornych i ze względów bezpieczeństwa musieliśmy się wycofać. Panowie są niepocieszeni. Domagają się, żeby próby dalej się odbywały. Może uda się chociaż nagrać ich głosy i wykorzystać je w czasie widowiska plenerowego.

Jak mogłaby pani opisać efekty działalności teatralnej podejmowanej przez osadzonych – co z niej wynika dla nich samych?

Praca w grupie teatralnej uczy ich systematyczności i odpowiedzialności za siebie względem innych. Ale także – co zawsze podkreślam – ma funkcję edukacyjną. Uczą się patrzenia na innych z większą dozą tolerancji i zrozumienia, co pozwala im na przekraczanie barier związanych z innością. Zaczynają myśleć, przyjmując inne perspektywy, co daje szansę obalania stereotypów w tworzonej przez nich wizji świata. I to podoba mi się najbardziej. Przekonują się, że warto czytać. Scenariusz to pierwszy krok, ale po jego lekturze często zadają sobie pytania, skąd się wziął. Jeśli jest adaptacją, sięgają po oryginał. To bardzo ważne. I nie chodzi o to, że u nas rosną statystyki czytelnictwa. Pracując w grupie, wychodzą poza wąskie ramy widzenia świata i siebie. Zyskują też poczucie bycia widzianym, tego, że ich zachowanie może znaczyć coś dla innych. Jest szansa, że wpływa to na ich hierarchię wartości. Że nie będą tylko roszczeniowi, nastawieni na siebie, a gotowi będą coś oddać. Być może część z tego, co robią w trakcie prób i na scenie, zaprocentuje w ich dalszym życiu. Chociaż nie łudzimy się, że zadziała to w każdym przypadku.

A czy są ograniczenia w tym przyjmowaniu różnych perspektyw? Role, których nikt nie zagra?

Na razie nie zdarzyło się jeszcze, żeby jakiś mężczyzna zagrał kobietę. Sytuacja odwrotna zdarza się często – tak jak we wspominanym już spektaklu warszawskim, gdzie większość aktorek grała role męskie. Ale w grupach męskich scenariusze celowo konstruowane są tak, żeby nie było w nich ról kobiecych.

Czy to się może kiedykolwiek zmienić bez obaw o napiętnowanie? Czy prowadzący podejmują próby zmierzające w tym kierunku?

Może się mylę, ale mam wrażenie, że to się zmieni już niedługo. W niektórych grupach granie kobiety wcale nie musi być problemem. Silna osobowość, z mocną pozycją w środowisku, może zrobić przełom.

16-05-2016

Małgorzata Tyrakowska – kapitan Służby Więziennej, starszy wychowawca Oddziału Zewnętrznego Aresztu Śledczego w Poznaniu, jedna z organizatorek Ogólnopolskiego Konkursu Więziennej Twórczości Teatralnej, którego trzecia edycja odbyła się w Poznaniu pomiędzy 11 a 15 kwietnia 2016 roku.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: