AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wyłowić to, co najistotniejsze

Absolwentka wydziału wiedzy o teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, doktorantka Uniwersytetu SWPS. Była redaktorem naczelnym portalu teatrakcje.pl. Stale współpracuje z kwartalnikami „Scena”, „Aspiracje” i „Nietak!t”, publikowała również w „Teatrze”. Sekretarz regionu warszawskiego portalu teatralny.pl.
A A A
Piotr Seweryński  

Ewa Danuta Godziszewska: Gdy wprowadzono pierwszy lockdown kultury, teatry musiały wstrzymać swoją działalność, zawieszono próby, zaczęto odwoływać festiwale. Szybko więc dostrzeżono ryzyko, że minimum jeden rocznik wydziału aktorskiego może zniknąć z teatralnego horyzontu. Szkoła Filmowa w Łodzi podjęła jednak decyzję, by mimo wszystko zorganizować Festiwal Sztuk Teatralnych, chociaż w internetowej, wymuszonej formule.

Piotr Seweryński: Podejmując decyzję o zmianie formuły Festiwalu i o tym, żeby ten Festiwal w ogóle się odbył, głęboko wierzyliśmy, że stanie się on dla studentów jakimś konkretem w tej otaczającej ich mgle niepewności, wydarzeniem, które pozwoli im zaistnieć w przestrzeni społecznej i kulturalnej, które pozwoli pokazać się szerszej publiczności. Sądząc po ocenach i reakcjach ludzi biorących udział w festiwalowych wydarzeniach, to się udało. Przedstawiciele branży filmowej, reżyserzy, producenci, reżyserzy castingu, ale także dyrektorzy teatrów, którzy w normalnej sytuacji być może nie zdołaliby dotrzeć na Festiwal, otrzymali dzięki tegorocznej internetowej formule pełen przegląd możliwości naszych studentów.

Na jaką frekwencję przełożyła się ta chęć dotarcia do szerszej publiczności?

Frekwencja zaskakująco wykroczyła poza nasze oczekiwania. Z informacji naszego działu PR wynika, że w każdym ze spektakli czy wydarzeń towarzyszących brało udział około półtora tysiąca osób – chodzi oczywiście o unique viewers, czyli o tak zwanych unikalnych użytkowników. Wydarzenia oczywiście były różne – na przykład oprócz pokazów spektakli zorganizowaliśmy także wieczorne spotkania Klubu Festiwalowego, podczas których studenci kulturoznawstwa prowadzili rozmowy z młodymi aktorami. One miały różną oglądalność – dlatego w tym przypadku chyba właśnie ta średnia będzie najbardziej miarodajna. W sumie dało nam to ponad 15 tysięcy wejść. Cieszy nas ten wynik, zwłaszcza że docierały do nas także informacje o tym, że byliśmy dość mocno konkurencyjni względem odbywających się równolegle festiwali teatrów profesjonalnych. Cieszymy się, że energia studentów zdołała przebić się przez ekran laptopa.

Program Festiwalu zorganizowano wedle prostej zasady – każdego dnia prezentowano dyplomy kolejnej ze szkół. Czy można znaleźć jakiś wspólny mianownik dla tych spektakli, czy coś je łączy?

Pewną wyjątkową cechą jest ta szczególna energia, o której wspomniałem, a która bije ze wszystkich dyplomowych przedstawień. Zauważalna jest też na pewno różnorodność stylu czy sposobów pracy wynikająca ze specyfik poszczególnych wydziałów w szkołach teatralnych w Polsce. Powiedziałbym zatem, że paradoksalnie cechą wspólną jest różnorodność. Wyraźny był także wysoki poziom przygotowania studentów, ich duża dojrzałość aktorska i sceniczna. Ci młodzi ludzie rzeczywiście sporo umieją, śmiało mogą mierzyć się z perspektywą profesjonalnego, dorosłego życia aktorskiego i, co więcej, robią to. Już teraz mimo trudnej sytuacji pandemicznej funkcjonują w życiu profesjonalnym, częściej co prawda na planach filmów czy niezłych seriali niż w teatrze. Pracy oczywiście jest teraz mniej, ale mimo to nasi studenci nie muszą siedzieć i czekać, tylko rzeczywiście udaje im się pracować.

Nagrania spektakli udostępnione w ramach Festiwalu były bardzo różnej jakości – od rejestracji czysto technicznych przez nagrania spektakli dramatycznych tworzone specjalnie na potrzeby festiwalowej prezentacji (realizowane z myślą o rytmie montażowym, operujące zbliżeniami), aż po spektakl stworzony w trakcie pandemii już nie z myślą o deskach scenicznych, lecz wyłącznie o prezentacji online. Jak jury artystyczne w tych utrudnionych i nierównych warunkach mogło dokonać obiektywnej oceny artystycznej?

Zaakceptowaliśmy ten techniczny niedostatek, uznając, że jednak warto mimo wszystko te przedstawienia pokazać. Rzeczywiście niektóre nagrania miały charakter roboczy, co wynikało niestety z okoliczności. Niektóre szkoły po prostu nie zdążyły profesjonalnie zarejestrować nagrań bądź nie miały możliwości poprawienia wcześniej przygotowanych rejestracji, ponieważ liczba zakażeń wśród studentów czy realizatorów była w tym czasie dość duża. Nasza sytuacja także była dynamiczna i rzutem na taśmę udało nam się zrealizować nagranie spektaklu 4x Hamlet w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego, które produkowało się niemal do ostatniej chwili. W pewnym momencie odbyliśmy z członkami jury rozmowę, podczas której każdy przyznał, że zdaje sobie sprawę z tego, iż te nagrania nie są doskonałe. Ale po to są właśnie jurorzy, osoby z ogromnym doświadczeniem, dorobkiem, wiedzą i umiejętnościami, by wyłowić to, co najistotniejsze, by wziąć w nawias tę jakość techniczną i wydobyć z niej walory aktorskie, by dostrzec aktora na scenie. Wydaje mi się, że jurorzy bardzo dobrze sobie z tym zadaniem poradzili.

Inni ludzie w reżyserii Pawła Miśkiewicza, czyli spektakl dyplomowy studentów AST w Krakowie zdobył Grand Prix festiwalu, zaś wszyscy biorący w nim udział dyplomanci zostali wyróżnieni nagrodami aktorskimi. Tak wyraźna dominacja jednego wydziału to chyba dość niecodzienna sytuacja?

Rzeczywiście taka sytuacja zdarza się rzadko, ale oczywiście jury ma pełną niezależność i wolność działania, nie dyskutujemy z ich decyzją. W tym roku w ogóle przyznano sporo nagród, wydaje mi się zatem, że każda ze szkół może być usatysfakcjonowana.

Takie dyplomy jak na przykład Ustawienia ze świętymi, czyli rozmowy obrazów z warszawskiej Akademii Teatralnej czy Nie jedz tego, to jest na święta ze Szkoły Filmowej w Łodzi jeszcze bardziej niż pozostałe spektakle wymagają interakcji z widzami, potrzebują reakcji zwrotnej. Podczas prezentacji online młodzi aktorzy zostali tego pozbawieni.

W ramach tej formuły, na którą zdecydowaliśmy się w tym roku, rzeczywiście trudno było chociażby zbliżyć się do takiego żywego kontaktu, żywego spektaklu. To najpewniej pytanie i zadanie na przyszły rok. Jeśli zdecydowalibyśmy się na to, by ponownie pokazywać spektakle w sieci, to należałoby je wtedy w odpowiedni sposób zrealizować – być może wykorzystać w nagraniu żywą widownię, a może zbliżyć widza metodami filmowymi, włączyć go w interakcję poprzez zbliżenia, poprzez innego rodzaju kadrowanie? Może umieścić kamerę wśród publiczności, a może wśród aktorów na scenie? Na pewno trzeba by o tej formule myśleć już w momencie przygotowywania spektaklu. Czasami przecież aktor gra z widzem, zadaje mu ze sceny pytania, a widz musi na nie zareagować. Trzeba by się zastanowić, czy taka interakcja w Internecie również byłaby możliwa, ale to są wszystko sprawy do praktycznego wypróbowania. Wierzę jednak, że zastosowanie odpowiednich środków filmowych daje szansę, by wykorzystać w pełni potencjał, który w tych przedstawieniach tkwi.

Po pokazie Ustawień ze świętymi aktorzy mówili, że w pewnym sensie właśnie sama kamera zastępowała im widza, więc jego faktyczny brak nie był aż tak dojmujący, jak mogło się wydawać. Niemniej sytuację, w której znaleźli się młodzi aktorzy, dość wymownie podsumowano w spektaklu PandemiJa w reżyserii Agaty Biziuk. W którejś ze scen jedna z aktorek stwierdza wprost: „Ja muszę mieć gęby do odbioru i wybieg do grania”.

Oczywiście wszystkim nam tego brakuje i wszyscy za tym tęsknimy – czekamy na moment, w którym będzie można stanąć na scenie i spotkać się z widzem „na żywo”. Ale słusznie aktorzy zauważyli, że w chwili, gdy potraktowali oko kamery jako swojego widza, było im dużo łatwiej – właśnie poprzez takie potraktowanie kamery i operatora można poczuć, że w jakiś sposób odradza się kontakt z widzem.

Podczas dyskusji zorganizowanej w ramach Festiwalu Interpretacje dyrektorzy najważniejszych europejskich festiwali ubolewali nad faktem, że żadna rejestracja nie zastąpi spektaklu na żywo, bo teatr to jest jednak to, co dzieje się tu i teraz. Zwrócili także uwagę na fakt, że zarówno spektakl, jak i festiwal to wydarzenia społeczne, których istotą jest współuczestnictwo. Tymczasem pandemiczna rzeczywistość zmusiła nas do samotnego oglądania spektakli przed ekranami komputerów czy telewizorów. Jakie działania podjęliście w ramach FST, by jednak umożliwić widzom i twórcom chociaż namiastkę takiego współuczestniczenia?

Jednym z głównych celów i istotą naszego festiwalu jest spotkanie – spotkanie studentów, którzy dobrze się znają, których drogi krzyżują się właściwie przez wszystkie lata studiów. To spotkanie jest zatem zwieńczeniem nie tylko scenicznym, ale też takim prywatnym, koleżeńskim zwieńczeniem wszystkich dotychczasowych spotkań i kontaktów. Ta funkcja społeczna jest szalenie istotna. Oczywiście spotkania w klubie festiwalowym miały w tym roku zdecydowanie inny charakter, niż to bywało w poprzednich latach – niemniej pomyśleliśmy, że jednak warto podsumowywać każdy dzień festiwalowy, warto porozmawiać i podyskutować chociaż podczas spotkań online udostępnianych na Facebooku. Widzieliśmy w tym szansę, by młodzi aktorzy mogli opowiedzieć o swojej pracy, ale też po prostu, by mogli uśmiechnąć się do siebie nawzajem, pomachać, sprawdzić, co słychać u kolegów. To jedna z ważniejszych funkcji festiwalu i nawet w tej zmienionej formule nie można z niej rezygnować.

W dyskusjach udostępnianych na Facebooku mogli wziąć udział także widzowie – ich komentarze i pytania były na bieżąco odczytywane aktorom przez moderatorów spotkań.

Tak, bardzo nam zależało, żeby te spotkania były żywe, stąd właśnie ta możliwość zadawania pytań.

Podczas festiwalu zorganizowano także cztery zamknięte spotkania z reżyserami castingu, w których mogli uczestniczyć młodzi aktorzy. Czego mogli się oni nauczyć podczas tych spotkań?

Pomysł takich spotkań powstał właściwie równolegle – zaczęliśmy je planować, zaś podczas rozmów ze studentami okazało się, że oni też o czymś takim myśleli i bardzo im na tego typu spotkaniach zależy. To przecież świetna okazja, by reżyserzy castingu i studenci się poznali, nawiązali ze sobą kontakt. Zależało nam również oczywiście, żeby studenci zdobyli wiedzę castingową, żeby zobaczyli, czego poszczególni reżyserzy castingu oczekują, jak się do takich rozmów przygotowywać, jak wykorzystać wiedzę, którą już mają. Chcieliśmy, żeby było im łatwiej podczas konfrontacji z reżyserami w czasie zdjęć próbnych czy castingu do filmu – już nawet nie mówiąc o self tape’ach, które stały się w tej chwili niemalże klasycznym sposobem prezentacji swoich umiejętności na castingach.

Festiwal Szkół Teatralnych zawsze był czymś w rodzaju giełdy, na którą zjeżdżali reżyserzy i dyrektorzy, by pozyskać dla siebie młode talenty. Czy w tym roku ten cel także zostanie zrealizowany? Jaka przyszłość czeka młodych dyplomantów?

Gdybyśmy nie wierzyli, że studenci będą pracować i że jest przed nimi przyszłość, to pewnie żaden z naszych wysiłków nie miałby sensu. Czas jest bardzo trudny, ale wciąż trwają produkcje filmowe, w teatrach odbywają się próby i przygotowania do potencjalnego powrotu, ludzie pracują, dzieje się. Z doświadczenia wiemy, że ludzie lubią narzekać, marudzą, że pracy jest za mało, pytają, co nasi absolwenci w ogóle będą robić po tej szkole, a potem okazuje się, że przynajmniej 90% z nich pracuje w zawodzie – nie zawsze w teatrze, ale w filmie, w serialu, w przestrzeniach, w których mogą wykorzystywać umiejętności zdobyte podczas studiów. Teraz pewnie będzie trudniej, ale pamiętajmy, że ta przestrzeń kulturalna – a filmowa zwłaszcza – od dłuższego czasu się w Polsce poszerza, rozwija. Liczę też na to, że głód kultury i sztuki odezwie się w ludziach, przez co popyt na propozycje kulturalne będzie się zwiększać. Oczywiście być może są to marzenia, ale ja naprawdę wierzę, że tak będzie.

Rok 2020 był trudny dla Szkoły Filmowej nie tylko ze względu na organizację festiwalu, ale także na inną niż zwykle rekrutację nowych roczników oraz konieczność wprowadzenia kształcenia w systemie zdalnym. Jak poradziliście sobie z tymi zadaniami?

Zeszły semestr był rzeczywiście zaskakujący, musieliśmy siłą rzeczy przenieść się do rzeczywistości online. Dla niektórych przedmiotów trudno było znaleźć formułę równoległą czy zastępczą, zwłaszcza dotyczyło to przedmiotów ruchowych. Co zaś się tyczy przedmiotów kierunkowych, takich jak sceny, wiersz czy proza, to udało się nam wypracować formułę, w której powstało wiele pozytywnie zaskakujących prób. Udało nam się oswoić i wykorzystać to nowe medium. Monologi w plenerze filmowane z ręki telefonem czy nagrywane kamerką komputerową mogą na pierwszy rzut oka wydawać się dość słabe, zwłaszcza pod kątem jakości technicznej, a jednak powstawały bardzo ciekawe i oryginalne propozycje. Studenci nas zaskakiwali, jedna z nich na przykład wykreowała na balkonie w swoim bloku więzienie Beatrix Cenci – bez budowania scenografii, ale poprzez umiejętne wykorzystanie światła, usytuowanie w tej przestrzeni. To drobny i anegdotyczny przykład, ale naprawdę wiele ciekawych rzeczy udało się zrealizować. Oczywiście ten semestr jest dużo trudniejszy – stworzyliśmy początkowo system hybrydowy, co drugi tydzień studenci z poszczególnych lat mieli się wymieniać w pracy „na żywo”, ale niestety zamknięcie szkół dość szybko pokrzyżowało nam te plany. Postanowiliśmy, że w tej sytuacji nie będziemy już kontynuowali nauczania online, tylko w pierwszym semestrze skumulowaliśmy zajęcia teoretyczne z całego roku, zaś do pozostałych przedmiotów praktycznych zorganizowaliśmy konsultacje, by jednak nie stracić ze sobą kontaktu. Nie wyobrażamy sobie natomiast, by nie wykonywać tej roboty na żywo, ponieważ to wszystko powoli przestaje mieć sens – wszyscy to czują i rozumieją. Prawdopodobnie będziemy musieli więc przedłużyć rok akademicki, pierwszy semestr najpewniej zakończy się koło marca, a drugi w lipcu. Chcemy jednak, by studenci jak najwięcej zyskali, chcemy stworzyć im szansę żywego kontaktu i umożliwić im pracę na scenie, a nie skazywać na uczenie się aktorstwa we własnym pokoju.

Przez Internet można odbywać konsultacje, można nawet wygłosić jakiś monolog, ale jak nauczyć się zdalnie pracy zespołowej? Pandemia odebrała studentom wspólnotowość, która jest przecież istotą teatru.

Tak, my też sobie tego nie wyobrażamy. Chcemy więc prowadzić zajęcia w ograniczonych grupach dwóch czy trzech osób, które podczas spotkań na żywo z wykładowcą pracowałyby nad mniejszymi scenami – oczywiście z zachowaniem dystansu i w poczuciu odpowiedzialności za siebie nawzajem, poruszając się w obrębie jednak ograniczonej i dosyć zamkniętej przestrzeni. W zależności od tego, jak sytuacja będzie się rozwijała, będziemy starali się wypracować jakąś alternatywę, na przykład zorganizować coś w rodzaju obozu, podczas którego moglibyśmy z grupą studentów odizolować się od świata zewnętrznego i przez tydzień czy dwa tygodnie pracować. Kto wie, może wracamy do jakichś korzeni?

A jakie mają państwo plany względem rocznika, który wszedł w rok dyplomowy już w trakcie pandemii? Jak będą wyglądały ich dyplomy? Czy podczas pracy nad nimi korzystacie z doświadczeń zdobytych wspólnie z poprzednim rocznikiem?

Z rocznikiem, który prezentował się podczas FST online, nie udało nam się zrealizować trzeciego dyplomu teatralnego, ponieważ pandemia przerwała nasze prace na dwa czy trzy tygodnie przed premierą. Próba powrotu do tego spektaklu wydaje nam się z różnych względów niemożliwa, ponieważ zarówno studenci, jak i realizatorzy są już w innym miejscu swojego życia – studenci są już właściwie poza szkołą, starają się zajmować swoimi projektami i jakoś planować swoje życie zawodowe, zaś reżyserka przebywa za granicą i jej plany także uniemożliwiają na razie wznowienie prób. Dlatego tym bardziej się cieszymy, że udało się zrealizować przynajmniej dwa dyplomy, w których właściwie każdy student mógł się pokazać i odpowiednio zaprezentować. Cały czas trwają też prace nad filmem dyplomowym, także przerwane przez pandemię. W tym roku zrealizowała go Aniela Gabriel, ale na samą premierę musimy jeszcze trochę poczekać – przynajmniej aż kina zostaną z powrotem otwarte, ponieważ bardzo nam zależy na zorganizowaniu premiery z udziałem szerokiej publiczności oraz na odpowiedniej dystrybucji, czyli tak, jak było to do tej pory. Natomiast z obecnym rokiem czwartym, którego osiągnięcia chcemy zaprezentować na festiwalu wiosną, udało nam się do tej pory doprowadzić do premiery pierwszego dyplomu, czyli Mewy Antoniego Czechowa w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego. Wydarzenie to miało miejsce we wrześniu, także oczywiście przy obowiązujących obostrzeniach, więc właściwie prawie bez widowni. Niemniej cieszymy się, że udało nam się ten spektakl zrealizować i zagrać kilka przedstawień. Rozpoczęliśmy także próby do dyplomu w reżyserii Marcina Wierzchowskiego, również przerwane przez pandemię, ale wierzymy, że uda nam się dobrnąć do szczęśliwego końca.

Jak widzi pan przyszłość Festiwalu Szkół Teatralnych? Czy tegoroczna formuła sprawdziła się na tyle, by powtórzyć ją w przyszłym roku? Czy – jeśli okoliczności pozwolą – ograniczycie się jedynie do pokazów na żywo?

Podczas zakończenia tegorocznej edycji festiwalu zdradziłem już trochę te plany – wygląda na to, że przynajmniej częściowo będziemy chcieli pozostać przy obecnej formule i udostępniać nagrania w sieci, żeby jak najbardziej poszerzyć nasz zasięg i dać szansę oglądania dyplomów jak największej publiczności. Ale oczywiście absolutną podstawą pozostaje festiwal na żywo, co do tego nie mamy wątpliwości. Trudno przecenić bezpośredni kontakt z widzem, bezpośrednią wymianę tej wyjątkowej przecież energii. To ona przyciąga widzów – tak było też we wrześniu, gdy teatry na krótko wznowiły działalność. Ludzie chętniej wrócili do teatrów niż do multipleksów, to dla nas szalenie krzepiące. Czekamy zatem na rozwój, a właściwie na „zwój” sytuacji, bo liczymy przecież, że prędzej czy później ta pandemia się skończy.

20-01-2021

Piotr Seweryński – aktor teatralny i filmowy, pedagog. Absolwent Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi (1988). Zadebiutował na deskach Teatru Studyjnego im. Juliana Tuwima w Łodzi rolą Wasyla Artura Dymogackiego w Szkarłatnej wyspie Michaiła Bułhakowa w reżyserii Macieja Prusa (1987). W latach 1988–1993 był aktorem Teatru Nowego w Łodzi, a w latach 1994–2008 był związany z Teatrem Lalki i Aktora „Pinokio” w Łodzi. Od 2009 roku ponownie jest aktorem Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi. W 2012 roku otrzymał stopień doktora habilitowanego sztuk teatralnych (PWSFTviT w Łodzi), a od lipca 2020 jest dziekanem Wydziału Aktorskiego PWSFTviT w Łodzi.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: