AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Mieszkańcy teatru Bogusławskiego. Czy koza może siedzieć w loży

Pośród gruzów empirowej Warszawy, między Długą i Hipoteczną szarzeje szkielet teatru im. Bogusławskiego. Fasadę jego, ozdobioną latarniami i korynckimi pilastrami, widać tylko w połowie; resztę zasłania brzydka kamienica przy Długiej.

Lewa ściana teatru graniczy ze zwykłym podwórkiem, na którym od wielu lat we wszystkie dni pogodne wietrzą się czerwone pierzyny. Prawa ściana styka się z wypalonym domem i bramą pasażu. Nad sceną piętrzą się ruiny wysokiej oficyny. W ten sposób ów przybytek sztuki, przebudowany z bóżnicy, wegetował przez długie lata w tłoku kamienicznym. Po wielu zasłużonych spektaklach dramatycznych został wreszcie zamieniony na drugorzędne kino. Niezbyt kulturalna publiczność obdrapywała co wieczór dawne ozdobne ściany i balustrady.

Obecnie – ten jeden z najstarszych teatrów Stolicy jest jak zwykle, najnieszczęśliwszym. Wejdźmy na salę. Doznajemy nieprzyjemnego wrażenia; nie dlatego, że brak sklepień, że scena nie ma podłogi, a bariery 3-ch pięter balkonów ugięły się nad cienkimi pordzewiałymi kolumienkami, lecz z powodu przykrego zapachu i brudu. Na podłodze porośniętej mchem pełno żelastwa, rupieci i gnoju. Podobnie na scenie: przez wielką dziurę mieszkańcy przyległych oficyn wyrzucają najohydniejsze odpadki gwoli uciesze [sic! TM] szczurów. Dopiero zwisające z galerii ozdobne porudziałe balustrady, okrągłe jamy okien i resztki pilastrów z girlandami przypominają nam, że to ruiny teatru.

Wspinamy się na piętra. Oto obszerny hall o niebieskich ścianach. Okrągłe empirowe okna. Na podłodze sterta białych stiuków.

Dochodzą nas odgłosy bliskich rozmów. Idziemy korytarzem ku scenie. Okazuje się że mieszkają tu ludzie. Drzwi do mieszczących się kiedyś palarni i poczekalni oznaczone numera-mi przez nowych lokatorów. W ciemnym kącie kuluaru spiżarka i skład drzewa.

Tak jest na pierwszym piętrze, na drugim i częściowo na trzecim, dokąd trudno nawet dojść.

Na drugim piętrze w ubikacji mieszka już od pół roku młoda kobieta. Loża służy jej za komórkę, w której trzyma kozę. Wychodzi z nią codziennie na trawę do ogrodu Krasińskich. Leżący na widowni gnój wyrzucany jest właśnie z koziej podściółki. Koza jest bardzo miła, ale czy jej miejsce jest tutaj? Czy ona właśnie, siedząc w loży i przeżuwając paszę, ma podziwiać bezmyślnym spojrzeniem ruiny świątyni sztuki?

To zrozumiałe, że ludzi nie można wyrzucić nagle na bruk. Warto by jednak tą kwestią się zająć. To chyba sprawa BOS-u i Urzędu Kwaterunkowego. Niechże ją między sobą uzgodnią. Gdyby bowiem jakiś cudzoziemiec zechciał zwiedzić nasze zniszczone budowle zabytkowe, znalazłszy się tutaj — stwierdziłby przerost naturalizmu na scenie polskiej.

„Wieczór” 1946 nr 12, s. 1

Stajnia na scenie po Schillerze, czyli ruiny w ruinach teatru-legendy

Przypomniany tu tekst wymaga zapewne dodatkowego komentarza. Teatr im. Bogusławskiego to składnik „złotej legendy” polskiego teatru XX wieku. Przedstawienia zrealizowane tu przez Leona Schillera w czasie jego krótkiej, trwającej niespełna 2 lata dyrekcji, zakończonej w 1926 roku uważane są  za monumenty polskiej myśli inscenizatorskiej minione stulecia. Warto jednak pamiętać, że teatr u zbiegu ulic Długiej i Daniłłowiczowskiej chwile swej wielkości przeżywał znacznie wcześniej, u progu XX wieku. Nosił wówczas nazwę Nowości i mieścił warszawską operetkę w chwili apogeum jej rozkwitu.

To na tej scenie  tryumfy święcili Wiktoria Kawecka i Rufin Morozowicz, tu swe pierwsze sceniczne kroki stawiała – jeszcze jako  śpiewaczka – młodziutka Mieczysława Ćwiklińska. Pamięć o teatralnym przeznaczeniu tego budynku przetrwała wśród warszawiaków  nawet i długi, trzynastoletni okres aż do wybuchu II Wojny Światowej – gdy mieściło się tu wspomniane w zamieszczonym tu artykule miejskie kino.

Tragedia budynku rozpoczęła się wraz z wybuchem Powstania Warszawskiego. Relacje świadków jego zniszczenia swoją sugestywnością utrwalił obraz teatru zmiecionego z powierzchni ziemi, którego ruiny straszyły jeszcze do początku lat 60. Dokumenty zgromadzone w Archiwum Państwowym w Warszawie przekonują, że teatr nie umarł całkowicie, że nawet rozważano jego odbudowę.

Reportaż „Wieczoru”, popołudniówki wychodzącej w Warszawie niedługo  po zakończeniu wojny pokazuje inne, przytłumione życie dawnych Nowości, dawnego Teatru im. Bogusławskiego. Tytułowa koza jako ostatnia mogła zapewne patrzeć na zrujnowaną, ale całkiem prawdopodobnie nadającą się do odbudowy scenę. Stało się inaczej. Teatr im. Bogusławskiego zniknął z warszawskiego pejzażu bez śladu. Zapewne niewielu już mieszkańców  uliczki Schillera czytając ten mikroreportaż rozpoznałoby w nim miejsce, przez które codziennie przechodzą zapewne kilka razy. 
[most]

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: