AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Węzeł gordyjski Teatrów warszawskich

In magnis voluisse satis – głosi jedna z licznych maksym łacińskich, ale trzeba być chyba zaśniedziałym kwietystą, aby się taką maksymą kierować i zadawalniać. Trzymając się zasady „w wielkich sprawach wystarczy pragnąć, wystarczy chcieć” – niedaleko się dojdzie. Oczywiście, chęć i wola są naturalnemi, nieodzownemi źródłami wszelkich poczynań i dokonań, ale dobrymi chęciami piekło brukowane – mówi inne przysłowie – ciągłe więc stanie, a choćby nawet dreptanie w stadium chęci i próbnych poczynań, bez dalszych stanowczych i konsekwentnych czynów, prędzej przyczyni się do ulepszenia bruków w Hadesie, niźli do poprawy i rozwoju jakiejkolwiek, czy to wielkiej, czy małej sprawy.

Czy Teatry warszawskie, pod którymi rozumiem ten cały kompleks teatrów w naszym mieście, co powstawszy za Księstwa Warszawskiego pod nazwą Teatru Narodowego, istniał potem za okupacji rosyjskiej jako zespół Teatrów rządowych, a obecnie prowadzony jest przez municypalność, czy te Teatry stanowią sub specie aeternitatis sprawę wielką, czy małą – to rzecz obojętna. Niewątpliwe jest – i temu nikt nie zaprzeczy, że są dla nas sprawą wielkiej wagi, godną ciągłych gorących zabiegów i nawet znacznych ofiar, tak ze względu na rozmiar sztuki w najszerszym zakresie, jak i na kulturę całego ogółu. Ale są one przy tem bardzo trudną do prowadzenia placówką administracyjno-gospodarczą, a od chwili objęcia jej przez Zarząd miejski – pozycją wydatkową w budżecie, co coraz bardziej i już nadmiernie obciąża wyłącznie ogół obywateli. […]

Cóż się jednak dokonało po trzynastu przeszło latach? Kiedy skasowano już od dawna operetkę, a popularny Teatr im. Bogusławskiego w nabytym przez miasto gmachu – obrócono na kinematograf; kiedy na czele instytucji zmieniło się kilku wybitnych dyrektorów i tzw. intendentów, a w Zarządzie miasta uchwalono kilka rozmaitych odmian statutów teatralnych?

Jako odpowiedź czytamy w listach senatora Everta z r. 1929, że „Warszawa dopłaca do swej gospodarki teatralnej znaczne sumy, wydając na ogół do czterech milionów zł. rocznie”. […]

W prasie coraz częściej odzywają się głosy o konieczności zamknięcia Opery przez Zarząd miasta. Właściwie jednak nie dokonywa się ani rewizji, ani istotnych zmian i reform. Zmienia się tylko niestety, rzecz jedna – wysokość dopłat z ogólnych dochodów miejskich na pokrycie deficytów Teatrów, to znaczy zwiększa się niedobór, który […] wzrósł o dwa i pół raza, tj. o 250%.

Czy poziom artystyczny Teatrów naszych wzniósł się w tym samym stosunku, kwestię tę pozostawiam roztrząsaniom i sądom obecnych krytyków specjalistów; ale nawet przy podniesieniu się tego poziomu nie można się dziwić głosom obywateli miasta, nie można się dziwić opinii publicznej, która twierdzi, że tak wielkie i wciąż wzrastające niedobory Teatrów stołecznych nie świadczą o dostatecznie racjonalnej gospodarce, a w każdym razie nie mogą dłużej obarczać w tak wielkich rozmiarach samej tylko ludności Warszawy, że w ustroju i gospodarce teatralnej czas już dokonać zmian właściwych.

W istocie sprawa reformy Teatrów miejskich stoi ciągle i stale na płaszczyźnie konferencji, dyskusji, dezyderatów, uchwał teoretycznych i zmian drugorzędnych, to jest stoi na płaszczyźnie dobrych chęci, którymi piekło jest brukowane. […]

Teatry na całym świecie przechodzą w ostatnich czasach okres kryzysu, odbijającego się na ich stanie finansowym, a to z przyczyn ogólnie znanych, których nie mam tu zamiaru ani potrzeby rozważać.

Do najważniejszych z tych przyczyn, obok olbrzymiej konkurencji kinematografów i rozmaitego rodzaj widowisk o charakterze zwanym niegdyś kabaretowym itp. – należy jeszcze zmiana gustów i wymagań publiczności powojennej oraz podrożenie wszelkiego rodzaju materiałów, a przede wszystkiem najdroższego z nich – materiału ludzkiego, przy trudnościach powiększania budynków teatralnych i widowni celem osiągania większych wpływów z biletów bez zbytniego podnoszenia ich ceny.

[…] Rozwiązanie problematu Teatrów warszawskich tak konieczne i pożądane – wymaga najprzód najbardziej celowego i właściwego rozstrzygnięcia i ustalenia kilku podstawowych punktów, ażeby na nich oprzeć dalsze istnienie w racjonalnych warunkach tej instytucji, tak niezbędnej i ważnej dla kultury wszystkich warstw społecznych, dla rozwoju Sztuki teatralnej, która jak żadna inna skupia w sobie wszystkie dziedziny sztuki ludzkiej, oraz dla splendoru stolicy i całego kraju. […]

Wiemy wszyscy, że Teatr jako instytucja jest całością żywą, niezmiernie skomplikowaną i skupiającą największą ilość rozmaitych, nawet sprzecznych z sobą czynników, które trzeba umiejętnie zharmonizować i wykorzystać.   

Teatr ogarnia wszystkie działy sztuki i na wszystkich ich się opiera; Teatr musi korzystać z przeróżnych wynalazków technicznych i z wytwórczości licznych rękodzieł. Teatr to pracodawca na ogromną skalę, zatrudniający wszystkie kategorie pracowników umysłowych i fizycznych, odtwórców najwyższego rzędu i najrzadszych pereł uriańskich ze skarbca talentów ludzkości, aż do najprostszych, bez żadnych niemal kwalifikacji, sił roboczych.

Ale Teatr to także przedsiębiorstwo przemysłowe i handlowe, które z ołówkiem w ręku musi obliczyć wpływy i wydatki, aktywa i pasywa, które musi mądrze przewidywać koniunktury powodzenia, gusta, a nawet kaprysy publiczności, żeby nie przekroczyć granic swych możliwości materialnych, nie wpaść w nieopatrzną rozrzutność i nie ratować swego istnienia i rozwoju szczodrobliwością hojnych mecenasów sztuki, czy nim będzie Ludwik II, król bawarski, czy najdemokratyczniejsi radni miejscy, których hojność wyczerpać się musi, bo są przecież ojcami miasta, a nie tylko ojcami Teatrów miejskich.

Toteż nic dziwnego, że znakomici dyrektorowie, którzy sami potrafią stworzyć i prowadzić teatr współczesny, tak pod względem artystycznym, jak i finansowym, nie rodzą się na kamieniu – to są sui generis geniusze, którzy przychodzą na świat z odpowiednim talentem i temperamentem, bo prowadzenie teatru jest właściwie sztuką, a nie umiejętnością – ale sztuką, która oczywiście musi zużytkować wiele rozmaitych umiejętności.

Geniusze jednak nie zjawiają się na zawołanie, ale dobre kierownictwo, a właściwie dobry kierownik, posiada co najmniej dar dobrego administrowania – to jest spożytkowania i skojarzenia umiejętności fachowych znawców w każdym z działów, które, jak zaznaczyłem wyżej, tworzą żywy organizm każdego wielkiego teatru. […]

Następnym podstawowym zadaniem właściwego prowadzenia teatrów, jak zresztą każdego przedsiębiorstwa czy instytucji – jest zaprowadzenie, utrwalenie i strzeżenie racjonalnej oszczędności. Racjonalna oszczędność jest tak samo potrzebna i konieczna przy każdym sposobie prowadzenia teatrów i przy każdej skali tego prowadzenia, zarówno umiarkowanej, bądź też wspaniałej i zbytkownej. Bo rzecz idzie o to, ażeby nie wydawano niepotrzebnie i ponad miarę i niczego nie marnowano. Racjonalna oszczędność nie dotyczy tylko wydatków na materiały rzeczowe, ale również i tego najcenniejszego materiału, jakim jest materiał ludzki, a zatem winna dotyczyć właściwej liczby i doboru wszystkich kategorii pracowników, trafnej organizacji pracy, najkorzystniejszego rozplanowania widowisk itp. […]

Bez rozstrzygnięcia, możliwie najtrafniejszego, tych zasadniczych dylematów – nie będzie można racjonalnie rozwiązać gordyjskiego węzła Teatrów warszawskich, a krzywdą byłoby dla sztuki i kultury polskiej i wstydem wobec przyszłości, gdyby węzeł ten został rozcięty przez zamknięcie całkowite lub częściowe tych Teatrów albo żeby się sam rozwiązał, to jest właściwie rozpadł, również przez likwidację któregokolwiek z jego działów.

Trzeba więc stanowczo wziąć się do dzieła, a nie poprzestać na naradach i uchwałach. 

Ignacy Baliński, Węzeł gordyjski Teatrów warszawskich, [Przedmowa do:] Teatry warszawskie. Sprawa rewizji gospodarki teatrów miejskich, Warszawa 1930.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: