Zrzędność i przekora: „Exsultate, jubilate!”
Wielkich wzruszeń doznał Wasz felietonista i rzewnej tkliwości, bawiąc przed tygodniem w Poznaniu na jubileuszu 50-lecia Teatru Ósmego Dnia. Obchody rozpoczęły się od uroczystej mszy św. w bazylice archikatedralnej pod wezwaniem św. Apostołów Piotra i Pawła na Ostrowie Tumskim. Mszę celebrował arcybiskup metropolita poznański Stanisław Gądecki, który w pełnej uczuć homilii przedstawił zasługi jubilatów dla Ojczyzny. Odczytał też list pasterski, jaki nadszedł ze Stolicy Piotrowej.
Ojciec Święty Franciszek, dziękując jubilatom za, jak się wyraził, „ubogacenie naszych serc i umysłów”, wspomniał też o związkach T8D z kościołem katolickim. W kilku zdaniach nawiązał do przedstawień, jakie w swoim czasie jubilaci grali czy to w kościele pod wezwaniem św. Maksymiliana Marii Kolbego w Mistrzejowicach, czy to w parafii pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego i św. Faustyny w Warszawie przy ulicy Żytniej (co piszący te słowa widział na własne oczy i zachowuje we wdzięcznej pamięci); wspomniał też o możliwości powołania przy T8D stanowiska asystenta kościelnego, który mógłby na przykład skonsultować wizerunek Jego Świątobliwości w spektaklu Szczyt 2.0 (tak jak poznańscy dominikanie konsultowali wizerunek św. Inkwizycji w niezapomnianym widowisku plenerowym pt. Sabat).
Osobne słowa Następca Piotra poświęcił wizycie jubilatów w jego ojczyźnie, Argentynie, i wyraził swoją osobistą wdzięczność za empatyczne wsłuchanie się w jej tragiczny los w latach wojskowej dyktatury. Tekst homilii wraz z papieskim błogosławieństwem został uroczyście przekazany na ręce dyrektor T8D, Ewy Wójciak.
Do mszy, oprócz licznych ministrantów (z wąsami), służył również, ubrany w białą albę, prezydent miasta Poznania, pan Ryszard Grobelny (bez wąsów). Wyglądało na to, że ma status tak zwanego diakona stałego, czyli świeckiego, który zyskał prawo do sprawowania wielu funkcji liturgicznych i sakramentalnych, wszelako z wyjątkiem odprawiania mszy św. i słuchania spowiedzi (co zresztą autor tych słów musiał dyskretnie objaśnić dyrektor Wójciak, która, ujrzawszy pana Prezydenta w szatach poniekąd organizacyjnych, zapytała, czy gdyby zapragnęła sakramentu pokuty i pojednania, diakon Grobelny byłby władny go udzielić; „Niestety” – brzmiała odpowiedź, która zdała się sprawiać pani Dyrektor zawód…).
Pan Grobelny był również tym, który pierwszy rzucił się do całowania i ściskania jubilatów, gdy tylko celebrans wypowiedział słowa: „Przekażcie sobie znak pokoju”.
Liturgii towarzyszył chór chłopięcy Poznańskie Słowiki. Śpiewakom przyglądał się – z uniesieniem – gość honorowy uroczystości, arcybiskup senior archidiecezji poznańskiej Juliusz Paetz. Czując na sobie wzrok Jego Ekscelencji chłopcy bardzo cienko śpiewali.
Po zakończeniu mszy ruszyła procesja na staromiejski rynek, gdzie pod ratuszem oczekiwała delegacja rajców miejskich. Dla uczczenia jubilatów podjęli oni następującą uchwałę: oto poznańskie koziołki, które na ratuszowej wieży trykały się do tej pory rogatymi łbami, odtąd będą co godzinę trykać się w sposób zgoła przeciwny. Notabene za uchwałą zgodnie głosowali radni Prawa i Sprawiedliwości oraz Prawicy (pardon – Platformy) Obywatelskiej. Sprzeciw zgłosili Zieloni, którzy zawsze byli zdania, że koziołki należy uwolnić, tak jak orkę. W tym też duchu małodusznie zakłócali uroczystość pod ratuszem, skandując: „Uwolnić koziołki!”.
Z rynku procesja przeszła na Plac Wolności. Piszący te słowa spodziewał się, że mijając po drodze słynny Skłot Odzysk na ulicy Paderewskiego, przemarsz spotka się z wrogością jego mieszkańców-anarchistów. Owszem, na ozdobionej czarnymi flagami fasadzie kamienicy, pod wizerunkiem Bakunina, wisiał transparent z hasłem: „Nie musimy poprzestać na tym, co tu nazwano rajem na ziemi”, ale pod kamienicą nie było żywego ducha. Ex post okazało się, że w czasie przemarszu skłotersi zajęci byli wnoszeniem do swojej siedziby fortepianu koncertowego marki Steinway – daru poznańskich biznesmenów, którzy, przejąwszy się słowami św. Ewangelii: „Rozdaj wszystko, co masz i idź za mną”, postanowili zrobić dobry uczynek.
Na Placu Wolności licznie zgromadzili się przedstawiciele Krucjaty Różańcowej Za Ojczyznę oraz kibice Lecha Poznań. Ci ostatni ubrani byli w koszulki z widniejącą na piersiach i plecach cyfrą „8” oraz jakże znajomymi nazwiskami: Wójciak, Borowski, Chmaj, Janiszewski, Kęszycki… Nie szczędząc gardeł krzyczeli: „Od kołyski aż po grób jedna wiara, jeden klub!”. Konkurowała z nimi Krucjata. Krzyżowcy (bo tak nazywano uczestników wypraw krzyżowych, czyli krucjat) kołysząc miarowo różańcami, śpiewali znaną piosenkę Johna Lennona: „Imagine there’s no heaven…”.
W imieniu Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego wystąpił jego lider, prof. Stanisław Mikołajczyk, i jak na polonistę przystało wygłosił podniosły wiersz okolicznościowy znanego poznańskiego poety:
Dziś są Wasze złote gody, Jubilaci mili,/ Życzę więc Wam szczęścia, zgody/ W każdej życia chwili./Życzę szczęścia, pomyślności, przychylności nieba,/I gorącej wciąż miłości,/I dostatku chleba.
(Tremie trzeba przypisać prawdziwie freudowską omyłkę Pana Profesora: oto zamiast „złote gody” powiedziało mu się „złe to gady”…).
Jubilaci z trudem hamowali łzy, osobliwie zaś Marcin K., który w trakcie obchodu dostał SMS od poznańskich piekarzy, informujący, że na jego cześć słynne w całej Polsce rogale marcińskie będą się teraz nazywać „rogale kęszyckie”.
Następnie przemówił Piotr Ś., przedstawiciel PO (Przedsiębiorstwo Oczyszczania) i z dumą wyliczył kilkadziesiąt kamienic w Poznaniu, które w jubileuszowym roku uległy oczyszczeniu i wyczyszczeniu; on sam, jak wyznał, wziął na przeczyszczenie, więc przemówienie nie trwało długo.
Z kolei głos zabrał Paweł Szkotak, szef cenionego Biura Podróży. Oznajmił wstrząśniętym jubilatom, że jego Biuro ufundowało im wycieczkę na Maltę, gdzie powstaje monumentalna figura Pana Jezusa. Za osobistego cicerone po Malcie będą mieli dyrektora Michała Merczyńskiego, który podjął się również zorganizowania pikniku.
Wreszcie łysi chłopcy z Placu Wolności odśpiewali chóralnie piosenkę długowłosych Chłopców z Placu Broni: Wolność kocham i rozumiem/ Wolności oddać nie umiem.
Po części oficjalnej udaliśmy się do siedziby Teatru, gdzie odbył się bankiet. Podano patyki na liściach kapusty. Na każdy patyk nadziana była już to oliwka, już to śliwka, już to winne grono. Biesiada ciągnęła się do późnej nocy, a opowieściom i wspomnieniom nie było końca.
I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem,/ A com widział i słyszał, w księgi umieściłem.
27-10-2014
... stąd to pomieszanie języków. Co jednak nie przykrywa klęski propagandowej tego dętego projektu i powtarzania w kółko tych samych banałów, na co nie ma zbytu - w Instytucie Teatralnym ok 25 osób wraz z królikiem. Alternatywna historia w tym samym miejscu (po odpękaniu kwarantanny) 5 GRUDNIA