Historia o krótkiej pamięci…
… nie nęci, bo pamięć to zło. Ten wers to cytat z jakiejś piosenki, którą mój ojciec odtwarzał z magnetofonu szpulowego na początku lat 80. Była nagrana, zdaje się, w czasie pierwszego (i ostatniego za PRL) Przeglądu Piosenki Prawdziwej „Zakazane piosenki” w Gdańsku, w sierpniu 1981. Pamiętanie może być przekleństwem, może być groźne, ale i bardzo pouczające. Wtedy ojczyzna była w okowach, ale się nie poddawała, zło było oczywiste i łatwo definiowalne – była nim „komunistyczna władza”. To przeciw niej walczono, protestowano i ją w końcu obalono w 1989 (a przynajmniej tak twierdzą niektórzy).
Elżbieta Matynia, polska socjolog, którą stan wojenny zatrzymał w Nowym Jorku, dzięki czemu pracuje na jednej z najbardziej prestiżowych uczelni humanistycznych świata – nowojorskiej New School for Social Research (założonej w latach 40. XX wieku przez naukowców – uciekinierów z hitlerowskich Niemiec), napisała jakiś czas temu książkę Demokracja performatywna, w której analizuje przemiany systemu politycznego w Polsce po 1989 roku. Matynia, która wraz z nieżyjącą już Aldoną Jawłowską, w latach 70. badała ruch Młodego Teatru, postawiła w swojej książce tezę, iż właśnie teatr studencki był zaczynem i szkołą demokracji życia w Polsce. „Performowanie demokracji” polegało m.in. na zastępowaniu monologicznego, oficjalnego dyskursu (władza mówi, poddany tylko słucha – nie zgadzać się może najwyżej po cichu) dyskursem dialogicznym, który miał sferę oficjalną przemienić w publiczną. Publiczną, czyli nienależącą do władzy, ale tworzoną przez obywateli, zakładającą możliwość istnienia rozmaitych zdań, punktów widzenia, które pozostają ze sobą w permanentnym dialogu prowadzącym – zależnie od koncepcji – do konsensusu lub do ożywczego agonizmu.
Od ponad dwudziestu lat żyjemy w demokratycznym kraju rządzonym ostatnio (na wszystkich szczeblach) przez rozmaite opcje dawnych antykomunistycznych opozycjonistów. Wszyscy oni mają w nazwach bardzo szczytne słowa sugerujące, że chodzi im o jakąś „obywatelskość” czy wręcz „praworządność i sprawiedliwość” w naszym pięknym kraju. Moje doświadczenie jednak pokazuje, że generalnie liczy się bezwzględna siła będąca jedynym odczuwalnym przez obywateli efektem sprawowanej władzy. Przymiotnik „komunistyczny” zniknął, ale pamięć metod we „waaadzy” (jak wymawiał to czarujące słowo Kolega Kerownik Jacka Fedorowicza) pozostała.
Teatr Ósmego Dnia najwyraźniej stoi w tym samym miejscu, w jakim stał w 1978 roku. Dręczy mnie w takim razie pytanie: kto w Poznaniu obsadził się w roli ZOMO / SZSP?W maju 1978 Zarząd Główny SZSP (Socjalistycznego Związku Studentów Polskich), po uzyskaniu szczegółowych informacji z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (któremu m.in. podlegała Służba Bezpieczeństwa), postanowił poważnie zająć się sprawiającym kłopoty poznańskim studenckim zespołem – Teatrem Ósmego Dnia. W archiwach IPN zachowało się takie oto pismo: „Rozważając z konieczności dalszą egzystencję teatru, Wydział Kultury Zarządu Głównego SZSP zakłada między innymi następujący wariant: (…) Stopniowa wymiana poszczególnych członków teatru i wprowadzanie nowych osób. Jest to o tyle trudne, że zespół stanowi jednocześnie ścisłą grupę nieformalną typu komuny, wewnątrz której infiltracja i stymulacja jest praktycznie bardzo trudna. Pojedynczy nowi członkowie bardzo szybko pod wpływem starej ekipy ulegają demoralizacji. (…) Istnieje możliwość dalszych działań, będących wynikiem finalizowania spraw karnych poszczególnych członków zespołu. Kolejne zawieszanie członków zespołu do kierownika włącznie pozwoli na zmianę kierownika i tym samym doprowadzi w efekcie do całkowitej rotacji składu personalnego teatru”. Taki pomysł na funkcjonowanie Teatru Ósmego Dnia miał pod koniec lat 70. sprawujący nad nim (jak i nad wszystkimi studenckimi zespołami) władzę jego mecenas – też w pewnym sensie publiczny. Tamten plan się nie powiódł. Ale, jak uczy historia (oraz życie polityczne), śmiałe idee tak łatwo nie umierają. Ożywają nieraz z nową siłą, w zmienionym kontekście.
W czasie dyskusji nad przyszłorocznym budżetem Poznania radni (zarówno ci „obywatelscy”, jak i ci „od sprawiedliwości” dziejowej, a także ci z klubu wsparcia jedynie słusznego władcy grodu nad Wartą) postanowili znacząco obciąć dotacje dwóm miejskim instytucjom kultury. Tym dwóm, które przysporzyły „waaadzy” kłopotów – Galerii Arsenał (bo pracownicy chcieli, by na stanowisko dyrektora przeprowadzono rzetelny konkurs i, wsparci przez „waaadzę” zwierzchnią Ministra Kultury, doprowadzili do tego, iż konkurs – wbrew woli lokalnych waaadców – odbędzie się) oraz Teatrowi Ósmego Dnia, który „waaadzy” naraża się permanentnie. Układanie budżetu to moment, kiedy biedna „waaadza” może odpłacić się niewdzięcznym pracownikom kultury. Skończyło się (zaledwie) na drastycznym obcięciu dotacji, ale jeden z „obywatelskich” radnych miał o wiele śmielszy pomysł.
Jak przeczytałam w „Głosie Wielkopolskim” z dnia (nomen omen) 13 grudnia 2013 roku (http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/1066258,teatr-osmego-dnia-w-rece-fundacji-radny-tomczak-chce-rzetelnej-dyskusji,2,id,t,sa.html) radny Michał Tomczak (PO), który postulował o wniesienie poprawki do budżetu zmniejszającej dotację dla Teatru Ósmego Dnia o osiemset tysięcy złotych (z dotychczasowego miliona stu do trzystu tysięcy), zapytany, czy w ten sposób nie dąży do likwidacji tej instytucji, odparł: „Nie dążę do likwidacji teatru. Moje działanie podyktowane jest chęcią powrotu do rzetelnej dyskusji na ten temat – czy powinna być to miejska instytucja kultury czy prowadzona i finansowana w całości przez fundację. (…) Jeżeli ta poprawka zyska uznanie większości radnych, to zaproponuję, by ogłosić konkurs dla organizacji pozarządowych na prowadzenie Teatru Ósmego Dnia (…). Do tej pory ta dyskusja sprowadza się do ataków na miasto, zamiast skupić się na stworzeniu inicjatywy, przez którą teatr mógłby zostać przejęty i która mogłaby pozyskiwać dofinansowanie, a nie dotację”. Nie likwidacja więc, tylko „stworzenie inicjatywy, przez którą teatr mógłby zostać przejęty”. No tak – wymiana poszczególnych członków mogłaby zająć za wiele czasu, a radny ma swoje polityczne potrzeby już teraz. Lepiej niech „oddolna inicjatywa”, wyłoniona w drodze miejskiego konkursu, odegra się za atakowaną (brutalnie, bezpodstawnie, bezzasadnie, bezprzykładnie) „waaadzę”.
Czytając o śmiałych pomysłach demokratycznie wybranego radnego, co to krzewi wartości obywatelskie (pomysłach wspartych w dużej mierze przez innych równie demokratycznych radnych), pomyślałam, ku memu własnemu zdumieniu i przerażeniu, że zaczynam zgadzać się z Prezesem Kaczyńskim – że w Polsce nic tak naprawdę się nie zmieniło. Potem przestraszyłam się jeszcze bardziej, że albo popadam w paranoję, albo znalazłam się z rzeczywistości równoległej, kiedy przeczytałam, że jedyny klub w radzie miasta, jaki bronił Teatru Ósmego Dnia, to SLD – ponoć ideologiczni spadkobiercy dawnych komunistycznych władz. I jeszcze raz wróciłam myślami do Prezesa i jego metafor dotyczących polskiej rzeczywistości. Teatr Ósmego Dnia najwyraźniej stoi w tym samym miejscu, w jakim stał w 1978 roku. Dręczy mnie w takim razie pytanie: kto w Poznaniu obsadził się w roli ZOMO / SZSP?
P.S. Z tego, co pamiętam, główną nagrodą tamtego festiwalu z 1981 roku był Złoty Knebel. Trzeba go jakoś odnowić – będzie jak znalazł. Może uda się go ufundować z pieniędzy odebranych Teatrowi Ósmego Dnia? Znów wychodzi, że Prezes ma rację.
3-1-2014
Sprawdziliśmy deklaracje majątkowe dyrektor teatru za lata 2007-2009 i 2011-2012 (w BIP Urzędu Miasta brakuje danych za 2010 r.). Wynika z nich, że w tym czasie Ewa Wójciak zarobiła ponad 592,8 tys. zł brutto. Z tego 398,4 tys. zł za pracę na etacie w Ósemkach (od 64,8 do 99,3 tys. zł rocznie) i 194,4 tys. zł za honoraria (od 25,7 do 51 tys. zł rocznie). Ta ostatnia suma to w zdecydowanej większości (co wynika z deklaracji zarządu i słów dyrektor na konferencji) pieniądze otrzymywane od fundacji, która działa przy Ósemkach. Ewa Wójciak nie zareagowała na prośbę o rozmowę na temat swych zarobków w fundacji. NIE MÓWIŁEM, ŻE KAWIOROWA LEWICA? Mówiłem, mówiłem...
PS: i jeszcze jedna różnica (bo została ocenzurowana). Ja ich świetnie znam od 37 lat i pytany publicznie wypowiadałem się wielokrotnie: w prasie, w książkach i w internecie. Więc inerlokutorka ma średnie kompetencje do wystawiania mi świadectwa moralności w tej sprawie.
Pani Ostrowska KŁAMIE! Napisała niemądry tekst i na spokojne zwrócenie uwagi, że nie rozumie mechanizmów demokracji (realizując wspólne z Teatrem Ruch(a)y pewnego niemoralnego polityka) zareagowała ad personam z insynuacjami i kompletnym brakiem wiedzy, zestawem prymitywnych odzywek używanych, gdy nie ma się nic do powiedzenia. A potem jechała od mamusi... Ja rozumiem potrzebę dobrych obyczajow, ale sprawdziłem, że na chuligaństwo w internecie nic nie jest tak skuteczne, jak przemówić jego językiem. Poza tym prawo rzymskie daje prawo do obrony, a Newton przypomina, że nie ma skutku bez przyczyny.
Wierna czytelniczka napisał(a):
Szanowna Pani, jest mi bardzo przykro w związku z zaistniałą sytuacją, proszę jednak spróbować mnie zrozumieć - zostałam nie tyle "zaczepiona", co zaatakowana i zwyzywana - czy oczekuje Pani, iż w tej sytuacji można starać się przestrzegać form? Odpowiadanie na tego rodzaju komentarze jest dla mnie nowym doświadczeniem i wiem już teraz, że należy się pozwolić bezkarnie obrażać, ponieważ jest to jedyna forma dopuszczalnej obrony. Smutne. Z poważaniem Joanna OstrowskaPrzeczytałam wymianę zadań między JKZ a Joanną Ostrowską, jeszcze zanim zaingerowała administracja portalu. I szczerze mówiąc, zrobiło mi się przykro, że tak agresywne komentarze pojawiają się właśnie tutaj, na portalu o kulturze. Dotyczy to obu stron - tonacja odpowiedzi autorki była nie mniej bulwersująca (choć niewątpliwie została ona "zaczepiona"). Skoro juz zastosowano cenzurę, to myślę, że powinna ona objąć całą tę żałosną wymianę "uprzejmości". A tak w ogóle - uważam opcję komentowania artykułów za zbyteczną (wręcz tabloidową).
PS: Pożytek z nocnej akcji Administratora taki, że pokazał słabość Readaktora: drukowanie polpoprawnej, ale jakby palikotowej, Joanny Ostrowskiej okazało się obniżaniem poziomu... Rzeczona ma bardzo ograniczone pojęcie o sprawach, które (z ograniczonych źródeł) cytuje. Np. "komunistyczna władza" była wtedy nie w cudzysłowie, tylko w ruskich pobiedach przechszczonych na "warszawy", a rządzili - teatrem studenckim - nie opozycjoniści, tylko osobiścia Olek Kwaśniewski, zwany przez nas (Samorząd tego ruchu, którego byłem wybranym uczestnikiem): "Kwachu". Późniejsze dywagacje na temat władzy przedstawicielskiej (co w komentarzu kojarzy się autorce już tylko z Hitlerem - gratulacje) są tak demokratyczne, jak ona sama wykształcona - inaczej... Rozumiem, że recenzentce marzy się jakieś "kryterium uliczne" (i jeszcze większa kasa), i że te pomysły powzięła w Strasburgu? Beze mnie. Za to wycieczki ad personam i niewybredne, choć niedouczone insynuacje (Ostrowskiej w od-mamusinych komentarzach) Admin czujnie przeniósł do kosza. Tak trzymać...
uprzejmie proszę Administratora o zwrócenie uwagi na słownictwo i sposób myślenia swej współpracowniczki: "moralność Kalego", "wulgarne sugestie", "talent reżyserski i zdolności intelektualne" (w kontekście nieznajomości tego, o czym pisze Joanna Ostrowska)- "nie bojąca się chama", itp. itd. w wykonaniu kogoś, kto nie ma pojęcia o czym pisze, ale legitymuje się wystarczającym tupetem i znajomościami dla zaśmiecania forum publicznego. Moje komentarz są skopiowane dla przestrzeni gdzie nie funkcjonuje cenzura zakazana konstytucyjnie. Wstyd... i belka w oku Jacek Zembrzuski www.jacekrzysztof.blog.onet.pl
Komentarze autorstwa użytkownika "jkz" zostały wykasowane, ponieważ pozostają w sprzeczności z regulaminem portalu teatralny.pl Jeżeli sytuacja się powtórzy, użytkownik "jkz" zostanie zablokowany, a wszystkie komentarze jego autorstwa znikną z portalu.
Szanowny Panie (przypuszczam Zembrzuski), nie wiem i pewnie nie chcę wiedzieć, dlaczego ukrywa się Pan pod inicjałami, zamiast atakować pod własnym imieniem. Strach? Moralność Kalego, którą Pan innym zarzuca (jak inni obrażają - źle, jak robię to ja jkz - dobrze)? Do reakcji skłoniła mnie Pańska wulgarna i obraźliwa dla mnie sugestia zawarta w drugiej części Pańskiego pierwszego zdania, która stawia Pana z dala od grona ludzi honorowych, czy choćby dobrze wychowanych. Rozumiem jednak, że w sytuacji, w której od kilkudziesięciu lat nikt nie chce dostrzec Pańskiego talentu reżyserskiego, zdolności intelektualnych, ma Pan wystarczająco dużo czasu, by dawać wyraz swojej frustracji na forach internetowych. Zawsze to mniej groźne niż gdyby z nadmiaru czasu grasował Pan "w realu". Pański wpis przypomniał mi inną piosenkę z festiwalu z 1981. "Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama, uczyła mnie matka na historii światka, uczyła mnie mama, bym się nie bał chama, bo cham to jest cham i boi się sam." Z poważaniem Joanna Ostrowska (spełniona zawodowo) PS. Podziwiam Pańską wiarę w demokratycznie wybraną władzę. Pozwolę sobie tylko przypomnieć, choć takiemu erudycie o rozległej wiedzy historycznej, chyba nie powinno być potrzeby przypominać tak powszechnie znanych faktów: Hitler też doszedł do władzy przy użyciu legalnych demokratycznych procedur.
A Pani Szanowna we "waaadzy" rozumu, czy tylko Ruch(a) Palikota? Różnica jest taka, że on byli i są przeciwko władzy. Mam tłumaczyć? Wtedy niedemokratycznej, a dziś wybranej - ale nie ich i ich towarzyszy... "Dyskurs monologiczny" (czy jakoś tak) to jest to, co oni zawsze uprawiali. Zawsze. Zero pluralizmu i słuchania innych zdań... MOJE MUSI BYĆ NA WIERZCHU. Otóż, żyjemy, Droga Pani, w państwie prawa, które ustala się w izbie a nie na ulicy, czy po internetach. Wszyscy "mamy prawo się z tym nie zgodzić", ale i... "zrewiduj się sam"! Otóż to. Ukłony