AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Polski teatr i obce oczy

Dziennikarz radiowy i telewizyjny. Fotograf (publikował w "Teatrze"). W radiowej Jedynce prowadził cykliczną audycję teatralną. Autor wielu rozmów z ludźmi teatru.
A A A
 

Festiwal Boska Komedia to od kilku sezonów główne okno wystawowe polskiego teatru. Realizacje rodzimych twórców z ostatniego sezonu oglądają zagraniczni krytycy, reżyserzy, producenci teatralni, organizatorzy festiwali i dyrektorzy teatrów. Polskie produkcje stają się towarem na europejskim i światowym rynku impresaryjnym, bada się ich potencjał festiwalowy, zaprasza, odrzuca, wyławia artystów do multikulturowych projektów.

Przede wszystkim jednak konkursowe spektakle ocenia międzynarodowe jury. I to ono na nowo tworzy hierarchie wybitności w polskim teatrze albo potwierdza te istniejące. Werdykt z zasady lakoniczny – nie zawsze oddaje jednak wszystkie opinie i zaskoczenia gości ze świata. Zadaliśmy im więc pytanie o to, jak postrzegają polski teatr po obejrzeniu kilkudziesięciu spektakli na festiwalu. Co jest jego siłą, a co słabością? Dlaczego wydaje się im unikalny i co można w nim potraktować jako wartość uniwersalną? Które przedstawienia były absolutnie zrozumiałe, a które lokalne i hermetyczne?

Yana Ross (reżyser, Litwa):
Teatr europejski poznałam w trakcie studiów w Stanach Zjednoczonych. Stało się wtedy dla mnie jasne, że teatry polski, niemiecki, węgierski, litewski, fiński są wyjątkowe, a publiczność z tych krajów jest mocno z nimi związana. Stąd to, co oglądałam przez ostatnie pięć lat na Boskiej Komedii, nie zaskoczyło mnie wcale. Na tegorocznym festiwalu zauważyłam nowy trend w polskich przedstawieniach – dekonstrukcja waszej historii. Wiele spektakli dekonstruowało klasyczne dzieła polskiej kultury i badały ich kościec. Zafascynowało mnie podejście Radosława Rychcika do Dziadów. Także Towiańczyków. Królów chmur Wiktora Rubina i Jolanty Janiczak oglądałam z zaciekawieniem. Na Litwie mamy własną wersję historii Wielkiej Emigracji. Marius Ivaškevičius napisał Mistrza, który był chyba prezentowany na Festiwalu Kontakt w Toruniu.

Polscy aktorzy są bardzo emocjonalni i całkiem sprawni warsztatowo. Wydaje mi się, że technikę czerpią z niemieckiego teatru, ale krew w ich żyłach płynie trochę szybciej. Aktorzy węgierscy mają jeszcze większy temperament, ale Polacy potrafią lepiej zbalansować te dwie przeciwstawne cechy. Na pewno pomaga wam duża sieć teatrów publicznych. Tworzą one cenną platformę wymiany artystycznej.

Macie także wspaniałych reżyserów. Bardzo mi to odpowiada. W Polsce czuję się jak we własnym teatralnym domu.

Camille Protar (reżyser, Francja):
Myślę, że polski teatr głęboko bada rzeczywistość. Wasi twórcy chcą się w niej dokopać do istoty rzeczy. Takim reżyserem jest z pewnością Krystian Lupa. Nie mamy kogoś takiego we Francji. Długa, laboratoryjna praca nad każdym spektaklem pozwala mu przyjrzeć się problemowi z każdej strony. Lupa jest odważny, szczery, mistyczny, a nawet idealistyczny. Lubię w jego teatrze, to że nie jest zbyt intelektualny. W jego spektaklach ważny jest tekst, zawarte w nim idee i aktorzy, którzy z pełnym zaangażowaniem prowadzą z widzami dyskusję o życiu i śmierci.  

Polscy reżyserzy częściej eksperymentują niż francuscy. Wciąż poszukują nowych form. Wydaje mi się, że bierze się to z niechęci do tradycji. Jednocześnie tradycja głęboko w nich siedzi. Powstaje z tego interesujące zderzenie. Spektakle mierzące się z polską przeszłością mogą być niezrozumiałe dla zagranicznego widza. Na tegorocznej Boskiej Komedii mieliśmy problemy i z Dziadami Radosława Rychcika, i z Towiańczykami. Królami chmur Wiktora Rubina, i z Klątwą Moniki Strzępki. U nas nie ma takiego nurtu. Oczywiście podpieramy się klasycznymi tekstami Jeana Baptiste Racine’a czy Pierre’a Corneille’a, ale są one dużo lżejsze niż wielka polska literatura. To się czuje, nawet gdy ją wyśmiewacie lub przenosicie w inne konteksty. Ciekawi mnie, jak polscy artyści próbują w niej pływać i nie zatonąć.

Delphine Lyner
(dyrektor festiwalu Zürcher Theater Spektakel, Szwajcaria):
Nie jestem ekspertem w dziedzinie polskiego teatru, ale na podstawie tego, co widziałam w trakcie Boskiej Komedii, widzę w nim intensywną energię. Dla szwajcarskiego widza mogłaby okazać się może zbyt szorstka, ale jest to coś, czego brakuje w szwajcarskim teatrze. Niektóre wasze spektakle ciężko byłoby pokazać na moim festiwalu. Są zbyt „ciężkie” i zbyt długie. Nasza publiczność nie przepada za zbyt skomplikowanymi przedstawieniami. Zdarzają się u nas i takie, ale stanowią wyjątek.

Wydaje mi się, że waszą siłą jest szczerość. Wciąż jeszcze mierzycie się ze swoją przeszłością, chcecie zmian na lepsze, docierają do was nowe tendencje, obecne już od jakiegoś czasu na świecie, jak konsumpcja czy globalizacja. Ta prawdziwość wypowiedzi polskich reżyserów może być wielką wartością polskiego teatru.

Monika Payne (reżyser, USA):
Na Boską Komedię przyjechałam, bo przygotowuję się właśnie do wystawania polskiego dramatu Magdy Fertacz Trash Story. Wcześniej widziałam tylko nagranie Umarłej klasy Tadeusza Kantora. Dla mnie wielką wartością polskiego teatru jest to, że wasze przedstawienia są mniej dosłowne niż te, które oglądam w Stanach Zjednoczonych. Wasz teatr często przypomina sen. Potraficie także wspaniale pokazywać przenikanie się czasów i przestrzeni.

Polski teatr jest także bardziej zaangażowany politycznie. Nie bezpośrednio, ale czuję te tematy nawet w poetyckich przedstawieniach. U nas publiczność przychodzi do teatru, żeby oderwać się od rzeczywistości. Wasz widz wręcz przeciwnie, chce dowiedzieć się czegoś o świecie, który go otacza.

Eyal Weiser (dramaturg i reżyser, Izrael):
Wasz teatr jest bardzo zróżnicowany. Jedne spektakle wyróżnia poetyckość, inne wizualność, jeszcze inne są po prostu porządnie zrobionymi przedstawieniami. Wydaję mi się, że na tegorocznej Boskiej Komedii więcej było spektakli sięgających do tradycyjnych środków teatralnych niż innowacji. Nie wiem, czy tak wygląda teraz cały świat teatralny w Polsce. Najbardziej zaciekawiły mnie dwa spektakle: Kronos Krzysztofa Garbaczewskiego oraz Wycinka Krystiana Lupy. Kronos jest mądrym spektaklem o tym, jak działa pamięć. Niesamowite było to, jak Garbaczewski gra z różnymi mediami. To był bardzo nowatorski spektakl. Myślę, że Kronos może odnieść sukces za granicą. Znam wielu artystów wizualnych, którzy byliby nim zachwyceni. W sztuce reżyserii Krystiana Lupy zainteresował mnie sposób, w jaki buduje się spektakl, odrzucając robienie teatru. Jak poszerza granice teatru. W obu spektaklach aktorzy byli bardzo autentyczni. Nie grali, tylko istnieli w świecie stworzonym przez reżyserów. Było w tym coś fascynująco niedramatycznego.

Zaciekawiło mnie też operowanie światłem. W większości przedstawień scena jest dość ciemna. Jedynie ważne w danej chwili jej części są rozświetlane. Zupełnie inaczej jest w Izraelu. U nas scena jest oświetlana silnym i równomiernym światłem.

Andrius Jevsejevas (niezależny krytyk, Litwa):
Polski teatr jest bardzo kolorowy. Wiele w nim jest form ekspresji. Porównałbym go do teatru niemieckiego, ale jest bardziej poetycki. Jest też bardziej zaangażowany niż nasz litewski. Więcej jest w nim pasji komentowania rzeczywistości. Jednocześnie trudno się ogląda polski teatr, bo często jest głęboko zakorzeniony w polskim kontekście. Choć z drugiej strony jest to też jego wartością. Dzięki temu możemy nie tylko podziwiać kolejną interpretację Czechowa, ale też zobaczyć, jakie problemy nurtują polskie społeczeństwo.

Na tegorocznej Boskiej Komedii zdałem sobie sprawę, jak bardzo polski teatr bazuje na tekście. To może być problem dla widzów z zagranicy. Dobrym przykładem jest Klątwa. Odcinki z czasu beznadziei Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki. To bardzo interesujący spektakl. Odkrywczy, oryginalny. Ale komuś, kto nie zna języka polskiego, ciężko podążać za historią w nim zawartą. W dodatku bez znajomości polskiego kontekstu trudno ją zrozumieć obcokrajowcowi. Takich przedstawień jest więcej. Z drugiej strony Krzysztof Warlikowski też odnosi się w swoich spektaklach do polskiej historii, ale robi to tak, że jego przedstawienia boleśnie dotykają widzów na całym świecie.

Sasha Milević Davis (reżyser, Wielka Brytania):
Polski teatr jest zupełnie inny niż ten w Londynie. Wychodzi od formy i przemyśleń, czym w kategoriach rytmiki i obrazów scenicznych może być historia zawarta w tekście. Polskich reżyserów mniej interesuje dramaturgia. Twórcy w Polsce chętnie posługują się symbolem, metaforą, wizualnym znakiem. W Wielkiej Brytanii historia musi być opowiedziana linearnie. Jeśli u nas zrobisz abstrakcyjny spektakl, nie będziesz mieć ani dobrych recenzji, ani publiczności. To, co w polskim teatrze jest normą, u nas byłoby bardzo ryzykowne. Na szczęście powoli się to zmienia. Uważam, że macie jeden z najlepszych teatrów na świecie.

Deepan Sivaraman (reżyser i scenograf, juror Boskiej Komedii, Indie):
Najważniejszym elementem, który polski teatr może zaoferować światu, są aktorzy.

Zastanawia mnie, że na całym świecie teatr eksperymentalny działa na obrzeżach życia teatralnego. Tymczasem w Polsce stanowi główny jego nurt. A teatr popularny, komercyjny jest u was traktowany z pogardą.

Polski teatr wydaje mi się bardzo wizualny. Polscy reżyserzy często nawiązują do dwóch wielkich eksperymentatorów polskiego teatru – Tadeusza Kantora i Jerzego Grotowskiego. I choć wciąż polski teatr bazuje na słowie, próbuje od niego uciekać w fizyczność i wizualność. Ciężko oglądało mi się Wycinkę z powodu bariery językowej, ale nie miałem żadnego problemu z odczytaniem warstwy emocjonalnej. Z drugiej strony Kronos Krzysztofa Garbaczewskiego był spektaklem stymulującym intelektualnie, poruszającym techniką użytą w spektaklu.

Nie zawsze trzeba rozumieć tekst, aby doświadczyć przedstawienia. Teatr jest przede wszystkim doświadczeniem wizualnym.

Diana Darażok (dyrektor programowa Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Panorama” w Mińsku, Białoruś):
W zeszłym roku powiedziałabym, że polski teatr wyróżnia nagość. Pod koniec festiwalu byliśmy już tym zmęczeni (śmiech).

Polska kultura i literatura nie są mi odległe. Pomysł Radosława Rychcika, żeby przenieść Dziady w amerykańskie realia wydał mi się intrygujący, ale z całego przedstawienia w pamięci pozostały mi tylko pomysły. Kiedy oglądałam Klątwę Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki czułam już, że brakuje mi wiedzy o życiu w Polsce. Nie każdą scenę byłam wstanie odczytać, ale po reakcjach polskiej publiczności czułam, że było to coś aktualnego. Za to Wycinka Krystiana Lupy jest jak najbardziej spektaklem uniwersalnym, bo nie tylko podejmuje pytania dotyczące codzienności artystów, ale również zastanawia się nad miejscem twórcy w świecie i czym właściwie jest sztuka. Polski teatr zajmuje się skrajnie różnymi tematami. Z jednej strony bieżąca polityka, z drugiej metafizyczne istnienie w sztuce. Stawia wiele rozmaitych pytań i odpowiada na nie na wiele sposobów.

Peter Crawley (krytyk i juror, Irlandia):
W Irlandii teatr przede wszystkim neurotycznie zajmuje się tożsamością Irlandczyków. Szuka odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy. Wy także macie ten problem. Ale dzięki temu polski teatr jest dobrym miejscem, żeby poznać Polskę, polską duszę, intelektualne życie Polaków.

Wyróżniają was wspaniałe zespoły, duże i zaangażowane w teatralną pracę. Gdzie indziej trudno takie spotkać. A na poziomie artystycznym polski teatr stawia wiele ważnych pytań i nie zadowala się łatwymi odpowiedziami. Nie chce też czuć się bezpiecznie. Daleki jest od komercji. Polacy, podobnie jak Irlandczycy, mają wspaniałą umiejętność wpędzania się w depresję. W najlepszy humorystyczny sposób. Choć zdaję sobie sprawę, że czarny humor nie wszyscy rozumieją. Polscy twórcy nie silą się na łatwe żarty. Tym bardziej zadziwia mnie, jak bardzo te spektakle iskrzą się humorem.

Widzieliśmy tu wiele ekscentrycznych przedstawień. Choć nie zawsze daje to dobre efekty, twórcy wciąż poszukują formy wyrażania się. To jest bardzo stymulujące dla teatru. Zadziwia mnie też, jak chętnie polscy artyści poddają się amatorskiej psychoanalizie, jak za pomocą sceny walczą ze swoimi demonami i robią to na widoku publicznym. Zawsze powtarzam, że z każdym spektaklem się uczę, a tu spotkałem najbardziej zaskakujących pedagogów.

Tanja Miletić Oručević (reżyser, dyrektor Teatru Młodych w Mostarze, Bośnia):
Moim zdaniem nie ma unikalności w teatrze. Dziś dostęp do informacji, innych kultur, jest tak duży, że wpływy są nieuniknione. Wszystko już gdzieś zostało powiedziane. I bardzo dobrze. To jest zdrowe. Na polski teatr przede wszystkim wpłynął teatr niemiecki. Sporo niemieckich reżyserów pracowało w Polsce, polscy młodzi twórcy jeździli do Niemiec na staże. W pewnym stopniu estetyka teatru niemieckiego przeniosła się do twórczości niektórych polskich autorów. Absolutnie z korzyścią dla teatru i publiczności. Dzięki temu zaczęły się u was pojawiać tematy polityczne, społeczne. Tematy, które jeszcze niedawno uważane były za niegodne teatru, bo ocierają się o publicystykę. Niemcy tak nie myślą. Dużą pracę wykonują na tym polu Monika Strzępka i Paweł Demirski. To jest bardzo ożywcze i świeże. Wyjątkowość nie zawsze musi być wartością. Czasem nawet oryginalność przeszkadza. Powoduje, że teatr staje się hermetyczny. Na tegorocznym festiwalu okazało się, że głównym zadaniem polskiej kultury jest rozrachunek z literaturą romantyczną XIX wieku. To przemawia do bardzo wąskiego kręgu ludzi. A mnie brakuje u was właśnie dyskusji na tematy społeczne, o codziennych problemach Polaków. Przecież tu, jak na całym w tej chwili świecie, istnieje ogromny problem biedy, ofiar kapitalizmu i liberalizmu. Z mojego punktu widzenia są to dużo ważniejsze tematy niż rozprawa z Adamem Mickiewiczem.

Lily Whitsitt (reżyser, USA):
Teatr w Polsce jest tak inny od tego, co oglądam w Nowym Jorku, że bardzo się cieszę, że mogłam go doświadczyć w Krakowie. Polscy artyści dużo eksperymentują, są bardzo pomysłowi. Co nie znaczy, że tego nie ma w Nowym Jorku. Właściwie patrząc na całokształt festiwalu jesteście bardziej konserwatywni. Na pewno jednak dużo eksperymentujecie z formą (u nas eksperyment zdarza się głównie na Off Off Broadwayu) i w dodatku spotyka się to z entuzjastyczną reakcją publiczności. To, jaki entuzjazm i wsparcie daje publiczność artystom, jest dla mnie bardzo inspirujące.

Myślę, że każdy teatr istnieje w narodowym kontekście. Każdy teatr, niezależnie od miejsca na świecie, jest lokalny, a uniwersalny jest tylko za sprawą wymiany doświadczeń. I w tym sensie każdy, niezależnie od narodowości, może doświadczyć polskich przedstawień. Cieszę się, że zobaczyłam Dziady Radosława Rychcika, które nie tyle grają z amerykańskimi symbolami, co je wykorzystują. Sprawdzenie, jak one funkcjonują w kontekście nieamerykańskim, było dla mnie interesujące. Fascynowało mnie, jak wasza publiczność na nie reaguje. Zdumiało mnie, jak Rychcik potraktował problem praw człowieka w Stanach, problem, który jest ważny dla każdego Amerykanina. Nie wiem, jak ten spektakl byłby odebrany, gdyby trafił do USA, ale tu, w kontekście polskim, to było ciekawe doświadczenie.

19-12-2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany taka siaka
    taka siaka 2014-12-23   23:33:27
    Cytuj

    Dawno już nie czytałam takich bzdur.

  • Użytkownik niezalogowany zuw
    zuw 2014-12-19   18:41:25
    Cytuj

    To niesamowite, jak bardzo te wypowiedzi starają się nie urazić, i jak bardzo w związku z tym nic nie mówią.