Absurd i dosłowność
Krakowski spektakl Andrzeja Saramonowicza teatr promuje jako „czarną komedię o pełnym absurdu kraju”. Piszę „krakowski”, bo reżyser ponad dwa lata temu zrealizował już połączenie jednoaktówki Sławomira Mrożka z własnym tekstem w Teatrze Polonia. Nie widziałam warszawskiego przedstawienia, krakowskie warto zobaczyć z jednego przynajmniej powodu: napisana w 1958 roku Policja okazuje się tak aktualna, że trudno nie poczuć na plecach ciarek.
„Jeszcze sześć, siedem lat temu uważałbym Policję za sprawnie napisaną rzecz, ale zalatującą nieco naftaliną, a dziś polska rzeczywistość potężnie się zbliżyła do Mrożkowskiego absurdu” – mówił Andrzej Saramonowicz w wywiadzie udzielonym przy okazji warszawskiej premiery. Wydaje się, że dziś, po niemal czterech latach, dystans dzielący polską rzeczywistość od tej „sprawnie napisanej rzeczy” sprzed ponad sześciu dekad jeszcze bardziej niebezpiecznie się zmniejszył. A „Uwagi o ewentualnej inscenizacji”, jakie sformułował Mrożek, brzmią dość złowieszczo: „Sztuka ta nie zawiera niczego poza tym, co zawiera, to znaczy – nie jest żadną aluzją do niczego, nie jest też żadną metaforą i nie trzeba jej odczytywać”.
Inscenizując Policję, Saramonowicz wykreował więzienne państwo przyszłości: wszechobecne kamery śledzą każdy krok nie tylko Więźnia (Adam Szarek), ale również – a może przede wszystkim – Naczelnika (Michał Kościuk) czy Generała (Marcel Wiercichowski). Nie wiemy, czy obrazy z kamer oglądają spoglądający z portretu Infant i Regent, czy też ktoś, o kim ani my, ani mieszkańcy tego świata nie wiedzą nic. Ale z minuty na minutę robi się coraz straszniej i… coraz bardziej znajomo. Owszem, jak pisał Mrożek, „sztuka […] wymaga wytężonej uwagi ze strony widza […]”, może zatem być „męcząca”, ale aktorzy Bagateli grają, jak chciał autor, „wyraźnie i czysto”. Przyznam, że nie spodziewałam się, że Policja wybrzmi tak znakomicie.
W cytowanym już wywiadzie Saramonowicz stwierdza, że nigdy nie interesowało go pisanie sequela, a Noc zatracenia to „całkiem odrębna historia”. Jest tak, mimo że bohaterami stają się właśnie ci, w których cieniu i pod których czujnym okiem Naczelnik wraz z Generałem sprawdzali lojalność poddanych – Infant i Regent, choć ten ostatni właściwie pozostaje nieobecny. Z prostego powodu: umarł dawno temu, ale lękliwy i kapryśny Infant (Marcel Wiercichowski) woli tego faktu nie ujawniać, bo spoczęłaby na nim pełna odpowiedzialność za losy państwa i obywateli. Lud zatem żyje w przekonaniu, że rządzi nim dobrotliwy staruszek. Nieliczni, którzy znają prawdę, mogą traktować kraj jak prywatny folwark, żonglując stanowiskami i zaszczytami. Znamy? Znamy.
Prosty układ zależności i korzyści zaczyna jednak szwankować: ci, których imiona się tak często przywołuje i jednocześnie nieustannie się je kala, wreszcie powstają – martwi upominają się o pamięć i kraj, za który przez wieki oddawali życie. I dokonują przewrotu.
„Jeśli Mrożek opowiada o absurdzie arcypolicyjności […], to ja zapragnąłem opowiedzieć o absurdzie arcynarodowości” – mówił Saramonowicz. Problem w tym, że w Nocy zatracenia (tytuł odwołuje do monologu Konrada z Wyzwolenia) autor pomieścił tyle natrętnych aluzji do współczesności, iż w zderzeniu z dotkliwie absurdalną Policją druga część przedstawienia wybrzmiewa jak sekwencja rodem z mazurskiego kabaretu. Jest ojciec dyrektor, są ministrowie niekoniecznie potrafiący wskazać zakres działania swoich resortów, a Infant okazuje się łatwo ulegać wpływom Lokaja (Adam Szarek) i Kucharki (Kaja Walden). Ten, kto dorwał się do władzy, korzysta, ile wlezie. A, jak wiadomo, „dorywają się” ludzie bez skrupułów, a i bez szczególnych kompetencji.
Szkoda, bo sam pomysł Saramonowicza – nagle nad krajem, gdzie rządzi się, nieustannie wspominając „naszym umarłych”, panowanie zdobywają ci, którzy z grobów powstają – wydaje się znakomity. Całości nie ratują również pojedyncze subtelności, jak na przykład walka na argumenty Infanta i jego przeciwnika politycznego Leona (Patryk Szwichtenberg), przypominająca tę z Dyktatora Charliego Chaplina, kiedy to Hynkel i Napaloni, obaj niewysocy, spierają się, wchodząc na coraz wyższe stołki, krzesła czy blaty.
Przedstawienie rozpada się zatem na dwie wyraźne części. Co ciekawe, Policja okazuje się tekstem dużo bardziej aktualnym i dzięki temu poruszającym niż Noc zatracenia. Jedno jest pewne: oglądamy wyraziste, interesujące postaci. Kaja Walden w roli Żony Sierżanta-Prowokatora niepokoi, bo właściwie nie sposób odgadnąć jej intencji, jako Kucharka bawi naiwną zadziornością. Naczelnik Michała Kościuka stara się za wszelką cenę utrzymać swoją pozycję, co może nawet zjednywać mu sympatię publiczności; w drugiej części buntownik z zaświatów wywołuje niepokój. Patryk Szwichtenberg jako Sierżant-Prowokator zadziwia bezmyślnym oddaniem reżimowi, ale jego Leon może budzić respekt. Marcin Wiercichowski buduje dwie komiczne przecież postaci – Generała i Infanta – odmiennymi środkami. Aktorce i aktorom udało się stworzyć w obu częściach nierównego przedstawienia postaci różne – i to największy chyba atut krakowskiej realizacji.
04-10-2023
Teatr Bagatela w Krakowie, Duża Scena
Sławomir Mrożek, Andrzej Saramonowicz
Policja. Noc zatracenia
reżyseria: Andrzej Saramonowicz
scenografia i kostiumy: Aleksander Janicki
muzyka: Maria Anna Janicka-Kordasz
choreografia: Kaja Walden
reżyseria świateł / projekcje: Marek Oleniacz
obsada: Kaja Walden, Michał Kościuk, Adam Szarek, Patryk Szwichtenberg, Marcel Wiercichowski
premiera: 15.04.2023
galeria zdjęć Policja. Noc zatracenia, reż. Andrzej Saramonowicz, Teatr Bagatela w Krakowie ZOBACZ WIĘCEJ
Go88