AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Amor fati

Zapolska Superstar (czyli jak przegrywać, żeby wygrać), reż. Aneta Groszyńska, Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
 

Czy mam Państwu wzorem André Antoine’a w brawurowym wykonaniu Piotra Mokrzyckiego powiedzieć, że to jest dobry spektakl? Tak, proszę Państwa, Zapolska Superstar w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu jest dobrym spektaklem. Kiedy podczas premiery przerywano go oklaskami, byłem jednym z pierwszych, którzy zaczynali uderzać w dłonie. Bo się bawiłem i, co najważniejsze, wcale się tego nie wstydziłem. Ostatnio samo to już można uznać za zwycięstwo.

Nie chodzi mi o, jak to się mówi, „momenty”. Chociaż momenty, rzecz jasna, były. Tyle, żeby w ciągu pierwszych dwudziestu minut nazbierała się ich krytyczna masa i, zgodnie z odwieczną dialektyką, ilość przeszła w jakość. Przedsięwzięcie Anety Groszyńskiej zaczęło iskrzyć humorem i tryskać czystą teatralną energią, która od razu udzieliła się widzom. Zwłaszcza że siedzieli tuż obok, dosłownie na wyciągnięcie ręki, prawie że „włażąc” pierwszymi rzędami w na poły pustą, ascetyczną przestrzeń. Scenografia Tomasza Walesiaka przypomina jedną z tych małych piwniczek czy garaży służących jako przytułek dla amatorskich muzycznych eksperymentów. Na szarej ścianie z tyłu widnieje nabazgrany czerwonym sprayem tytuł przedstawienia, pod nogami stary, porysowany parkiet. W jednym kącie stoi elektryczna gitara, syntezator, zwykły stół, nieskomplikowana aparatura nagłaśniająca. W drugim – składane drewniane krzesła. Jeżeli przyjrzeć się uważnie, można spostrzec jeszcze kilka drobnostek – miniaturowe cymbałki czy białą myszkę. W wielu miejscach stoją butelki z wodą mineralną. Wszystko co trzeba do kolejnego minikoncertu „dla swoich”.

Lecz zanim trafimy na widownię, czekają nas labirynty korytarzy, zakrętów, przejść i schodów. Sama ta droga staje się integralną częścią spektaklu. Widzimy zawieszone wszędzie cytaty – małe ciekawostki, fakty i fakciki z życia Zapolskiej, które umieszczono w komiksowych chmurkach. Spotykamy też kilka czarno-białych tekturowych podobizn samej pisarki. Wygląda to tak, jakby na nas czekały przygody nie tyle, jak przeczytałem gdzieś w opisie, „dziewiętnastowiecznej Lady Gagi”, tylko najprawdziwszej superbohaterki. Takiej w stylu Marvel czy DC. Nic bardziej mylącego! Zresztą, można było się tego domyślić, przeczytawszy podtytuł przedstawienia – „jak przegrywać, żeby wygrać”. I oto właśnie chodzi.

Niezbyt udana kariera aktorska, jeszcze mniej udane życie miłosne, brak akceptacji ze strony rodziny, próba samobójcza, przegrane sprawy w sądzie, wojna, zapomnienie, samotna śmierć. Zapolska w wałbrzyskim przedstawieniu od samego początku wygląda na osobę zagubioną, nieprzystającą do otaczającej ją rzeczywistości. Walczy o uznanie, chociaż jednocześnie daje od zrozumienia, że tym uznaniem gardzi. Bezapelacyjnie stwierdza, że będzie czytana, kiedy w niepamięć pójdą utwory Orzeszkowej i Wyspiańskiego, żeby za chwilę z żalem wyznać, że nic jej nie wyszło tak, jakby chciała. Ponosi jedną porażkę za drugą, a mimo wszystko pozostaje konsekwentną i nieugiętą nietzscheanistką – co ją nie zabija, to ją wzmacnia! Pokochała swój los. Być może nie wygrała, lecz na pewno nigdy nie została zwyciężona. Przy czym Zapolska na wałbrzyskiej scenie jest zarazem obecna i nieobecna. Widzimy ją jak gdyby od środka, poprzez jej osobisty, mały, wewnętrzny teatrzyk, gdzie przybiera różne maski i odgrywa wybrane role. Każda z trzech grających ją aktorek (Sara Celler-Jezierska, Irena Sierakowska, Joanna Łaganowska) tylko zbliża się do swojej postaci, żeby za chwilę się zdystansować.

Niemniej jednak przedstawienie ma niejaki walor edukacyjny. O życiu Zapolskiej, mimo całego scenicznego chaosu, dowiadujemy się dość sporo. Na całe szczęście twórcy nie poszli tropem feministycznym. Nie zaczęli relacjonować przebiegu tzw. „pierwszej” fali. Nie wyciągnęli sztandaru ze spódnicy, żeby niepotrzebnie nim wymachiwać. Odpowiedzialny za tekst i dramaturgię Jan Czapliński nie zrobił też ze spektaklu krótkiego przeglądu „najważniejszych tekstów”. Być może dlatego historia dziewiętnastowiecznej pisarki i aktorki w rękach Anety Groszyńskiej staje się zadziwiająco aktualna i współczesna. Osobowość Zapolskiej, jej zmagania z losem i z epoką po upływie czasu dają myślom znacznie więcej pokarmu niż wyciągnięte z jej książek naturalistyczne opisy nędzy czy niesprawiedliwości społecznej.

Podobne podejście daje też więcej pokarmu dla aktorów, którzy grają w spektaklu z prawdziwą frajdą. Czerpią przyjemność z tego co robią i starają się tą przyjemnością podzielić z widzami. Trudno to przecenić. Pod tym względem, wbrew pozorom, w Zapolskiej superstar największe pole do aktorskich popisów mieli akurat panowie. Każdy zdążył zarobić na swego małego Oscara, lecz złote statuetki niech rozdaje „szanowna akademia”. Ja bym, jeżeli mogę, zaproponował całkiem inne nagrody. Rafała Kosowskiego uhonorowałbym posrebrzoną czapką-widką (działa odwrotnie niż czapka-niewidka) za namiętny monolog oburzonego krytyka, którego nazwiska nikt już nie pamięta. Piotr Mokrzycki zasłużył na teatralną indulgencję za jedną aktorską wpadkę (miejmy nadzieję, że coś takiego nigdy się już nie zdarzy) za rolę ogródkowego proboszcza i najbardziej efektowną podróż do Ziemi Świętej. Filip Perkowski za najbardziej zniecierpliwionego Sienkiewicza, jakiego w życiu widziałem, mógłby dostać piernik w formie medalu noblowskiego.

Śpiew, szalone tańce-łamańce, parodie i wygłupy – mogła z tego wyjść operetka w nie najlepszym stylu, a okazało się, że Teatr Dramatyczny zaserwował widzom jedno z najsmaczniejszych dań, jakie ostatnio w Wałbrzychu kosztowałem. Rzecz jasna to, co zobaczyłem, raczej nie rozsadziło mojego światopoglądu i nie zachwiało w posadach systemem wartości. Świat nadal stoi tam gdzie stał. Czyli na trzech słoniach. Ale gdy pod koniec przedstawienia półżartem padła propozycja, żeby następnym razem wziąć się „tym sposobem” za Sienkiewicza, od razu poparłem ją oklaskami. Dlaczego nie? Zapolska też by taką decyzję poparła.

13-11-2015

galeria zdjęć Zapolska Superstar, reż. Aneta Groszyńska, Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu Zapolska Superstar, reż. Aneta Groszyńska, Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu Zapolska Superstar, reż. Aneta Groszyńska, Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu Zapolska Superstar, reż. Aneta Groszyńska, Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu
Jan Czapliński
Zapolska Superstar (czyli jak przegrywać, żeby wygrać)
reżyseria: Aneta Groszyńska
dramaturgia: Jan Czapliński
scenografia i kostiumy: Tomasz Walesiak
muzyka: Marcin Liweń
choreografia: Katarzyna Zielonka
obsada: Sara Celler-Jezierska, Irena Sierakowska, Joanna Łaganowska, Rafał Kosowski, Piotr Mokrzycki, Filip Perkowski
premiera: 16.10.2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: