Antynomia
Pustynia, cywilizacja. Pradawne prawo, państwo prawa. Wolność, przestępstwo. Brat, plastikowy worek. Powinność, kara. Obowiązek, przywilej. Można by tak długo. Dramat Stefana Hertmansa mnoży konflikty i wyostrza rozłamy. Antyczny wzorzec, w który flamandzki autor wpisał współczesną opowieść, sugeruje uniwersalizm konfliktu między społecznością a jednostką, między deklaracją równości a praktyką dyskryminacji, między systemami prawa – boskim i ludzkim. A, nie, zaraz…
Antygona w Molenbeek tym się od tragedii Sofoklesa różni, że za główną bohaterką nie stoi prawo religii. Pożegnanie i pochówek brata nie wymagają uzasadnienia. Na nic tu argument o braku spokoju po śmierci. Sytuacja jest po ludzku oczywista. Aczkolwiek nie dla państwa, które w osobie swoich funkcjonariuszy: dzielnicowego, sędziego i prawników, uniemożliwia bohaterce działanie. Jej brat był przecież islamskim terrorystą, który zginął w zamachu. Rodzina straciła do niego prawo, stał się własnością społeczeństwa – jego wrogiem. Kreon jest u Hertmansa wieloosobowy, wielogłowy jak smok. I nie ma żadnych wątpliwości, żadnego dylematu. Takowe przynależą jednostce, nie zbiorowości. Chwieje się w związku z tym konstrukcja tragedii, a opowieść traci wagę. To dziwne, bo ostatecznie jest mi dużo bliżej do współczesnej studentki prawa, która walczy z państwową administracją o wydanie ciała brata, niż do mitycznej córki Edypa.
Nouria (Marianna Linde) jest Belgijką arabskiego pochodzenia. Mieszka w tytułowej dzielnicy Brukseli i od początku sprawia wrażenie dziewczyny pewnej siebie acz spokojnej. Wraz z kolejnymi represjami hartuje się heroicznie – to w jednej interpretacji; w drugiej – pogrąża się w szaleństwie. Nouria słyszy płynącą przez historię pieśń walczącej kobiety. Pieśń, którą potrafi podchwycić i zaśpiewać – dosłownie. Anna Smolar wyreżyserowała przedstawienie oparte na muzyce. Krótkie, skondensowane i zdyscyplinowane formalnie. Dźwięki, niekiedy abstrakcyjne, innym razem ilustracyjne (krzyki mew), przelatują od głośnika do głośnika akcentując rytm. Otaczają publiczność zebraną na widowni Małej Sceny Teatru Dramatycznego. Bywa, że od uderzeń basu wibrują fotele, ale nie ma w Antygonie… hałasu. Jest wyrafinowana gra z dynamiką. Muzyka Jana Duszyńskiego stanowi kręgosłup przedstawienia, jednocześnie pozostaje zwiewna i delikatna. Co nie znaczy lekka i przyjemna. Ma w sobie coś z wyobrażenia pustyni – z mirażu. Dlatego w zawieszonej nisko nad głowami aktorów pochylonej płycie z wgłębieniami widzę abstrakcyjny negatyw wydmy. Zwłaszcza wtedy, gdy wyświetla się na niej obraz popękanego sufitu więziennej celi lub izolatki w zakładzie psychiatrycznym. Tych współczesnych jaskiń, do których wtrącana jest główna bohaterka. Scenografię Anny Met uzupełniają białe linie zakreślające przestrzeń sceny, które aktorzy często przekraczają, oraz ciemne zasłony zamykające całość w figurze amfiteatru.
Muzykę z offu uzupełnia grająca na tubie, bębnie i przeszkadzajkach Maniucha Bikont. Artystka ma na sobie gorset, który upodabnia ją do Pallas Ateny. Jest nią i jest Antygoną, która podpowiada swojej następczyni (siostrze?) melodię działania. Dodaje otuchy, zagrzewa do walki, podaje dźwięki, intonuje melodie, bywa, że śpiewa wraz z nią – pomaga odnaleźć siłę, udostępnia jej archetypowe źródło. Ocena tego działania wcale nie jest jednoznaczna. Bohaterka Bikont wciąga Nourię w mit. Reaktywuje i ponawia wzorzec ważniejszy niż pojedynczy los. Dlatego dziewczyna, która na co dzień martwi się o ojca i użera z rasistowskim kolegą z roku, zostaje tragiczną bohaterką, ofiarą walki o imponderabilia. Ktoś powie: marnuje sobie życie. Jej uporu nie potrafią zrozumieć ani dzielnicowy Crénom, ani prawnicy, ani sędzia (wszystkich gra Michał Sikorski). Paternalistycznie przypominają o wdzięczności, którą winna jest belgijskiemu społeczeństwu – wszak dokłada się ono do jej prawniczych studiów. Dobre wyniki w nauce są im zresztą kością w gardle. Jak to możliwe, że ktoś znający moc prawa i powab kodeksów, zachowuje się tak irracjonalnie? Wykrada zwłoki terrorysty z zakładu medycyny sądowej? To nie tylko przestępstwo, to absurd. Ślepota systemu na indywidualną perspektywę, owo zderzenie cywilizacji rozumianej jako bezduszne procedury, z barbarzyństwem, które szanuje bliskość rodziny – to z kolei ość w moim gardle.
Hertmans czyni z belgijskiej administracji system nie tyle Kafkowski, ile afektywny. Okrucieństwo bierze się bowiem nie z zasady dura lex sed lex, ale z niechęci do imigrantów, a właściwie do współobywateli pochodzenia arabskiego, bo rzecz dzieje się w kolejnym pokoleniu integracji. Wywołanej, co warto przypomnieć, przez samych Belgów, którzy Marokańczyków (i innych) zwyczajnie potrzebowali. To wszystko w dramacie nie zostaje wypowiedziane, istnieje w domyśle. Podobnie jak zinstytucjonalizowana i niemal przezroczysta niechęć białych autochtonów. Dyskryminacja, ale nie rasizm. Nouria bardzo się przecież dzielnicowemu podoba. Jego protekcjonalny ton wynika raczej z różnicy wieku i płci. Nie jest to także konflikt ideologiczny, rozumiany jako starcie Europy i islamu. Brukselska Antygona sprzeciwia się państwu z miłości do „braciszka”, którego nazywa też „debilem” – nie jest bowiem dżihadystką i nie popiera tego, co zrobił. Jest osobą pomiędzy dwiema kulturami – wieczną Inną: „W mojej północnej ojczyźnie jestem / orientalna i obca, a tam, gdzie powinnam była / wrócić jak do domu, czułam się blada i / przezroczysta, prawie bezcielesna…”.
Śpiew aktorek stoi w formalnej kontrze do języka wspomnianych funkcjonariuszy. Prawo, którego bronią, jest pozbawionym melodii rytmem. Sikorski nie śpiewa. Stara się też nie przekroczyć granicy, za którą rozciąga się miłe mu terytorium komedii. Zręcznie balansuje, ale chwilami traci równowagę. Może zgodnie z planem. Vis comica to niezła broń w walce z patosem. Smolar unika go skutecznie nie tylko przy pomocy Sikorskiego, którego miny wywołują wśród młodszych widzów szmer układający się w tytuł netflixowej komedii o sarmatach – 1670. Również Marianna Linde stara się nie szarżować, a nawet jeśli korzysta z bardziej ekspresyjnych środków, to i tak nie przełamuje stonowanego napięcia całości.
Zdawać by się mogło, że spektakl Smolar jest przykładem teatru klarownego, oszczędnego i przejrzystego. Tymczasem wyczuwam w nim rodzaj dziwnego przesunięcia. Wielokrotnie traciłem kontakt z tekstem, nie gubiąc emocji i poczucia dramaturgii. To przedstawienie, które niejako przekracza samo siebie. Uwalnia się od treści, nie porzucając tematu. Jest przy tym, no cóż, piękne – jakkolwiek wątpliwy nie byłby to przymiotnik. Piękne, co nie znaczy doskonałe. Kameralna forma to broń obosieczna, wyostrza tak malowniczość etiudy piłkarskiej, którą Sikorski gra wyłącznie nogami (reszta jego ciała jest zasłonięta wspomnianą płytą), jak i niedoskonałości ruchowe (choreografia Alicji Czyczel), zwłaszcza w synchronicznych układach Bikont i Linde.
Owo przesunięcie i kłopoty z koncentracją mają jednak i ten efekt, że ostatecznie nie wiem jak się Antygona w Molenbeek skończyła. Ostatni monolog Sikorskiego ubranego w powłóczystą, udrapowaną suknię (w której pojawiał się też na scenie na początku spektaklu), przeleciał mi przez głowę jak senne echo. Nie chodzi nawet o to, że nie zapamiętałem. Nie zrozumiałem, nie przyjąłem do wiadomości. Jakby to nie było ważne. Czy to możliwe, że nie było? Hertmans dostarczył partytury, ale całe piękno utworu, który skomponowali inscenizatorzy, z czegoś innego wynika. Nie wiem z czego, ale mam poczucie, że mieści się w tej tajemnicy istota teatru.
19-06-2024
Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka w Warszawie
Stefan Hertmans
Antygona w Molenbeek
reżyseria: Anna Smolar
muzyka: Jan Duszyński
scenografia, kostiumy: Anna Met
choreografia: Alicja Czyczel
obsada: Marianna Linde, Michał Sikorski, Maniucha Bikont
premiera: 18.04.2024
galeria zdjęć Antygona w Molenbeek, reż. Anna Smolar, Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
The gender and age inequalities were probably the main causes of his condescending tone. It was also not an ideological conflict between Islam and Europe. geometry dash lite
A game that has never stopped being hot: word games. You can play a lot of word games at nerdle, Experience with your children and friends will definitely be your good means. Help you learn as well as expand your mind
sztuka jest bardzo dobra boxing random